Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2020, 09:39   #21
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Usłyszeli dźwięk odpalanego motoru, szybko oddalający się na wschód. Potem nastąpiła cisza, pogłębiona jeszcze bardziej kiedy Dawn zakręciła wodę po swojej kąpieli. Kąpiąc się jako trzecia, miała już tylko letnią. Nikt do nich nie przyszedł, pewnie przylepili łatkę zakażonych. Wszyscy, którzy mogli wyglądać na lekarzy lub pielęgniarki, siedzieli w gabinecie zabiegowym. Z rannym Noahem i nieprzytomną kobietą. Która być może niedługo po wyjeździe Ravera odzyskała przytomność: od tamtej strony dobiegł ich kobiecy krzyk i dźwięk przewracanych metalowych przedmiotów. Szybko dołączyły do niego inne głosy, bardziej zrozumiałe.
- Niech pani nie wstaje!
- Trzymaj ją...
- Cholera, przestań!
- Myślicie że się przemieniła? - Spytała spokojnie Shade wyciągając i zabezpieczając swój pistolet. Jeśli kobieta zamieniła się w zombie, nie było już dla niej ratunku. Jedynie wyzwolenie: Prosty, czysty strzał prosto w głowę.
Zwiadowczyni otworzyła drzwi i wyjrzała na zewnątrz, próbując zorientować się z którego pomieszczenia dochodziły odgłosy. O’Hara poderwał się na nogi szybciej, chwytając Jackhammera. Zdążył założyć spodnie i t-shirt, musiało wystarczyć.
- Nie mój chomik, ale nie za mało czasu minęło? - mruknął niezadowolonym tonem. - Scrap, twój odporny na broń biologiczną kumpel może się przydać - dodał głośniej i od razu ruszył ku odgłosom. Tam był Noah, a jego musieli wydostać. Osobiście miał nadzieję, że baba klasycznie panikowała wybudzona ze śpiączki.
Dawn wybiegła z łazienki owinięta ręcznikiem, który nieprzytrzymywany w obliczu gwałtownych ruchów się zwyczajnie zsunął z ciała. Skupiona na błyskawicznym odłączaniu Boba od ładowarki i włączaniu jego systemów kobieta tego nawet nie zarejestrowała.
- Wystarczy, że otworzycie mu drzwi - wraz z tą deklaracją uruchomił się napęd drona, ożywił się też panel sterowania na nadgarstku Bailey.
Dźwięki dochodziły z gabinetu zabiegowego, bez dwóch zdań. Nie tylko ich przyciągnęły, z głębi korytarza wybiegł mężczyzna w białym kitlu, zatrzymując się na widok uzbrojonych najemników i drona bojowego.
-...szoshtawcie mnhieee…! - zniekształcone kobiece wycie przebijało się przez cienkie ścianki. Słowa, nie bezrozumne wrzaski. Histeryczne, dziwne.
- Trzymaj maskę! - krzyknął ktoś, a po chwili coś ciężkiego łupnęło o drzwi gabinetu, aż zadygotały. Chwilę później znów coś spadło, z metalicznym hukiem uderzając w podłogę.
- Niech to szlag… - wydusił z wysiłkiem jakiś mężczyzna, a potem wydał z siebie krótki okrzyk.
O’Hara poczuł nagłą chęć władowania całego magazynku przez zamknięte drzwi, wybicia ich z buta i dobicia rannych. Powstrzymał ten zew natury i zamiast tego odwrócił broń, trzymając uniesioną do uderzenia kolbę. Nogą nacisnął klamkę i pchnął drzwi, spodziewając się zablokowania przez szamotaninę wewnątrz. Wtedy będzie wytłumaczenie na wejście z półrozpędu, cienkie drzwi nie stanowiły przeszkody dla kogoś takiego jak Kane. Jeden cios w głowę wyjącej baby i odskok. Jak nie zadziała, to mieli na podorędziu skuteczniejsze środki.
Ku pewnemu zaskoczeniu odkrył, że drzwi się uchyliły po naciśnięciu klamki, aż do momentu, w którym obiły się i zatrzymały na nogach leżących na ziemi ludzi. Przez szparę, na tyle dużą, że bez pancerza dało się przecisnąć, najemnicy zobaczyli wnętrze gabinetu, częściowo zdemolowane. Po drugiej stronie od wejścia stała leżanka z nieruchomo leżącym na niej Noahem, jedyną nieruchomą osobą w środku. Na środku leżał przewrócony parawan, stojak z kroplówkami oraz szafka zwykle przeznaczona do trzymania w niej i na niej różnych akcesoriów potrzebnych w takim gabinecie. Teraz próbówki i strzykawki walały się wszędzie, a po nich turlali się ludzie. Obecnie na dole znalazła się wyjąca kobieta, którą trzymał za ręce - sądząc po rozmiarze - mężczyzna. Spanikowana lub pod wpływem jakiegoś środka, rzucała się na wszystkie strony, z ust leciała jej piana. Nie było jak się do niej łatwo dostać, bowiem dwie inne kobiety - znów, sądząc po rozmiarach bo cała trójka miała na sobie foliowe kombinezony ochronne - próbowały przytrzymać ją z boku i jednocześnie dać jej zastrzyk. Bezskutecznie jak na razie, trzymana wykazywała się wyjątkowo dużą siłą, co chwilę odrzucając walczących z nią ludzi.
Valerie stała za Kanem na szpitalnym korytarzu. Niewiele była w stanie zobaczyć z tego co działo się w środku, bo cały widok przesłaniało jej solidne ciało mężczyzny, który nawet bez pancerza nie należał do ułomków:
- Co tam się dzieje w środku? - Zapytała czując się dość dziwnie w tym odwróceniu ról. Zazwyczaj to ona była osobą mówiącą innym o rozwoju sytuacji.
Scrap poniewczasie zorientowała się, że nie tego drona aktywowała. Bob był za duży na szybką akcję w ciasnej przychodni. Mógł rzecz jasna przestrzelić przez wszystkie te ścianki bez problemu, przy czym okazywało się, że nie tędy droga. Ustawiając go więc w pozycji do strzału zza pleców Irlandczyka, Dawn szybko włączyła Tik-Taka, posyłając go również w stronę gabinetu.
O’Hara w pierwszej chwili nie wiedział co zrobić. Nie miał pojęcia czy zabicie tej baby było uzasadnione. Przepchnął się przez szparę, krzycząc.
- Z drogi!
I odpychając bliższą z kobiet w kombinezonach. Miał pewne doświadczenie w walkach na krótki dystans, dlatego liczył, że uda mu się dobrać odpowiednią siłę do uderzenie kolbą w bok głowy, aby ogłuszyć, a nie zabić.
Z kimś takim jak O'Hara to nawet ciężarówka miałaby problem się zmierzyć, a co dopiero drobna pielęgniarka. Gdyby chciał, mógłby ją wyrzucić przez okno. Uderzenie było celne, kobieta nagle zwiotczała i przestała wyć. Zapadła na chwilę brzęcząca w uszach cisza.
- Co… co… - zaczęła jedna z kobiet.
Druga sprawdziła puls leżącej.
- Żyje, ale puls jest bardzo wolny.
- Cholera, przebiła mój kombinezon - syknął mężczyzna, wstając i trzymając dłoń w okolicach szyi.
Ten na zewnątrz ostrożnie podchodził bliżej.
- Co tam się stało? - zadał pytanie. Kane stojący najbliżej może nie był wielkim psychologiem, ale nawet on widział w oczach otaczających go ludzi, że nie znają odpowiedzi na to pytanie. Widział też, że Noah był w trakcie zabiegu, to jego wcześniej zasłaniał parawan. Cały brzuch miał we krwi.
- Lepiej naprawdę dobrze zwiążcie ją pasami. Nie wiadomo czym będzie kiedy ponownie wróci jej przytomność. - Powiedziała zwiadowczyni, która za Kanem zajrzała do pomieszczenia.
- Ratujcie chłopaka! - głośno, rozkazującym tonem O'Hara warknął do ekipy medycznej. - Tą tu się zajmę. W międzyczasie możecie snuć przypuszczenia co jej się stało i czy jest to zaraźliwe.
Najemnik rozejrzał się za ochroną na twarz i ręce, a potem za czymś czym można związać nieprzytomną. W gabinecie zabiegowym powinny być wszystkie te rzeczy, do wiązania nadawały się dobrze na przykład te rurki, którymi spuszczano z ludzi krew.
Widząc jak Irlandczyk lustruje uważnie otoczenie Shade postanowiła przyjść mu z pomocą:
- Macie tu gdzieś nosze do transportu? Takie z pasami bezpieczeństwa? Powinny się dobrze sprawdzić przy unieruchamianiu.
- Lepiej nie podchodzić bez stroju ochronnego - powiedziała Scrap, wychodząc z pomieszczenia, a Boba przesuwając nieco, żeby zablokował korytarz nadchodzącemu mężczyźnie. - Wyniki przydałyby się szybciej niż za dobę, szczególnie dla tych co są teraz w gabinecie.
Mężczyzna zatrzymał się od razu, prawie tak szybko jak jedna z pielęgniarek przypomniała sobie o operowanym zdaje się Noahu, do którego doskoczyła i swoimi plecami zasłoniła widok O'Harze. Druga kobieta była wyraźnie roztrzęsiona, a lekarz - z braku pewniejszych określeń na nieznajomego - najpierw dokładnie zdezynfekował, następnie okleił i spryskał klejem dziury w swoim kombinezonie. To nie była przychodnia bogatej korporacji, ale wyposażenie nie było prowincjonalne - zwłaszcza w kontekście ochrony przed wszelkimi zarazkami. Kane jednakże też znalazł czego potrzebował, nieprzytomna kobieta nie wybudziła się kiedy zaczęli ją wiązać. Całą twarz i sporą część ubrania miała w białawym nalocie, który wcześniej widzieli jak wycieka z jej ust.
- Dostała taką dawkę, że powinna nie budzić się jeszcze przez kilka godzin - zaczął mężczyzna w kombinezonie ochronnym, kiedy już go pozaklejał. Teraz, jak mówił normalnie, poznali w nim tego samego, z którym rozmawiali przy laboratorium. Wrócił do Noaha, zmieniając kobietę i teraz obie zaczęły się dezynfekować. - Nie wiem czym pluła, jeśli była uczulona na środek usypiający, to reakcja powinna być inna. Nie myślała racjonalnie, to był szał. Potrzebujemy wyników badań, aby coś stwierdzić.
- Nie przyspieszę, tu mogę zrobić tylko podstawowe - odezwał się ten z korytarza, zachowując dystans. - Niedługo będą, ale mogą być zakłamane wieloma czynnikami - tłumaczył. - Krew i wydzielinę posłaliśmy do laboratorium, wiedzą, że to pilne - ostatnie słowa były jakby trochę niepewne.
Scrap zorientowała się nagle w jakim stanie jest jej garderoba - a raczej jej brak - i cofnęła się szybko do pomieszczenia, wciągając na siebie ubranie.
- Lepiej do nich zadzwoń i przypomnij im, że jak to coś bardzo zaraźliwego to może skonsumować całą Republikę! - krzyknęła już ze środka do mężczyzny w kitlu.
Wyposażony w namiastkę ochrony O’Hara związał nogi kobiety, następnie obrócił ją na brzuch i to samo zrobił z rękami, krępując je mocno za plecami. Potem dopiero wykorzystał pomysł Shade i przeturlał na nosze, przywiązując do nich ściśle.
- Teraz się nie wyrwie o ile nie otrzymała supermocy - mruknął i wstał. Adrenalina schodziła i wkradał się niepokój. Nie zamierzał czekać bez sensu. - Doślijcie do badań to co z siebie wypluła.
Wyszedł z gabinetu, krzyżując spojrzenie z Valerie.
- Doniesiemy ze trzy leżanki i zostajemy tu czy przenosimy się do jednego z tych pustych budynków? - Lepiej zostańmy na miejscu. - Stwierdziła Shade - Będziemy mieli na oku Noaha i jego siostrę jak już się zjawi. - Adrenalina znowu krążyła w jej ciele. Czuła lekkie mrowienie w końcówkach palców. Zacisnęła dłonie próbując uspokoić bicie serca.
Połowicznie ubrana Scrap zawróciła Boba, sama znów pojawiając się w wejściu. Bezgłośnie zgodziła się z rozumowaniem drugiej kobiety, ostrożnie chwytając ją za dłoń.
- Chodź, poszukamy łóżek. Niech nasz Irlandczyk lepiej ich nie dotyka - uśmiechnęła się łagodnie do Valerie, dostrzegając jej spięcie.
Zwiadowczyni poszła za nią rzucając w kierunku Kane zrezygnowane spojrzenie. Była dziś wyjątkowo niespokojna. Dobrze, że nie musiała teraz polegać na swojej koncentracji. Wspomnienia i skojarzenia uderzały w nią z wyjątkową siłą. Seks mógłby przynieść chwile odprężenia, ale ostatecznie i tak nie pomógłby na jej problemy. Niestety nie tym razem. Dawn odciągnęła ją najpierw do najdalszych drzwi. Zamierzała przejrzeć wszystkie gabinety i poprzeciągać łóżka do jednego, może dwóch. Rozdzielanie się wyglądało z każdą chwilą na gorszy pomysł, wypierała z głowy możliwość zakażenia się przez Kane’a.
- Jak się czujesz? - zapytała cicho swojej towarzyszki, kiedy już były same.
- Paskudnie. - Stwierdziła Shade wzruszając ramionami. - Nienawidze wirusów. Od początku miałam złe przeczucia, kiedy zobaczyłam lokalizację misji. Trzeba było słuchać głosu instynktu.
- Nawet jak te wirusy mają ponad trzydzieści lat i umiemy je już leczyć? Mam przynajmniej taką nadzieję, w końcu zatrzymali tę epidemię. Nic nie pamiętam z tamtego okresu, miałam ze dwa lata - Dawn uśmiechnęła się słabo.
Usta Valerie ułożyły się w kpiącym uśmiechu:
- No patrz, nie przypuszczałam, że jesteśmy prawie równolatkami. Ja miałam trzy i niestety pamiętam więcej niż bym chciała. - Wzruszyła ramionami - Nie chodzi o prawdziwą obawę przed wirusem. Tylko o to co siedzi tutaj. - Uderzyła się dłonią w czoło. - Pewnych obrazów, mimo upływu lat nie da się zapomnieć, a takie miejsca sprawiają, że wspomnienia wracają bardzo wyraźnie.
- No i tajemnica mojego wieku się wydała - westchnęła Dawn i roześmiała się cicho. Szybko jednak spoważniała. - Rozumiem cię. Ja ciągle mam nadzieję, że to coś bardziej zwyczajnego. Te wszystkie reakcje mogła spowodować mieszanka różnych chemikaliów w zbyt stężonej formie. Ja się boję czegoś innego: że ta nasza dwójka jest tu właśnie z tego powodu. Szkoda, że nie wiemy, czy ich firmie bardziej zależy na tej dwójce czy na ich notatkach.
- Zawsze możemy ich nie ujawniać. - Stwierdziła zwiadowczyni. - W sumie przecież nawet ich nie mamy. - Wskazała na stojącą w pokoju leżankę. - Chodź, zabieramy ją i szukamy kolejnej.
Część pomieszczeń była zamknięta, ale zdobycie kluczy nie stanowiło problemu. To była tylko zwykła przychodnia, nie kryło się tu nic niezwykłego. Nie było nawet zbyt nowoczesnych sprzętów do badań, wszystko podstawowe i dość biedne - oprócz ochrony przed skażeniem biochemicznym, znalazły nawet schowek gdzie wisiało i leżało mnóstwo starego sprzętu ochronnego. Wyposażenie to musiało pamiętać jeszcze czasy aktywnej działalności Umbrelli w tym regionie. Trzy leżanki także się znalazły, wystarczająco do przekoczowania reszty nocy.
Shade ułożyła się na jednej z nich:
- Jak na polowe warunki całkiem tu wygodnie. Przynajmniej jest ciepło! - Stwierdziła podkładając ręce pod głowę. - Chyba nie pozostaje nam nic innego jak poczekać na powrót Foxa.
- Ciekawe, że akurat jego upatrzyła sobie Nicole - poruszyła mało istotny temat Dawn, który ją z jakiegoś powodu fascynował. - I dlaczego, skoro trzyma się blisko przywódcy.
- Może szuka urozmaiceń. - Shade uśmiechnęła się lekko. - Kane to naturalny przywódca, więc zainteresowała ją ktoś odmienny taki "młody-gniewny".
- Widziała nas bardzo krótko, musiała się kierować pierwszym wrażeniem, aye? - O’Hara włączył się w tą dyskusję sennym głosem. - I nie wybrała nikogo z ekipy szkoleniowej, też tam byli. Może to my ich nie doceniamy, jakiegoś planu, który znają tylko bliźniaki.
- Być może mają jakiś plan. Spróbujmy się więc dowiedzieć. - Zwiadowczyni zamknęła oczy. - Teraz możemy się zdrzemnąć. Dawn, ustaw któregoś ze swoich przyjaciół jako czujkę. Dawn ustawiła Boba tak daleko, jak pozwalała ładowarka, blokując częściowo wejście i ustawiła na tryb czuwania.
- Miejmy nadzieję, że choć u Foxa obędzie się bez dodatkowych przygód.
 
Sekal jest offline