Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2020, 22:06   #223
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 97 - 2037.V.19; wt; ranek

Czas: 2037.V.19; wt; poranek; g. 08:45
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; klub “The Hood”
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz umiarkowanie, mżawka, sła.wiatr


- Czułem, że zrobimy świetny interes. Przyjemnie się współpracuje z inteligentnymi ludźmi. - kolejnego, tym razem wtorkowego poranka. Szef lokalnego podziemia nie ukrywał swojego zadowolenia gdy Law i Ruben wrócili ze zgodą na tą współpracę. Po wczorajszym zebraniu Law zwołał zebranie rady z szefami wszystkich działów i komandorem bazy.


---


Wczoraj wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Chociaż ultimatum Alvareza uwierało. Mniej lub bardziej. Niejako wśród szefów najbardziej w opozycji do siebie byli Frank i Matylda. Polak zdawał się mieć wciąż w pamięci pamiętną akcję na początku roku i od tamtej pory żywić osobistą awersję do mafioza i jego ludzi. Dla odmiany szefowa zaopatrzenia co chyba najczęściej ze swoimi ludźmi wyjeżdżała i wracała z bazy buszując po terytorium gdzie dominowali avlarezowcy nie miała wobec nich żadnych zastrzeżeń. Jej ludzie i ona sama byli niejako najbardziej narażeni na kontrakcję lokalnych watażków więc zależało jej na utrzymaniu obecnego statusu gdzie mogli działać w spokoju. A Alvarez jaki by nie był i kim by nie był był w tej materii niezawodny. Odkąd ukrócił napady na furgonetki xcomowców zaopatrzeniowcy mogli działać w spokoju.

- On nawet nie musi nic robić. Wystarcyz, że da znać, że już nas nie ochrania. Rzucą się na nas wszyscy. Co wtedy zrobimy? Dacie nam ochroniarza na każdy wóz? - zapytała ironicznie wąsacza i niejako resztę. No tak, gdyby xcomowcy musieli walczyć “o kawałek torta” jak to rano zgrabnie ujął latynoski mafioz to tak by to wyglądało. Praktycznie wszyscy zbrojni musieliby ochraniać furgonetki. A wynik był niepewny. W końcu jakie szanse miała obsada zaskoczonej furgonetki, nawet z jednym czy dwoma zbrojnymi jeśli by napdała ją taka banda podobna do ludzi Hooka? Raczej kiepskie. I dlatego Matylda w pełni poparła projekt by dogadać się z mafiozem.

- Dla nas to może być niezła szansa. - Carter niespodziewanie dla co niektórych też dostrzegł plusy takiego rozwiązania. - My tutaj działamy tylko we trójkę. No może jeszcze to co ludzie Lawa czy Matyldy się dowiedzą z sieci czy na mieście. - szef szpiegów miał pewnie na myśli swoją komórkę wywiadowczą jaka działała w okolicy. No i dwa inne wydziały z czego skanerzy buszowali w sieci a zaopatrzeniowcy po okolicy więc w naturalny sposób mogli usłyszeć i zobaczyć to i owo.

- Ale oni są tutejsi. My na razie wciąż jesteśmy tu nowi, dopiero budujemy nasze siatki i agenturę. Oni siedzą tu od dawna. Możemy sobie nawzajem pomóc. My mamy źródła wywiadu elektronicznego i mamy wieści spoza miasta. Oni za to znają na wylot to miasto. Gdzie moi ludzie się nie natknął na coś nielegalnego to prędzej czy później pojawiają się jakieś powiązania z Alvarezem. - podsumował Carter niejako przyznając, że tutejszy mafioz może mieć na terenie miasta znacznie rozleglejszą sieć szpiegów, informatorów i obserwatorów niż X-COM zdążył zbudować przez te parę miesięcy. Na razie mieli właściwie jednego przekupionego policjanta którego zresztą właściwie zwerbował Ruben. Ilu przekupionych policjantów miał Alvarez można było się tylko domyślać. Ale pewnie więcej niż jednego. Więc koniec końców szef agentów też proponował by Law spróbował wybadać podczas kolejnego spotkania czy mogliby dojść w tej kwestii do porozumienia. Skoro i tak rozważają współpracę z nim w tej czy innej formie.

- Gdyby ktoś mi 20 lat temu powiedział, że będę współpracował z mafią w walce z kosmitami to bym mu pewnie nie uwierzył. Ale 20 lat temu świat był inny. - swoje chrypiące trzy grosze postanowił dorzucić Moritz. Wszyscy spojrzeli na starego wiarusa walczącego podczas Inwazji. I chyba nie tylko on dostrzegł ironię tej sytuacji.

- Jesteśmy za słabi na wojnę z nim. Jesteśmy na jego terenie. Jesteśmy słabsi. Nie wiem czy wie gdzie mamy bazę. Ale pewnie jest w stanie się tego dowiedzieć skoro ma nas pod nosem. Nawet nie musi nas szturmować. Wystarczy, że urządzi nam blokadę. Mamy generatory więc i wszystko co na energię będzie działać. Ale ile mamy zapasów? Ile wytrzymamy bez dostaw z zewnątrz? - zapytał raczej retorycznie. Chwilę jeszcze rozważał dostarczenie posiłków z bazy macierzystej. Co i dla nich i tutaj byłoby mocno kłopotliwe. A wynik był niepewny. Jedyną szansę jaką widział w razie konfliktu to likwidacja samego Alvareza. Ale najpierw trzeba by go namierzyć a na razie był nieuchwytny o ile sam się z nimi nie kontaktował. A gdyby to nie wyszło to liczenie na to, że koszt takiego oblężenia będzie dla Alvareza zbyt wysoki, zbyt niedochodowy. Chociaż zapewne miał większe możliwości niż xcomowcy a samo oblężenie mocno ograniczyłoby możliwości ich bazy.

I chociaż dyskusja jeszcze trochę trwała ostatecznie uznano, że lepiej będzie przychylić się do wniosku japońskiego szefa skanerów i pójść na współpracę z Alvarezem bo ma to więcej plusów niż minusów. No i właściwie przynajmniej ta akcja wpisywała się w cele xcomowców skoro koniec końców chodziło o to by zagrać na nosie siłom rządowym a nawet ADVENT-owi.

- Myślę, że to można ładnie rozegrać. - Barb ożywiła się gdy doszli do omawiania tej wspólnej akcji. - Pomyślcie jak to można ładnie zaznaczyć. Tak różni ludzie o różnych przekonaniach i celach współpracują w walce z kosmicznymi najeźdźcami. - powiedziała z zapałem w głosie i spojrzeniu rozglądając się po zebranych twarzach. - Jeśli się uda to wow! Pomyślcie! Odbijemy więźniów z najbardziej strzeżonej części miasta! Strzeżonego przez rządowych sprzedawczyków i ADVENT! Taki news pójdzie na całe miast, można to rozrzucić na cały świat! Taka spekakularna akcja! - zawołała podniecona taką wizją. No i rzeczywiście jakby się udała taka gruba akcja…

- A jak się nie uda? - zapytał kwaśno Frank któremu ta współpraca z mafiozem dalej była nie w smak. Ale widział, że opcja Lawa zaczyna zdobywać przewagę gdy większość szefów działów albo poparło pomysł współpracy albo chociaż nie wyraziło sprzeciwu.

- No to trochę gorzej. Ale numer tej klasy i tak pokaże naszą determinację, wolę walki i to, że ludzkość nie dała się ujarzmić i nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Że X-COM wciąż istnieje i walczy, że rzuca wyzwanie ADVENT-owi i kosmitom tam gdzie wydaje się być najsilniejszy. - szefowa od PR w ich bazie odparła bez zastanowienia. Mówiła z przekonaniem tak jakby nawet w razie porażki można było wyciągnąć z takiej akcji jakieś korzyści. Całkiem spore. Rzeczywiscie X-COM od dawna jakby przycichł i nie docierały do nich tak spektakularne akcje. Co prawda wieści z rządowych newsów nie można było uznać za wiarygodne i pewnie niechętnie by przyznali się do takiego wypadku ale wtedy dalej z wewnętrznej sieci X-COM coś powinno dotrzeć. No chyba, że gdzieś ktoś wyżej w hierarchii uznał, że jeśli coś takiego miało miejsce to lepiej sie tym nie chwalić nawet przed swoimi. Zwłaszcza jeśli akcja nie poszła zgodnie z planem.


---



- Czerwone Dłonie są poza naszą rodziną. Może się to zmienić ale w tej chwili są poza rodziną. Kręcili się po obrzeżach, mieli bazę w Imperial. Ale nie są stąd. Przybyli tu z parę miesięcy temu, jakoś pod koniec zeszłego sezonu. - wczoraj Alvarez nie odpowiedział na pytanie o gangi o jakie zapytał go Law. Powiedział, że sprawdzi to. Może naprawdę musiał sprawdzić a może czekał na odpowiedź xcomowców. I wrócił do tematu dopiero przy dzisiejszej rozmówcy gdy Law przyszedł ze zgodą na współpracę. A odpowiedź niejako znaczyła, że los ludzi Hooka niezbyt go interesuje skoro nie pracują dla niego.

- Ale ciekawe, że pytasz o Zamaskowanych. - latynoski biznesmen wydawał się być naprawdę zaintrygowany pytaniem o kolejną grupę. - Mają zaskakująco dobry towar, w zaskakująco dużej ilości, w zaskakująco niskiej cenie. To zaskakujące. - przyznał, że nawet jego coś zaskoczyło w możliwościach dostawców półproduktów dla Bailey’a. Dodał też, że jego ludzie dowiedzieli się tyle, że przyjeżdżają gdzieś z południa. Spoza miasta. Co by tłumaczyło dlaczego nie jest ich tak łatwo namierzyć. Też był zainteresowany dowiedzeniem się czegoś więcej o tych nowych, tajemniczych dostawcach spoza miasta.

- A teraz jeśli chodzi o naszą aktualną sprawę. Moi ludzie wprowadzą was w nasze przygotowania. - Alvarez jednak wolał się skoncentrować na sprawie odbicia swoich ludzi z aresztu w centrum miasta. Skinął ku sąsiedniemu stolikowi i od niego wstało dwóch ludzi. Jeden był w garniaku i wyglądał jak sam el jefe i jego osobista obstawa. A drugiego Law a zwłaszcza Ruben zdołali poznać całkiem nieźle przez ostatnie miesiące. Rando skinął głową w ich kierunku i w przeciwieństwie do ważniaka w garniturze uśmiechnął się do nich.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline