Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2020, 20:04   #10
Joer
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
Kompleks mieszkalny, poziom -2

Młody mężczyzna uciekał przed ścigającym go kolosem. Gabaryty Trzyłapki paradoksalnie dawały mu przewagę, bowiem olbrzymka cały czas zahaczała o krawędzie korytarzy. Jednak jej wytrzymałość oraz narastająca wściekłość były czymś czego nie mógł zlekceważyć. Na jego niekorzyść przemawiał jego strach oraz własna nieporadność, dorównująca nawet tej ścigającej. Nie miał szans się przed nią schować. Nie był w stanie jej przekonać. Ostatecznie, nie miał nikogo, kto by mu pomógł. Był grubo pod kreską w tym rozrachunku. Mógł postawić tylko na jedną kartę.

Potknął się o ustęp w chodniku, ciężko uderzając barkiem w zbrojenie korytarza. Jego ręka odruchowo poleciała w stronę jego fiolek, lecz te, cudem uniknęły uszkodzenia. Sylwetka goniącej go Trzyłapki oraz pozostałych cargo goniących ją samą była stale powiększającym się cieniem na końcu korytarza. Był jednak na miejscu.

Świrek, w ciemnościach, wymacał dłonią pustą przestrzeń w ścianie, schylił się i pośpiesznie zaczął się wczołgiwać. Było mu trudniej niż w dzieciństwie, ale ten fakt stanowił pocieszenie. Wiedział, że Trzyłapka na pewno nie zdoła się wedrzeć do szybu wentylacji. Szybko dotarł do rozwidlenia i w porę, bo poczuł palce mutantki na swoim bucie. Podwinął kolana i przysiadł patrząc w jej stronę.

Woń uryny i dobrze cyrkulowanej zgnilizny przeszyły jego nozdrza, a uszy zalał świst przepływającego powietrza. Mógł tylko patrzeć na czerwoną ze złości twarz cargo wymachującą łapą, próbując go dosięgnąć. Wrzeszczała coś, jednak nie szum tłumił to wszystko. Chciał to zakończyć. Lubił tych olbrzymów, mieli w sobie dużo więcej człowieczeństwa, niż ci którzy nimi pogardzali. Targały nimi dolegliwości, z którymi potrafił od czasu do czasu pomóc. Gdyby tylko mógł dotrzeć do niej.

Uśmiechnął się spokojnie i wyciągnął otwarte dłonie w rozjemczym geście w stronę furiatki. Głos miał spokojny i uprzejmy, choć nie był w stanie zamaskować strachu czy zmęczenia.
- Wiem, że teraz tak nie uważasz, ale jesteśmy po tej samej stronie. Jeśli tylko spojrzysz na mnie jako osobę, nie oceniając mnie przez pryz... - przerwał mu kamień, który uderzył go w twarz z impetem. Poczuł krew na wardze, a lewa powieka odruchowo odmawiała otwarcia się w pełni.

Świrek skulił się do pozycji embrionalnej próbując zakryć się przed kolejnym ciosem. Jego ciałem targały dreszcze. Zapach krwi oraz lepkie uczucie sklejającej mu skórę mazi zakręciło mu w głowie. Zaciśnięta szczęka i spięte mięśnie tylko otwierały bardziej ranę. Drżącą ręką powędrował do kieszeni, z której wyciągnął szare pudełko. Otworzył je z niemałym trudem i wyłuskał z niego jedną tabletkę. Wciąż zwinięty w kłębek wsunął ją sobie do ust i położył dłoń na lewej piersi. Wsłuchując się w rytm bicia swojego serca uspokajał się, jego oddech robił się coraz bardziej miarowy.

Po paru minutach, już spokojny i znów uśmiechnięty, podniósł głowę. Napastniczki nie było, toteż wygramolił się z szybu. Na szczęście ponownie nic nie stało się jego instalacji, ani jego drogim ampułkom. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście do tego stopnia, że podskoczył radośnie w miejscu. Burczenie w brzuchu jednak przypomniało mu o jego celu wędrówki. Ruszył pewnym krokiem. Nie mógł się doczekać co dziś pysznego im przyrządzono.
 
Joer jest offline