Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2020, 00:51   #287
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 75 - 1940.V.27; pn; wieczór; Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; wieczór; godz. 21:30
Miejsce: Francja; Abbeville; centrum Abbeville; mieszkanie Louisa
Warunki: jasno, ciepło, cicho na zewnątrz wieczorna szarówka, chłodno, pogodnie, d.si.wiatr



Birgit (kpr. Mae Gordon); Noemie (por. Annabelle Fournier) i George (srg. Andree de Funes)



Odpoczynek i sen pomogły. Jakoś własne członki czy głowa nie wydawały się tak ciężkie. Obie agentki przespały się w łóżkach z kolorową pościelą a najstarszy wiekiem agent na łóżku polowym które Louise przygotował i pod własną pościelą. Gospodaż żachnął się na pomysł by ktoś z jego gości miałby spać na podłodze. I jak wstali okazało się, że jest już wieczór. Przespali większość drugiej połowy dnia. A za oknami dzień się kończył dając malowniczy widok chmur barwionych przez zachodzące Słońce.

- Chodźcie na kolację. - zaprosiła ich Odette gdy już wstali i się porządkowali. W końcu więc cała trójka gości plus gospodarz i jego siostra znów spotkali się w kuchni. Tym razem na kolacji.

- Jedzcie. Dzisiaj już i tak tego nie sprzedam. - piekarz wskazał na półmisek z drożdżówkami co pewnie upiekł rano zanim nie zaczęła się ta afera za oknami. A za oknami był ładny, słoneczny zachód Słońca. I dochodził zza nich miarowy pomruk wielu silników. Jakby gdzieś tam przez miasto przejeżdżała cała kolumna ciężarówek.

Podczas kolacji Louis i Odette trochę na zmianę tłumaczyli co i jak na zadane przez agentów pytania. Normalnie najłatwiej było przejść na południową stronę rzeki przez mosty. One właściwie już były za miastem. No ale teraz niemieccy żołnierze ich pilnowali. Było ich widać z południowych krańców miasta. I droga była zamknięta dla cywili. Tam po drugiej stronie rzeki to już byli chyba tylko Niemcy. W każdym razie nie wpuszczali tam nikogo to nie było wiadomo co tam się dzieje. Ale wyglądało na to, że w legalny sposób nie da się przedostać tymi mostami na drugi brzeg skoro przejście było tylko dla niemieckich żołnierzy. Ta droga gdzie ich zatrzymał ten niemiecki żandarm prowadziła przez całe miasto aż do tych mostów za miastem.

I ta Somma pod tymi mostami raczej nie była jakoś za bardzo płytsza niż gdzie indziej. Rodzeństwo było zdania, że chyba najlepiej zdobyć jakąś łódź. I może wtedy jakoś by się dało przepłynąć. Chyba, że ich goście czują się na siłach by jakoś przegadać strażników na moście. Ale cywilom bez dokumentów mogło być trudno. Zwłaszcza Odette wydawała się bardzo przejęta tym, że trójka tak dzielnych ludzi może tutaj utknąć na dłużej. No ale teraz zbliżała się noc to może coś by to pomogło. No i za oknami warczały te silniki jakby jechało jakieś wojsko. Ale nie było ich widać z okien. Sama bitwa jednak jakby ucichła. Przynajmniej nie było słychać grzmotu dział jakie strzelały od samego świtu aż do południa.

A z tego co mówił Louis wyglądało, że Niemcy są tutaj jakoś od tygodnia. Co mogło być prawdą bo jakoś wówczas niemieckie czołówki pancerne przedarły się do Kanału. Właśnie gdzieś w rejonie Abbeville. Z tego co mówił brat Odette mieli dużo ciężarówek i czołgów. Pierwsze dwa czy trzy dni kręcili się wszędzie, rozstawiali się, szukali kwater i pytali o drogę. Potem jakoś się uspokoiło. Wojna jakby zamarła. Nikt nic nie strzelał ani nie jeździł. Ot byli ci Niemcy, sprawdzali dokumenty, rozstawili posterunki, kierowali ruchem, te najważniejsze i główne drogi zarezerwowali dla siebie i nie można było po nich jeździć. Ale poza tym właściwie wiele się nie działo. Nawet zaczęli przychodzić do piekarni Louisa. Płacili tymi swoimi reichsmarkami. Wolał franki. No ale nie śmiał oponować przeciw uzbrojonym żołnierzom. Z tego co rozmawiał z sąsiadami to im też płacili tymi swoimi markami. Niektórzy nawet coś mówili po francusku to szło się jakoś dogadać. Właśnie dzisiaj rano któryś z nich pewnie zgubił czy zostawił tą gazetę co piekarz przyniósł do swojego mieszkania. I to rano to widocznie ich zaskoczyło. Jak zaczęły spadać bomby. Chociaż nie na same miasto. Czasem coś łupnęło bliżej i może jacyś biedacy oberwali no ale nigdzie na tej ulicy. Ale strach był. Jak tak huczała jedna artyleria tuż za miastem a druga gdzieś też za miastem tylko po drugiej stronie rzeki. Strach było siedzieć jak te pociski przelatywały nad głowami, dachami i ulicami. I tak cały dzień od rana. I Niemcy też się bali. Ci co akurat rano byli w piekarni wyglądali na zaskoczonych i przestraszonych. Coś tam krzyczeli do siebie chwilę a potem wybiegli schyleni na ulicę. Z karabinami w ręku. Bo jak przyszli po chleb i bułki to mieli te karabini na ramieniu i zachowywali się dość swobodnie. Jak zwycięzcy. No ale te wybuchy to ich poderwały równo. I gdzieś pobiegli. Potem już ich nie widział.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline