Pomieszczenie jadalne, poziom -2
Kiedy modlitwa dobiegła końca, przebywający w kantynie ludzie opuścili ją bez czynienia zbędnego hałasu robiąc miejsce kolejnej grupie mieszkańców czekających cierpliwie na swoją kolej w sąsiednim korytarzu. Ustawiając się w rzędzie do dozowników z odżywczą papką, nowi przybysze - w przeważającej mierze obarczeni mnóstwem genetycznych wad - skłaniali z szacunkiem głowy ku osobie stojącego przy pierwszym stole starca. Kiepskie oświetlenie nie pozwalało dostrzec zbyt wielu szczegółów fizjonomii białobrodego, kiedy jednak przemówił, nikt nie potrafił się wyzbyć wrażenia, że w jego głosie dźwięczy nuta pewnego nie dość starannie skrywanego niesmaku.
- Bracia i siostry, nim zasiądziecie do posiłku, wysłuchajcie mojej prośby - powiedział Mędrzec. Słysząc jego słowa wszyscy znieruchomieli mniej lub bardziej posłusznie nie chcąc okazywać przywódcy Enklawy lekceważenia. W kantynie zapadła pełna wyczekiwania cisza.
- W osadniku ponownie utworzył się zator - powiedział starzec wspierając się na ramieniu towarzyszącego mu mężczyzny - Na dolnym poziomie nieczystości wylewają się z rur, a wszyscy doskonale wiemy, jakimi to grozi chorobami. Potrzebuję kilku ochotników, którzy zejdą na dół i przetkają odpływy przy osadniku. Chętni zostaną wynagrodzeni, nie tylko dodatkowymi racjami żywnościowymi, ale też dniem wolnym od pracy i naszymi modlitwami.
W kantynie ponownie zapadła cisza. Wszyscy spoglądali na Mędrca w milczeniu, ale nikt nie odezwał się ani słowem. Już wyprawa do osadnika nieczystości, usytuowanego na samym dnie Enklawy, stanowiła wyzwanie samo w sobie, wiodąc poprzez pozbawione oświetlenia tunele i szyby pełne przerdzewiałych drabinek i wydartych częściowo ze ścian pęków kabli. Wypełniający ciasne zagracone przestrzenie fetor fekaliów zwykł wysyłanych na Dno nieszczęśników dusić, przyprawiając ich o wymioty i potworny ból głowy.
- Bracia i siostry, proszę was o zrozumienie - powiedział po chwili milczenia białobrody starzec - Jeśli nie znajdą się ochotnicy, będę zmuszony zarządzić loterię, a wówczas czarny kamyk może przypaść dziecku bądź komuś w podeszłym wieku. Czy naprawdę nie znajdzie się nikt, kto zechce zrobić to dobrowolnie?