Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2020, 15:10   #59
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Zrozumienie rozdarło zasłonę ciemnych myśli i Lwydowi zrobiło się lżej na sercu, jakby ktoś zdjął z niego odpowiedzialność za jakieś wyjątkowo nieprzyjemne okoliczności.

- Paul ty durny sukinsynu - Lwyd odwzajemnił uścisk szczerząc zęby, - prawie wpakowałem ci kilo ołowiu w kałduna.

Na potwierdzenie tych słów zabezpieczył i schował broń do kabury.

- No dobra, nie patrz tak - Siwy uśmiechnął się. - Wszystko ci opowiem, tylko… - rozejrzał się. - Gdzieś tutaj był całodobowy. Nie będziemy przecież gadać o suchym pysku!

- To chciałem usłyszeć - odparł rezolutnie Paul. - Prowadź, wodzu!

Ruszyli z powrotem, aby kilka minut później stać już we wnętrzu małej klitki, robiącej za lokalny monopolowy. Za ladą stała całkiem urodziwa, młoda kobieta, w której oczach pojawił się lekki przestrach. Jej klienci nie wyglądali bowiem najlepiej i gdyby istniała legenda o starszych panach z jeziora, byliby pierwsi do obsadzenia tej roli. Byrgler o to nie dbał, bez dłuższego namysłu kupił dla siebie butelkę Jamesona… Huw podbił stawkę o drugą. Zapowiadał się długi wieczór.

Kiedy już wychodzili, przyjaciel Lwyda puścił jeszcze oczko do ekspedientki i od razu pociągnął ze swojej butelki.

- Wynająłem furę. Stoi niedaleko - zadeklarował. - Możemy się tam skitrać, chyba że masz lepszy pomysł.

- Wynajmuję mieszkanie. Niedaleko. - Siwy kiwnął głową w przybliżonym kierunku, w którym się znajdowało. - Mogę cię tam przetrzymać. Właściciel siedzi w szpitalu po tym jak przetrąciłem mu kolano. Nie powinien mieć urazy, bo chwilę wcześniej próbował mi odciąć głowę stalową linką.

Detektyw machnął ręką widząc wielkie oczy przyjaciela.

- Wytłumaczę ci na miejscu - wyjaśnił. - Podjedziemy moją bryką. Mam w niej parę fantów, które chcę zabrać. Pasuje?

- Widzę, że to jakaś grubsza akcja - powiedział Paul, unosząc brew. - Czemu nie, suchy kąt brzmi dobrze.

Obydwaj ruszyli we wskazanym przez Huwa kierunku. Przez dłuższą chwilę otaczał ich jedynie dźwięk deszczu, który najwyraźniej ani myślał ustępować. Okazało się też, że po takiej przerwie dość trudno było przejść do konkretnego tematu.

- Czym w ogóle jeździsz? - zagaił wreszcie Paul. - Ile ci ten wóz pali?

- Kaszalotem - odpowiedział, gdy już zza rogu wyłonił się szary qashqai, - bez zmian, a spalanie i wzrost cen paliwa mnie nie dotyczą bo zawsze tankuję za trzydzieści funtów - rzucił sucharem. - Wskakuj.

Po chwili jechali już w kierunku mety i Paul nawet nie skomentował siatki wrzuconej na tylne siedzenie chociaż otaksował ją wzrokiem. Przez parę minut rozmawiali o głupotach i Huw pomyślał przez ułamek sekundy o tym by się nie zatrzymywać i pojechać dalej. Po prostu wyjechać z tego cholernego miasta, może nawet wyjechać do Szwecji i zostawić to wszystko w diabły. Jakaś cząstka jego świadomości podpowiadała mu jednak, że TO nie da mu uciec. Musiał tutaj zostać i doprowadzić to do końca.

- .. i on mi wtedy na to, że nie ma drobnych! - Goodman parsknął śmiechem. - Czaisz?

Huw pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Głupota nie boli - skwitował parkując. - Skroiłeś go?

- Pytasz...

Wysiedli. Huw zabrał siatkę i po chwili siedzieli już w salonie Irlandczyka. Znalazło się szkło, chociaż Paul najwidoczniej go nie potrzebował. Siatka ogrodzeniowa wylądowała na podłodze. Lwyd nalał sobie połowę szklaneczki, zakołysał płynem, wciągnął aromat, który przywołał momentalnie wspomnienie upokarzających chwil i po momencie zawahania wlał w siebie całą zawartość. Whisky rozlała się ciepłem i już po chwili poczuł jej odprężającą moc. Napełnił szklankę ponownie i rozparł się wygodnie w fotelu.

- Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak się ucieszyłem gdy cię zobaczyłem. Chyba mi odpierdala Paul - powiedział Siwy cicho - i boję się, że sobie z tym nie poradzę.

- Spokojnie. Obaj jesteśmy jak karaluchy. Przetrwamy wszystko - odpowiedział Byrgler, podnosząc szklankę. - Więc… o co właściwie chodzi? - spojrzał wyczekująco na przyjaciela.

Huw wstał i wyłączył telewizor.

- Chciałbym, żebyś coś zobaczył - wybudził telefon i udostępnił ekran, - żebyśmy razem to zobaczyli.

Włączył filmik.

Z uwagą obserwowali jak Lwyd podchodzi do kukły i za chwilę przeprowadza rozmowę z niewidzialną postacią. Choć detektyw na własne oczy widział towarzysza dzieciństwa, to na nagraniu zastępowała go pusta przestrzeń. Równocześnie przez cały czas na ekranie pojawiały się smugi i śnieżenia, które w normalnych warunkach wskazywałyby na uszkodzenie sprzętu.

Gdy na filmie Huw zwrócił się do Paula, tego o wiele młodszego, dorosły Goodman poruszył się lekko na kanapie. Lwyd w naturalny sposób potrafił czytać z ludzkich twarzy, ale w przypadku przyjaciela miał z tym problem. Rzadko jednak widział, aby był on tak poważny i skupiony, co właśnie teraz.

Siwy z nagrania zaatakował kukłę, a obraz załamał się we wszystkich kierunkach. Przez chwilę wizja zniknęła kompletnie, zaś gdy wróciła do jako takiej normy, Huw przeprowadzał kolejną rozmowę. Tym razem mówił do niewidocznego Hopkinsa. Tak jak Lwyd to zapamiętał, prawie od razu zaatakował widmo, choć najwyraźniej celem szarży stał się sam totem.

Śledzenie kolejnych wydarzeń było coraz trudniejsze. Z każdym kolejnym ciosem ekran eksplodował serią rozbłysków i ziarnistych zakłóceń. Przy którymś uderzeniu zajaśniał wyjątkowo mocno, po czym nagranie dobiegło końca - najwyraźniej to w tym momencie komórka się wyłączyła.

Po tym wszystkim Paul przez jakiś czas siedział nieruchomo, oświetlony jedynie przez łunę z telewizora. Mężczyzna zastukał palcem w szkło, po czym w zamyśleniu upił solidny łyk.

- Nic z tego nie rozumiem - stwierdził nieswoim głosem. - Widziałeś tam byłego szefa… i mnie?

Lwyd przytaknął i upił whisky ze szklaneczki.

- To straszydło - wskazał w ekran, na którym skończył się już film, - coś emituje. Jakieś fale… Chuj wie co! Pomieszało mi w głowie. Rozmawiałem z tobą, kilkuletnim tobą, tak jak teraz i z tym sukinsynem z dragów. Obiłem mu mordę - uśmiechnął się słabo. - Jak widzisz to coś wpływa też na elektronikę oraz na zwierzęta. Wczoraj coś im odjebało i zaczęły atakować ludzi, a dwa dni temu tak zryło beret Irlandczykowi, że chciał mi ujebać głowę stalową linką. - Wychylił resztę szklanki i spojrzał na Berglera. - Paul, wierzysz mi? Czy uważasz za zjeba?

Goodman potarł podbródek i jeszcze raz spojrzał na telewizor, jakby spodziewał się zobaczyć w nim zaginioną część wydarzeń. Potem przeniósł wzrok na Huwa. Detektyw wiedział, że w przypadku innej osoby musiałby jeszcze długo tłumaczyć zawiłości swojej sytuacji, aby zyskać choć cień zaufania. Ale jego i Paula łączyła na tyle głęboka więź, że mogli na sobie polegać nawet w przypadku tak szalonych historii.

- Zjebem? - powtórzył wreszcie tamten. - Mam na ciebie wiele epitetów, ale to nie jest jeden z nich. A już tak na serio, o ile zaraz nie wyskoczy ekipa telewizyjna, to wierzę ci. Jesteś typem, który twardo stąpa po ziemi, na szalonego nie wyglądasz, więc pozostaje nam zorientować się o co tu chodzi. Zakładam, że masz jakiś plan. W końcu jesteś gościem, który zawsze ma coś w zanadrzu.

Huw wiedział, że może liczyć na Paula. Scementowana wspólnymi doświadczeniami przyjaźń była nie do przecenienia. Sam nie raz wyciągał Goodmana z czarnej dupy, niejednokrotnie ryzykując własną, wtedy jeszcze rozwijającą się karierę. Teraz przyjaciel bez chwili zawahania zadeklarował pomoc. Mimo wszystko ten spodziewany gest uspokoił Lwyda. Miał kotwicę, która trzymała go przy zdrowych zmysłach. Nie musiał mu dziękować. Goodman wiedział, że Siwy zrobiłby dla niego to samo.

Lwyd oparł się i przymknął oczy. Przez głowę przebiegły mu wątki sprawy Addingtona.

- Pomysłów mam więcej niż czasu i rąk na ich realizację - odezwał się w końcu pochylając w kierunku Byrglera. - Jednak po dzisiejszych przygodach przychodzi mi na myśl jeden plan. Nim go jednak przedstawię - nalał sobie bursztynowego płynu do szkła, - powinienem cię wprowadzić w to co wiem i to czego się domyślam.

Detektyw przedstawił sprawę Addingtona, opowiedział mu o korytarzu pojawiającym się w snach. Korytarzu, który śnili razem z Addingtonem, Robin Carmichell i Maddison. O zaginięciach w okolicy, które wiązał z tym właśnie. Wprowadził go w bieg wydarzeń, których był świadkiem od czasu przyjazdu do Sionn. O Eddzie Pieńku i Marku Hodderze. O miejscowym policjancie.

- Sparks... - powiedział odstawiając szklankę. - Czuję, że ta zdziwaczała kobieta może być kluczem do zrozumienia tego całego gówna. Robin wspominała, że ma skrytkę w podłodze, w której jej pies coś wyczuł i chętnie bym cię tam wysłał, żebyś sprawdził jej zawartość, obawiam się jednak, że cała armia kotów, którą trzyma postawi cały dom na nogi jak tylko przekroczysz próg, a nie chcę jeszcze w tej chwili robić sobie z niej wroga. Póki co spotkam się z nią osobiście. Dla ciebie będę miał w tej chwili inne zadanie. - Sięgnął po butelkę i nalał sobie ponownie. - Maddison. Nie odzywa się. Boję się, że coś jej się stało. Zatrzymała się w "Jemiole". Przetrząśniesz jej pokój. Może coś znajdziesz. Oraz Edd Pieniek. Gościowi zależy, żeby nie rozdmuchiwać tematu. Trzeba do niego dotrzeć. Może pochodzić za Hodderem. Może pokręcić się przy stacji, na której się spotykali. Pożyczyć nagrania z monitoringu. Sam wiesz co robić.

Tym razem Paul wypełnił swoją szklankę prawie po brzegi. Na twarzy zrobił się dość rumiany, a wzrok uciekał mu na boki. Lekki rausz na pewno ułatwiał przetrawienie niełatwych rewelacji.

- Już drugi raz prosisz mnie, żebym gdzieś się wkradł - w jego głosie mimo wszystko brzmiało lekkie rozbawienie. - Uważaj, stary. Nawet nie wiesz jak to uzależnia. Właśnie dlatego, że to takie proste. Nikogo nie pytasz o zdanie, po prostu wchodzisz i zagarniasz co ci potrzeba. Nawet jeśli są to informacje.

Goodman nie bez trudu wstał z kanapy i podszedł do okna. Na zewnątrz wciąż szalała ulewa, zaś ciężkie krople donośnie uderzały o szyby.

- Jak trochę przestanie padać, to obejrzę budynek hotelu. Potem może udam, że szukam pokoju. Taki tam mały research. Ale wiesz co? Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz - odwrócił się z powrotem do Huwa. - Chodzi mi o sam sen. Mówiłeś, że śniłeś go ty, Addington… - tu zaczął liczyć na palcach - jeszcze Maddison i ta cała Robin. Może istnieje jakiś wspólny mianownik między wami? To jest tak pojebane, że nie może dziać się przypadkiem.

- Ale kurwa jaki? Rozmawiałem z tą Robin i nic mi nie przyszło do głowy. Może po prostu nasze fale mózgowe są bardziej zestrojone z tym czymś… Bardziej podatne na manipulacje… - Lwyd sięgnął po telefon. - Robin wspominała o stresie pourazowym ale… - poklepał się po kolanie, - myślisz, że to może być wspólny mianownik? Muszę do niej zadzwonić - machnął komórką, - powinna już się odezwać po wyprawie z Owenem do lasu.

Wybrał numer dziewczyny, lecz po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. Rozłączył się i spróbował się dodzwonić do Owena. Także i tym razem długo słuchał dźwięku połączenia, lecz Gryffith ostatecznie odebrał telefon.

- Czego chcesz Lwyd? Jestem zajęty - powiedział policjant, dziwnie przeciągając sylaby.

Huw szybko zrozumiał sytuację. Wyglądało na to, że nie tylko on i Paul raczyli się właśnie trunkami. Pijak (nawet jeśli były) zawsze rozpoznawał, kiedy chlał ktoś inny.

- Jak poszło? - przeszedł od razu do sedna. - Nie mogę się dodzwonić do Robin.

Gdzieś w tle Siwy już wyraźnie usłyszał brzęk butelki.

- Zes-srało się - odpowiedź była krótka. - Robin jest w szpitalu. A-ale spokojnie. Będzie żyć.

- Kurwa… - odpowiedź Huwa była automatyczna. - Co się… - W tej chwili połapał się. Skojarzył bełkotliwy głos funkcjonariusza z odreagowanie stresu na… Na co? Na nietypową sytuację? - Owen. Czy zdarzyło się coś, co nie powinno się zdarzyć? Coś, nie wiem… nierealnego? Owen, gdzie jesteś? Możemy się spotkać? Przegadać? Chciałbym ci coś pokazać.

Usłyszał ciężkie westchnięcie. Potem policjant albo się nad czymś zastanawiał, albo wymownie milczał.

- Słuchaj, Huw. Wy-ypisuję się z tego - powiedział wreszcie. - I ty też powinieneś. To są spra-awy, które nas przerastają. Wiesz co... na-awet cię lubię, ale jak zaczniesz mi truć du-upę, to zacznę być niemiły.

- Nie pierdol Owen! Nie zachowuj się jak smarkacz, któremu po pierwszym koszu kończy się świat! Thony nie dałby mi do ciebie namiaru gdybyś był miękką parówą! Jesteś twardym skurwielem, który natknął się na coś czego nie rozumie. I powiem ci, że albo teraz odpuścisz i będzie cię to gryzło do końca życia, albo weźmiesz się w garść i pomożesz nam rozwiązać tą sprawę! To jak? Gdzie podesłać taksówkę?

- Nic o mnie nie wiesz - burknął policjant, nagle jakby trzeźwiejąc. - Co ci daje pewność, że w ogóle jesteś w stanie to rozwiązać? Cała policja wypruwa sobie flaki, żeby cokolwiek zrozumieć, a ty nagle wszystko naprostujesz?

Owen przerwał rozmowę i przez chwilę rozmawiał z kimś innym. Huw niejasno zrozumiał, że zamawiał kolejny trunek.

- Skoro tak ba-ardzo chcesz, możemy pogadać - podjął znowu. - Chleję w Logres. To taka spe-eluna między Ynseval, a Sionn. Trzeba skręcić, jakbyś jechał na czterdziestkę dwójkę. Taksówkarz będzie wiedział. Ale sam zo-obaczysz, że to gówniany pomysł.

Mężczyzna zakończył połączenie. Huw czuł, że gest tamtego był definitywny. Jeśli chciał jeszcze o coś dopytać, musiał to zrobić już na żywo.

Paul z kolei dokończył swoją szklankę i odłożył ją na blat. Pomimo odurzenia pozostawał czujny: powoli rozparł się na oparciu kanapy, wyraźnie czekając na informacje.

Huw rozparł się w fotelu. Odsunął szklankę. Czuł, że miał dość.

- Owen i Robin - wyjaśnił, - musieli się natknąć na coś podobnego jak ja. Robin jest w szpitalu, a Owen rozkleił się zupełnie. Powinienem do niej pojechać - wstał i zabrał płaszcz, - ale to może zaczekać. Najpierw chcę pogadać z Griffithem. Jeszcze nam się przyda. Wezmę taryfę. Weź zapasowe klucze do mieszkania, spotkamy się tutaj później. Zapowiada się długa noc...
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline