Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2020, 20:46   #447
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
23 Brauzeit 2518 KI, grobowiec magistra Arforla

Nieumarła zgraja wylewała się z wylotu schodów, wyciągała przed siebie sztywne brudne ręce i pulsowała zielonkawym blaskiem gorzejącym w pustych oczodołach. Stawała się tak liczna, że siejący ciosami topora Felix szczerze zwątpił w jakiekolwiek szanse na powstrzymanie nekromantycznego pomiotu. Póki zniszczona przez ogra płyta sarkofagu ograniczała przystęp do komnaty, obrońcy mogli jeszcze łudzić się nadzieją na utrzymanie rubieży, teraz jednak ożywieńcza horda rozlała się po większej części pomieszczenia osaczając coraz szczelniejszym kordonem słabnących obrońców.

Mauer stęknął głucho odpychając od siebie cuchnącego żywego trupa, a stęknięcie to przeszło w wizg bólu, kiedy inny z ożywieńców złapał go za włosy i wydarł brutalnie sporą ich garść.

Coś syknęło tuż obok ucha brodatego przemytnika, czarnopióra strzała otarła się o bok głowy Franza, po czym przeszyła na wylot nienaturalnie rozdęte nieumarłe cielsko jakiegoś zombie. Z pozostawionego przez pocisk otworu buchnął gnilny gaz, a jego ciśnienie rozdarło krawędzie ranki uwalniając falę odrażającego fetoru. Franz poczuł w żołądku wzbierające od tego potwornego smrodu torsje, ale nie zdążył już zwymiotować.

Chmura gnilnych wyziewów opadła ku kamiennej posadzce, sięgnęła dogasającej pochodni upuszczonej wcześniej pod nogi przez któregoś z morrytów.

Żarłoczne płomienie strzeliły we wszystkich kierunkach, ogarnęły gromadę nieumarłych, pokryły ognikami odzienia i włosy walczących z nimi ludzi, przewróciły zaskoczonych i przerażonych obrońców na podłogę komnaty pospołu z zombie. Zwalony z nóg wybuchem gazu Felix zdążył tylko wrzasnąć, zanim chmara ożywieńców nie oblazła go na podobieństwo monstrualnych mrówek, przykryła pod swoją masą miażdżąc i wyduszając dech z płuc.

Franz wypuścił z dłoni topór próbując ugasić tlącą się brodę, okręcił się w miejscu i ujrzał scenę, która na zawsze miała wyryć mu się w pamięci.

Świątobliwy Leto skrzyżował swą klingę z Hansem Hansem. Franz nie miał pojęcia, czemu tamten to uczynił, czemu rzucił się na przywódcę morrytów broniąc mu przystępu do odzianej na ciemno postaci Pana Wron. Przemytnik nie wątpił, żeLeto biegły był w robieniu stalą i że łysy opryszek z Remer nie miał szans na równą z Śniącym walkę. Nie wiedział też, czy wybraniec Morra stracił panowanie nad swoim ciałem, kiedy z dłoni Olivii wystrzeliła wiązka złocistej energii, która uderzyła Śniącego w pierś i pokryła jego zbroję pajęczyną sypiących iskrami płomyków. Być może to sprawiło, że Hans Hans nie zginął od razu, a może rzezimieszek z Remer skrywał w sobie talenty, o których istnieniu Franz nie miał dotąd bladego pojęcia.

Obaj walczący skrzyżowali z sobą miecze pośród przeraźliwego szczęku zderzanego metalu, odskoczyl w pzeciwne strony mijając się w ruchu, a potem okręceni niczym frygi cięli się w niemal tym samym momencie. Żaden nie powstrzymał drugiego. Hans Hans poleciał w bok pośród szerokieg rozbryzgu krwi, ale Leto nie poszedł jego śladem, nie dobił przeciwnika. Miast tego zamarł w bezruchu w miejscu wpatrując się szeroko otwartymi oczami w czerwień krwi przesiąkającej wartko poprzez materiał koszuli w wyciętej mieczem Hansa szczelinie na biodrze.

Jasnowłosy wysłannik świątyni Morra otworzył usta chcąc coś powiedzieć, nie było mu to jednak dane. Karl Peter Niers poruszył się niczym atakująca żmija, w dwóch krokach znalazł się przy morrycie tnąc swoim ostrzem z półobrotu.

Gładko odcięta w połowie szyi, głowa Leto poleciała w powietrze ciągnąc za sobą warkocz gorącej krwi, spadła wprost pod kształt zielonkawego widma walczącego eterycznym ostrzem z dzierżącą magiczną kosę Kateriną.

Wstrząśnięte spojrzenie Franza Mauera zarejestrowało te straszne sceny, chociaż umysł trapera nie chciał w nie uwierzyć. Odrętwiały z wrażenia, brodacz nie zwrócił uwagi na łapiące go za odzienie sztywne ręce ożywieńców.

I wtedy wnętrze komnaty przeszył przeraźliwy wizg, całkowicie nieludzki i mrożący krew w żyłach, ciągnący się pozornie bez końca. Chociaż płynął z widmowych ust Radamusa Arforla, w jednej chwili jął się wydobywać również z otwartych ust wszystkich tłoczących się w grobowcu zombi, do tej pory zapiekłych w swym nieumarłym milczeniu.

Utkane z szarej magii wąskie ostrze przeszyło na wylot tors eterycznego czanoksiężnika, dzierżone oburącz przez tego, który chwilę wcześniej przybył do wieży pod postacią stada czarnych ptaków.

Wizg nieludzkiej agonii w końcu ucichł, a wówczas widmo dosłownie rozmyło się w powietrzu, a kiedy z oczu struchlałych ludzi uszedł ostatni jego skrawek, w dzwoniącej w uszach ciszy rozległ się jedynie hałas tuzinów upadających bezwolnie martwych ciał.
 
Ketharian jest offline