-
Jakby, co, to ten smok jest z nami. - kitsune szczerząc zęby zaprezentował smoka.
Elphira westchnęła ciężko opuszczając ramiona.
„No dwie setki koboldów raczej nie są dyskretne, ale teraz to na pewno chuj strzelił spokojne wejście do miasta.” - pomyślała patrząc na smoka w rozmiarze paru budynków. Zastanawiała się za ile sekund usłyszy okrzyki strachu i panika ogarnie miasto. W końcu dla mieszkańców zupełnie znikąd pojawiło się wielkie smoczysko, a czarne smoki zazwyczaj zwiastowały nieszczęście. Biorąc pod uwagę, że Dredwood powstało na skutek lokalnej gorączki złota nie zdziwiłaby się gdyby mieszkańcy stwierdzili, że smok przyszedł tu w wiadomym celu…
Elphira usłyszała.
-
Patrzcie. Tak sobie poszła i przyprowadziła se smoka, jak człowiek psa, czaicie się! Normalnie łasi się, jako ten pies! A koboldy jak pchły za nim przylazły! - rzekli bandyci.
Drużyna ruszyła przez ulice Dredwood, pełna Ludzie i stwory widząc przybycie smoka poczuli, że w ich serca wstępuje nadzieja. Oto wraże siły rycerza Whitecrowa zginą w topieli kwasu i i nawale zaklęć, a chaos i bezprawie będą mogły dalej panować w tej krainie. Wszyscy patrzyli się na Elphirę z wdzięcznością i podziwem. Jakaś dziewczyna podbiegła do czarodziejki.
-
Mogłaby pani pomóc umrzeć mojej matce? Potrzebuję pieniędzy ze spadku na sukienkę! Zrobisz to o potężna, a będę na każde twoje życzenie!
Eryk wrócił z karczmy zwanej hotelem akurat wtedy, gdy proponowano Elphirze różne usługi za morderstwa. Zaczepił miłośniczkę sukienek przyszłą Matkobójczynie
- A ile za tą kieckę to może Panience kupie pod warunkiem że złożycie przysięgę na wszystkich bogów i własną duszę że nie spróbujecie więcej zamordować rodziców ani nikogo do tego wynająć. Sam nie lubię własnej matki, ale to po prostu się wyprowadzić z domu mogę wam pomóc znaleźć pracę - Zaoferował.
-
Nie, to moją żonę niech pani uśmierci! Oddam pani syna z posagiem. - wołał mężczyzna wyglądający jak ubogi szlachcic.
-
Grafik pani Elphiry jest bardzo napięty! - zawołał Airyd siląc się na bardzo oficjalny ton. W myślach zaś analizował czy będą jakieś korzyści z zaistniałego burdelu. Cóż skoro przynajmniej status Elphiry wzrósł do poziomu “Bardzo ważnej osobistości”, to automatycznie wzrastał i dla samego łotrzyka, jako jednego z jej towarzyszy. A to dawało nowe pole do manewru. Ludzie chętniej otwierają opcje dla kogoś, kogo uznawali za ważniejszych od siebie, żeby podnieść własny statut i możliwości.
-
Nigdy nie cieszyłam się takim szacunkiem? Może, droga dobra jest lepsza? - rzekła Nys głosem pełnym pokory.
-
A nie zechciałaby pani uświetnić naszego Wieczorka pokerowego swą obecnością? - zapytał gnom właściciel klejnotu.
-
Tak, przyjedziemy na pewno. -zawołała Raimiel.
I stanęli przed świątynią...
W drodze do świątyni Elphira była pogrążona w myślach, zawsze się zastanawiała jak to jest być znaną awanturniczką cieszącą się szacunkiem i uwielbieniem ludu no teraz mogła się przekonać. Szkoda tylko, że “przysługi”, o które ją prosili wiązały się z morderstwem a w zamian chcieli odpłacić się cieleśnie lub zostając jej nalożnikami. Wiec miast heroicznej czarodziejki bliżej jej obecnie było do lubieżnej wiedźmy lub próżnej czarodziejki zgrywające niewiniątko i knującej by w finale powieści zdradzić bohaterów i zostać pokonaną w ostatnim rozdziale powieści…
“
-Jak się tutaj znalazłam. Dokąd zmierza moje życie… „ - pomyślała zmartwiona.
-
Ciekawe, co powiedzą po tym, co dziś zrobimy. - powiedziała pod nosem patrząc się na przybytek kultu potworzycy.
-
Więc jaki mamy plan ? - Co do planu proponuje coś prostego krzyknąć, wynosić się z miasta mordercy dzieci zaraz spalimy to plugawe miejsce do gołej ziemi! - Zaproponował Prostaczek.
-
Hmmm… Wytłumaczyć, że smok po naszej stronie to dobra opcja? - zasugerował Airyd.-
W po za tym… Mój mistrz nie jest szczególnie religijny. Czy raczej?. Życie w ciągłej podróży utrudnia przywiązanie się do konkretnego kultu... Kires wierzy w siłę wyższą, ale konkretnej religii nie wyróżnia. - zerknął na Eryka, licząc, że uniknie wykładu Prostaczka o korzyściach jego kultu-
. Jestem też do tyłu z tutejszymi kultami. Co to za świątynia i jak się trzeba w niej zachowywać?
Widząc jak Airyd na niego spogląda mówiąc o swoim Mistrzu poklepał go po ramieniu:
- Spokojnie przyjacielu poznałem Pana Kiresa, to dobry człek. Nie ma obowiązku czczenia bogów. A dopóty nie zacznie robić jakiś okropieństw typu rytualne mordy czy mordowanie niewinnych po gościńcach, to ja nie mam z nim problemu! A ta jego różdżka to fajny pomysł jest! Trzeba będzie jej spróbować jak spotkamy kogoś planującego zło. Nikogo przecież nie oszukał działa zgodnie z nazwą, a nie wina Pana Kiresa, że Pani Irendis opacznie wyrozumiała. - Rzekł z uśmiechem.
-
O jest przeciwny krwawym ofiarom! Na pewno! Cóż trafił mu się towar z drugiej ręki i za bezcen po jakieś plajcie. To wtedy, z jakością bywa różnie. Zwłaszcza jak pakujesz się pospiesznie… - Airyda zastanawiało jak Prostaczek by zareagował na wieść, że Kires to zawodowy złodziej. Chociaż po umiejętnościach kitsune mógł się tego i owego domyślać. Problem w tym, że nie wiadomo było, czego się spodziewać po Eryku.- [i] To wracając do tematu… Wyjaśni mi ktoś, czym zajmuje się ta świątynia?
Gdzieś daleko:
Asmodeusz zmarszczył brwi.
-
Jak to nie ma? Jestem pewien, że jest na to paragraf
Phrasma popatrzył na niego poważnie.
-
Nie ma. My patronujemy ideom, abstraktom, rozumiesz?
-
Dla mnie najważniejsze jest, aby szanowano piękno i radość. - zakrzyknęła Shelyn.
-
A dla mnie, aby znajdowali radość z obcowaniem z mrokiem zalegającym w duszach ludzkości i innych, która sprawia, że wszelakie światło wydaje się jedynie iskrą w bezkresnej ciemności! - zawołał blady młodzian z grzywką, czyli Zon Kuthon.
-
Największym dowcipem losu jest to, że on posiada własną teokrację - rzekł Nogrober.