Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2020, 19:48   #22
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Okazało się, że wjazd do Darrington był jeszcze łatwiejszy niż wyjazd. Kazali Nicole się przedstawić i przepuścili, nie czyniąc żadnych trudności. Biorąc pod uwagę ilość takowych od kiedy otrzymali to zadanie, to była przyjemna odmiana. Kiedy dotarli pod przychodnię, dziewczyna szybko zeskoczyła z motoru, i pobiegła w stronę budynku. Po kilku krokach zatrzymała się, wróciła do Foxa, dała mu całusa w usta i znowu skierowała się do środka. Tam operacja jeszcze trwała, ale panna Maines nie dała się wyprosić. Raverowi pozostało wrócić do grupy, która to już drzemała - budząc się jedynie na chwilę, kiedy ich czujne organizmy wychwyciły warkot motoru. Potrzebowali odpoczynku, a nie wyglądało na to, że tej nocy jeszcze coś się wydarzy.

Nie dane im było się jednakże dobrze wyspać. Jeszcze przed siódmą obudziło ich zamieszanie na zewnątrz. Pod przychodnię podjechały dwa nowe samochody, a dyskusja była dobrze słyszalna w ich gabinecie, w którym przez noc zrobiło się co prawda ciepło, ale też bardzo duszno.
- Mamy polecenie zabrać ich do laboratorium, gdzie będziemy mogli na bieżąco robić badania...
- Przecież on przeszedł ciężką operację, przeniesienie go teraz to ryzyko! - to był głos lekarza, lekko zaspany.
- Nie ma mowy, żebyście eksperymentowali na moim bracie - a to zdecydowanie Nicole. - I na pewno nas nie rozdzielicie.
- Panno Maines, nie powinno tu panny być, to za duże ryzyko.
- I dlatego nikt oprócz pewnego miłego mężczyzny nie poinformował mnie, że mój brat jest ranny?! - głos dziewczyny niebezpiecznie się unosił.
Kilka godzin snu zawsze lepsze od braku snu. Kane poderwał się słysząc głosy, jednym ruchem zsuwając się z leżanki i sięgając po maskę przeciwgazową. Nadal uważał, żeby nikogo nie narażać. Wrażenia z nocy osłabły już, zagrożenie pozostało - tym lepiej kiedy okaże się, że urojone. Wyszedł z gabinetu, próbując rozeznać się w sytuacji bez zbliżania się.
- Nas też zabieracie? - spytał głośno, zwracając na siebie uwagę. - Skoro bierzecie tę dwójkę to i nas. Rozdzielanie wszystkich wystawionych na działanie nie brzmi dobrze, aye?
Shade nie spała zbyt dobrze. Leżanka była niezbyt wygodna i może to uchroniło ją od sennych koszmarów. W każdym razie nadejście nowego dnia przyjęła z wyraźną ulgą. Wyszła za Irlandczykiem ciekawa odpowiedzi na postawione przez nich pytanie. Zastanawiała się czy wizja bycia potencjalnym szczurem laboratoryjnym jest tym na co się zgodziła podpisując umowę na tę robotę.
Fox po swojej nocnej eskapadzie wcale nie zamierzał zrywać się pierwszy. Po powrocie nie było ani czasu, ani ochoty na zdawanie szczegółowej relacji z podróży, więc przed przebraniem się i snem zaraportował tylko towarzyszom w krótkich żołnierskich słowach, że drugi bliźniak jest na miejscu.
- Tylko przyjechała, a już nas budzi, zmuszając do roboty - Anglik mruknął pod nosem, poznając głos Nicole. Chwilowa poranna marudność spowodowana zdecydowanie zbyt krótką ilością snu. Widząc i słysząc, w jaki sposób Kane zwraca na siebie uwagę, w przeciwieństwie do Shade, Fox uznał, że lepiej od razu nie wychodzić za nim. Gadka o rozdzielaniu potencjalnie zakażonych z izolacji ma mniej sensu gdy jeden z nich ledwie kilka godzin wcześniej odbył wielokilometrową podróż. Czy ktoś z przyjezdnych już o tym wiedział, tego nie wiadomo, ale po co Raver miał ułatwiać robotę? Zamiast tego podszedł do zlewu, by opłukać sobie twarz i porządniej się rozbudzić.
Dawn usiadła na łóżku, przecierając oczy. Ziewnęła, po omacku trochę sięgając do stojącego obok plecaka i wyciągając z niego okulary, które założyła na oczy. Teraz dopiero poczuła trudy - fizyczne i emocjonalne - poprzedniego dnia. Wybudziła Bzzta i pchnęła go w stronę korytarza, planując oblecieć całą przychodnię i wybadać jak sprawy się miały po tych kilku godzinach. To chwilowo był szczyt jej możliwości. W pewnym momencie znowu opadła na leżankę, kierując dronem z pozycji leżącej.
Na korytarzu stało trzech obcych mężczyzn w maskach przeciwgazowych. Jeden z nich trzymał nosze, na pierwszy rzut oka nie byli uzbrojeni. Poza nimi była jeszcze Nicole i lekarz, który wcześniej operował Noaha. W gabinecie zabiegowym Scrap odkryła jeszcze pielęgniarkę i leżącego nieruchomo chłopaka, prawdopodobnie w jakiejś farmakologicznej śpiączce. Po szalonej kobiecie nie było śladu.
- Mamy polecenie wziąć tylko tę dwójkę. Nie ma miejsca nawet - odezwał się ten sam, który dyskutował z lekarzem. - Wy czekacie na wyniki, jak będą złe, to zabierzemy i was.
- A ja?! - Nicole nie ustępowała.
- Muszę się skontaktować z panem Norrisem w pani sprawie - przyznał niezbyt zadowolonym tonem nieznajomy.
- To lepiej zrób to od razu, bo nie zamierzam oddalić się od brata! - uporu nie dało się dziewczynie odmówić. To chyba było jednak zwyczajne zachowanie bliźniaczego rodzeństwa, rzadko kiedy łatwo znosili rozdzielenie.
Zwiadowczyni wycofała się z powrotem do pomieszczenia w którym spędzili noc i cicho przez komunikator odezwała się do Kane:
- Nie naciskaj. To mogłoby się wydać podejrzane.
Potem zwróciła się do Scrap:
- Możesz Noahowi doczepić lokalizator? Jeśli siostrze nie uda się ich zatrzymać dobrze by było nie stracić go z radaru.
- Jest po operacji, nagi. Łatwo będzie wykryć, nie mam takich nanolokalizatorów jakie znajdowaliśmy na motorach - odpowiedziala cicho Dawn, wylatując Bzzztem z gabinetu zabiegowego. Skoro nie było tam kobiety, musiano ją gdzieś przenieść. Tak mały dron mógł się zmieścić nawet pod drzwiami, a Bailey uparła się sprawdzić stan wariatki.
- Miejsca nam nie potrzeba, mamy swoje motory. Będziemy się trzymać z dala od innych dopóki nie będzie wyników. Postaw się w naszej sytuacji, ludzie zamieniający się w jakieś bezmózgie gówno to nie takie odległe czasy. Chcemy wiedzieć jak najszybciej i z pierwszej ręki - Kane mimo słów Shade pozwolił sobie na upór. Troska o siebie samych to doskonałe tuszowanie prawdziwego motywu. Mieli tę dwójkę w jednym miejscu, głupio byłoby wypuścić to z rąk.
- Nie mogę was zabrać, takie rozkazy - odpowiedział O'Harze, bez zastanowienia. Ci tu przybyli z konkretną misją i nie zamierzali robić wielkich odstępstw, oprócz może Nicole. - O tobie zaraz pogadam z szefem. Zabierzcie chłopaka - zwrócił się do towarzyszących mu ludzi, którzy od razu ruszyli do gabinetu. - Proszę się nie martwić, w laboratorium mamy wszystko co potrzebne, aby zająć się jego raną i ewentualnym zakażeniem - dodał na użytek lekarza i odszedł kawałek, uruchamiając holo. W tym czasie Bzzt zdążył oblecieć większość przychodni, znajdując nieprzytomną kobietę, wciąż przywiązaną, leżącą w jednym z gabinetów. Wyglądało na to, że zabranie tej tu to będzie akurat ulga dla personelu tej być może kompetentnej, ale na pewno nie przystosowanej do takich przypadków placówki. Noaha sprawnie wsadzano już na nosze, kiedy nieznajomy zakończył krótką rozmowę.
- Dobra mała, możesz jechać z nami, ale szef nie jest zadowolony, że stykałaś się z bratem. Ty będziesz mu się tłumaczyć.
Dziewczyna parsknęła i zrobiła naburmuszoną minę, zaplatając ręce na piersi. Ale nie dyskutowała, częściowo przynajmniej zadowolona z przebiegu zdarzeń. Na O'Harę zerknęła tylko przelotnie.
Scrap pokazała Shade obraz z kamery Bzzta, zerkając wymownie na drugą kobietę i szybko wstając. Zaczęła zakładać buty i jak tylko były na nogach, chwyciła kurtkę.
- Chodź ze mną, odwrócisz uwagę. Podłożymy im coś do samochodu chociaż - szepnęła, uznając ten sposób na trudniejszy do wykrycia.
Zwiadowczyni skinęła głową i też założyła kurtkę.
- Lepsze to niż nic. - Zgodziła się ze słowami drugiej kobiety. - Zawsze zostaje nam jeszcze Fox i jego więź z Nicole. - Dodała spoglądając wymownie na Anglika. - Chodź z nami się pożegnać.
- Jasne - Raver powiedział obojętnym tonem, lecz bez wahania. Wyciągnął ręce do góry, prostując się. - Jeżeli uważacie, że to nam pomoże i nie będzie zwracało uwagi tam, gdzie nie jest to potrzebne. Ci tam będą wszystko raportować, póki co chyba niewiele wiedzą.
Kane pokręcił głową, lecz zgodnie ze wcześniejszą prośbą Shade, nie naciskał. I to pomimo wielkiej chęci uduszenia tych pierdolonych Republikanów, którzy mieli anarchię chyba tylko w głowach. Zmełł przekleństwo zanim wydostało się z ust i zamiast tego powiedział co innego.
- Dobra, poczekamy tu, ale kurna niech ktoś da nam znać jak tylko będą znane wyniki!
Ich szef pokazał mu tylko kciuk w górze, kiedy jego ludzie opuszczali przychodnię z Noahem na noszach.

Shade i Scrap wyszły tuż po nich, obserwując jak niosą rannego do wojskowej karetki, przystosowanej do wożenia więcej niż jednego pacjenta na raz. Poza tym pojazdem tuż obok stał jeszcze standardowy wóz terenowy Republiki. Jeden mężczyzna opierał się o niego, paląc papierosa - maskę miał przewieszoną przez szyję. Wyglądało na to, że przyjechali tu we czterech, tymi dwoma samochodami.
Kiedy Fox wyszedł z gabinetu, od razu zwrócił uwagę Nicole… która posłała mu nieśmiałe spojrzenie i szybko odwróciła wzrok. Znów wróciło to zachowanie z obozu treningowego, kompletnie nie pasujące do tego, czego najemnik doświadczył w nocy.
Zwiadowczyni spokojnym krokiem ruszyła do opartego o samochód mężczyzny.
- Podzielisz się papierosem? - Zapytała nieco spiętym głosem. - Chciałam rzucić, ale po tym co się wczoraj działo, potrzebuję tego jak nigdy. - Posłała mu pełen nadziei uśmiech.
Scrap korzystając z tej okazji, poszła w nieco innym kierunku, okrążając samochód tak, aby odgradzał ją od zagadywanego mężczyzny. Zbliżyła się, rozejrzała dyskretnie czy nikt inny nie patrzy, a następnie podłożyła nadajnik w nadkolu, niewidoczny dla oka. Obeszła w ten sposób furgonetkę, uśmiechając się do drugiej najemniczki.
- Obyś tylko znów nie zaczęła przy nas tego kopcić!
Valerie odpowiedział uśmiech, choć zagadnięty nieco się zawahał w pierwszym momencie. W końcu nie bez podstaw miał tę maskę. Wyciągnął do niej paczkę, prostując ramię tak, żeby odległość była największa.
- Słyszałem, że niezłe bagno - zagadnął niezobowiązującym, luźnym tonem. Wyglądał zupełnie normalnie, wysportowany facet po trzydziestce. Słysząc głos Scrap parsknął tylko krótkim śmiechem i jak tylko Shade wzięła papierosa, podsunął paczkę także w stronę Dawn. - Do tej pory jednak problemów z wirusami nie mieliśmy, liczę, że i to fałszywy alarm.
Zwiadowczyni przez kilka sekund rolowała palcami cienki papierek wypełniony tytoniem, a potem przejechała nim pod nosem zaciągając się głeboko:
- Nałogi! Pomyśl jakie puste byłoby bez nich życie! - Odpowiedziała na zaczepkę drugiej kobiety. - Potrzebuję jeszcze ognia. - Ponownie uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Ah, to zależy o jakich nałogach teraz myślisz - Scrap obeszła samochód i mężczyznę, nie chcąc naruszyć jego strefy złudnego bezpieczeństwa i całkiem swobodnym gestem objęła Shade w pasie. - Praca nad nanoukładem płyty głównej mojego drona wciąga mnie tak samo mocno jak seks.
Widząc brak zainteresowania papierosem, mężczyzna schował paczkę i wyciągnął zapalniczkę, zapalając ją.
- Wszystko co najlepsze może stać się nałogiem - uśmiechnął się, już swobodniejszy. - Szkoda, że nie ma czasu się lepiej poznać - dodał, obserwując jak drzwi przychodni otwierają się znowu. Nieprzytomna kobieta była wynoszona na noszach, do których ją przywiązano.
Shade odpaliła papierosa, zaciągnęła się głęboko dymem i też popatrzyła na obserwowana przez mężczyznę scenę:
- Kto wie? Może spotkamy się szybciej niż mógłbyś przypuszczać. - Powiedziała poważniejąc.
- Oby nie w takim stanie - westchnęła Dawn. - Ta tu nawdychała się zdecydowanie za dużo.
Podczas gdy najemniczki rozmawiały z gościem przy wozie, Raver zajął się Nicole.
- Tak szybko nas opuszczasz? - odezwał się do niej z uśmiechem. Zmiana zachowania dziewczyny mogła wynikać z różnych powodów, w tym także być spowodowana obecnością tych nowych ludków, dlatego Raver mówił bardzo swobodnie, ale działał ostrożnie. - Będziesz z bratem, wiem, że to dla ciebie ważne. Pamiętaj jednak, że możesz napisać lub zadzwonić, zwłaszcza gdybyście natrafili na jakieś problemy. Ostatnio ich wszędzie dużo, a my jesteśmy dobrzy w ich rozwiązywaniu - mrugnął do niej porozumiewawczo.
Dziewczyna rozejrzała się, zanim odpowiedziała poczekała aż nikogo nie będzie blisko nich. A i tak zniżyła głos do szeptu.
- Zadzwonię, ok? - spytała nieśmiało. - Może pozwolą mi uczestniczyć w badaniach.
Więcej nie zdążyła dodać, słysząc kroki. Dała więc tylko szybkiego całusa w policzek Foxa, mrugnęła do Irlandczyka i chwyciła za swój plecak, szybko wybiegając na zewnątrz.
 
Eleanor jest offline