Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2020, 19:55   #150
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Nawet jadąc konno, dotarcie do pobratymców Długiego Kła zajęło prawie dwa dni. Leilena ostatnio tak długą przejażdżkę odbyła z Calipto i teraz, na końcu drogi, była trochę obolała. Ale zdecydowanie było warto. Z oddali już bowiem było widać dym ognisk, a wkrótce potem kształty namiotów. Zmienni byli nomadycznym ludem, podróżującym za zwierzyną, na którą polowali i nigdzie nie zostawali zbyt długo.


Godzina była wieczorna i słońce zaczęło już przyjmować charakterystyczną, czerwoną barwę. Spostrzegawcza Lei była jednak w stanie dostrzec między namiotami ruch licznych sylwetek, liczonych w dziesiątki. Zbiorowisko było zatem naprawdę duże.
- Trzymajcie się mnie. Nie oddalajcie. Na pewno już nas zauważyli i zaraz przyjadą do nas zwiadowcy - Kieł zatrzymał swojego konia i dłonią takie same polecenie wydał Leilenie.
Rudowłosa rzecz jasna wykonała to polecenie, nie widząc powodu do niesłuchania się przewodnika. Jego lud musiał być specyficzny, więc lepiej było podążać za regułami, przynajmniej do czasu, kiedy nadarzy się okazja do czegoś innego. Te dwa dni w siodle pozwoliły jej odrobinę lepiej opanować jazdę konno, wciąż jednak wolała inne sposoby poruszania się na dalekie odległości. Zaczynając od teleportacji, ale nawet latanie było dobrym rozwiązaniem. Gdyby tylko potrafiła już utrzymywać zaklęcia dłużej…
Tak jak mężczyzna powiedział, tak i się stało. Od wioski namiotów odkleiły się trzy sylwetki na wierzchowcach. Wraz z tym, jak się zbliżały coraz łatwiej było dostrzec szczegóły. Szczególnie włócznie i łuki nie wyglądały pokojowo. Cała trójka również była pokryta futrem, podobnie jak Długi Kieł. Dwóch mężczyzn było szarych niczym wilki, ale towarzyszła im smuklejsza, ruda samica.


1

Na jej widok tantrysta jęknął.
- To Burza. Nie ucieszy się na wasz widok. Padajcie od razu na kolana i zapanujcie jakoś nad swoimi językami.
- W nocy nie narzekałeś, jak swój owijałam wokół twojego kutasa - mruknęła Siri, ale nawet ona wiedziała, że sytuacja mogła być niebezpieczna. Dlatego posłusznie opadła na trawę.
Futrzasta kobieta? Lei spodziewała się kogoś brzydkiego, odpychającego, a zobaczyła istotę wyjątkowo ciekawą. Jakże mogłaby w takim przypadku sprowadzić się do takiej nudnej, poddańczej roli? Lubiła pozycję na kolanach, ale tym razem chciała czegoś więcej. Może Kieł trochę się myli, szczególnie w stosunku do ładnych i młodych samic. Zeskoczyła z konia, ale nie uklękła. Zamiast tego, korzystając z jego osłony, wyjęła mały medalion i chwyciła go w dłoń, szepcząc zaklęcie. Przedmiot rozjarzył się na moment, a rudowłosa raz jeszcze spojrzała na Burzę. Nigdy jeszcze nie korzystała z tego zaklęcia na kimś, lecz zgodnie z zapisami, powinna teraz poznać jej pragnienia. Te mroczne czy zboczone także, gdyby się tylko udało. Uczucia, jakie ją uderzyły były tak silne, że niemal upadła na ziemię wbrew swojej woli. Kocica miała bardzo silną osobowość. Potrzebę dominacji, posłuchu. Lei czuła od kobiety chęć władzy. Konie były już bardzo blisko, jeźdźcy zaczęli coś krzyczeć w warkliwym, nieznanym rudowłosej języku. Wciąż oszołomiona własnym czarem poczuła na karku mocną dłoń, która obaliła ją na trawę. Jednak nim ukłucie bólu przerwało magię, tantrystka wyciągnęła z umysłu Burzy jeden sekret - pod całą tą przemożną chęcią rządzenia, kryła się potulna kotka, gotowa przestać walczyć i poddać się cudzej woli.
- Nie wstawaj, jeśli ci życie miłe - to Kieł szeptał Leilenie do ucha.
Na razie postanowiła go posłuchać, aby sprawdzić co będzie dalej. Już wiedziała jaki jest jej cel, osobny od tego co chciała zrobić Siri. Panna Mongle zamierzała wyciągnąć stąd jakąś ładną kotkę i sprawić, aby ten słodki języczek ruszał się na niej na każde skinienie. Kult rozkoszy nieustannie ją ciągnął, a od czegoś trzeba zacząć.
Tymczasem między konnymi a Długim Kłem rozpętała się kłótnia… chyba. Warczące i szczekliwe słowa ich języka zawsze brzmiały agresywnie. Choć gdy Burza podjechała do Siri i dźgnęła ją drzewcem włóczni, nie wyglądało to już przyjaźnie. Konflikt zażegnała dopiero prezentacja magicznych zdolności. Z Długiego Kła mag był taki sobie, ale płomienie, które buchnęły z jego dłoni wywarły na futrzastych spore wrażenie. A już na pewno na ich koniach, które się spłoszyły. Bardzo trudno utrzymać autorytet, gdy niemal spada się na tyłek z końskiego grzbietu.
- Dogadane - zmienny odwrócił się do koleżanek. - Jesteście moimi brankami i jako moją własność mogę was zabrać do wioski. Poprowadzicie moje konie - polecił i dodał ściszonym głosem. - Większość moich pobratymców nie zna halruańskiego języka, ale i tak uważajcie co mówicie.
Leilena wstała i skinęła głową. Wzięła wierzchowca za uzdę, gotowa spełnić polecenia swojego “właściciela”. Wpasowywały się w jej uległą część natury, która miała też nadzieję, że Kieł udowodni swoje “prawa” i weźmie ją publicznie. Bliżej namiotów zamierzała także rzucić zaklęcie znajomości języków, ciekawa co będą o tym mówić.
~Twoje pragnienia mogą się ziścić, wiesz?~ odezwała się w głowie Burzy, nie patrząc nawet na nią. Nowa umiejętność od pani mogła się okazać równie przydatna co ta pierwsza.
Kobieta niemal podskoczyła na swoim koniu i szczeknęła coś niezrozumiale. Odpowiedzi dwójki szarych wilkowatych podszyte były zdziwieniem. Kieł rozłożył ręce i pokiwał głową. Tylko Siri domyśliła się, że to sprawka Lei.
- Może jednak najpierw je spijmy, zanim zaczniesz coś kombinować? - zasugerowała cicho, próbując nie podnosić głosu wyżej niż stukanie kopyt.
Rudowłosa miała swój plan, nie odpowiedziała jednak nic. Ziarno zostało zasiane, nie było potrzeby od razu napierać na jej świadomość. Ciekawa była innych, czy wszystkie kryją się pod tą agresywnością? Szła teraz posłusznie i pokornie, czekając z zaklęciem rozumienia aż do dotarcia do pierwszych namiotów.
Wioska była pełna życia i to nie jakiegoś ponurego grzebania w ziemi, czy pichcenia zupy w kociołku. Lei słyszała bicie bębenków, które ewidentnie wybijały jakiś skoczny rytm. Obie ludzkie dziewczyny szybko przyciągały spojrzenia potomków likantropów. Niektóre pełne zainteresowania, inne wzgardy, część po prostu obojętne. Kiedy same spoglądały na boki, widziały najróżniejsze osoby. Dzieci, z otwartymi ze zdziwienia buziami, które chowały się za nogami matek. Uzbrojonych, silnie zbudowanych mężczyzn. Starców leżących na trawie, albo siedzących na stołkach. Leilena od razu zauważyła zależność - dzieci i starcy wcale nie wyglądali dziko. To znaczy, jak najbardziej mieli zwierzęce cechy, spiczaste uszy, gęste owłosienie. Ale wyglądali mniej więcej tak, jak Kieł, gdy uczył się w Akademii. Za to wszystkie kobiety i mężczyźni bardzo przypominali likantropów, od których pochodzili. Rudowłosa ukradkiem rzuciła czar, by móc w końcu zrozumieć co kryło się za szeptami i krótkimi odzywkami. Jedno słowo powtarzało się na okrągło: “łyse”. Najwyraźniej takim pogardliwym terminem wypowiadali się zmienni o ludziach. Choć z drugiej strony, halruański termin “dzicy” stosowany do zmiennych, też nie był najmilszy. Drugim słowem, było “czarodziej”. Urywki słyszanych rozmów skupiały się na powrocie Długiego Kła. Widocznie nie było u jego ludu tajemnicą, że miał magiczne zdolności. A teraz wszyscy byli ciekawi, czy je rozwinął.
Przynajmniej się ich nie wypierał jak pewien nudny krasnolud. Leilena musiała ciągle się upominać, aby nie rozglądać się ciągle wokół. Jego własność! Prawie zachichotała. Taka Siri pewnie mogłaby go spopielić jedną błyskawicą. Póki co dziewczyna grała swoją rolę - choć nie do końca. Bo znów odezwała się w głowie Burzy.
~ Wystarczy, że pomyślisz o mnie… wiem o twoich skrytych pragnieniach i wiem, że nie spełnisz ich tu, w swoim klanie.~
Może przesadzała, ale teraz mogli się rozdzielić, a chciała, aby kobieta miała o czym myśleć. Bo przecież o swoim skrytym marzeniu posłusznej kotki nikomu nie powie. Nikomu wcześniej nie mogła powiedzieć. I reagowała na uporczywe słowa w głowie agresją. Jej futro się zjeżyło, z gardła wydobył się wrogi pomruk. Tym razem jednak się nie odezwała. Zrobiło to za to inne, mijane kobiety. W głos zastanawiające się, czy dwie łyse mają być tej nocy konkurentkami? Choć przypuszczenie się powtarzało, było równie szybko zbywane jako niedorzeczne (bo kto chciałby pokryć taką gładką?), albo tłamszone przekonaniem, że nastolatki łatwo było zagryźć albo rozszarpać.
W końcu grupka zatrzymała się, w gruncie rzeczy w miejscu kompletnie niczym nie różniącym się od wszystkich innych. Ot, wydeptana ziemia, trochę wolnej przestrzeni.
- Możesz rozbić tutaj namiot - Burza poinformowała Kła. - Wracasz z daleka, woda jest tam - włócznią wskazała ogromny, skórzany worek zawieszony na dwóch kijach. - Napij się, odpocznij. Pilnuj, żeby twoje łyse nie szwendały się przy innych - przestrzegła jeszcze, zostawiając w końcu tantrystów samych.
- To jest rywalizacja, prawda? Każda z nich myśli, że zgarnie najlepszego samca kiedy będzie agresywna i drapieżna? - Lei cicho zapytała Kła, odprowadzając Burzę wzrokiem. Miała słodki tyłeczek. Ogon dodawał mu jeszcze egzotycznego piękna.
- Tak. Ale nie tylko samice będą dziś rywalizować. Przede wszystkim będą to robić młode samce. Święto płodności to też święto dojrzałości. Nasi chłopcy staną się dziś mężczyznami, albo okryją się wstydem na cały rok. Samice wybiorą sobie najsilniejszych i zabiorą ich niewinność - wytłumaczył.
- To dlaczego tak na nas warczą? Skoro same wybierają? - dopytywała dyskretnie Siri. Skoro miała robić za własność Kła, z własnej inicjatywy zaczęła rozkładać namiot.
- Rzadko, bo rzadko, ale zdarza się, że samiec odmawia, dając szansę innej. To wielki wstyd dla samicy. Wy też jesteście samicami. Gdyby któryś z młodych zechciał was pokryć, byłaby to wielka plama na honorze - zadowolony z tego, że ktoś odwala robotę za niego, Długi Kieł po prostu z westchnieniem ulgi usiadł na ziemi.
- Plama dla niego, czy samic? - Lei naprawdę nie miała ochoty pracować. Rozejrzała się dyskretnie, wyjmując kawałeczek sznurka i drewna. Wyszeptała zaklęcie, ukrywając ruchy dłoni płótnem namiotu. Powietrze przy niej zawirowało… i zaczęło rozkładać namiot za nią. - Zawsze możesz powiedzieć, że to twoja magia - uśmiechnęła się do Kła. - Ty będąc czarodziejem będziesz miał duże powodzenie czy wręcz odwrotnie?
- Nie wiem - mężczyzna przyznał po długiej chwili. - Wśród mojego ludu nie ma czarodziei. Jestem pierwszym w pamięci starszyzny. To czyni mnie innym. Może samice uznają mnie za potężnego i będą mnie chciały. Może uznają mnie za dziwoląga i odrzucą. Czas pokaże.
- Ile jest samic w stosunku do samców? - Lei usiadła przy nogach mężczyzny, bezczelnie się o niego ocierając.
- Mniej - odparł krótko, ale ponieważ dziewczyn najwyraźniej spodziewała się trochę większych szczegółów, to dodał - będzie ze cztery samice na sześciu samców.
Kiedy tak Leilena sobie siedziała, Siri w pocie czoła (wszak w Halruaa było niemal zawsze gorąco) udawała, że poprawia niedoskonałości stawianego przez czary namiotu.
- No dobrze, to trochę rzuca światło na rywalizację mężczyzn - przyznała w zastanowieniu rudowłosa. - Choć nie wiem dlaczego w takim razie kobiety się czegoś obawiają, skoro każda na pewno kogoś znajdzie. Gdzie to się odbywa?
- Nie przegapisz, nie bój się - Długi Kieł wyszczerzył się w uśmiechu. - I wcale nie każda coś znajdzie. Wiele może wybrzydzać, zachęcając samców do śmielszych popisów. A jeśli samica nikogo sobie nie wybierze, to dla niej żaden wstyd. Za to jeśli samiec przestanie się o nią starać i wybierze ciebie. To już gorzej - skwitował.
- Nie pytam bojąc się przegapić, pytam ze względu na konieczne przygotowania. Czy wszystko będzie gdzieś w jednym miejscu, czy w różnych, czy cała społeczność bierze w tym udział czy może jedynie młodzi, którzy idą w specyficzne miejsce - wypytywała i jednocześnie rzuciła bardzo wymowne spojrzenie w stronę Siri. To w końcu był jej pomysł i byłoby miło, gdyby pomagała! Leilena do Kła nie miała takiej cierpliwości ani słabości jak jej ciemnoskóra przyjaciółka. Siri przewróciła oczami, ale milczącą reprymendę przyjęła.
- No, chyba, że tak - Kieł nie wiedząc co mądrego odpowiedzieć na słowa rudowłosej, odpowiedział nijak. - Święto rozpocznie się w nocy, na środku wioski - ręką wskazał mniej więcej kierunek. - Wszyscy młodzi się tam zbiorą. Dzieci i ich opiekunowie zostaną w namiotach na obrzeżach, żeby mogli spać. Członkowie starszyzny pojawiają się bardzo rzadko. Samców, którzy są zajęci, ich samice na pewno nie puszczą i też będą pilnować w namiotach. Zatem to wszystkie wolne, płodne kobiety i młodzi mężczyźni będą w jednym miejscu. Będą bić się na gołej ziemi, udowadniając swoją wartość. Pieprzyć się też będą w jednym miejscu, u nas to nic nienaturalnego - wyjaśnił, w swoim mniemaniu, kompletnie.
Na szczęście Siri w końcu przestała bawić się z namiotem, który był już ukończony i przysiadła się obok.
- I będą się tam tylko bić i pieprzyć, czy też biesiadować?
- No, będzie mięsiwo i woda i owoce - wymieniał zmienny.
- A jacyś strażnicy?
- A po co? - zdziwił się bardzo Kieł. - Przecież tu wszyscy z jednego klanu. Zwiadowcy, dla bezpieczeństwa, będą czuwali wokół wioski, ale na placu? Po co?
- Po nic - zaśmiała się Siri, odwracając do przyjaciółki. - Tylko, że jak tutaj piją tylko wodę, to jak im ją wzbogacimy, to od razu się zorientują.
- Wszyscy w jednym miejscu wymieszani, czy kobiety i mężczyźni w jednym miejscu? - dopytywała o szczegóły Lei. - Jedzenie i picie dla wszystkich, czy też wymieszane? Mężczyźni też piją tylko wodę? - niestety takie wypytywanie nie było ciekawe szczególnie dla Kła, ale takie informacje mogly okazać się kluczowe.
- No wymieszani. Za wyjątkiem młodych, bo ci muszą walczyć między sobą. Ale reszta się przygląda. No i jak samice sobie wybiorą samców, to już ich trzymają i nie puszczają do innych. A jedzenie i woda też jest taka sama dla wszystkich. Nie pijemy nic innego. Jeden wodopój dla walczących, jeden dla widzów - odpowiadał cierpliwie na pytania.
- No to wszyscy będą dzisiaj w wyjątkowo dobrym nastroju - zaśmiała się czarnoskóra. - Ty się bardziej przysłuchiwałaś Selunarze. Wystarczy ci iluzji, by zamaskować co trzeba?
- Nie ma szans - przyznała od razu Leilena, znając swoje zaklęcia i możliwości. - Czy istnieje coś, co mogłoby zachęcić młode kobiety do spróbowania napitku innego od wody? Lub… ktoś?
- Nie - rzucił mężczyzna, marszcząc czoło. - Woda zawsze nam wystarczała do gaszenia pragnienia. Nie wyciskamy soków, jak wy, ani nie czekamy aż się zepsują na alkohol. I uprzedzając pytanie, jak ja im coś zaproponuję, to potem za wasze figle urwą mi głowę - zastrzegł.
- No przecież nie będę im niewidzialna dolewać do kubków - zamarudziła Siri. - Może zwykła sztuczka wystarczy? Wino zabarwi wodę, więc nic z tego, ale wódka i tak jest przezroczysta. A smak się zamaskuje - kombinowała.
- To nie zadziała. Nie wiem jak musiałyby być zaaferowane, aby pić wódkę wcześniej będąc na samej wodzie - zauważyła Leilena. - Nie mówiłam też o tobie. O kimś innym z waszego klanu, który mógłby na przykład… zainicjować nową tradycję, albo zaprosić kobiety do spożycia wody ze specjalnej studni, która to ma poprawić płodność czy coś takiego - kombinowała.
- Nawet gdyby taki ktoś był, któraś ze starszych klanu, to się do niej nie dostaniesz, by ją oczarować. A nawet jak się dostaniesz, to one nigdy nie są same. Któraś z młodszych cię załatwi - pokręcił głową.
- No przecież nie wódkę, tylko wodę z doprawioną wódką. Jak wcześniej nie piły, to może się urobią nawet taką słabą? - Siri nie odpuszczała swojego planu, choć chyba tylko dlatego, że nie miała żadnego lepszego.
Rozmowę przerwał nieoczekiwanie jakiś zmienny, wołając Kła po imieniu. Leilena od razu doceniła jego ubiór, bowiem był go prawie całkiem pozbawiony. Jedynie przepaska biodrowa skrywała najciekawszą część. Poruszał się pewnie, ze zwierzęcą gracją i zdecydowaniem.


2

- Co upolowałeś wśród czarodziei? - zapytał w swoim języku, który magia sprawnie przetłumaczyła dla Lei. - Porwałeś łyse ze wsi?
- Nie do końca - Kieł władczo objął rudowłosą. - Teraz uczę się magii. Wziąłem je jako pomocnice.
Bezimienny wciąż nieznajomy łypnął jednym okiem na pannę Mongle.
- Tylko do czarowania? - zaśmiał się krótko. - Czy nabrałeś nowych gustów wśród ludzi? - Nie czekając na odpowiedź przeszedł na język handlowy.
- Jak wam się żyje pod pazurami mojego przyjaciela?
Lei lustrowała go wzrokiem nienachalnie, pewnie tego nie było wolno. Męskie osobniki także były przyjemne dla oka, to nie ulegało wątpliwości. Tylko czy byłby taki takim uległym kotkiem jak to pragnęła być Burza? Przez moment milczała, nie wiedząc jaka odpowiedź była prawidłowa, dlatego odparła bardzo krótko.
- Dobrze - spoglądając jednocześnie na Kła i ocierając się o niego wymownie.
- Dobrze? Dogadza wam w łóżku? - zaśmiał się, co wywołało u Kła od razu ostrzegawcze warknięcie. Choć, dzięki magii, Leilena wiedziała że znaczyło ono dokładnie “nie twoja sprawa”.
- Kieł ma bardzo dobrego kutasa i umie go używać - odparła jak gdyby nigdy nic rudowłosa.
- Ha, wiedziałem, że tam zdziczejesz wśród tych czarodziei - zarechotał nieznajomy w swoim języku. Położył też dłoń na rudych włosach Leileny i poczochrał je przyjaźnie... przez chwilę. Zaraz bowiem pojawiła się przy nim wściekła samica, która szarpiąc go, odciągnęła na bok.


3

- Naprawdę zaborcze są te wasze kobiety - skomentowała cicho Siri, gdy niebezpieczeństwo podsłuchania minęło.
- To ich płodny miesiąc - skomentował Długi Kieł, jakby to było oczywiste. - Przez resztę roku są… - długo szukał właściwego słowa. - Spokojniejsze - zdecydował wreszcie.
- Słuchaj, nie wytwarzacie soków, ani gorzały, ale przecież jakieś wywary z ziół na pewno robicie. Inaczej miałbyś przerąbane u Meleghosta.
- Prawda - Kieł pacnął się w czoło. - Ale to tylko okazyjnie. Jako leki, albo coś podobnego.
- I taka zielarka na pewno cieszy się posłuchem u młodszych, prawda? - zadowolona ze swojej dedukcji ciemnoskóra uśmiechnęła się tryumfalnie do przyjaciółki.
- Cieszy. Ale was nie przyjmie - westchnął mężczyzna, zmuszony się powtarzać.
- Wystarczy, że ciebie przyjmie i weźmiesz mnie ze sobą. Chcę się jej przyjrzeć - poprosiła Leilena, nie wyjaśniając co i jak.
- Chyba dam radę. Mógłbym przekazać zielarce trochę wiedzy zdobytej od Meleghosta. Tylko do czego ty byś była potrzebna w takiej rozmowie? - zadał pytanie o tyle zasadne, że Leilena mistrzynią zielarstwa i alchemii nie była.
- No cóż, chłopców jednej mikstury nie uczą… - uśmiechnęła się do niego swobodnie.
- No to nie ma na co czekać - zadecydowała Siri, chociaż akurat ona nie wiedziała o zwyczajach w wiosce wiele więcej od Leileny. - Przyprowadziłeś brankę, która podzieli się swoją wiedzą - uśmiechnęłą się tryufalnie, nim spojrzała na Lei i trochę się opanowała. - Eee... a ja mogę jakoś pomóc?
- Chcę ją tylko zobaczyć i posłuchać - zapewniła rudowłosa. - Wręcz powinniśmy być u niej krótko. Ten wasz rytuał będzie już dzisiejszej nocy? - spytała Kła.
- Jutrzejszej - zaprzeczył. Przeciągnął się, aż dziewczyny mogły usłyszeć jak strzelają mu stawy. - To chcesz iść teraz? Czy dopiero jutro?
- Dziś, lepiej żeby tego tak łatwo nie powiązali. O ile ktokolwiek będzie próbował - Lei wstała, poprawiając swoją jak zawsze skąpą sukienkę. W otoczeniu tych wszystkich prawie nagich futerkowych jej cipka nie zamierzała wyschnąć. Rudowłosa wciąż myślała jednak głównie o Burzy, która najmocniej przyciągnęła do siebie wszystkie zmysły czarodziejki.



___________________________
1 - grafika autorstwa Migueala Redogona
2 - grafika autorstwa digitalinkrod
3 - grafika autorstwa Embersign
 
Zapatashura jest offline