Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2020, 00:47   #1
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
18+ [Neruoshima 1.5] Iluzja Neonów


Światła estrad zawsze kusiły straceńców - ludzi, którzy albo już sprzedali duszę albo tych, którzy nie mieli nic innego do zaoferowania. Otwierali się, ofiarowywali się, dawali ponieść fali zachwytu lub tonęli przyduszeni bezmiarem niezrozumienia dla snutych przez siebie iluzji istnienia. Do ostatniego ukłonu nie znali swojego losu. Nie odpowiadali za tłum, który mógł wynieść ich na wyżyny frenezji lub strącić w rozpadliny powszedniości. Oddawali mu słowa, gesty, namiętności i własne przesłania. Idee, kiełkujące latami, szlifowane godzinami, ćwiczone, po stokroć, minutami przed tymi jedynymi chwilami, o których marzyli, a które trwały jedynie w blasku reflektorów. Dla jednych ściemnionych, dla drugich rozświetlonych.

Pan Goodmil stał wyprostowany. Nazywali go Pan, darzyli estymą, oklaskiwali ostatnie zwycięstwo. Dali wyraz zaufania i budowali chwałę, pozwolili tam być. W lustrze oświetlenia wszystko było proste, choć wypracowanie sobie pozycji kosztowało wiele... to czas był utwierdzić publiczność w słuszności rewerencji chwili.


Odchylając kapelusz utkany topazowym lśnieniem prominent uroczystości zwrócił się do znudzonych twarzy największych sław Świata Amerykańskiej Próżni, z odrazą zwanej Zasranymi Stanami Zjednoczonymi. W słowach Zjednoczonymi, w praktyce podzielonymi układami:

- Młoda noc niesie uniesienia impresji tego co było! W obrazie minionej epoki kocha się każdy z nas. Każdy posiadający cokolwiek ze zdrowego rozsądku obecny jest tu, dziś. Na początek, dziękuję Valdemarowi Kovalskiemu, że jego suwerenność tworzy byt, który przerodzi się w pasję i to taką, jakiej cały współczesny Świat nie zapomni! - wydarł się i odetchnął pełen obaw o odbiór własnych słów. Tłum milczał.

- Jak obiecałem rok temu. Spotykamy się znów i bawimy tym czym Vegas gości - najwyższą pulą. Obietnicą rozmaitości w niezwykłym zasobie przeszłości. Będziecie moi Państwo obserwować, przeżywać i oceniać cud minionej epoki! Będziecie grać tym co zostawiła nam poprzednia cywilizacja. Będziecie się bawić konwencją teraźniejszości i poznaniem przeszłości. Będziecie mogli stworzyć swoją przyszłość! Pełną nadziei na nieodkryte fenomeny współczesności zagrzebanej w ich historii! - umilkł. Czekał na werdykt.



Wąskie wargi chwyciły odległy piaszczysty smak pustynnego kurzu i zacisnęły się w emfazie spełnienia. Był w Vegas. Pierwszy raz na inwitację Forbeck’a, Nakamury, Czarnego Psa, Suareza i Johnnego Goff Goff. Drugi raz, samemu spraszając zarówno mafijny amfitrion, jak i entourage awangardy Dni Po Wybuchu Bomb. Stał tam, gdzie zawsze chciał być. Rozdawał karty tym, których chciał znać. Grał w grę, która mogła nie dojść do skutku i wszyscy o tym wiedzieli.

Oklaski nie nastały. Rozpromieniony najtańszym surowcem Vegas, jedyny całkowicie eksterytorialny fragment Miasta Miliona Grzechów, dumnie zamykający Arts District, rozbrzmiewała bezgłośnym zgrzytem archaicznych atrakcji. Karuzela odrapanych wierzchowców kręciła się z chrzęstem niewprawnie konserwowanych mechanizmów, wygrywając melodię dawnych dni. Tak idealnie współgrającą z wizją dnia jutrzejszego, gdy Pazury przyniosą w szponach jego szansę i porwą elitę w opowieść, którą im obiecał. Do tego momentu gondole Diabelskiego Młyna kręciły czas w blasku niedoścignionego glansu elity Zapomnianego Świata. Pordzewiałe autodromy rozbijały się o niepewność kolejnych kilometrów przemierzanych przez członków elitarnej jednostki militarnej Nowej Rzeczywistości na pustyni Mojave...








- Dobra, wchodzimy na trzy! Raz, dwa, kurwa! -

Jeb! Trzask! Fru!

Wszystko wybuchło - zasypany piachem pustyni Mojave metalowy właz rozgiął się w karykaturalną wizję metalowych zębów szczerzących się żarłocznie na miękkie ciała małego, w pełni umundurowanego oddziału zwiadowczego, który chwilę wcześniej przybył na miejsce. Tumany brudnego kurzu wzbiły się w powietrze, mieszając się z drobnymi odłamkami szkła komór hibernacyjnych umiejscowionych najbliżej felernego wejścia.

- Powiemy, że tak już było i tak w takich wrakach przeszłości co najwyżej jeden na milion odmrożeńców będzie jeszcze myślał czymś innym niż aparatem gębowy. Widziałem już takich powykręcanych... używki Molocha. Mutasów, mazie, spuchniętych utopców, z wolna gnijące trupy.

- Weź nie pierdol tylko ładuj się do środka, masz robotę, w której nie płacą od godziny!

- Dobra, dawaj ich na tapetę, zobaczymy co z nich zostało i czy faktycznie ktoś za to zapłaci.

- Gamble zostają w ich rękach.

Odpowiedziała mu ciężka cisza nieprzychylnych spojrzeń. Wrota jednak stały otworem. Systemy alarmowe kompleksu wyły jak oszalałe. Elektroniczne zabezpieczenia schronu przed ogólną awarią wykopały wszystko co mieściło się w zamrażarkach na zewnątrz. - Nie był to przyjemny widok, a tym bardziej kojący dźwięk i upajający zapach. Śmierdziało kurzem, zgnilizną, formaliną. Jak w przedwojennej, zapuszczonej pracowni biologicznej.

- Czyżby zapach zwycięstwa ? - zażartował niesmacznie koleś w kapeluszu a’la Dundee.

- Jesteś pojebany.

- Jak wszystko teraz… a i widać kiedyś też.


Jego wzrok padł na górujący nad klęczącymi ludźmi biały, odpadający od ściany olejny napis na murze, ewidentnie nabazgrany wiele lat temu z szablonu:



 Modlitwa do dowolnego Boga, który akurat słucha:

“Podziękujcie:

Za cień zmartwychwstania,

Za sekundę nowego życia,

Za zdjęcie kagańca,

Za spełnienie rojeń,

Za ulotne idee i

Za twarde kroki.”


- Grubo.

- Grubo to tam leży i jeszcze dycha. Dawaj ich do pionu i wołaj medyka, niech robi tu porządek, a my przestrzelamy resztę trupów, tak na wszelki wypadek.


Żywi i wyglądający na jeszcze odrobinę rozumnych zostali ustawieni w szeregu pod ścianą z quasi-poetyckim napisem ponad ich głowami. Pierwszy ogląd zleconej przez Pana Goodmil’a, a upolowanej właśnie zdobyczy, przynosił na myśl weteranów konających od gazów bojowych. Oczy zaszklone łzami, nosy i gardła pełne chemikaliów, nieobecne spojrzenia i kompletnie nieskoordynowane ruchy. Na szczęście mieli ich - “Pazury” - prawdziwych zawodowców od wszystkiego i zaledwie parę kilometrów do przejścia zanim zajmie się nimi w pełni profesjonalna kobieca ręka.

A Ta czekała na nich w Vegas i to już za małą chwilę. Pamiętała ponoć wszystkich tych sfrustrowanych, twardych facetów w starych autach, klnących na czym świat stoi w korkach do pracy o szóstej rano. Skubiących rozczochrane brody, rozglądających się w okół przymrużonymi oczami. Walczących z samymi sobą o pozostanie na miejscu i przystosowanie się do niewygodnego schematu, w którego ramy wcisnął ich ówczesny rozwój cywilizacyjny.





Silnik zawył, a spod kół dwuśladu poleciały drobne kamienie i tuman wzbitego piachu. Ruda motocyklistka zaklęła szpetnie pochylając się na umilkłej przed sekundą maszynie i z irytacją wpatrując się w pierdolny gwóźdź wbity w przednią oponę. Skąd na jebanym środku pustyni, gwóźdź?! Konwój, który miała osłaniać z wolna posuwał się do przodu. Toczył przed sobą krzyki zbieraniny szalonych, jak ta wyprawa, indywiduów pustkowi robiących za ochronę transportu. Czarna zakurzona maszyna z łoskotem poleciałą w bok, a szczupła dziewczyna, która wcześniej na niej siedziała odprowadziła wzrokiem skupionym na przecięciu muszki i szczerbinki swojego Galila Mini zaprzęg dwóch Toyot Hilux doposażonych w wzmocnione kadłuby i pordzewiałe felgi zakończone kolcami.


Wewnątrz każdego z pojazdów znajdowały się po cztery osoby - po dwie zagubione, otępiałe dusze i po dwóch, pełnych władzy nad istniejącym nieporządkiem rzeczy, Aniołów Stróżów. Każdy z nich ubrany był na przedwojenną modłę. Jedni w dobrze skrojone garnitury, drudzy w idealnie zachowane mundury w pustynnym kamuflażu. Każdy z nich był perfekcyjny na swój sposób. Jedni pewni tego co na nich czyha, drudzy jeszcze cudownie nieświadomi otaczającej ich rzeczywistości.

Rzut 3: 2, 2, 6
Rzut 4: 4, 11, 20


 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 14-11-2020 o 21:21.
rudaad jest offline