Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2020, 18:55   #139
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Z jakiegoś powodu Hektor miał nadzieję że Izabela ruszy wraz z nimi w dalszą drogę. Rzecz jasna i Aurariusa powitałby dalej przy swoim boku. Jednak nie zamierzał zachęcać ich do eskapady, która miałaby być niebezpieczniejsza od dotychczasowej drogi. Bo tylko tak mógł myśleć rycerz o dalszej wędrówce, słysząc życzenie Ristoffa.
Skinął zatem głową wtórując niemo Gveirowi.

Esmond nie skomentował. Krzyżując ręce na piersi spoglądał na Ristoffa, zawiedziony brakiem odpowiedzi. Sądził, że mag wie znacznie więcej o czekających ich niebezpieczeństwach, niż do tej pory im przekazał. Łowca nie miał w zwyczaju ruszać bez przygotowania i informacji, zwłaszcza jeśli zadanie było tak ryzykowne.
Tym bardziej dziwiła go obojętność towarzyszy, którym te informacje zdawały się zbędne.

Ristoff kiwnął głową.
- Dobrze więc. Zostawię wam ulokowanie nieprzytomnego. Ja z Dizim zajmę się oporządzeniem wozu do drogi i pozbyciem się nadmiarowego balastu. Dotarcie na miejsce może nam zająć ponad połowę dnia i nie chciałbym przybyć tam po nocy. Skorzystajcie z tego dnia na swoją korzyść.
Z tymi słowami Ristoff zakończył dyskusję. Grupa posiliła się i ulokowała nieprzytomnego w karczmie. Właściciel patrzył nieco podejrzliwie, ale na sam widok monet wszystkie jego podejrzenia zniknęły. Na horyzoncie wciąż nie było widać pościgu. Hebald wraz z Dizim zniknęli zajęci próbą rozporządzenia dobytkiem. Mogło przyjść na myśl a co z powrotem? Przeciez będa potrzebne jeszcze zasoby na powrót. Z takimi wątpliwościami musiała się borykać Izabella, która zabrała Esmonda na spacer z dala od pozostałych.
- Esmondzie… martwię się. Ristoff zawsze był jednym z bardziej ekscentrycznych magów, ale nigdy nie widziałam go w takim stanie i z takim zachowaniem. Może jednak powinnam z wami pojechać?
- Również nigdy go takim nie widziałem. Nie mogę jednak podjąć za Ciebie decyzji, zwłaszcza takiej od której może zależeć Twoje życie. Nie mam pojęcia co nas tam czeka, ani tym bardziej czy ja, lub pozostali, będziemy w stanie zapewnić Ci ochronę- odpowiedział, choć najchętniej zaprosiłby Izabellę by ta towarzyszyła im w podróży. Mimo że nie darzył jej uczuciem, czarodziejka pomogła mu pokonać wewnętrzne demony, przez co sama jej obecność zdawała się działać kojąco. Co więcej była jedyną osobą rozumiejącą magię, która mogła kontrolować (podejrzane ostatnio) działania Ristoffa.
Magini zaczęła miętosić skrawek swojego rękawa. Myślała intensywnie nad słowami łowcy.
- Napiszę list do rodziny i… poczekam tu na was. Jeśli nie zajmie wam to dłużej niż powinno pójdę was szukać.
- Zrobię co mogę by wszyscy wrócili cało - odparł, choć sam nie mógł być tego pewien. Chciał jednak pocieszyć Izabellę. Doceniła to uśmiechając się i kiwając głową.

Gveir
Mieścina nie była duża, ale mieściła się między dwoma wzniesieniami. Dalsza droga miała być w górach już. Karhu tknęła nosem swojego właściciela i go poprowadziła w bardziej ustronne miejsce.
- Czemu nie chcesz mnie u swego boku? - zapytała wprost i bez ogródek.

- Chcę - wzruszył ramionami Gveir. - Kolejny etap będzie jednak trudny. Całkiem możliwe, że zginiemy. Ja cenię tylko Artamen, dla mnie liczy się tylko chwalebna śmierć i walka. Jeśli uważasz, że nie chcesz ginąć, nie będę miał ci tego za złe.

Gveir skubnął swoją siwą brodę.

- Od czasu, kiedy widziałem się z Marzą dziwnie się zachowujesz - rzekł.

Karhu burknęła pod nosem.
- Bo jestem zazdrosna. Nie lubię jak masz samice.

Gveir roześmiał się dobrodusznie i podrapał Karhu za uchem.
- Nie martw się tym.

Niedźwiedzica mlasnęła i nastawiła się bardziej do drapania.
- No dobra. Ale idę. Samego cię nie zostawię.

- Chodźmy więc - zgodził się Gveir.


Hektor

Rycerz przechadzał się po mieścinie przyciągając ciekawskie spojrzenia. Wiał przyjemny wiatr, choć nieco chłodny. W pewnym momencie dostrzegł kogoś kogo raczej się nie spodziewał. Liliput Otto stał na ryneczku i kogoś wyszukiwał. Kiedy jego spojrzenie padło na rycerza na jego śniadej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zamachał do rycerza i gestem zachęcił do podejścia.

- Otto… - rycerz przywitał liliputa podchodząc. - niech zgadnę, szukałeś mnie?
- A jakże! Pokaż no tę swoją rybią gębę - liliput wydawał się niezwykle uradowany widokiem rycerza. Był prędki do uściskania mu dłoni i nawet chciał wziąć w uścisk, ale się opanował.
- Khm, może się nieco pospieszyłem. Tak, szukałem cię… bo miałem nadzieję cię przedstawić.
- - utopiec nie krył zdziwienia, a też był daleki od okazywania wylewności liliputowi. Zaczął się rozglądać po okolicy. Nie spodziewał się jednak zagrożenia że strony Otta.
- Nie tutaj. Przejdziemy się? - Otto odstąpił wskazując rycerzowi drogę.
- Czemu nie - zgodził się rycerz. - Ładna pogoda. Taka… zwyczajna. - Hektor zadumał się doceniając zwyczajny charakter otoczenia. Żadnych smoków, Pań Lasu, Bogów, czy wizji. Zwykłe, proste miasteczko. A na jego skraju, obok jednej ze stodół osłoniętej od widoku stała majestatyczna bestia. Sowogryf o żółtych ślepiach, takich jak te które widział we snach. Czekał na nich kiedy się zbliżali spokojnie stojąc. Hektor natomiast wpierw przystanął niedowierzając, ale zaraz wznowił marsz kładąc odruchowo dłoń na rękojeści miecza.
- Nie obawiaj się rycerzu, nie obawiaj się - Otto zapewnił Hektora o swoich intencjach. Kiedy się zbliżyli liliput przyklęknął przed bestią i wyciągnął ze swojej torby koc. Następnie wstał i narzucił go na gryfa i się odsunął. Bestia patrzyła na Hektora swoimi przenikliwymi oczami, a jej rozmiar malał. Koc robił się na niej coraz większy aż zasłonił wszystko co powinno być skryte na ludzkim ciele. Oto przed Hektorem stał mężczyzna o niepomiernie długiej brodzie i równie długich włosach. Jego krzaczaste brwi rzucały cień na żółtawe oczy. Oczy króla.
W tym momencie Hektor zareagował zanim zdążył pomyśleć. Skryte pod warstwą niepamięci odruchy dały o sobie znać. Przyklęknął w śniegu na jedno kolano, chyląc głowę przed królem.
- Doszły mnie słuchy rycerzu, że nazywasz siebie teraz Hektorem Cztery Ryby z Moczarowisk. Chodź twoja aparycja jest inna to rozpoznaję w tobie kogoś innego. Jako Frederyka Lojalnego, królewskiego rycerza.
Rycerz wstrzymał oddech. Oczy niemal wyszły z orbit. Frederyk… to imię brzmiało… równie nieznajomo co każde inne. Oblała go nagła fala złości i rozczarowania.
- Jesteś… jesteś pewny… królu? - chciał powiedzieć ‘mój królu’ ale zrezygnował.
Żółte oczy świdrowały rycerza.
- Wygląd macie podobny, a ponoć i wasze serce równie czyste, co tego którego przyszło mi znać - głos króla był świszczący i pohukujący jednocześnie. Nie był niski i kontrastował z poważną twarzą porytą czasem i emocjami.
- Jednakowoż nie przybyłem tu aby dręczyć cię twoją przeszłością. Przybyłem tu w nadziei, nadziei że Hektor Cztery Ryby zechce służyć koronie. W tajemnicy przed światem, tu na krańcu królestwa pod pierzyną śniegu pytam się ja, Konrad Lucius Drugi, król panujący wraz z królową w królestwie Równonocy, czy ty, Hektorze herbu Cztery Ryby z Moczarowisk zechcesz oddać swe posługi w służbie królestwu?
Scena była abstrakcyjna. Król odziany tylko w koc stojący w zagajniku za stodołą pytał się rycerza czy chce mu służyć bezpośrednio. Jedynym świadkiem był Otto i kilka okolicznych gryzoni, które zapewne chowały się po kątach stodoły i drzew. Nie było pewnym nawet czy bogowie zwracali swoją uwagę na tak odciętą od świata mieścinę. Pytanie jednak padło i być może warto było na nie odpowiedzieć. Lub nie.
Hektor jednak wciąż nie podnosił głowy. Doceniał wagę tej sceny i czuł się jakby był właśnie w centrum świata. Zmartwił się tylko gdy król wyznał, że nie chce go ‘dręczyć’ przeszłością. Utopiec myślał “dręcz mnie, królu’, ‘wyjaw mi kim byłem’. Nie odważył się jednak wypowiedzieć tego na głos.
- Jeśli masz rację królu, nigdy nie przestałem być rycerzem królestwa - odparł po chwili. - Jakie me zadanie?
- Jest taki człowiek: Hebald Ristoff. Mag, z którym podróżujesz. Doszły mnie słuchy, że uniwersytet ma wobec niego wątpliwości. Upewnij się, że jeśli są one słuszne to jego działania nie będą miały wpływu na tutejsze okolice… ani żadne dalsze.
Utopiec przełknął ślinę. Trochę za głośno.
- Do tej pory nie czynił nic co mógłbym uznać za… złe. - odpowiedział - Upewnię się, by pozostał po dobrej stronie, królu.
- Możesz powstać. - Gdy rycerz spojrzał znów na Króla Konrada ten powoli zaczynał już obrastać w pióra.
- Pamiętaj mój rycerzu: goniąc za przeszłością łatwo przeoczyć teraźniejszość i zatracić przyszłość. Jeśli wspomnienia będa miały do ciebie powrócić, to tak się stanie.
Rycerz nie odpowiedział. Z takim poglądem, ktoś kto nie pamiętał kim był, nie mógł się łatwo zgodzić. Wyprostował się chłonąc obraz przeistaczającego się króla. Przed oczami na nowo stanęła mu scena ze snu. Zamkowe korytarze oraz spojrzenie tych ślepi.
Te znów na niego spojrzały gdy władca królestwa znów był bestią. Mrugnęła na pożegnanie i odwróciła się odchodząc w zagajnik.
- Będziesz tu czekał, prawda? - zapytał Otta, gdy król już zniknął z oczu.
- Tak… będę w okolicy - westchnął ciężko liliput. - Uważaj na siebie Hektorze.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence

Ostatnio edytowane przez Asuryan : 14-11-2020 o 20:27.
Asuryan jest offline