Zapewne trzeba było być mieszkańcem Belhaim by wiedzieć cokolwiek o Wieży Czarownic, ale wystarczyło mieć oczy by wiedzieć, gdzie ta wieża się znajduje. A raczej znajdowała, gdyż zostały z niej jedynie ruiny. O czym Darvan się przekonał ledwo przekroczył próg karczmy.
On i jego towarzysze nie byli jedynymi, co się zainteresowali upadkiem wieży, a zdążający na miejsce katastrofy tłum mieszkańców był dość gęsty. Na szczęście krzepa i gabaryty Zotara sprawiły, że pozostali mogli bez problemu podążać utworzonym przez niego przejściem.
Osłaniając chustą twarz przed pyłem Darvan przedostał się przez most, by po chwili znaleźć się oko w oko z tym, co pozostało po (do niedawna dumnej) wieży.
Kara oczywiście zgłosiła się do pomocy, co zaklinacza nie zdziwiło, ale równocześnie zachęciło do dołączenia się do grupy ratowników.
Nielicznej, bo na pierwszy rzut do tej pory składała się z dwóch ochotników.
- Pomożemy wam, oczywiście - powiedział do stojących obok wieży strażników. - Ile osób tutaj mieszkało? - Wskazał na resztki wieży. - I czy często koboldy przychodziły tu w odwiedziny?