Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2020, 14:36   #3
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=R2ZQIMPzqOY[/MEDIA]
Oddech to pierwsza rzecz, jaką dostajemy po narodzinach i ostatnia, jaką oddajemy przed śmiercią. To tak proste, że wydaje się bez znaczenia, a jednak jest najważniejsze - zaczerpnąć powietrza i jeszcze raz… ten pierwszy raz.

Pierwszy raz zawsze był najgorszy, najtrudniejszy, czy chodziło o jazdę na rowerze, trening na siłowni, kaca czy cała resztę początkowych dróg do celów obieranych spontanicznie przez większość życia.
W przypadku Crystal przerwanego, na własną odpowiedzialność - w stanie wzburzenia ,depresji, niepoczytalności…
Kogo to obchodziło?

Cisza jest słowem, które nie jest słowem, a oddech przedmiotem, który nie jest przedmiotem.
Ciemną, praktycznie czarną w półmroku powierzchnię wody przecięła drobna zmarszczka. Do tej pory idealnie gładka ciecz kryjąca martwe ciało drgnęła. Tak samo drgnął lewy kącik uchylonych, sinych ust.

Taflę wody przecięła druga zmarszczka, po niej kolejna. Zanurzona pod powierzchnią czarnej purpury dłoń zacisnęła się kurczowo żeby równie niespodziewanie rozluźnić chwyt. Druga przewieszona przez krawędź zadrżała, drapiąc paznokciami po jasnej emalii.

Powietrze tężało, aż do momentu, gdy praktycznie dałoby się je kroić nożem, gdyby w łazience znalazł się ktokolwiek i akurat ów nóż miał.
Wisząca w kloszu przy lustrze żarówka zapaliła się, żeby zgasnąć i znów krótko się zapalić tym przytłumionym, brudnopomarańczowym światłem jakie miała na parę minut przed całkowitym wypaleniem. Za oknem zerwał się wiatr, waląc w okna gałęziami rosnącego nieopodal drzewa z wściekłością domagając się aby co jest martwe - martwym pozostało.
Naturalna kolej rzeczy, odwieczny cykl i krąg życia… brutalnie gwałcone ciemną, już nie cichą nocą.

Gdzieś na ulicy zapiszczał samochodowy alarm: jeden, drugi. Dziesiąty. Dołączyło do nich opętańcze wycie i szczekanie okolicznych psów. Stroboskop przy lustrze mrugał szaleńczo, to chowając w mroku, to wyławiając z niego trzęsące się ciało w ataku epilepsji, rozchlapujące po podłodze krwawą wodę.

Pierwszy oddech nigdy nie jest niczym przyjemnym. Przy narodzinach towarzyszy krzykowi i wizgowi płaczącego noworodka, wyrwanego z kojącej, ciemnej i ciepłej kryjówki dobrego snu prosto w zimny, kanciasty i twardy świat koszmaru poza łonem matki.
Tak właśnie działo się ze snami. Te dobre miały na tyle przyzwoitości, by zniknąć na zawsze wraz z nastaniem świtu. Natomiast koszmary paskudnym zwyczajem ciągle wracały i dręczyły.
Ten Stringer nie zamierzał odpuścić, ani tym bardziej wypuścić jej - nie pozwalał rozpuścić w nicości.

Pierwszemu oddechowi towarzyszył głośny jęk, zdrętwiało ciało nie chciało słuchać, mięśnie drżały i brakowało im koordynacji. Do tego śliska, mokra wanna przez której rant cudem udało się jej przewiesić zanim nie wypadła na zalaną wodą i zasypaną kawałkami żarówki podłogę.
Ból zastałych płuc, zastałych mięśni i ścierpniętych kończyn. Sprzeciw organizmu, któremu odmówiono odpoczynku.
Gwizd w uszach, śmiech i szloch wydobywający się z piersi obleczonej zieloną sukienką.

Niezrozumienie mącące resztki ledwo co odzyskanych zmysłów, rozmazany obraz i Nina Simone szydząca z kalekiego chrząszcza niemrawo czołgającego się po podłodze. Kolory mieszające się w pokracznym kalejdoskopie pełnym wybuchów światła i ataków mroku.

Zagubienie, piekące jak przypalone do żywej kości przedramiona, żelazisty smród krwi i metaliczny posmak w ustach.
Pytanie wiercące czaszkę podobnie do sygnału telefonu, drącego się... skądś. Z daleka, z innej galaktyki i linii czasowej.
upierdliwy dzwonek ustawiony na połączenia przychodzące nie mógł zagłuszyć powtarzanego wciąż pytania.

Dlaczego?

Dlaczego?

Dlaczego?!




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2y6kop0VTXY[/MEDIA]


W życiu każdej młodej dziewczyny nadchodzi moment,kiedy całkowicie obcy człowiek każde jej wspiąć się po wysokiej drabinie na obiad na dachu.Niemal w każdym przypadku najlepiej w takiej sytuacji odmówić i biec do domu,żeby zadzwonić do psychiatryka,z którego ten człowiek uciekł… lecz co zrobić, gdy samemu chciało się umrzeć? Wtedy to właśnie zamknięcie w bezpiecznych czterech ścianach szpitala wydaje się jedynym słusznym rozwiązaniem niosącym ze sobą cień nadziei, że będzie… się jeszcze istnieć za tydzień, miesiac, cyz dwa lata.

Wyobraźmy sobie szpital psychiatryczny. Co widzimy? Miękkie ściany, drzwi bez klamek, kraty, nastrój grozy, kaftany, szalony psychiatra i upiorny personel. Takie stereotypowe wizje nie pochodzą zapewne z osobistego doświadczenia. Promuje je raczej przemysł kinematograficzny. Pochodzenia takiego obrazu szpitala psychiatrycznego w kinie można doszukiwać się w niechlubnych początkach psychiatrii. Pierwsze szpitale psychiatryczne były rzeczywiście dość upiorne, a stosowane w nich praktyki kontrowersyjne. Kto nie słyszał o osławionej w filmach i opowieściach lobotomii, przykuwaniu do ścian, leczeniu środkami wymiotnymi lub elektrowstrząsach?

Jednak mroczny obraz psychiatryków powinien odejść do lamusa już po roku 1792, gdy Philippe Pinel, uważany za ojca psychiatrii humanitarnej, wprowadził nowe praktyki leczenia osób psychicznie chorych. Filmowcom jednak ciężko zrezygnować z negatywnego obrazu szpitali psychiatrycznych. Jest to chwytliwy temat, będący idealnym tłem dla mrożących krew w żyłach horrorów. Jednak to, co służy przemysłowi kinematograficznemu, nie zawsze służy samym placówkom. Zły wizerunek szpitali psychiatrycznych przyczynia się do tego, że społeczeństwo spostrzega je w sposób stereotypowy, kompletnie nie adekwatny do rzeczywistości. To wszystko powoduje lęk przed szpitalami psychiatrycznymi, obniża zaufanie do personelu i wzmaga naznaczenie społeczne pacjentów.
Czy jednak jest się czego bać? Dla Abigail psychiatryk był pozytywnym zaskoczeniem po tuzinie obejrzanych wcześniej filmów z tematem w tle. State Hospital Buffalo miał działać w harmonii z naturą. Obok budynku stały kolektory słoneczne, wybudowano również system pomp ciepła. W okresie grzewczym miało to pozwolić wykorzystywać energię słoneczną pobraną i zmagazynowaną w lecie. Zimne powietrze wykorzystywano też do klimatyzowania pomieszczeń. Na terenie szpitala zasadzono też ok. 25tys. sztuk roślin oraz 341 drzew.
– To nie tylko troska o środowisko naturalne, co oczywiście jest niesłychane istotne, ale także dążenie do częściowego uniezależnienia się i zróżnicowania źródeł energii – mówił w czasie otwarcia budynku Adam Jadesen prezes zarządu. Sprawiał tak ciepłe i miłe wrażenie, zarówno on, jak i jego placówka… Pozory jednak bardzo lubiły mylić.
Węże też wyglądają całkiem sympatycznie, dopóki nie wgryzą ci się w szyję.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline