Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2020, 22:23   #3
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Betonowa konstrukcja osadzona głęboko w rozpadlinie pustyni Mojave, na pierwszy rzut oka, nie wystawała, nawet jednym ostrym rantem swojej sześciennej bryły, poza linię gruntu stanowiącego mieszankę żwiru, piachu i rozsianego ,kolejnymi burzami, trynitytu. Przeprawa przez piaski Mohave stanowiła udrękę dla każdego podejmującego drogę przez Wielką Kotlinę. Dotarcie do jakiegokolwiek punktu położonego przy górach Tehachapi, San Gabriel, San Bernardino, Dolinie Śmierci lub pustyni Sanora wydawało się większości ludzi prawie niemożliwe. Dosięgnięcie samego serca radioaktywnej rozpadliny było kompletnie nierealne. Odnalezienie ośrodka hibernacyjnego? To też można było włożyć pomiędzy bajania po Tornado. Jednak tam był. Chociaż nie przypominał w niczym wspomnień sprzed zamrożenia. Zabrakło sterylności, personelu w białych kitlach, setek formularzy, zamkniętych skrytek, hermetyczności i “tego czegoś” co świadczyłoby o przeznaczeniu tego miejsca. Być może inne budynki i mury dawnego ośrodka, utonęły w setkach anomalii pogodowych przewalających się niszczycielską siłą po dawno wymarłej przestrzeni, a być może nigdy nie zostały postawione. Miejsce odkopane wybuchem ładunku ekipy poszukiwawczej wydawało się prowizorką złożoną na prędce, z różnego typu kriokomór przetransportowanych do podziemnego schronu w akcie dzikiej paniki.

Sen szaleńca, całkowity chaos. Ludzie w mundurach stawiający ich pod ścianą. Wszędzie fragmenty szkła, kałuże cieczy imitujących płyny ustrojowe ludzkiego organizmu, najprawdziwsze skarby rzucone niedbale do zaśniedziałych, metalowych skrzynek i oni - ledwo przytomni, z trudem łapiąc tchnienie nowego życia, zwijający się w agonii ponownego istnienia. Zapłacili za odpowiedni standard i oczekiwali… czegoś innego.

Ból wieloletniej wegetacji odciskał głębokie piętno na psychice i somie każdego wybudzonego z hibernacji. Każda jednostka inaczej wkraczała w autentyzm nowego świata. Do Brada pierwszego zaczęły docierać realne obrazy, zapachy i dźwięki. Fizyczna dezorientacja organizmu minęła raptem po kilkudziesięciu minutach. Ostentacyjna psychiczna przepaść poszerzała się jednak z każdym odmierzonym przez jego silne ciało uderzeniem serca. “Jak właściwie miał na imię? Louis? Joe? Achilles? Nie, to nie to.” Nie szukał swoich rzeczy, niczego nie zabierał, jak kukiełka pozwolił się ustawić pod ścianą i nadstawił ręce do przytrzymania w pionie kolejnych ocalałych z pogromu niedostatecznie sprawdzonej technologii przedłużania życia. Wiedział, że coś jest nie tak. Jednak na odpowiedzi na pytania musiał czekać do chwili rozdysponowania reszty oddychającej wokół niego ludzkiej masy. Prawie nikt nie trzymał się na nogach. Walter spazmatycznie ściskany za korpus przez gwiazdę minionej epoki pod murem podziemnej konstrukcji, nie był w stanie odtworzyć nawet oczu. Stabilność utrzymywał jedynie dzięki wsparciu ramienia [b]ocaleńca z prawej[/b i silnemu uściskowi muskularnej dłoni obutej w rękawicę taktyczną z drugiej. Nie mógł nawet słyszeć słów Weskera, szepczących mu do ucha:

-A Ty będziesz mój… Umyję Cię, ubiorę i skoro nikt się o Ciebie teraz nie upomni to będziesz przez te parę godzin tylko dla mnie.

Wycie alarmów karykatury ośrodka badawczo-rozwojowego zagłuszyło prawie całkowicie wypowiedziane słowa. Nie miały one teraz większego znaczenia, ani dla umundurowanych członków militarnej grupy uderzeniowej, ani dla towarzyszących im osób. Zwłaszcza, że pozostałych dwóch członków przyszłej eskapady do Vegas nie było w stanie nawet ich zarejestrować. W głowie Jacoba jednostajny szum buzującej krwi walczył o prym z zawrotami wykrzywionej czerni zamkniętych powiek. Dubois pochwycił go więc pod pachy i po pierwszej wizji lokalnej stanu przedwojennej kierdeli bez cienia troski odciągnął na bok robiąc miejsce dla Mallory’ego.






Ten, skupiony na reanimacji jedynego nadającego się jeszcze do czegoś stosu mięśni z podłogi bunkra, nawet nie zauważył dodatkowej wolnej przestrzeni. Sanitariusz w oddziale zawsze, niezależnie od epoki i panujących w niej reguł, miał specjalne miejsce i specjalne traktowanie, obejmujące chociażby osłonę ze strony pozostałych żołnierzy w czasie wykonywania swoich zadań. Zwłaszcza jeśli w wykonywaniu ich był naprawdę dobry. Ten był. Johnowi krążenie wróciło po 20 minutach wytężonej pracy stalowych mięśni rąk i barków rudego Kaprala Pazurów. Poza samą determinacją i siłą nowy opiekun Wicka dysponował także pół-profesjonalnym sprzętem medycznym, który całkowicie nieprzytomnego odmrożeńca miał szansę doprowadzić do kresu podróży w stanie niewiele zmienionym od chwili sprzed wyrwania go z hibernacji.

Panując nad sytuacją i nie pozwalając na zbędne rozprężenie swojej grupy Kapitan Mads Mikkelsen wydał rozkaz usadzenia cudownie-uratowanych w wozach. Wszyscy poza nieprzytomnym Wickiem byli już ubrani. Najlepiej dopieszczony image prezentował Dykhovichny, w którego, już przytomnego zapatrzyły się przymrużone oczy Starszego Sierżanta "Big" Toma Weskera.






NIe był pewny czy go sonduje, pilnuje, czy oznacza. Rozpoznania intencji i utworzenia sobie szkicu psychologicznego nowego towarzysza podróży nie ułatwiało mu obezwładniające uczucie zagubienia i nie początkowy brak władzy nad własnym ciałem. Część dolegliwości z wolna
ustępowała miejsca bólowi głowy.

Benett rzucony jak worek zboża na przednie siedzenie obok kierowcy miał rozpiętą każdą część ubioru choć jego nagość nie była widoczna przez zarzuconą na korpus skórzaną kurtkę. Sierżant Jean-Luc "Buźka" Dubois nie przyłożył się do zadania otoczenia opieką nowego nabytku scen niezapomnianego Vegas tak jak przykładał się do prowadzenia wozu. Jego młodzieńcze rysy twarzy ukryte za specjalistyczną osłoną głowy co chwila spazmatycznie zaciskały się w dziwnych grymasach zastępujących przełknięte rozkazy i niewypowiedziane słowa.






Dał mu 30 minut i w końcu oklepał prawy policzek ożywieńca wypluwając dawno zduszone w sobie słowa:

- Kurwa, nie zdychać mi tu! Koty bez rozkazu nie mają prawa nawet stanąć ze śmiercią oko w oko. Nie mamy medyka na pokładzie, więc budź mi się skurwysynu!

Cobb oprzytomniał, choć nie miał pojęcia gdzie, kiedy i czemu znajduje się w tym, a nie innym miejscu. Bywał na froncie. Odsłużył swoje. Dobrze wiedział, że ma przed sobą sierżanta. Za żadną jednak cenę nie był w stanie się wyprostować. Widząc zagubioną, ale przytomną już twarz swojej ofiary wojskowy wrzasnął:

- Zapiąć pas! Podciągnąć opinacze! Przed oficerem stoicie!

Jego krzyk odbił się od budy terenowego auta i poszybował w pustą przestrzeń za otwartym oknem nie sięgając nawet odblasku zdartej metalowej powierzchni drugiego Hiluxa. Zapewne nie na to liczył, tak samo jak wszyscy inni.

Wewnątrz maszyny, obsadzonej z tyłu: dogorywającym Johnem Wickiem i modlącym się nad nim Kapralem Kevinem Mallory oraz z przodu: dwiema sławami starego świata - Bradem Pittem i Madsem Mikkelsenem unosił się krótkotrwały bezgłos odpowiedzi na pytania Brada. Najwidoczniej milczenie nie przeszkadzało reszcie pasażerów. Aktor w chwili zwątpienia zastanowił się nawet czy pasażerowie w ogóle rozumieją po angielsku. Ciszę przerwał kierowca, który mimo wyrzucanych z siebie słów nie odrywał wzroku od drogi.

- Zesrało się. Taka odpowiedź wystarczy Panie Pitt?

Najwidoczniej aktor musiał przetworzyć to co właśnie usłyszał, oparł ramię o szybę i przejechał dłonią po włosach.

- Witamy w Zasranych Stanach Zjednoczonych.

Auto podskoczyło na nierówności, a pogrążony w bólu drugi cywil wrzasnął głośniej.

- Ostrożnie. Może trochę bujać. Radziłbym zapiąć pasy. Nie chcemy żeby coś stało się naszym gwiazdom.

W zimnym głosie kierowcy o skandynawskim akcencie wyraźnie przebijał się sarkazm. Obrócił na moment głowę i z zastanowieniem przyglądał się nowowybudzonemu swoimi orzechowymi oczami, widocnie próbując go ocenić. W końcu opuścił swoją chustę na poziom szyi.






- Chociaż nie jesteś tu jedyną gwiazdą Brad.

Mads Mikkelsen uśmiechnął się szeroko na ułamek chwili, po której jego wyraz twarzy powrócił do swojej standardowej beznamiętnej maski i ponownie skupił się na prowadzeniu pojazdu.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 26-11-2020 o 11:51.
rudaad jest offline