Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2020, 17:34   #11
Sorat
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HLrqNhgdiC0[/MEDIA]
Po ciężkiej nocy łóżko miało magiczną moc potęgowania grawitacji. Trzymało zmęczone ciało w jedwabnych okowach chłodnej pościeli nie pozwalając wstać, nie tak od razu. Przyjemnie koiło zakwasy i otarcia, tuliło czule, szepcząc kojącą melodię bez słów o dalszym, cudownym śnie. Niestety trzeba było wstawać, ciężka sprawa jeżeli zasnęło się dopiero nad ranem. Ustawiony na 7 rano automat bezszelestnie rozsunął ciężkie, satynowe kotary, wpuszczając do sypialni ostre promienie słońca. Jedna taka wiązka padała bezpośrednio na szerokie łoże i bladą postać zaplątaną w biały jedwab.
Biel - ulubiony kolor Julii - dominowała w pokoju, zaczynając od wykładanych futrem karakali ścian, poprzez meble, żyrandol z kryształów Swarovskiego i marmurową podłogę. Białe były też kwiaty stojące w kryształowych wazonach. Słodko pachnące lilie, egzotyczne orchidee, dostojne anturium i napuszone bukiety róż mrugały łagodnie z każdego kąta pokoju, łapiąc słoneczne refleksy na mokre od kropelek wody płatki.
Zaraz też w nogach łóżka zaczęło się poruszenie i już po chwili maleńki biały piesek pokracznie pokonał spiętrzenia pościeli, z piskiem i merdaniem ogona witając panią mokrym, pociesznym językiem. Smukła dłoń o wypielęgnowanych paznokciach pogłaskała go po główce, pełne i zmysłowe usta Rosjanki ułożyły się w czuły śmiech. Taką pobudkę akceptowała. Była nieporównywalnie lepsza niż nagłe wyrwanie ze słodkiego snu ostrymi dźwiękami alarmu. W jej mniemaniu tego, kto wymyślił regularny budzik powinni zamknąć w Czarnym Delfinie. Musiała o tym porozmawiać z tatą.

Na razie musiała się dobudzić, znaleźć siłę na stawienie czoła wyzwaniu nowego dnia. Cieszyła się na wycieczkę, zwłaszcza że Amanda, Adaś i Maja też jechali. Przed nimi roztaczała się perspektywa paru dni błogiego lenistwa, drinków i opalania nad brzegiem morza. Mimo że nie wiedziała, gdzie leżą te Rowy i pierwszy raz o nich usłyszała od wychowawcy ogłaszającego wyjazd, to nie umiała być zła, ani zawiedziona. Ostatnio oglądała program o przetrwaniu i czuła ekscytację. Byli trochę jak Bear Grylls wysłany w głąb dzikiej, nieskalanej ludzką stopą dziczy. Piękna Rosjanka uśmiechnęła się wspominając prowadzącego Szkołę Przetrwania. Chętnie zgubiłaby się z nim gdzieś w amazońskiej puszczy, o ile w namiocie miałaby minibarek i klimatyzację. I poleciałaby na miejsce helikopterem.

Poranne rozmyślania przerwał jej stłumiony dźwięk dzwonka telefonu. Z lekką irytacją sięgnęła pod poduszkę, ale widząc kto dzwoni, odrzuciła połączenie z adnotacją “jestem na spotkaniu, odezwę się potem”. Poświęciła zeszłej nocy trochę uwagi jednemu całkiem milutkiemu sędziemu, spędzili razem bardzo udany wieczór, ale jeśli miała się z nim spotkać ponownie musiał zatęsknić. Zresztą nie miała ochoty wysłuchiwać utyskiwań na jego żonę i dzieci, przynajmniej nie na trzeźwo. Obciągnąć mu na odległość nie dałaby rady, ryzyko smęcenia bez dyplomatycznego skończenia rozmowy… nie dziś. Musiała jednak przyznać, że jak na tak poukładanego, statecznego mężczyznę fantazje miał całkiem brudne. Zadowolona odłożyła komórkę na poduszkę, głaszcząc łebek Margot, która przytulona do jej boku zaczęła zapadać w drzemkę. Wspomnienie zeszłej nocy nie dawało Ulyanovej spokoju, zawiesiła spojrzenie szafirowych oczu na żyrandolu. Czekało ją parę dni posuchy, o ile na miejscy nie znajdzie się nic godnego uwagi zostaną jej zabawki i praca na własną rękę.

Po raz drugi sięgnęła po telefon, żeby wysłać pustego smsa do kontaktu opisanego jako “1”. Po chwili zastanowienia to samo zrobiła z kontaktem “4” i czekała.

Nie minęły dwie minuty, gdy ktoś zapukał do drzwi. Trzy krótkie uderzenia, cisza, skrzypnięcie drzwi po którym do środka weszło dwóch postawnych ochroniarzy taty. Julia popatrzyła na nich, a w podbrzuszu poczuła znajome ciepło. Lubiła patrzeć na ich tyłki w garniturach. Chyba lubiła ich jako ludzi, a na pewno ceniła umiejętności i profesjonalizm. Yura był młodszy, ale wyższy. Na oko trzydziestoletni były żołnierz pracujący dla nich od dobrych trzech lat. Razem przylecieli z Moskwy i dopiero w Warszawie rodzice ściągnęli do pilnowania rezydencji jeszcze Olega. Jego nawet Julia trochę się bała, słyszała że miał coś wspólnego z interesami taty… więcej wiedzieć nie musiała. Kocim ruchem podniosła się na kolana i patrząc na nich położyła dłonie na ramionach. Drażniąc skórę piersi i brzucha opuściła je i równie powoli ściągnęła białą, nocną koszulę. W ich oczach błysnęło zrozumienie, szybko zastąpiły gorączki i pożądanie. Gapili się na nią jak dwa psy na kawałek mięsa, a jej robiło się rozkosznie gorąco.

Nawet się nie zorientowała kiedy wylądowali pod prysznicem. W jednej chwili obejmowała Olega, patrząc mu w oczy wzrokiem mówiącym “rżnij mnie”, a on korzystał z werwą, wbijając ją w marmurową ścianę prysznica. W następnej wisiała między nim i Yurą, podrzucającymi jej ciało w równomiernym tempie. Czuła każdą nierówność rozrywających jej wnętrzności kutasów, każdy oddech i poruszenie sprawiało, że coraz mocniej kręciło się jej w głowie. Lejąca się spod sufitu woda tylko częściowo tłumiła głośne jęki rozkoszy, ale miała to gdzieś. Liczyła się utrata oddechu i elektryczne delirium mięśni w momencie długiego szczytu. Po wszystkim, gdy już z nią skończyli, Yura pomógł jej doprowadzić się do porządku, drugi ochroniarz wyszedł w ciszy aby zawołać gosposię ze śniadaniem. Zanim stara kobiecina przyszła, Ulyanova zdążyła posypać i wciągnąć dwie kreski białego pyłu, więc na widok jedzenia tylko machnęła zirytowana ręką.

Tacka wylądowała na stole, a staruszka bez słowa wzięła szczotkę do włosów. Stanęła za krzesłem młodszej kobiety i czesała ją, podczas gdy ona skubała bez przekonania bliny z kawiorem, więcej uwagi poświęcając wódce i lodowatemu, pomarańczowemu sokowi. Przeglądała przy tym najnowszy numer rosyjskiego Vogue, wzdychając co parę stron. Szukała inspiracji, bo mimo pękającej w szwach, ponad trzydziestometrowej garderoby, nie miała się w co ubrać. Wreszcie jej uwagę przykuł wywiad z ulubioną projektantką. Kochała Donatellę Versace, jej dzieła idealnie trafiały w jej gust. Hołdowała trendom lat osiemdziesiątych, składała ukłon ich szykowi i elegancji. Na pozycję jednej z najzdolniejszych projektantek charyzmatyczna blondynka trafiła występem tour-de-force, gdzie motyw gorsetu był gwoździem jej programu. Najpierw pojawiły się bikini z paskiem z wysokim stanem, potem baski z fiszbinami w płynnej dżerseju, a potem błyszczące, w całości metalowe sukienki z biustonoszami o ostrych fasetach.Była jednak różnica między sygnalizowaniem trendu ze względu na showstopper a robieniem ubrań, które kobieta może założyć bez rozdzierającej agonii i kpiny. Dom założony przez Gianniego Versace rozwiązał to za pomocą technologii: metalowe odłamki kobiety-robota były w rzeczywistości plastikowe. Na ciele nic nie ważyły. W ten sposób Donatella zapieczętowała kolekcję dobrze wykonanym stemplem Versace, spoglądając w przeszłość, ale odbierając naprzód w teraźniejszość.

Właśnie srebrno-metaliczna sukienka podrzuciła Rosjance pomysł. Swoim zwyczajem wprowadziła go w życie zaraz po śniadaniu i gdy skończyła się malować. Z początku miała ochotę założyć coś bardziej boho, ale postawiła na ostatni prezent od mamy z wiosennej kolekcji Donatelli: jasnokremową, prostą jedwabną sukienkę bez pleców i na cienkich ramionkach, oraz z romboidalnym wycięciem pod biustem. Dobrała do tego jasne czólenka na wysokim, wąskim obcasie od Valentino i biżuterię z białego złota oraz szafirów aby podkreślić kolor oczu. Przejrzała się w wielkim lustrze i pochwyciwszy torebkę Hermes Birkin od Ginza Tanaka, była gotowa. Nie chciała przesadzać, nie leciała do Nowego Jorku, tylko jechała na szkolą wycieczkę. Było też zdecydowanie za ciepło na ukochane futro…

~***~


Cierpliwie czekała aż biała limuzyna Rolls-Royce Phantom na dyplomatycznych blachach prowadzona pewną ręką szofera zatrzyma się przy bramie, zza przydymionej szyby widziała już oczekujący tłumek w tym te parę twarzy wywołujące u niej szeroki uśmiech. Ostatni raz poprawiła włosy i gdy tylko ochroniarz otworzył drzwi, wyszła z gracją na parking. Prosto jak po sznurku podeszła do Amandy, obejmując przyjaciółkę i całując w policzek na przywitanie. Wymieniła tez parę zdań z Agatą i Mają, w którejś chwili wpadając na swojego ukochanego kolorowego ptaka którego mocno wyściskała, zapowiadając Adamowi że ma niespodziankę jak dojadą na miejsce.

Ogólną wesołość przerwało obwieszczenie wychowawcy, Julia nie kryła zmieszania i konsternacji.
- Yuck - dobiegł ją szept Amandy- Ale siara, większej żenady to ja już dawno nie widziałam. Po co się z tym tak obnosić? Nawet gdybyśmy się dowiedzieli jakkolwiek, to tak serio; kogo to obchodzi? No bez kitu...Totalna żena.

- To taka polska edycja Jackass?
- odpowiedziała zniesmaczona - Przecież to belfer. Jest biedny. Spójrz na te ciuchy, skąd on je ma? Z pomocy dla powodzian? Albo co gorsza z H&M - aż się wzdrygnęła.

Gdy podjechał autobus przypilnowała czy Oleg z Siemionem na pewno zapakują wszystkie walizki i na tył autokaru zaniosą jej torbę z prowiantem, ale dali sobie radę. Jak zawsze. Pożegnała ich skinieniem głowy i weszła do klimatyzowanej puszki… brrrr. Pierwsza klata to to nie była, ale miała swoje plusy. Jeden z nich odrobinę wyprowadził rosyjską piękność z równowagi, gdy się pojawił. Widząc go wciągnęła powietrze niczym gończy pies. Może ten wyjazd wcale nie będzie tak nudny, jeśli chodzi o samotne wieczory?

Wszechobecne Asereje działało jak dźwiękowy bufor bezpieczeństwa, otaczając ludzi wewnątrz ciasnego autobusu kocem irytujących dźwięków ryjących bezpośrednio na mózgu muzycznym dłutem wizję pięknej plaży i roześmianych, roznegliżowanych dziewczyn machających zgrabnymi kończynami w tym wszechobecnej sieczki. Idealny wakacyjny kawałek, każda szanująca się rozgłośnia radiowa puszczała go przynajmniej pięć razy na godzinę. Julia wykorzystała go jednak kompletnie inaczej, a raczej jego natężenie. Przeciskając się po wąskim gardle między fotelami całkowicie przypadkiem zaklinowała torbę z podręcznym bagażem, zahaczając paskiem o jeden z podłokietników i dzielnie próbowała ją wyszarpać, więc przystanęła. Akurat kiedy przechodziła obok historyka, praktycznie ocierając się frontem o jego front.
- Bozhe moy - udała zdziwienie, spoglądając na twarz nauczyciela, a na ślicznym pyszczku wyrósł w sekundzie zachwycony uśmiech. Tłukąca bębenki muzyka zagłuszała słowa na dalszą odległość, ale stojąc twarzą w twarz dało się porozumiewać całkiem sprawnie.
- Bardzo się cieszę, że pan z nami jedzie - jej głos stał się niski, ochrypły. W spojrzeniu błysnęły drapieżne nuty. Udając że szarpie się z paskiem przesunęła dyskretnie długimi palcami po przodzie jego spodni w okolicy krocza, głaszcząc je i drapiąc delikatnie paznokciami.
- Strasznie boję się pająków i innego paskudztwa, a nie jedziemy do Hiltona przecież. Spałabym spokojniej, gdyby ktoś dorosły sprawdził dokładnie przed snem, czy coś się nie czai pod łóżkiem. Albo i kołdrą - Jednocześnie słownie wylewała całe pokłady radości dla niepoznaki - Noce tam na pewno ciemne, tak dobrze że pan tam będzie.

W pierwszej chwili Sebastian wydał się zirytowany. Pragnął po prostu usiąść na swoim miejscu. Potem jednak jego zmysły obudziły się. Zaczerpnął głośno powietrza. Julia miała potężną siłę rażenia. To, że Ceyn sam był cholernie atrakcyjny wcale nie sprawiało, że miał większą tolerancję na piękno Ulyanovej. A może bardziej podniecała go jego bezpośredniość? To, że nie wahała się podjąć pierwszego kroku? Na dodatek w samym centrum szkolnej wycieczki. Tuż przy czwórce innych nauczycieli oraz całym morzu uczniów. Czyżby tak mocno go pragnęła? Sebastian poczuł się pożądany, a to było niezwykle przyjemne uczucie dla każdego mężczyzny.
Mimo to zapanował nad sobą. Chwycił Julię za nadgarstek. Przez chwilę myślała, że mocniej nakieruje jej dłoń na swoje krocze, ale... odciągnął ją na bok.
- Naprawdę mnie pragniesz? - szepnął do jej ucha. - Czy tylko pragniesz zabawić się moim kosztem? Wiem, jakie motywy miałaś poprzednim razem. Teraz chcesz, żeby mnie po prostu wyrzucili z pracy, prawda? Czy naprawdę myślisz, że jesteś tego warta? - jego głos chyba niechcący zabrzmiał tak, jak gdyby zaczął flirtować, a nie rugać uczennicę. - Nie ma nic gorszego od znudzonych, ładnych dziewczyn...

- Tylko ładnych? A myślałam, że ja też nie mogę wyjść ci z głowy
- Julia zrobiła zdziwioną minę, wydymając usta jakby nie do końca zgadzała się ze słowami historyka. Zagryzła przy tym delikatnie dolną wargę, przekrzywiając szyję słysząc cichy głos tuż przy uchu. Zamruczała nisko, a pamięć podsunęła jej widmowy dotyk zwinnych rąk, badających jej ciało poprzednim razem: wpierw delikatnych, lecz z każdym oddechem nabierających intensywności. Pamiętała smak jego ust, oraz to co potrafił nimi robić sprowadzony do parteru.
- Dwóch rzeczy pragnie prawdziwy mężczyzna: niebezpieczeństwa i igraszki. Przeto pożąda kobiety, jako najniebezpieczniejszej igraszki. - odpowiedziała, przekręcając głowę aby przyszpilić go długim spojrzeniem. Rozchyliła wargi, oddychając przez nos i patrząc na niego jakby była konającym z pragnienia na środku pustyni, a on lodowatozimnym, ożywczym źródłem tętniącym między spękanymi skałami.
- Musisz się przekonać… na początek siadając obok. - teraz ona nachyliła się w jego stronę dodając - Nie mam bielizny, tak jak lubisz. Nie najlepiej się dziś czuję - dodała przybierając nagle pozę zagubionej damy w opresji i tylko wciąż pożerała go wzrokiem - Poczuję się lepiej jeśli pan ze mną usiądzie. Nasz wychowawca jest zajęty swoją narzeczoną, wieku ostatniego z opiekunów z grzeczności nie wypomnę… i nie bój się, nie bawię się jedzeniem. A jestem głodna - zmrużyła oczy, głos jej ochrypł - Bardzo.

Sebastian spojrzał w bok na panią Bernadetę. Chwilowo była zajęta Bereniką, ale w trakcie długiej jazdy busem na pewno zacznie interesować się otoczeniem.
- Ktoś taki jak ty i ktoś taki jak ja nie możemy być widziani obok siebie - powiedział oschle.
Próbował z całych sił myśleć mózgiem, a nie innymi częściami ciała. Ciężko było na razie stwierdzić, czy wygrywał, czy przegrywał tę walkę. Wnet spojrzał na Julię... tak jakoś inaczej. Jakby szydząco a zarazem agresywnie. Zastygła w bezruchu. Sebastian wyglądał niezwykle groźnie, ale przy tym wydał się jej jeszcze bardziej podniecający.
- Głupotą jest myśleć, że w naszej relacji to ty jesteś moją niebezpieczną igraszką. W rzeczywistości jest odwrotnie. Jeszcze przekonasz się o tym. Jeszcze. Ale nie teraz.
Nagle Julia poczuła absolutną pewność, że wiedział coś, o czym ona nie miała pojęcia... Ale na temat, który by ją bez wątpienia zainteresował. Na razie nie wiedziała, o co chodziło. Ani nawet czy będzie mogła się dowiedzieć.
- Do zobaczenia na miejscu - rzekł. - Nie musisz martwić się przynajmniej jednym. Jak już dojedziemy, to nie będę wahał się ciebie ukarać, jeśli zajdzie taka potrzeba - zmrużył oczy i uśmiechnął się drapieżnie. - Tylko musisz zasłużyć.

Mrok w jego hipnotycznych oczach budził do życia zapomniane rozkosze i te nowe, które dopiero miały nadejść. Obietnica zawisła w powietrzu tak naelektryzowanym, że każdy ruch mógł wywołać iskrę. Doprowadzała ona Julię do powolnej gorączki, paliła serce żarem dzikim i nie do zniesienia. Mężczyźni za toi lubili być zdobywcami, tymi do których kobiety wzdychały i za którymi wodziły tęsknym wzrokiem.
- Od kiedy Mefistofeles boi się ludzkich języków? - spytała cicho i zaraz się zaśmiała - Przecież mogę poprosić tatę żeby znalazł dla ciebie prace gdzie tylko chcesz. Szczególnie jeśli mi zależy… posiadanie obok siebie diabła jest warte grzechu. Wystarczy że jesteś obok, a już ze mnie cieknie - wciągnęła z lubością powietrze i zapach jego perfum. Żałowała obecności ludzi wokoło, ich ruch rejestrowany katem oka wzmagał furię. Gdyby byli tu sami, już by klęczała przed brunetem, albo zdzierała z niego ubranie nie patrząc że niszczy materiał.

Sebastian zaniósł się śmiechem.
- Gdyby twój ojciec mnie zatrudnił, dałoby ci to dużo większą władzę nade mną, niż chciałbym ci ją dać - odpowiedział. - Ale doceniam próbę spętania mnie swoimi więzami. Przynajmniej jeśli chodzi o ciebie, to mam pewność, że zaraz nie wyskoczysz z małżeństwem - mruknął i spojrzał w bok. Zdawało się, że nie raz musiał zmagać się z takimi wymaganiami. Skoro rozmawiał teraz z Julią, to bez wątpienia źle to kończyło się dla tych kobiet poprzednimi razy.
Ludzie wokoło mieli plusy i minusy. Z jednej strony nie mogli zachowywać się przy nich swobodnie, a z drugiej ten tłum sam robił tyle rabanu, że chwilowo cicha rozmowa Julii i Sebastiana nie przykuwała uwagi.
- To by było na tyle. Zmykaj. A jeśli zasłużysz na karę to może nie będę miał wyboru zareagować. Z drugiej strony nie jadę do Rowów jako nauczyciel, więc może nie będę musiał Cię dyscyplinować. Hmm...

- Zasłużyć?
- Julia zmrużyła jedno oko, znów przez przypadek napierając na niego piersiami. Ramiączko torby już prawie się uwolniło z pułapki podłokietnika. Uśmiechnęła się figlarnie - Jak wtedy na biurku, gdy związałeś mi paskiem ręce za plecami, rzuciłeś na blat i rżnąłeś bez opamiętania najpierw w jedną dziurę, a potem drugą? - nachyliła się jeszcze trochę - Wciąż czuję cię w sobie, każdą żyłkę wypchniętą na powierzchnię twojego fiuta. To jak skończyłeś się we mnie, a potem dałeś do lizania palce oklejone gorącą spermą - oblizała powoli górną wargę - Już zasłużyłam, wzięłam ze sobą kajdanki… ale tobie mogę służyć - uwolniła do końca pasek od torebki i patrząc głęboko w oczy dokończyła - Najlepiej na kolanach. Pamiętam że cudownie smakujesz.

Sebastian zmrużył oczy i zaśmiał się lekko. Nagle wydał się nieco młodszy.
- Ach... to twoja nowa strategia? Teraz próbujesz mnie zmieszać? - zapytał. - Powodzenia. To było jedno z najgrzeczniejszych zbliżeń, jakie miałem w całym życiu. Myślisz, że masz doświadczenie... W praktyce jednak widzę cię prawie jako dziewicę. Może dlatego jesteś mną zainteresowana. Chcesz przekonać się o tym, jak bawią się dorośli ludzie. No cóż... Ale do tego trzeba być wpierw osobą dorosłą.
Usiadł obok pana Sylwestra, który otworzył akurat oczy i zamlaskał.
- Do zobaczenia, Julio - Ceyn skorzystał ze swojego możliwie najbardziej oficjalnego tonu.
Uśmiechnął się do niej uprzejmie, ale bezosobowo. Następnie odwrócił wzrok.

- Do zobaczenia proszę pana - odpowiedziała słodkim głosem, machając mu na pożegnanie i już bez postojów przeszła na tył, zajmując miejsce w pierwszym podwójnym prawym… fotelu. Krześle. Siedzisku... tak, gdzie czekała jej torba.
-Arctic Monkeys? - zawołała do Adama i pokazała siedzisko przed sobą - Jak mówisz że spoko to chcę posłuchać! U mnie tylko hard bass! - puściła mu oczko, a potem przywitała się z resztą ekipy, posyłając im całusy w powietrzu i zaciekawiona popatrzyła co wyprawia Alan. Cola miała cukier, ale kabanosem nie pogardziła, wyciągając jednego ze świeżo otwartej paczki.
- Al a masz te małe chipsy z salami? - spytała, dodając z pogodnym uśmiechem - Dobrze pasują do naszej wódki, a trochę jej wzięłam. - kopnęła delikatnie sporą torbę Channel, wypchaną kontrabandą. Pytania o historyka wywołały u niej niewinny uśmiech.
- Nie wiedziałam że jest z jakiejś dziczy… taki Mougli. Albo Tarzan. - poparzyła kątem oka na Amandę - Ciekawe czy trafimy na plażę nudystów… i oby Dąb-Słonica tam za nami nie poszła. Widok jej na waleta, uh suka. Pieniędzy na wyleczenie tej traumy nie starczyłoby nawet mojemu tacie.
 
Sorat jest offline