Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2020, 20:46   #15
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Zwyczajem w domu Perenców było to, że wszyscy wstawali dość wcześnie żeby móc nacieszyć się swoim wzajemnym towarzystwem i dać sobie siłę na cały dzień wytężonej pracy, której efekty były widoczne już na pierwszy rzut oka. Ogromny dom w centralnej części miasta, nowy Range Rover na podjeździe, organiczne jedzenie na stole i karta kredytowa bez limitów i nadzoru dla ukochanej jedynaczki.

W większości przypadków dostatek zaburza ludziom hierarchię wartości. W wypadku rodziny Perenc nie było jednak nawet mowy o przewartościowaniu podwalin ciepła domowego ogniska. Miłość była ważniejsza, niż doskonałe wyniki zawodowe czy sukcesy naukowe. Zapewnienie córce jak najlepszej medycznej opieki i dobrego startu w dorosłe życie, ważniejsze niż dorobek materialny. Obowiązki służbowe istotniejsze, niż własny, prywatny czas.


Dzień wycieczki zaczął się zwyczajnie dla tego typu wielkich wydarzeń w życiu Marty Perenc. Wstała, przyjęła leki, wzięła kąpiel, wysłała Adrianowi mmsa z emotą spiętego w oczekiwaniu na coś kota i w szlafroku poszła na przyszykowane przez mamę śniadanie. Mijając tatę zgarbionego nad kubkiem smoothi i pochłoniętego przez zawartość w karty pacjenta, pocałowała go w policzek. Uśmiechnął się, oderwał od pracy i zadał sakramentalne pytanie:

- Jak nastawienie kochanie?

- Najlepsze na świecie - odpowiedziała podekscytowana siadając obok niego i nie przeciągając dalej rozmowy.

Wiedziała, że Tato musi pracować. Najmniejsza myśl o dopuszczeniu do jakiegokolwiek zaniedbania podczas operacji mózgu, nie pozwoliłaby mu już nigdy zasnąć. Tak naprawdę Marta była wrażliwa po nim. Miała otwarte serce i chęć niesienia pomocy każdemu, kto mógł się znaleźć w gorszej sytuacji niż ona. Z jednej strony, wcale nie było o to trudno, miała bowiem zasobną, wspierającą i kochającą rodzinę. Z drugiej jej popularność w szkole opierała się na niewybrednych żartach z jej tuszy i nadmiernej potliwości ciała, całej rzeszy ideałów, których nigdy nie doścignie. Było nawet kilka takich, które wydawały się ją akceptować - Ali, Adam, Adrian, Jacek, Amanda, Berenika, Olga, Piotr i czasami nawet Alan. Dobrze wiedziała, że ostatni nie był bezinteresowny, ale stabilny w tym co i jak robił. Warto było więc go wspierać, choćby jako kolegę, który potrzebuje odrobiny równowagi w swoim pełnym stłamszonych emocji życiu.


Po wspólnym śniadaniu pani profesor doktor habilitowana nauk medycznych specjalista ginekolog-położnik Grażyna Perenc, poszła jeszcze z córką na górę żeby wspólnie przejrzeć bagaże i apteczkę upewniając się, że niczego dziewczynie nie zabraknie. Marta potrafiła o siebie zadbać, choć bez pamięci oddawała się emocjom to panowała nad przestrzenią wokół siebie. Na jasnych ścianach pokoju dziewczyny nie wisiały żadne zdjęcia, ani plakaty. Otoczenie wydawało się dobrze zorganizowane, jeśli nie, pedantyczne. Pozbawione ozdób przestrzenie zapełnione były podręcznikami do biologii i książkami o miłości, w których tak bardzo lubiła się gubić. Odnajdywała się tylko przy pracy i rodzinie. Bez skrępowania otworzyła przed mamą swoją torbę, a potem apteczkę. Starsza Perencówna bez słowa zdziwienia, czy nagany przełożyła suplementy diety i leki na cukrzycę, przygotowanymi przez córkę prezerwatywami i małym opakowaniem z “tabletką po”. Wspólnie przykryły to wszystko środkami higienicznymi i jedyne co mama miała Marcie do powiedzenia to:

- Uważaj na siebie Słoneczko… i jeśli będziesz tylko chciała to my z tatą po Ciebie przyjedziemy. Tylko nam proszę powiedz.

Blondynka skinęła głową i mocno się przytuliła. Każdy zasługiwał na taką rodzinę… i prawie nikt jej nie miał.


***

Wszelkiej maści limuzyny, SUV-y i sportowe auta z wolna pojawiały się na parkingu przed Liceum św. Jana Chrzciciela oraz bardzo szybko z niego znikały. Jedyny wyjątek stanowił czarny Range Roverem, który wjeżdżając za bramę wytrąbił klaksonem wesołą melodyjkę wprawiącą większość uczniów w stan permanentnego facepalmu.





Ze środka luksusowego wozu wytoczyła się nie wysoka, krągła blondynka z włosami związanymi w kucyk na szczycie głowy. Ubrana w krótkie, jasne spodenki, rażąco uwydatniające cellulit na jej niekształtnych nogach i białą szeroką koszulkę wyglądającą, nawet bez wiatru, jak żagiel. Widok choćby najmniejszego skrawka tak utrzymanego ciała nie był dla większości ludzi zbyt przyjemny. Włącznie z samą Martą, ale mama prosiła żeby się nie przegrzała, więc chciała się posłuchać. Trochę zawstydzona swoim wyglądem, zwłaszcza na tle pozostałych koleżanek, ale ośmielona przez wsparcie rodziców, podeszła na środek parkingu szukając przyjaznych jej twarzy. Nie obejrzała się na rodziców, bo i tak doskonale wiedziała, że poszli do opiekunów wypytać o ewentualne możliwości wsparcia ich słoneczka, w razie nagłych problemów zdrowotnych. Ruchy dziewczyny były oszczędne, jakby bała się zrobić każdy kolejny krok w obawie o urażenie kogokolwiek. Kurczowo trzymała przy sobie kolorową torbę termiczną z prowiantem na drogę, którą zapakował jej tato. Niepewny uśmiech nie schodził jej z ust, gdy machała i kiwała głową kolejno do wszystkich, którzy choćby zwrócili na nią uwagę.

- Cześć. - usłyszała za swoimi plecami pełen pewności siebie głos. Odwróciła się powoli i odetchnęła z ulgą widząc uniesioną w geście powitania dłoń Adriana. Miał na sobie eleganckie, nowiutkie dżinsy, czerwone trampki, białą koszulę i rozpinaną na zamek bluzę z kapturem. Całość dopełniały małe okulary.

Wygląd Azjaty i dbałość o wszystkie jego szczegóły tak bardzo kontrastował z jej wizją samej siebie, że początkowo nie umiała nawet sobie przypomnieć czemu stoją teraz obok siebie. Niepewność i zagubienie Marty mogło być postrzegane za zawód spowodowany oschłym przywitaniem ze strony kolegi. Nawet Adam by ją przytulił, gdyby tylko podeszła do niego choć parę kroków bliżej. Jednak zwyczajny gest pokroju przytulenia kogoś do piersi stanowił dla Adriana nieprzekraczalną barierę zbudowaną na braku chęci dostrzeżenia wartości społecznych sygnałów. Należało do tego przywyknąć lub spróbować powoli zmienić.

Perencówna w końcu się opamiętała i udało się jej odpowiedzieć:

- Cześć. - Uśmiechnęła się do niego kompletem równych, białych zębów, które jako jedyne mogły wydać się piękne w otoczce jej pozostałej powierzchowności. Uśmiech był tym szerszy, im bardziej przypomniała sobie, że autentycznie cieszyła się na ten wyjazd, na Adriana i na to, że teraz odezwał się pierwszy. Owszem, miała nagła ochotę rzucić mu się na szyję, ale dobrze wiedziała, że najpierw musiałaby się przebrać żeby nie wzbudzić zgorszenia… lub obrzydzenia u niego samego lub reszty społeczeństwa.

- Dobrze wyglądasz. Znaczy wyglądasz na dobrze przygotowanego... do podróży. - dodała.

Adi wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę niczym amant filmowy. Tak przynajmniej mogła to odebrać dziewczyna, gdyby miała choć odrobinę więcej wiary w siebie. Czar prysł, gdy ten odpowiedział krótko kiwając głową:

- Hai. Wiem. - Po czym zupełnie zmienił temat patrząc ponad jej ramię w stronę wyznaczonego miejsca dla autokaru i dodał: - O, Ali już jest.

- Jest, przyjechała wcześniej, bo musi parę rzeczy ogarnąć jeszcze z domu. Rozmawiałam z nią rano, mówiła mi, że gdzieś od połowy podróży znów się włączy w życie, bo teraz utknęła w wirtualu. - Ponownie się do niego uśmiechnęła. - Jeśli o hi-tech chodzi to co na dziś masz ciekawego?

Azjata widocznie się ożywił. Sam lubił siedzieć w sieci i rozmawiać o różnych nowych technologiach. Wyjął i pokazał jej ipoda.

- Fajny co? Może… Dam ci posłuchać uhhh Maroon 5?

Widocznie założył, że słucha takiej muzyki. Sam niezbyt przepadał za popem i muzyką dla dziewczyn, ale lubił Martę. Chociaż póki co, raczej nie tak, jak ona lubiła jego.

- No i fajne kotki.

Rozpromieniła się, choć nie stanowiło to specjalnej różnicy w wyglądzie jej twarzy cały czas rozpływającej się w zachwycie i szczęściu wynikającym z akceptacji kolegi. Miała wrażenie, że potrafili się zrozumieć choć tak wiele ich dzieliło. Pewnie dlatego zdecydowali się na swój wspólny pierwszy raz. On ufał w jej poziom intelektualny i wiedzę z zakresu anatomii i biologii. Ona, w to, że ją zaakceptuje. Nawet nie zakocha się w niej, ale ją zaakceptuje, a co ważniejsze, ona wtedy zaakceptuje siebie.

- Tak pomyślałam, że Ci się spodobają. Podrzucę Ci później link do galerii tych emot. Maroon 5 - jasne. W zamian mogę obdzielić Ciebie i cały autobus babeczkami. Mama mnie pakowała, więc nie ma szans, żeby komuś czegokolwiek w towarzystwie mojego bagażu zabrakło. - Zupełnie nieświadomie ostatnie wypowiedziane zdanie przyniosło jej na myśl, sugestię omówienia ich wspólnych planów. Mama była jednym z najlepszych ginekologów położników w centralnej Polsce. Marta zarumieniła się.

Adrian nie kłamał, koty były jednymi z nielicznych zwierząt, które poprawiały mu humor. Może dostrzegał w nich jakiś przejaw inteligencji, którego nie dostrzegał u innych zwierząt. Uśmiechnął się lekko na słowa o babeczkach, ale w dość niepewny sposób.

- Babeczka? To… Jakaś metafora?

- Nie. To cukier, mąka, masło, czekolada. Taki wypiek. Rodzaj ciastka w papierowej papilotce. - odpowiedziała odruchowo i ją olśniło. - No tak, resztę też mam. Nawet taką resztę “w razie jakby coś poszło nie tak”. - dodała jąkając się i spuszczając wzrok. Uśmiech przygasł, a zastąpił go powtórny wyraz zmieszania.

- Naprawdę chcesz? - zapytała poważnie.

- Muffina? A jasne, babeczkę. Wybacz, za dużo czasu spędzam poza Polską. W sieci też jestem głównie po angielsku albo japońsku. Chętnie zjem jeśli czekolada była dobra jakościowo, ale tylko jedną. Trzymam raczej ścisłą di…

Urwał i zamrugał spoglądając na koleżankę ze szkoły, która chyba czekała na jakąś inną odpowiedź.

- Naprawdę chcę czego? Co ma pójść nie tak? Zawsze robię wszystko według ustalonego planu, który nie ma prawa się popsuć.

Na jego twarzy malowała się szczerość. Nie chciał zrobić przykrości dziewczynie. Po prostu myślał o innych rzeczach i czasem trzeba było go naprowadzić na odpowiedni tor.

- Będzie Ci smakować. Czekolada 80 % kakao handmade. Reszta organiczna. - uchwyciła się tematu, który dobrze znała. Było jej głupio, że źle go odczytała. Nie zrozumiała, że dla Adriana świat nie kręcił się, tak jak dla niej, wokół tej jednej, ich wspólnej, przyszłej chwili. Na kolejne pytania odpowiedziała z wahaniem ledwo mrucząc coś pod nosem.

- Chcesz stosunku seksualnego ze mną.

- Stosunku? Heeee…. Znaczy Seksu? - powiedział na tyle głośno, że część głów przy autokarze skierowało ku nim swoje spojrzenia. Nie ściszając głosu dodał:

- Jasne, że chcę. Ty nie?

Chciała... uciekać. Rozejrzała się po tłumie jak przerażona fretka. To miała być tajemnica.

- Adrian, chcę, ale nie rozumiem jak Ty możesz chcieć… ze mną. - Znów wymamrotała.

- Przecież jesteśmy… - zastanowił się przez chwilę nad odpowiednim słowem - Przyjaciółmi. Stwierdziłaś, że chciałabyś mieć to za sobą. Wtedy, kiedy Agata przechwalała się, że spotyka się ze starszymi facetami. Powiedziałem “okay, zróbmy to”. W czym problem? Masz kobiece dni? Dlatego tak się pocisz?

- Nie. Wszystko dobrze. - nic więcej nie umiała z siebie wydusić i nie wiedziała kto jej w ogóle włożył takie słowa w usta. Grunt, że zadziałały i był tu teraz z nią.

Azjata odetchnął z ulgą i rozpromienił się serdecznie. Kobiety wciąż były dla niego czymś z obcej planety. Marcie ciężko było go rozgryźć. Czasem wychodził na dupka, czy tego chciał czy nie. Potarmosił ją po włosach bo wiedział, że lubiła kontakt fizyczny, a to było najlepsze na co mógł się zdobyć w tej chwili. Jej wystarczyło. W sumie do uśmiechu wystarczyło jej nawet samo wspomnienie, chwili w której nawiązali pierwszy kontakt. Złapał ją wtedy za dłoń i nie pozwolił żeby spadła ze schodów. Walczył o jej bezpieczeństwo z nieprzejednaną grawitacją Planety Ziemi i wygrał. Uratował ją przed szpitalem i kolejną salwą śmiechu rozbrzmiewającą w korytarzach szkoły, gdy głuche plaśnięcia zatłuszczonego ciała o kolejne schody odbijały by się od ścian szerokiej klatki schodowej głównego holu budynku. Nie oczekiwała pomocy, ale zawsze ją przyjmowała. Dokładnie tak jak teraz:

- Super. To co idziemy?
- Adrian zapytał Marty, gdy zobaczył, że autokar zaczyna podjeżdżać.

- Muszę się jeszcze pożegnać z mamą i tatą. Chodź ze mną.

Skinął jej głową i dał się podprowadzić do pary uśmiechniętych, wysportowanych ludzi w dobrze skrojonych i dopasowanych do ich, przyjemnych dla oka, sylwetek. Otyła blondynka bez skrępowania przytuliła się mocno najpierw do jednego rodzica, później do drugiego ściskając ich mocno i całując w usta. Po tym starsza i dużo bardziej atrakcyjna wersja Marty życzyła im “genialnej zabawy nad morzem”, a prawdziwy wzór gotowego do poświęceń ojca zwrócił się do Adriana o przysługę:

- Uważaj na nią proszę.

- Będę.
- obiecał, obierając sobie za punkt honoru dotrzymanie danego komuś słowa. Przy tym zgiął się w pas w zwyczajowym japońskim ukłonie pełnym szacunku dla rozmówcy. Miał już uznanie Buki, teraz zyskał też wiele w oczach jej rodziców.

We czwórkę dotarli do drzwi autobusu, który dopiero parkował. Najdziwniej wyglądająca para ze wszystkich obecnych szkolnych miłości wsiadła do wnętrza pojazdu jako jedna z pierwszych, a dorośli w tym czasie dopilnowali zapakowania ich bagaży. Następnie Doktorowie Perenc niepomni na rozgrywający się w środku dramat odprowadzali córkę, i przy okazji wszystkie dzieciaki wybierające się na wycieczkę, szerokimi uśmiechami i energicznym machaniem do przyciemnionych szyb maszyny z opustoszałego już parkingu. Nawet na to mieli czas, bo naprawdę chcieli go mieć.

Czas, który niebezpiecznie kurczył się wokół Marty uwięzionej w stresowej sytuacji pomiędzy Piotrem a Adrianem. Nie chciała w tym uczestniczyć, ale nie miała gdzie się wycofać i co ze sobą zrobić. Ciągle myślała tylko o tym, że było jej za dużo i to dlatego nikt jej nie słuchał i nie zwracał na nią uwagi. Nawet kiedy chciała pomóc załagodzić spór została kompletnie pominięta w dystrybucji uwagi walczących ze sobą stron.

Dzięki reakcji Pani Bernadetty Marta nareszcie uwolniona od bycia bramkarzem, gęstniejącego za nią tłumu z ulgą przesunęła się za chłopaków i zaczęła systematycznie pakować zgarnięte wcześniej na siedzenie obok Ali rzeczy do luku bagażowego nad ich głowami.

Chciała zapytać Piotrka czy czegoś jeszcze nie potrzebuje z bagażu podręcznego z tylnego siedzenia, ale gdy usłyszała, że Ozimski wspomina coś, o czym nie powinien mieć pojęcia, a czym Adrianem na parkingu tak łatwo szafował, spłonęła tylko rumienieńcem i tak szybko jak tylko się dało usiadła i wtuliła głowę w ramię koleżanki. Przez ten stres zupełnie uleciały jej z głowy wszelkie zasłyszane, a ucięte wymiany zdań między kimkolwiek i gdziekolwiek. Nie ważyła się nawet spojrzeć wokół siebie, więc nie wiedziała, kto gdzie się usadowił. Była tylko ona i Ali G, która odłożyła komputer i głaskała przyjaciółkę uspokajająco po ramieniu.

Pomogło, po dobrych 30 minutach jazdy Perencówna otworzyła się na ponownie na świat. Wyjęła swoje ukochane brokatowe długopisy i niewielki bloczek ozdobnych karteczek żeby zapisać na kilku z nich wybrane imiona towarzyszy podróży i krótkie dedykacje, które umieściła na najładniejszych babeczkach w pojemniku z prowiantem od rodziców, który posłała po kolei po wszystkich w autobusie:




Jesteś super, więc ta wycieczka też będzie!




Kocham to, że zawsze jesteś obok!




Olśniewająca kreacja olśniewającej osoby!




Przepraszam, że się wtrąciłam.




Najjaśniejszej z gwiazdek wszystkich nocy w Rowach!




Gratuluję świadectwa. Jesteś najlepsza!




Świat potrzebuje twojej pewności siebie!




Smaczniejsze niż papierosy - polecam Marta Perenc.




Na razie spokój.


 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 20-11-2020 o 10:10.
rudaad jest offline