Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2020, 06:10   #20
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 07 - 2519.IX.09; południe

Miejsce: Ostland; pogórze na pn od Zamek Lenkster; dzicz
Czas: 2519.IX.09 Festag (8/8); popołudnie
Warunki: szum wiatru, jasno, pogodnie, ziąb, umi.wiatr


Wszyscy



- Chy… chyba uciekają… - wysapał zasapany Igor. I chyba miał rację. Wyglądało na to, że te złośliwe, powykręcane kreatury zaczynają uchodzić w stronę lasu jaki je wypluł. Jedne truchtały całkiem żwawo innego wyraźnie oberwały i powłóczyły kończynami pozostawiając po sobie truchła zabitych pobratymców. Ci dwaj łucznicy na tych dziwnych, wielkich pająkach też uszły w mroki lasu chociaż chyba nie ucierpiały w trakcie walki. Tego trzeciego gdzieś wcięło. Ani nie było jego truchła ani nie uchodził z dwoma towarzyszami. Jednak w trakcie walki nikt z obrońców nie miał głowy rozglądać się dalej niż poza czubek własnego miecza. Dopiero teraz.

- Karl?! Nic ci nie jest? - do młodego szlachcica podskoczyła młoda zielarka. Kompletnie stracił ją z wzroku podczas walki. Ale Jana była cała. Trochę ubrudzona od liści i błota. Ale cała. Nie widać było na niej świeżych ran.

- Tak, uchodzą. - mruknęła elfka. Skrzywiła się i skorzystała z okazji by usiąść na krawędzi wozu. Ona z kolei na pewno oberwała. Z brzucha wystawała jej złamana, goblińska strzała. A i jeszcze na ramieniu i udzie widać było świeże rozcięcia. Elfia tropicielka mogła stać na nogach ale była w kiepskim stanie. Właściwie to mało kto wyszedł z tej walki bez szwanku.

- Mam nadzieję, że to już koniec. - Manfred był mokry od potu, krwi i posoki. Można było wierzyć, że nie miał ochoty na więcej. Ledwo stał na nogach. Oparł się ciężko o dwukółkę by łatwiej mu było stać. Też mocno oberwał.

- O bogowie! Co z nimi!? - Jana się zoeirntowała, że na pobojowisku leżą dwa ludzkie ciała. Adolphusa i Alexa. Podbiegła do nich i uklękła sprawdzając ich stan. Z woźnicą było kkrótko. Dogorywał. Już witał się z Morrem. Mamrotał coś pod nosem o swojej żonie i dzieciach żegnając się z nimi na odległość. Igor uklęknął przy nim, łapiąc go za rękę i próbując go pocieszyć w tej ostatniej godzinie.

- Módlcie się! Może się uda go uratować. - Jana szybko sięgnęła po swoją torbę i gorączkowo próbowała zrobić co się dla dla tarczownika z ochotniczej milicji jaki jeszcze dawał nadzieję, że da się go odciągnąć od wrót Morra.

No i byli jeszcze Karl i Anthon. Też nie wyszli z tego starcia cało. Z czego przy Reiklandczyku to Ostlandczyk wyszedł względnie obronną ręką. Któryś z ciosów przebił się przez jego zasłonę z tarczy i mieszcza trafiając tak, że przebił się przez kolczugę godząc go boleśnie. Ale niezbyt poważnie. Spowalniało go to i osłabiało. Ale nie bardzo. Anthon oberwał mocniej. Kilka razy. Trafiano go o wiele częściej ale pancerz i tarcza skutecznie zatrzymały większość trafień. Ale nie wszystkie. Oberwał w plecy. Dukrotnie. Z łuków. Pewnie od tych co cały czas strzelali im w plecy z grzebietów pająków. I jeszcze któryś z goblinów trafił go raz czy dwa pomimo ciężkiej kolczugi jakiej używał. Więc teraz też był w kiepskim stanie.

Walka była gwałtowna i brutalna. Zielona fala natarła na obrońców. Z początku opór stawili im wojownicy z pierwszej linii. Czyli Anthon i Alex. Przyjęli na siebie impet gobliniego uderzenia. Antohna obskoczyło trzech a ochotnika dwóch. Dali czas pozostałym by zmienili łuki na coś stosnowniejszego do bezpośredniego starcia. Właśnie wtedy, jednym z pierwszych ciosów Anthon oberwał od zakrzywnionej szabli goblina jaki ciął go w łydkę, tuż poniżej kolczugi. Alex miał niby dwóch a nie trzech przeciw sobie ale pechowo wcześniej już oberwał z łuków.

Ale zaraz potem w sukurs przyszli im towarzysze. Pod wodzą Karla obrońcy natarli na czoło goblińskiej grupy. Zielonoskórzy mieli ewidentną przewagę liczebną. Ale czy przypadkiem czy to jakaś goblińska chytrość czy przez zwykły chaos atakowali kolejnymi bandami a nie całościowo na raz. Z jednej strony pozwalało to obrońcom jakoś zniwelować ich przewagę liczebną. Z drugiej jednak i tak praktycznie cały czas każdy z obrońców walczył z dwoma czy trzema goblinami. Wiele nie trzeba było by zmusić goblina do rejterady. Jedno, dwa mocniejsze trafienia i skrzeczące pokraki nagle przypomniały sobie, że mają coś pilnego do załatwienia w lesie. Ale zaraz na miejsce tego co ubył zastępował kolejny. Walka ważyła się więc dość długo.

Zwłaszcza, że gdy tylko zwarli się po całości obrońcy ponieśli kolejne straty. Już wcześniej ciężko ranny Alex padł pod ciosami goblinów. Zdołał akurat zranić swojego przeciwnika by ten zrejterował ale kolejny trafił go pod żebra swoją maczugą i powalił go na błotnistą ziemię. Zaskrzeczał coś ze złośliwej uciechy i skoczył na kolegów powalonego obrońcy.

Zaraz potem oberwała już ranna wcześniej elfka. Raz, i drugi. Sapnęła ciężko walcząc na raz z dwoma goblinami. Ale widocznie była lepszą łuczniczką niż włóczniczką bo odskoczyła do tyłu unikając swoich napastników. Pechowo dla Adolphusa ci doskoczyli do niego nie mogąc nadążyć za zwinną elfką.

- Co robisz głupia! - krzyknął przerażony woźnica któremu dotąd udawało się razem z Janą unikać walki. A teraz nagle miał przeciwko sobie dwóch goblińskich napastników. Wkrótce trzech. Oberwał raz i drugi. Zachwiał się, jęknął wywołując złośliwe chichoty napastników którzy go już otaczali prawie z każdej strony. Byli już pewni zwycięstwa. A nikt z pozostałych kolegów nie mógł przyjść mu w sukurs, Alex już leżał powalony a każdy z pozostałych walczy ze swoimi przeciwnikami. Allif próbowała mu pomóc. Trafiła jednego z goblińskich włóczników z łuku. Na tyle mocno, że dla tego był to zbyt wiele, zachwiał się ze strzałą jaka bez problemu przebiła się przez jego mizerny pancerz i zaskrzeczał boleśnie. Po czym odwrócił się i zaczął uciekać w stronę zbawczej ściany lasu. Ale to już nie mogło pomóc wolfenburskiemu woźnicy. Oberwał raz, drugi, trzeci i z agonalnym okrzykiem zwalił się na ziemię.

Ale to był jeden z ostatnich sukcesów goblińskich napastników. Pozostali obrońcy stawili twardy opór i chociaż chwiali się, krwawili i słabli to wciąć trwali w swoim oporze. Straty były dla goblinów chyba zbyt wielkie. Od jakiegoś czasu to ten czy tamten umykał spod mieczy, toporów i włóczni obrońców by nie zakończyć pod nimi na dobre. Zastępowali go kolejni ale właśnie ci kolejni zaczęli się kończyć. Chociaż ci pod koniec to już mieli włócznie i tarcze a tam pod lasem wciąż stało ze trzech łuczników to jednak chyba mieli dość. W pewnym momencie uciekł o jeden goblin za dużo i jego pobratymcy też rzucili się do ucieczki. Na pobojowisku zostało kilka goblińskich trucheł. Tam pod lasem też chyba leżało ze dwóch. Spora część tych co uchodzili do lasu musiała wcześniej oberwać. Ale i poszukiwaczom zaginionej twierdzy dali się mocno we znaki. Bez szwanku wyszli tylko Jana co nie brała udziału w walkach i młody Rurykowicz który co prawda został trafiony ale na szczęście dla niego nie na tyle by te trafienia coś mu poważnego zrobiły. No i Karl był jeszcze względnie cały.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline