Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2020, 21:27   #152
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Gdy zapadła już noc, niestety z racji błyskawicznie zbliżającej się pełni niezbyt ciemna, Leilena przystąpiła do realizacji swojego pomysłu. Korzystając z zaklęcia niewidzialności wymknęła się z namiotu Długiego Kła. Okolica pogrążona już była we śnie. Dziewczyna wiedziała, że straż pilnująca obozowiska kryła się gdzieś na równinie, wypatrując niebezpieczeństwa z daleka i nikt nie powinien móc przyłapać jej na samowolnym spacerze. Zostało zatem tylko odnaleźć Burzę. I okazało się to całkiem łatwe. Namiotów na wschodnim obrzeżu nie było wiele, w dodatku z powodu typowych, halruańskich upałów, niemal każdy spał z uchyloną połą wejścia. Szczególnie zmienni, którzy będąc w rui pokrywali się futrem. Wystarczyło cichutko zajrzeć do kilku wnętrz i już. Ruda kocica spała sobie w najlepsze. Upewniwszy się gdzie jest, Leilena na wszelki wypadek cofnęła się i wybrała miejsce osłonięte z jak największej ilości stron, nie tuż przy namiocie Burzy, aby była jak najmniejsza szansa, że ktoś na nią przypadkiem wpadnie albo od razu wywącha. Starała się nawet stanąć pod wiatr. Dopiero wtedy odezwała się w głowie kocicy.
~Śnisz o mnie? ~
Myśli zmiennej, które dotarły z powrotem do Lei były rozproszone, senne i zdezorientowane.
~O kim?~
Lei przychodziło do głowy mnóstwo pomysłów, teraz kiedy już poczuła możliwości mocy od swojej pani. Niegrzecznych, nawet czysto złych, a czasami po prostu zabawnych. Postanowiła jednak z Burzą trzymać się początkowego planu.
~O swojej pani, do której się tulisz w nagrodę za bycie grzeczną kotką…~
No, może tylko trochę. Chciała sprawdzić reakcję kobiety, kiedy nie było nikogo, kto mógłby widzieć jej reakcję.
~Pani. Tak.~
Myśl niosła ze sobą uczucie przyjemności. Ze swojej kryjówki Leilena dostrzegła ruch w namiocie, Burza chyba przeciągała się przez sen.
~Będę nią. Spełnię twoje marzenie. Chcesz tego, Burzo? Rozszarpiesz moich wrogów, a w nagrodę obie oddamy się przyjemności. ~
Rudowłosa jak zawsze wypływała na pełne wody. Musiała przyznać, że takie kuszenie było podniecające. Czy powoli stawała się taka jak Nessalina? A może była nią już wcześniej?
~Tak. Będę ci posłuszna, pani. Będę wiernie służyć.~
Szkoda, że kocica praktycznie mówiła przez sen. Nie była to jeszcze ta forma komunikacji, do której był zdolny sukkub. Ale z pewnością w podświadomości Burzy siedziała chęć bycia zdominowaną. Gdyby tak jeszcze przekuć to na rzeczywistość…
~Wystarczy, że z rana po Rytuale Płodności opuścisz swoje plemię i udasz się na północ do najbliższego lasu. Będę tam czekać i zmienię twoje życie w to co najbardziej pragniesz.~
Obietnica została wystosowana, Lei trochę nie do końca wierzyła, że to wystarczy. No chyba, że pragnienie Burzy było naprawdę duże, a prawdziwe więzi z jej ludźmi luźne. Fantazjowanie nic jej jednak nie kosztowało. Zmienna przekręciła się na swoim pledzie.
~I co ze mną zrobisz, pani?~
~Pomyśl o najlepszej rzeczy, jaka cię do tej pory spotkała w życiu, największej przyjemności…~
Leilena postanowiła jeszcze wykraść nieco wiedzy o Burzy, splatając zaklęcie dzielenia się wspomnieniami. Po chwili zobaczyła kocicę. Młodszą, mniej postawną, mniej groźną. Wciąż jednak pokrytą futrem, co szybko wyjaśniła dalsza część wizji. Zmienna dyszała w objęciach dwóch samców, wypełniających jej obie dziurki, zaspokajających się nią jak zabawką. Wkoło niej poruszały się rozmazane sylwetki, widać niezbyt istotne w tym wspomnieniu. Jękom i powarkiwaniom samców towarzyszyło rytmiczne bębnienie, jakby jakiejś muzyki. Burza miała błogi wyraz twarzy, wyrażający odczuwaną przyjemność.
Dwóch samców. To odrobinę utrudniało sprawę, w końcu Lei wolałaby, aby to za nią uganiała się Burza. Poprosiła więc o coś innego.
~Jak zwierzęta. Doskonale. Teraz pomyśl o tym, czego pragniesz najmocniej, czego chciałabyś doświadczyć.~
~Dobrze, moja pani…~
Kobieta zamruczała w myślach Leileny. Wizja się zmieniła. Tym razem Burza była skrępowana. Związane ręce i nogi nie pozwalały się jej swobodnie poruszać. Była oddana na łaskę i niełaskę swego oprawcy. Nie mogąc niczego odmówić. Rudowłosa zadała kolejne pytanie, chcąc wyciągnąć jak najwięcej szczegółów.
~Od kogo?~
~Od ciebie, pani~
W skrytości swojej wyobraźni, Burza była faktycznie bardzo uległa. Przypominała przez to Leilenie Aithe i Jinę. A rudowłosą to podniecało, prawie tak mocno jak późniejsza wizja tulącej się do niej kotki, którą mogłaby głaskać. Aż zadrżała, ale nie był to czas na to.
~Doskonale. Poranek po Rytuale Płodności, w lesie. Gotowa do zostawienia swoich, aby oddać się innemu życiu. Poświęcić hedonizmowi. Wtedy będę czekać. ~
I przerwała komunikację, wracając do namiotu Kła.

(***)

Gdyby nie to, że Leilena praktycznie nie musiała spać dzięki magicznemu kolczykowi, to na pewno nie wyspałaby się po nocnych odwiedzinach u Burzy. Wioska bowiem ożyła jeszcze przed świtem. Każdy czymś się zajmował. Oprawiano zwierzęta, by podczas święta było co jeść, ubijano ziemię na środku obozowiska, by młodzi mieli się gdzie wykazać. Ogromne, skórzane zbiorniki napełniano wodą, nawet dzieci pomagały nosząc owoce.
Młodzieńcy skupiali się w tym czasie na sobie, ćwicząc. Jedni wymachiwali bronią, inni wykonywali skłony i przysiady by rozciągnąć i rozgrzać mięśnie.
- Oby się nie przemęczyli - jęknęła żartobliwie Siri, przypatrując się wszystkiemu z namiotu Kła. - Wolałabym ich w formie, kiedy będę ich ujeżdżać.
- Pewnie myślą tylko o jednym, dlatego tak się rzucili do pracy. Inaczej mogliby nie wytrzymać do nocy - roześmiała się Lei, która brak snu właśnie zajadywała, wpychając sobie do ust jedzenie niczym Lily.
- My też myślimy tylko o jednym, a nie pracujemy tak ciężko - odparła Siri, niezgodnie z prawdą. Sama bowiem, od przybycia do wioski pełnej rozpalających jej wyobraźnię barbarzyńców, imała się pracy kiedy tylko mogła.

Oczekiwanie sprawiało, że czas dłużył się niemożliwie. Dzień wydawał się nie kończyć, a niemal uwięziona w namiocie Kła Leilena po prostu się nudziła, nie mogąc zaspokoić ciekawskiej natury. Nadejście wieczora powitała z ulgą, gotowa do zrealizowania kolejnego kroku swojego zadania.
Księżyc w pełni świecił jasno, a do tego centrum namiotowej wioski rozświetlały ogniska. Podekscytowani zmienni niemal już wrzeli z podniecenia, co akurat wcale nie działało na korzyść ludzkich dziewczyn. Samice pilnowały bowiem swoich samców... nie swoich zresztą też, by trzymali się z dala od łysych. Jeszcze przez chwilę Lei i Siri musiały się zadowalać Kłem.
- Ostatnia szansa - poddenerwowana murzynka szeptała do ucha przyjaciółki, gdy razem z Długim Kłem zbliżały się do placu. Widzowie rozsiadali się na obrzeżach, a młode samce powarkiwały na siebie wzajemnie, trzymając dystans. Leilena wypatrzyła już posiłki i napitki, których się spodziewała. - Co robimy?
Rudowłosa zamiast odpowiedzi pocałowała najpierw Siri w usta. Też była nakręcona, choć ją bardziej ciekawiła kradzież Burzy. Oderwała się od przyjaciółki po dłuższej chwili.
- Pójdę tam jako Mądra i doleję rozweselacza do wody - zadeklarowała. - Mogłybyśmy spróbować pod niewidzialnością, ale duży tam ścisk i mają dobry węch. Ty lepiej poczekaj tutaj. Masz jakieś przydatne na dziś zaklęcia na podorędziu, w razie czego?
Ciemnoskóra oblizała z rozkoszą usta.
- Ekhm. Mam nadzieję, że przydatne. Uroki, uśpienie, niewidzialność i oczywiście wigor, dla chłopaków - wymieniła.
- W porządku. Jak mnie odkryją, to twoja głowa w tym byśmy dały radę uciec - Lei uśmiechnęła się. - Nie mogę wyjść z namiotu jako Mądra, więc zacznę od zniknięcia. Myślisz, że Kieł ucieszy się, jak wróci kobieta githzerai, czy może lepiej zostać sobą?
- Za Kła się nie wypowiadam. Ale ja wolę ciebie drobną, rudą i szaloną - odpowiedziała z przekonaniem przyjaciółka.
- Nie ma sprawy, myślałam, że chcesz specjalnie zadowolić swojego kolegę - mrugnęła do niej i chwilę później zniknęła po wypowiedzeniu zaklęcia. Teraz trzeba było tylko dotrzeć ostrożnie do namiotu Mądrej, w końcu skąd najlepiej było wyjść?
Wieloletnie doświadczenie w podkradaniu się, ukrywaniu i podglądaniu, znowu przyniosło owoce. Gwarne wioska była pełna zmiennych, przechadzających się nerwowo to tu, to tam. Cicha i niewidzialna nie wchodziła im jednak w drogę. I najwyraźniej napar, który dostały z Siri od starej zielarki też działał, bo niczyje nosy nie marszczyły się podejrzanie, gdy nastolatka mijała zwierzęcych ludzi. Pierwszy problem pojawił się dopiero pod namiotem Mądrej - jej strażniczka. Kobieta siedziała na ziemi, nerwowo grzebiąc pazurem w ziemi. Chyba nie była zbyt szczęśliwa z powodu obejmowania posterunku, gdy inni się bawili. Dla Lei to nie ona była problemem, a sama Mądra. Ilość zaklęć, którymi dysponowała Leilena, mogły spokojnie sobie z problemem strażniczki poradzić. Podkradła się od tyłu do namiotu i spróbowała, czy da się wśliznąć do środka podnosząc płótno odrobinę do góry. Prosty pomysł, okazał się nad wyraz skuteczny. Znowu potwierdzały się słowa Kła, że w samej wiosce nikt nie dbał specjalnie o jakieś środki bezpieczeństwa. Dziewczyna ostrożnie przypatrzyła się wnętrzu, chcąc znaleźć starą zmienną. Dostrzegła ją ponownie w jej barłogu, przykrytą pledem i oddychającą równo. Chyba sobie po prostu smacznie spała. Na to właśnie liczyła rudowłosa. Nie chciała nic robić tej kobiecie, w końcu całkiem dobrze się im przysłużyła. Powoli przesunęła się w stronę łóżka i bardzo ostrożnie dotknęła leżącej. Zaklęcie niestety wymagało dotyku. Staruszka mlasnęła tylko przez sen i zawinęła się mocniej w koc, ale na szczęście się nie obudziła. Czar po chwili zaczął działać i Leilena przyjęła nową, cieszącą się w okolicy dużym posłuchem, formę. Jedyną różnicą, jaką wprowadziła względem tego co widziała przy spotkaniu z Mądrą, była jej własna torba bez dna, w której znajdowało się wszystko, co było potrzebne. Lei wstała i przyjęła zapamiętaną postawę, powoli przesuwając się do wyjścia, a potem opuszczając namiot, przygotowana do szybkiego uciszenia strażniczki gestem i słowem. Nie chciała tu żadnych podniesionych głosów. I miała rację.
- Szacowna - strażniczka poderwała się z ziemi jak oparzona. Futro zjeżyło jej się ze wstydu, że została przyłapana w pozycji… cóż, mało formalnej. - Myślałam, że udałaś się na spoczynek - przynajmniej nie podnosiła głosu, odnosząc się do przemienionej Lei z uniżonym szacunkiem.
- Zmieniłam zdanie, wnusiu - “Mądra” wpatrywała się w strażniczkę. - Postanowiłam, że w tym roku uweselę wam rytuał. No już, biegnij tam. Dziś nie musisz starej pilnować.
- To żaden problem, Szacowna - strażniczka pokłoniła głowę. - Jeśli mam iść na rytuał, to i tak kierujemy się w tę samą stronę - poczucie obowiązku działało jednak na niekorzyść Lei.
- No już, szu! - stara machnęła ręką, jakby odganiając natrętnego kota. - Bo się rozmyślę. Pomożesz mi potem, sama dojdę! - obruszyła się.
Kobieta zdziwiła się taką reakcją, ale nie protestowała. Ukłoniła się tylko posłusznie i żwawym, sprężystym krokiem ruszyła przed siebie. Tak naprawdę rudowłosa chciała jej oddalenia tylko ze względu na jeszcze jedno zaklęcie, które zamierzała po sobie pozostawić. Cofnęła się i w wejściu do namiotu przywołała niewidzialnego służącego, który miał pomóc Mądrej, gdyby się obudziła i potrzebowała na przykład wody. Może po ciemku i w półśnie nie zorientuje się od razu, wszczynanie alarmu nie brzmiało na dobry pomysł.
Dopiero wtedy ruszyła ku miejscu przygotowanemu na rytuał. Powolny, przystający do starej postaci krok, pozwalał dziewczynie jeszcze lepiej przyjrzeć się panującej w wiosce atmosferze. Teraz lepiej wyłapywała pełne żądzy spojrzenia, jakie rzucali sobie wzajemnie zmienni. Samice wtulały się w swoich samców, a twarze samotnych mężczyzn wykrzywione były w gniewie i frustracji.
Kiedy Lei dotarła już do areny zmagań młodzieńców, rytuał już się rozpoczął. Dwójka młodzieńców krążyła wokół siebie jak… cóż, jak zwierzęta. Jeden wydawał się mieć znaczącą przewagę. Postawny, z ramionami grubszymi niż uda Leileny górował nad znacznie szczuplejszym przeciwnikiem. Zaatakował wściekle, z rozmachem… i spudłował. Drobniejszy zmienny okazał się bardzo szybki i na pozór bez trudu usunął się z drogi oponenta, doprowadzając go do wściekłego ryku. Widzowie klaskali i śmiali się. Z wyjątkiem zebranych we wspólnej grupce samic, które wszystkiemu przypatrywały się z wielką powagą. Oraz Siri, która siedziała na uboczu, wtulona w Długiego Kła.Inni zmienni trzymali się od nich z daleka. “Mądra” ruszyła wprost do miejsca z wodą i jedzeniem, pozornie nie zwracając na nic ani na nikogo uwagi. Skupieni na walce zmienni z kolei nie zwracali uwagi na staruszkę, która bez jakichkolwiek problemów dotarła do zbiornika z wodą. Tyle, że stała przy nim jedna z młodszych samic. Popijała z kubka, z szerokim uśmiechem oglądając wydarzenie. Lei nie sądziła, aby tak szanowana kobieta pytała w tej ich społeczności o pozwolenie na zrobienie czegoś, dlatego też wyciągnęła z torby pierwszy bukłak i odkręciła, zamierzając po prostu wlać do zbiornika, z którego kobiety czerpały. Młodsza nie zaprotestowała, ale nie omieszkała zadać pytania.
- Co to takiego?
- Pomyślałam sobie, że zrobię coś dla wnucząt, aby tegoroczny rytuał był wyjątkowo płodny - Mądra roześmiała się, takim tonem, jaki Lei zapamiętała ze swojego spotkania z nią.
- Och - młoda dziewczyna chyba się zarumieniła. Trudno było powiedzieć po futerkiem pokrywającym jej twarz. W zbiorniku wody było całkiem dużo, więc i alkoholu trzeba było dolać niemało. To, przynajmniej w teorii Kła, powinno zneutralizować agresję kocic. Leilena zamierzała wlać tyle, ile było trzeba, ale też nie tyle, aby “woda” zrobiła się tak mocna, że po jednym kubku powali pijącą z niego kobietę. Sprawdzała empirycznie, próbując. I mlaskając z zadowoleniem, pomrukując przy tym coś do siebie.
- Czy… mogę spróbować? - nieśmiało zapytała dziewczyna, gdy Leilena doprawiła już wszystko jak należy.
Mądra wzięła od niej kubek, zaczerpnęła do niego wody i podała kocicy.
- Pij wnusiu, byle szybko. Bo smak moich ziół nie bywa czasem najlepszy - roześmiała się znowu.
- Eee… no dobrze - dziewczyna skinęła głową, po czym wzięła dwa, duże hausty. Skrzywiła się trochę, ale chociaż nie rozkaszlała jak od taniego bimbru. - Piecze w język - podsumowała trochę niewyraźnie, dysząc przy tym w próbie ukojenia pieczenia.
- Nie ma być dobre - zarechotała Mądra. - Tylko skuteczne.
I z tymi słowy ruszyła w stronę namiotu Kła, licząc, że uda się zniknąć niepostrzeżenie z oczu zajętych obserwacją walki “wnucząt”. Świąteczny, zrelaksowany nastrój mieszkańców, bardzo ułatwiał Lei zadanie. Ponownie przyjęła swoją formę i ukradkiem wróciła do Długiego i Siri. Nikt nie zwrócił uwagi na jej powrót, nikt nie zaczął dopytywać, gdzie była. Zebrana grupka widzów, raptem kilkanaście osób, przyglądała się temu, jak o zwycięzcę walki kłóciła się mała grupka samic. Wielki siłacz, krwawiąc z rozciętego boku, ze spuszczoną głową zszedł z areny. Kieł wyjaśnił, że młodzi zawsze walczą do pierwszej krwi. Otrzymywanie i zadawanie ran jest częścią dorosłości i bez tego nikt nie może zostać uznany za mężczyznę.
 
Zapatashura jest offline