Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2020, 22:39   #19
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Teraz

- Zajebię was! – darł się Alan – Wracajcie tu, jak coś do mnie macie, chodźcie na solo śmiecie! Adwokat mojego starego was zniszczy, będziecie nas spłacać do końca życia, zgnijecie w sztumie!
Wiaderny zrozumiał, że wyzwiska, krzyki, groźby nie pomogą. Zazwyczaj działały, ale nie, tu nie teraz, nie w tej pierdolonej rzeźni, pełnej martwych świniaków. Nie mógł uwierzyć, że dał się tak załatwić jakimś frajerom. Takie leszcze. Wyglądali jak jednostrzałowcy, suchoklatesy. Nagle zrozumiał ich determinację. Może i byli słabi, ale napędzała ich najsilniejsza z motywacji. Zemsta. Gdyby Diana była jego siostrą, też by podpalił świat, żeby dopaść skurwysyna, który ją skrzywdził. Czy ona naprawdę nie żyje? Przez mnie? Ta myśl odebrała mu na moment w dech w piersiach. Chciał się na niej odegrać, ale nie w taki sposób, nie przewidział konsekwencji plotki, którą rozpuścił wśród kumpli i koleżanek. Teraz było już za późno. Leżał na zimnej desce do krojenia mięsa, związany jak świnia, w rzeźni swojego ojca. Albo zaraz straci nogę albo zostanie pół-sierotą. Powróciły stare koszmary. Wolał umrzeć niż zostać kaleką. Wolał umrzeć, niż zająć biznesem starego. Jaki mu więc zostawili kurwa wybór? Żadnego.

Wcześniej

A to stara kurwa, pomyślał niepocieszony Alan , gdy wuefistka zniknęła ze skonfiskowaną flaszką. Spojrzał na karteczkę, którą dostał od grubaski a potem dopisał pod spodem

Cytat:
Dzięki za babeczkę, ale wisisz mi flaszkę.
Zmiótł papier w palcach a potem cisnął nią celując w głowę koleżanki. Alkoholizacja w autokarze była ulubioną rozrywką Wiadernego podczas wycieczek. Zwłaszcza takich biednych jak ta.
- Raszpla jest nie do ruszenia, będą z nią problemy. Jak dojedziemy do tej obsranej wioski, trzeba poszukać apteki i kupić środki na przeczyszczenie.
Bez whisky podróż dłużyła się niemiłosiernie, Wiaderny nudził się jak mops. Zauważył jadącego za autokarem chłopa na rowerze. Alan stanął na siedzeniu, odwrócił się, zsunął dres i przykleił dupę do szyby. Mateusz zarechotał a potem poszedł w jego ślady. Na końcu pokazali jeszcze fucki, wieśniaczyna popedałował za nimi wygrażając się pięścią a oni chichotali jak idioci.
- Może to był ojciec Gołąbka?
- Na ba…ba…bank – zgodził się Alan próbując naśladować sposób mówienia kolegi. Mimochodem spojrzał na Martę, której chyba niezbyt podobały się ich wygłupy. Ale ona jest śliczna, wetchnął w myślach. Jak Diana.
Szybko odrzucił od siebie obraz tamtej dziewczyny rozpaczliwie szukając zastępczego tematu, którym mógłby zająć myśli. Pod gardłem poczuł gulę. To nie była moja wina, próbował przekonywać sam siebie. Nagle zachciało mu się palić. Stacja benzynowa okazała się wybawieniem. Wystrzelił z autokaru, pobiegł na tyły stacji, wypalił na szybcika dwa malborasy a potem poszedł się odeszczać. Gdy skończył, wyciągnął długopis i na ścianie wyrysował kółeczko, w którym umieścił literę L. Postój powoli dobiegał końca, Alan stanął przy kasie.
- Dwa razy setka gorzkiej żołądkowej i marlboro lighty – poprosił sprzedawcę a kiedy za szybą dostrzegł Dąb-Sośnicą stojącą przy autokarze dodał -. I jakieś tabletki na przeczyszczenie.
- A dowód synku masz?
- Dobra, to niech będą same przeczyszczacze. Ile płacę?
Przechodząc przez parking, zdążył jeszcze krzyknąć za Agatą.
- Ludzie, patrzcie, to przecież Agata Woś, z Warszawy, Wilanów, ulicy Wojska Polskiego dwadzieścia cztery! Agata, daj autograf, jak już się wysrasz w McDonaldzie!
Alan i Mateusz zarechotali, przybili piątkę wrócili na tył autokaru. Niedługo potem dostali te dziwne koperty. Wiaderny lubił gry i zagadki i choć przyjmując kopertę ze swoim nazwiskiem ostentacyjnie zwrócił ja nauczycielowi z powrotem.
- Niech to pan zabiera, ja już mam plany na wieczór.
Nie wiedział co sprawiło, że jednak koperta znalazła się w jego kieszeni. Jeszcze bardziej zastanawiające było, że jej nie otworzył. Dziwne uczucie. Ale ciekawe. Czuł się zaintrygowany. Lubił rozkminy. Czasem zwracał uwagę na pozornie nieistotne szczegóły. Jak wtedy gdy poszła fama, że starzy Arabki zatruli się gazem. Nie chciał wyjść na jakiegoś pojebanego kujona w stylu spasionej Perenc, ale propan, nawet ulatniający się z kuchenki, nie jest trującym gazem, więc co do chuja ich zabiło? Nie było w stylu Alana, zadawać na głos takie pytania. W jego stylu było napisać spreyem „Arbeit Macht Frei” na bramie wjazdowej do rezydencji świętej pamięci zagazowanych al-Hosamów. Już dawno nosił się z takim zamiarem. Ten dżołk przebije wieprzowe kabanosy w świątecznej paczce. Gdy mijali tabliczkę z nazwą miejscowości, Wiaderny poczuł jak powieki mu opadają a obraz przed oczami się zamazuje. What the fuck, zdążył pomyśleć.

Teraz


Alan zebrał myśli. Dźwięk obracającej się piły odbierał mu zmysły, przerażał do głębi, wnikał w głąb kości. Kości, które za chwilę zostaną rozdzielone na pół razem z resztą mięśni i ścięgien. Śmiał się z tych pojebanych wegan, którzy czasem stali przed rzeźniami jego ojca i pokazywali zdjęcia udręczonych krów, ale zaczęło w końcu do niego docierać co chcieli przekazać światu. Na spodniach Wiadernego pojawiła się mokra plama moczu. Kolejne upokorzenie jakie zafundowali mu ci słabeusze. Jego duma umarła, a za chwilę jeszcze straci pierdoloną nogę.
Ojciec wcale nie musi zginąć w wypadku. A może już nie żyje, może te pojeby zrobili z nim to samo co ze mną?
To był argument, który ostatecznie zdecydował. Zaczął rozpaczliwie walczyć z więzami, próbując ściągnąć sznur i uwolnić kończyny. Nagle jednak zamarł, spojrzał raz jeszcze na bluzę. Napinając się, wyginając grzbiet do granic ludzkich możliwości, wyciągnął telefon z kieszeni. Sprawdził kontakty w komórce brata Diany i wybrał jej numer. Nie wiedział czy po drugiej stronie słuchawki usłyszał ducha czy głos nagrany na automatyczną sekretarkę. Nie było czasu się nad tym zastanawiać.
- Nawet nie wiem co powiedzieć…nie umiem przepraszać. Każdego dnia wypieram z siebie myśl, że zniszczyłem coś dobrego, coś tak pięknego, że zapiera dech w piersiach. Byłaś jedyną dziewczyną, która mógłbym…którą polubiłem… i która mnie nie chciała. Ty miałaś duszę, a ja jestem pusty w środku. Najpierw zabrałem ci twój uśmiech i radość, a teraz nie ma już nic. Został tylko twój głos na sekretarce. Błagam Diana, wybacz mi.
Po policzkach Alana pociekły łzy.
 
Arthur Fleck jest offline