Chłód wypełniał go po brzegi. Nadmiar wylewał się na zewnątrz sprawiając, że ciepły oddech skraplał się na wyłożonych kafelkami ścianach. Cztery mury, które wyznaczały granicę jego świata. Karcer zmysłów, pragnień i żądz. Siedział w kącie tuląc ramionami kolna. Czekał. Podskórnie czuł, że dzisiaj jest ten dzień. Zawsze go zaskakiwała. Pojawiała się niespodziewanie, niczym letnia burza. Sensualna nawałnica, która przejmowała stery nad jego ciałem i umysłem. Bombardowała go wszelkiej maści bodźcami z lubością obserwując efekty. Sprzeczne sygnały walczyły o hegemonię, a on wił się w konglomeracie emocji i odczuć.

Ściany jego celi pozostawały nagie, tak jak i on. Nie ozdabiał ich żadnymi kreskami, czy liczbami, aby mierzyć upływ czasu. Rytm jego życia wyznaczały tylko kolejne odwiedziny Filis. Niespodziewane sztormy - pamiętał dokładnie każdy z nich.

Stukot obcasów sprawił, że cały zadrżał. Każdy kolejny krok odbijał się głośnym echem w jego umyśle. Wszystkie mięśnie spięły się błyskawicznie, jak przed wielkim skokiem. Wstał i przyjął postawę zasadniczą. Wiedział, jak bardzo to lubi. Kąciki jej ust niewątpliwie drgną, a jeśli będzie miał szczęście uniosą się w górę.

Zamek w drzwiach zazgrzytał. To już! Teraz! Ostatnie sekundy oczekiwania.Wziął głęboki oddech i zamknął oczy.

Donna wkroczyła na scenę.