Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2020, 11:53   #20
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Dość szybko Łukasz zniknął w swoim świecie, jeszcze w Warszawie miał na kolanach otwarty szkicownik. Był gruby, w sztywnej tekturowej okładce oklejonej skrawkami starych gazet. Papier był szarawy, ręcznie docinany i zszywany przez Zielińskiego z rolki papieru pakowego. Klasowi kretyni pokroju Mateusza widząc to śmiali, wyzywali od biedaków, ale Łukasz to ignorował, wiedząc, jak bardzo się mylili. Biały papier mocno błyszczał w słońcu, rażąc rysownika, trudno było na nim też dodawał jaśniejsze miejsca. Widział takie szkicowniki z szarawym papierem w plastycznym, ale za bajońską cenę, typowe polowanie na jelenie.

Rysunek pochłonął go, ćwiczył obserwację i przenoszenie tego na papier. Autobus stanął na światłach, Łukasz znalazł kolejny motyw i przerysowywał go do zeszytu. Żadne szczegółowe dzieło, szybki szkic, kontury plus cień, miał maksymalnie minutę. Dalej, już za miastem szukał motywu w oddali, który nie zniknie mu z pola widzenia, jak maszt radiowy, kilkoma kreskami zaznaczał pola i lasy.

Rozprostował się, stali na rozgrzanym parkingu, przy rozgrzanym autobusie. Chwila na decyzję i poszedł na CePeeN. Odstał swoje w kolejce do toalety, potem drugie tyle w kolejce do kasy. Nie chciało mu się leźć do Maka, wziął hotdoga petrochemicznej sieciówki. Wzrokiem wśród barachła stojącego przed kasą wyłowił zapalniczki, jedna wpadła mu w oko, z nadrukowaną gitarą. Łukasz nie palił, ale... kupił, zapalniczka, zwykły piezoelektryk, spodobała mu się. Pierwszy wakacyjny wydatek.

Koperta zniknęła między kartami szkicownika, ten upchał w plecaku. Nawet nie pomyślał żeby ją dokładniej obejrzeć. Patrzył za okno, na coraz więcej szyldów reklamowych, w pewnym momencie odpłynął, nie wiedząc za bardzo kiedy. Nie! To były już Rowy, zasnąć w takim momencie, to śmieszn...

*

-Specjalnie się do mnie pofatygowałaś, po dwudziestu latach? - zdjął jej dłoń ze swojej twarzy, palce pod rękawicami miał pożółkłe od nikotyny.
Właściwie to kiedy to się stało? Wyjechał żeby zarobić na studia, rodzice nie mieli kasy żeby go utrzymać, na ASP musiałby zapierdalać od rana do nocy, na pracę nie starczyłoby mu czasu. Wyjadę na rok - mówił sobie, potem wracam i mam kasę na pierwszy rok, potem sobie poradzę, potem... Tylko tego potem nigdy nie było. Sam nie wiedział, w którym momencie popełnił błąd. Nie pamiętał, czy przez ostatnie dwie dekady cokolwiek narysował.

Marta milczała, patrząc na niego z odrazą, ale i wyzywająco.
-Czekam, podejmiesz decyzję czy nie?

Czy naprawdę jest tego warta? Przypomniał sobie jak dawała się manipulować Agacie. Jak próbowała to zanegować. O Marcie było od czasu do czasu głośno w brukowcach. Po maturze szybko wyszła za mąż za dwukrotnie starszego faceta, hojnego darczyńcę Ojca Dyrektora.

Beyond the horizon of the place we lived when we were young
In a world of magnets and miracles
Our thoughts strayed constantly and without boundary
The ringing of the division bell had begun


-Co tam mamroczesz? - Marta nawet nie zmieniła pozycji - No jasne, zapomniałam ty niespełniony artysto, że jesteś muzykiem. Z tego też Ci nic nie wyszło. Piotrek od lat jest na topie, a ty... ty... jesteś w tym miejscu!

There was a ragged band that followed in our footsteps
Running before times took our dreams away
Leaving the myriad small creatures trying to tie us to the ground
To a life consumed by slow decay


Obracał w dłoniach kopertę. Uśmiechnął się:
-Nie rozumiesz jednej rzeczy - brakowało mu lewej górnej trójki, nawet nie pamiętał kiedy ją stracił - ASP to tylko uczelnia, nie życie, nic więcej, i żadne twoje koleżanki tego nie zmienią.
Stosy talerzy miały już wysokość dwóch pięter, znikły odgłosy baru, żadnego tupotu szczurów na śmietniku.
-Więc pocałuj mnie - zalotnie mruknęła Marta
-Nie.
Oczy Marty straciły ciepły blask, patrzyła na niego dwoma szklanymi kulkami.

Looking beyond the embers of bridges glowing behind us
To a glimpse of how green it was on the other side
Steps taken forwards but sleepwalking back again
Dragged by the force of some inner tide


-Nie? Odrzucasz ASP, więc jestem twoja! Pocałuj mnie! - chwyciła go za rękę.
-Nie. To, że skończyliśmy ze sobą, tego nie żałuję. Odejdź.
-Otwórz kopertę - jej głos był głuchy, jakby wydobywał się zza porcelanowej ściany - odrzucasz mnie, więc jutro będziesz w Krakowie i...
-Ty nigdy tego nie zrozumiesz. To ja, i tylko ja decyduję, co zrobię.

W jego dłoni pojawiła się zapalniczka, tania reklamówka zostawiona przez któregoś z gości. Podpalił róg koperty. Patrzył jak powoli ogarniają ją płomienie. Obrócił, żeby się nie poparzyć, potem rzucił Marcie pod nogi.
-Ty! Nie możesz...
-Mogę - Łukasz był teraz o głowę wyższy od byłej dziewczyny. Zdjął i rzucił na ziemię rękawice - przez lata dawałaś się poniżać wydmuszce , to teraz nie próbuj robić tego ze mną. Agacie się to nie udało. Idź sobie! - Odwrócił się, napotykając porcelanową ścianę kubków i talerzy.

The grass was greener
The light was brighter
With friends surrounded
The nights of wonder


Spojrzał na Martę, stała z wściekłością na twarzy, ręce zaciśnięte w pięści. W jej porcelanowych oczach odbijała się poniszczona i zgwałcona życiem twarz Łukasza. Cała Marta była z porcelany, zastygła w pozie nienawiści, ubrania zlewały się ze skórą, wszystko w tej samej białej masy. Przed nim stałą porcelanowa figurka, lalka, jakże piękna i delikatna. I nic więcej.

Encumbered forever by desire and ambition
There's a hunger still unsatisfied
Our weary eyes still stray to the horizon
Though down this road we've been so many time*


Zrobił zamach i uderzył pięścią w lalkę, porcelanowa twarz rozprysła się na wszystkie strony. Zawsze była lalką, w szkole udawali że się nie znają, mogli być ze sobą tylko jak nikt się nie patrzył.

Stanął przed porcelanową ścianą. uderzył w nią, potem drugi raz. Przebijał się przez brudne talerze ostatniego ćwierćwiecza. Poranione dłonie spływały krwią, ale uderzał dalej, zabłąkany widelec wbił mu się w ramię. Nie zważał na to. Parł naprzód, ociekając krwią wśród porcelanowego gruzu tej ściany.

All alone, or in twos
The ones who really love you
Walk up and down outside the wall
Some hand in hand
Some gathered together in bands
The bleeding hearts and artists
Make their stand
And when they've given you their all
Some stagger and fall, after all it's not easy
Banging your heart against some mad buggers Wall**


*

Po przebudzeniu Łukasz próbuje uporządkować sobie to, co się wydarzyło, masuje sobie bolące dłonie (wrażenie jakby zaciął się papierem).



* Pink Floyd - High Hopes

** Pink Floyd - Outside The Wall


 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 25-11-2020 o 21:40.
JohnyTRS jest offline