Gdy wreszcie wzajemne uprzejmości się zakończyły, Daveth nawiązał do sprawy, z powodu której wyruszali w drogę.
-
Czy wiesz - zwrócił się do Kozy -
jak zwą się owe plemiona, z którymi mamy rozmawiać? I jakie miano nosi ich wódz?
- Niewiele wiem o nich. Wódz się nazywa Tyr-Bor Starag. Przewodzi Klanowi Czaszki. Tyr-Bor zjednoczył inne klany pod sobą, często nawet siłą - odpowiedziała mu Koza, dodając do tego lekki przyjemny uśmiech, kilka jaj piegów schowało się wtedy w dołeczkach, które wyrysowały się na policzkach. -
A Wy, co o nich wiecie? - Nic. Nigdy nie byłem w tej części Faerunu.- przyznał kapłan.-
A przynajmniej ja nie byłem.
-
My też nie - powiedział druid, wskazując przy tym Laurę. Na co pol-elfka uśmiechnęła się do tygrysicy.
-
Od dawna jesteście drużyną - podpytała, choć nie precyzując czy chodzi o druida i tygrysicę, czy wszystkich.
-
My... - Daveth spojrzał na Laurę -
znamy się od dawna. A wszyscy poznaliśmy się nie tak dawno. Najpierw eskortowaliśmy karawanę, a potem razem polowaliśmy na smoka. - Słowo “drużyna” - ozwał się Villem
- nie do końca nas obrazuje. Ale prawdą jest, że już wiele razy stawaliśmy ramię w ramię przeciw wszelakim bestiom. A damarskich górali, także z Carys nie znamy. Pochodzimy z Chessenty.
-
Rozumiem - odpowiedziała Koza -
czyli dość czasu by wiedzieć czego po kim się spodziewać, oraz wystarczająco na pierwsze waśnie - dodała, nie mówiąc do nikogo konkretnego.
-
Dokładnie. - Druid się uśmiechnął lekko. Faktycznie, im dłużej się z kimś przebywało, tym więcej wad można było dostrzec.
Darleen uśmiechnęła się lekko i być może miała właśnie coś odpowiedzieć, ale akurat wtedy na horyzoncie pojawił się niewielkich rozmiarów ptak, który przyciągnął jej wzrok.
-
A to Lula - przedstawiła małą sówkę zanim ta zdążyła dolecieć do drużyny, i wylądować na wystawionej ręce pół-elfki.
-
Śliczna - stwierdził Daveth. -
Witaj, kruszynko. - Skinął sówce głową.