Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2020, 11:22   #17
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Cegła i Kielnia, wydawałoby by się po nazwie, powinna być pięknie wymurowanym budynkiem. Nie była. No, może kiedyś tak, ale teraz, choć w nie najgorszym jeszcze stanie, chyliła się ku upadkowi, jak i całe miasto. Prowadził ją niejaki Knudsen, potężny chłop z północy, onegdaj murarz, a obecnie na skutek szczęśliwego mariażu i śmierci teściów właściciel karczmy.

Pergundzie spodobał się lokal. Lubiła bratać się czasem z pospólstwem, mogła poczuć wtedy dreszcz emocji. A tu gości zebrało się całkiem sporo, piwna piana ściekała z kufli, a przy kilku stolikach miejscowi rzucali kośćmi i mieszali talie kart. W kącie siedział nawet na zydelku grajek, brzdękający smętną nutę na strunach mandoliny, w oczekiwaniu na dźwięk monet wpadających do czapki leżącej przed nim na ziemi. Gerhardt i Garil rozepchnęli roześmianą i niezbyt trzeźwą grupkę blokującą przejście, by przebrana za mieszczkę hrabianka mogła spokojnie przejść w głąb sali.

Pergunda, jak większość ludzi szlacheckiego pochodzenia, wyznawała prostą zasadę, że trudniej jest tylko w górę drabiny społecznej. W dół nigdy. Praktycznie mówiąc, chłopka nie umiała zachować się jak hrabina, ale w drugą stronę to żaden problem. Wystarczyło się trochę postarać. Stanowczym krokiem wyszukała pusty stolik pod ścianą i zabrała się za obserwowanie grających. Pocierała przy tym ręce, zdradzając zniecierpliwienie tym, że jeszcze nie może grać.

- I co teraz? - Zapytał ją krasnolud, gdy usadził się na ławie naprzeciw kobiety.

Bawiący się miejscowi wyglądali jak w każdym innym mieście, w którym dotąd miał okazję przebywać i tylko świadomość obecności zakamuflowanej szlachcianki podnosiła mu nieco ciśnienie krwi. Grający zerkali w tym czasie na Pergundę, szepcząc do siebie i śmiejąc cicho. Hrabianka dobrze znała ten typ, wiedziała że nie potrzeba wiele czasu, aż rozpoczną się głośne komentarze o kobietach chcących zagrać w karty zamiast gotowania obiadu. Pergunda nie zamierzała jednak marnować wieczoru. Najpierw celowała w przeciętne stawki. Pocierając brudną ręką twarz spojrzała na krasnoluda. Jej technika komunikacji polegała na ograniczaniu zdań do podmiotu i orzeczenia. Ewentualnie jakiegoś niezbędnego dodatku.

- Jak to? Szukacie oszustów, pijecie i słuchacie plotek.

Potem machnęła ręką krzycząc krótko 'Trzy piwa' i ruszyła w kierunku obranego stolika.

- Co? Nigdy z babą nie graliście w karty, że się tak gapicie? - wyraźnie gotowa przyłączyć się do gry. Tą ordynarną odzywkę ćwiczyła wiele razy przed lustrem i w innych karczmach. Była z niej dumna, choć jej skuteczności nie umiała w żaden sposób ocenić. Zaczęła też odliczać od trzech w dół, w oczekiwaniu na…

- Do garów, babo, nie do kart!

Doczekała się, zarówno głupiego hasła, jak i obleśnego rechotu. Mężczyźni pod niektórymi względami nie różnili się od siebie, szlachta i plebs jednako. Ci po chwili zaczęli jednak szeptać między sobą, mrugać do siebie okiem, aż w końcu jeden z nich wziął krzesło ze stolika obok i ustawił je.

- Gramy w “trzy króle”. Jedna karta ślepa. Wejście za szylinga.

Pergunda spróbowała udać rechot. Było jej wszystko jedno, chciała grać, byle miała w miarę równe szanse. "Trzy króle" wydawały jej się w miarę uczciwie. Siadła, wysupłała szylinga i wlepila wzrok w rozdającego.

- Ci dwaj
- powiedziała wskazując brodą na Garila z Gerhardtem - bardzo lubią, gdy gry są uczciwe.

Ci dwaj zajmowali się napojami, ani myśląc robić za kontrolę gier i zakładów. Oczywiście pozornie. Gerhardt boleśnie odczuwał na sumieniu obecność szlachcianki podczas tego wyjazdu i przeżywał troski związane z jej bezpieczeństwem. Garilowi udzielał się ten stan zupełnym mimochodem. Obserwując kobietę i jej sposób bycia krasnolud miał ochotę na więcej piwa. Zamówił drugie nim Gerhardt skończył jedno. Krytycznie spojrzał na swoje odzienie i stwierdził, że musi nadrabiać aparycją. Naśladując wybitnie niepiśmienne grupy społeczne z Pfaffenbergu zagadnął graczy.

- Jakby panienka przegrywała to ja mogie wjechać. Znaczy wejść. No.
Czuł się przy tym zażenowany, bowiem urągało mu własne, choć udawane, zachowanie.

Gracze przy stoliku popatrzyli najpierw na siebie, a potem w stronę baru. W końcu odezwał się ten, który przedstawiał zasady gry.

- Spokojnie, my tu przychodzim grać, a nie zwady szukać. Jak chcecie bitki, to idźcie gdzie indziej.

Krasnolud dla odmiany uprzejmie przepił do hazardzisty. Bez uśmiechu, zupełnie jak jego brat czynił wobec nieznajomych. Karty zostały pomieszane i rozdane, monety uderzyły o blat stołu, ale atmosfera przy grze nie była najlepsza. Kobieta nie zwracała jednak na to zbyt dużej uwagi. Dostała zaproszenie i mogła wziąć udział w grze. W końcu popatrzyła na twarze. Lubiła wiedzieć, co wyrażają jej konkurenci do puli na stole.

- Ooooch. Na Sigmara. Cóż za niedopatrzenie. - Uniosła rękę i wrzasnęła piskliwym głosem. - Piwo dla Panów przy stoliku! To lepsze! - a potem już ciszej - W podziękowaniu za zaproszenie. Lekko skinęła głową.

Piwo poprawiło nastroje przy stole. Po kilku rozdaniach okazało się, że dwóch miejscowych gra, bo lubi. Ci mogli wygrać tylko wtedy, gdy dopisało im szczęście. Trzeci mężczyzna, milczący do tej pory, znał się jednak na grze. Pergunda straciła kilka szylingów, ale wiedziała, że będzie w stanie odrobić te straty.

Niepewność wygranej, zapamiętywanie kart w obiegu, racjonalne planowanie zasobów obserwacja przeciwników oraz wyszukiwanie sztuki, nade wszystko zaś walka o zwycięstwo. Gdyby Pergunda urodziła się mężczyzną zapewne skończyłaby w szkole oficerskiej. Jednak w wyniku pewnego niedopatrzenia bogów zostawały jej poezja i karty. Nie uświadamiała sobie tego czekając na kolejne rozdanie. Może to i dobrze. Po co być nieszczęśliwym przez coś na co się nie ma wpływu. Jeśli gra miała stanowić ersatz wojny, to to byłaby mało istotna potyczka bez większego znaczenia strategicznego i bez większych emocji. Ubytek czy strata kilku szylingów nie sprawiała hrabiance żadnej różnicy. Udało jej się za to dowiedzieć czegoś o głównych siłach wroga i jego zamiarach. Śledztwo też mogło być częścią udawanej bitwy. Istotnie, w Krassenburgu w ostatnich miesiącach zaginęło kilkoro dzieci, a jedno nawet pochodzące z bogatej rodziny, choć rozmówca nie pamiętał niestety nazwiska. Ktoś ze stolika obok rzucił jednak obawą o zbliżającą się pełnię Mannslieba.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline