Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2020, 09:41   #61
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Owenem szybko zweryfikowała plany Huwa. Robin była w szpitalu, a sam policjant chlał w jakiejś spelunie. Detektyw musiał działać i to natychmiast. Dlatego już wkrótce rozstał się z Paulem, a ten na odchodne potwierdził, że przejdzie się do „Jemioły”. Siwy z kolei zamówił taksówkę, której kierowca kazał na siebie trochę poczekać. W Sionn mało kto korzystał z tego typu transportu.
Jeszcze przed przyjazdem auta, Siwy sprawdził w komórce czy znajdzie coś na temat Owena. W istocie natrafił wzmianki z kilku jego interwencji. Jedna rzecz niezbyt się zgadzała. Gryffith mówił, że w Ynseval pracował w odpowiedniku drogówki. Tymczasem artykuły sugerowały, że wcześniej zajmował się przestępczością. Miał on działać w South Wales Police przy zasadzkach na złodziei, dilerów oraz innych bandytów. Wydawało się oczywiste, że to tam również poznali się z Thonym. Potem Huw znalazł coś jeszcze. Był to tekst, który mówił o Owenie G. Mężczyzna dostał załamania po tym jak pijany kierowca potrącił śmiertelnie dwie jego córki. Po całym incydencie ojciec rzucił się na sprawcę i prawie zatłukł go na śmierć. Lwyd nie mógł jednak znaleźć informacji o tym, jak sprawa ostatecznie się zakończyła.
Po dwudziestu minutach spod domu Connora zabrał go milczący, grubszy facet. Droga na miejsce niemało się dłużyła: drogi były śliskie, a zdradliwych zakrętów nie brakowało. Huw słuchał bębnienia deszczu o szyby, patrzył w ciemność za oknem i rozmyślał co właściwie zaszło. Gryffith był trudny w obyciu, ale zdawał się raczej twardo stąpać po ziemi. Dlaczego zatem nagle dostał takiego załamania? Thony zapewne mógłby rzucić na sytuację jakieś światło, ale on z kolei cenił prywatność kolegi. Poza tym stan Owena wskazywał, że pewne sprawy mogły wkrótce wyjaśnić się same.
Wreszcie taksówka dotarła pod zespół kilku odrapanych, przemysłowych budynków. Skąpane w świetle księżyca budowle tworzyły grupę brzydkich brył. Z lśniących od deszczu dachów wystrzeliwało w niebo kilkanaście dużych kominów.
Dla pracowników tutejszego zakładu urządzono niewielki pasaż, w którym mogli zajść do sklepu lub się napić. Obok niego stało również kilka innych obiektów, zapewne tymczasowych mieszkań robotniczych. Nie licząc pobliskiej stróżówki, teren otaczały dzikie pola oraz niewielkie gaje. W ten sposób okolica fabryki wyglądała dość osobliwie, jakby została wrzucona siłą w ramiona górskich masywów.
Lwyd zmierzył bezpośrednio do niewielkiego budynku przykrytego blachą falistą. Ze środka dochodziły odgłosy rozmów oraz bluesowej muzyki.
Odrapane drzwi skrzypnęły donośnie i detektyw wkroczył do środka. Od razu jego nozdrza zaatakował smród taniego tytoniu oraz przepoconych ciał.


Wewnątrz nie wyglądało to jednak tak źle, jak mógł się tego spodziewać. Ściany powywieszane były wszędzie kolorowymi plakatami, a oprócz stolików znalazła się nawet obita materiałem kanapa. Na środku pomieszczenia stał stół bilardowy, obok którego kołowało kilku mężczyzn o aparycji prostaczków. Kłócili się właśnie o zasady i donośnie przeklinali. Gdzieś w rogu siedziała zblazowana kobieta, której strój jasno sugerował najstarszy zawód świata. Zawartość w jej popielniczce wskazywała, że musiała odpalać jeden papieros od drugiego. Sam kontuar rozświetlało kilka neonów, toteż wytatuowana barmanka za nim mieniła się odcieniami oranżu oraz niebieskiego. Spojrzała bez wyrazu na Huwa, po czym wróciła do przeglądania komórki. Obok lady kręciło się kilku mętów w różnym stopniu upodlenia.
Owen też tu był. Zdawał się kompletnie ignorować wejście detektywa, zamiast tego mglistym wzrokiem oglądał partię bilarda. Otaczały go puste butelki oraz kilka kieliszków.



Powrót do rzeczywistości był kłopotliwy. Żadnego z ostatnich snów Robin nie można było nazwać zwykłym, ale ten ostatni szczególnie dawał jej do myślenia. Wyglądało to bowiem tak, jakby faktycznie spacerowała korytarzami szpitala.
Carmichell z trudem podniosła się z łóżka, ale w głowie wciąż miała helikopter. Zdała sobie sprawę, że ktoś ubrał ją w luźną koszulę i takie też spodnie. Powoli obróciła się, oglądając najbliższą przestrzeń i niejasno przypominając sobie, że pomieszczenie wyglądało podobnie również we śnie. Spojrzała w lewo, gdzie na metalowym wysięgniku umieszczono jej kroplówkę.


Odpięła swój wenflon z postanowieniem, że najpierw znajdzie Foxy. Kiedy jednak przeszła kilka kroków, w progu pomieszczenia pojawił się lekarz.
Rozmawiała z nim wciąż będąc średnio przytomna, a każde słowo docierało do niej po kilku sekundach. Po pierwsze lekarz kazał się oszczędzać. Twierdził, że do szpitala przywiózł ją Owen Gryffith, ale zaraz potem zniknął, także wszyscy dopiero ustalali co właściwie zaszło. U Robin nie stwierdzono praktycznie żadnych obrażeń, może kilka siniaków. Gdy przyjęto ją na oddział, była natomiast w szoku i praktycznie nie kontaktowała. Dostała trochę witamin oraz leków i to właśnie z ich powodów miała czuć się tak skołowana. Na koniec pracownik szpitala powiedział, że kobieta może się wypisać na własne życzenie, kiedy tylko nabierze sił, niemniej patrząc na jej stan, polecał zostać pod obserwacją.
Robin powiedziała coś, nie pamiętała dokładnie co i wyszła na korytarz. Siadła na szpitalnej ławeczce, aby dać odpocząć błędnikowi. Powoli, choć konsekwentnie wszystko wracało na swoje miejsce, a ona odzyskiwała kontrolę nad swoim ciałem. Najbliższą przestrzeń, czyli korytarz oddziału również rozpoznawała, a zatem teoria połączenia snu z rzeczywistością stawała się coraz bardziej prawdopodobna.
Spojrzała jeszcze raz na telefon. Miała do obdzwonienia przynajmniej trzy osoby: Huwa, Owena oraz Powella. Tego ostatniego i tak mogła wkrótce spotkać, ponieważ zamierzała w pierwszym rzędzie sprawdzić stan suczki. Pozostali musieli chwilę zaczekać.
Szczęściem lekarze mieli pełne ręce roboty, toteż nikt nie zwrócił uwagi na jej wyjście z oddziału. Kilka minut później przemierzała już kolejne oddziały, tylko upewniając się, że jeszcze niedawno je odwiedzała. Nie znalazła co prawda pacjenta, którego sen widziała, ale nie było to konieczne. Każdy zakręt oraz odnoga szpitala mgliście przypominały jej wizytę, jaką odbyła w odmiennym stanie.
Wreszcie dotarła na miejsce i od razu skierowała się do pomieszczenia z boksami. Foxy już na wejściu mało nie wyszła z siebie: suczka drapała o ścianę i głośno zawodziła. To natychmiast przywołało Powella, który pojawił się nagle za plecami Robin.
- Widzę, że masz się lepiej - powiedział, podwijając rękawy swojego kitla. - Słyszałem o twoim wypadku. Cieszę się, że jesteś już na nogach, choć moim zdaniem wyglądasz jak duch.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 01-12-2020 o 20:06.
Caleb jest offline