Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2020, 21:34   #137
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Carys posłała w kierunku ogrów magiczny pocisk, a siedzący już wierzchem rycerz zaatakował najbliższego z ogrów otaczających krasnoluda.

Druid kolejną błyskawicę posłał w następnego ogra, a potem ruszył biegiem w stronę leżącego krasnoluda. Laura biegła razem z nim.
Koza nie miała innego wyjścia jak strzelać dalej, tym razem cel był jasny. Jeden z wrogów zmierzał przecież wprost na nią.

“Magiczne pociski” Carys osłabiły kolejnego wroga, a reszty dokonał Villem, siekąc Ogra mieczem. I w sumie był to dosyć nietypowy widok… koń bowiem niby samotnie ruszył na potwora, który po chwili został pocięty prawie że na plasterki.

Druid wykończył kolejnego błyskawicą z niebios, szybciej niż łuk Darleen, po czym ruszył pędem ku leżącemu Olgrimowi… oby nie było za późno.

Zostały jeszcze dwa Ogry, oba tuż przy Olgrimie. Obydwu położyła swoimi strzałami Tropicielka, posyłając pociski niezwykle blisko innych towarzyszy… walka była zakończona.

Daveth przyklęknął przy leżącym krasnoludzie i stwierdził z zaskoczeniem i radością zarazem, że kompan jeszcze oddycha. Zrobił więc jedyną rzecz, jaka w tym momencie mogła pomóc Olgrimowi - rzucił na rannego najsilniejsze zaklęcie leczące, jakim dysponował.
Z dłoni druida spłynęło na leżącego błękitno-zielone światło, i po chwili Krasnolud zamrugał oczami, po czym wstał. Czuł się nadal kiepsko, ale wszelkie zagrożenie jego życia zostało zażegnane.

Druid odetchnął z ulgą, a potem spojrzał na pozostałych.
- Interesujące spotkanie - powiedział. - Ciekawe, kto je wygrzebał spod ziemi i postawił na naszej drodze - dodał.
- Nikt… nikt nie postawił ich na naszej drodze. Sami w nie wdepnęliśmy jak banda idiotów.- sarknął rozsierdzony kapłan.- Mogliśmy je ominąć szerokim łukiem, ale nieee… musieliśmy w nie uderzyć.
Krasnolud wyprosił modlitwą łaskę uzdrowienia poświęcając jedną z przygotowanych modlitw.
- Ciekawe, czy ten kto je wygrzebał spod ziemi, wygrzebał jeszcze coś co będzie na naszej drodze - dodała Koza.
- Wygrzebał te ogry i co? Zostawił, bo nie wiedział, co z nimi zrobić? Eksperymentuje z nieumarłymi? - Druid spojrzał na truposze. - A może już zrobiły swoje i są niepotrzebne? - wyraził przypuszczenie. Przeniósł wzrok na Kozę i uśmiechnął się lekko. - Lepiej, żeby to były wszystkie niespodzianki tego typu. Kolejne truposze? To by było nudne...
- Jasne. Są ponure i mało rozmowne
- odpowiedziała mu z uśmiechem. - Rozejrzę się w tym miejscu - zaproponowała, po czym powoli ruszyła w stronę gdzie zauważyli truposzy, uważnie przyglądając się otoczeniu i pozostawionym w nim śladom.
Im więcej, oczu, tym lepiej, więc Daveth poszedł w jej ślady, po drodze przyglądając się pokonanym orkom.
- Nie oddalaj się za daleko od nas. I nie idź w ślady rycerza.- krzyknął jeszcze do dziewczyny krasnolud, bowiem co do druida był pewien, że on nie zaryzykuje swojej skóry niepotrzebnie. Sam Olgrim po bliskim zetknięciu się ze śmiercią, nie był w nastroju do dalszej eksploracji otoczenia.

***

Pod koniec walki, gdy jasnym już było, że kapłan odzyskał przytomność i będzie żył, Villem odszukał Carys i nie zawracał sobie głowy jego utyskiwaniami. Ważnym było, że coś stało się czarodziejce podczas potyczki. I to coś niezrozumiałego i niebezpiecznego. Znał ją i wiedział, że nigdy by się nie pomyliła co do wiedzy z zakresu działania czarów, którymi władała. I skoro uznała, że niewidzialność zgodnie z prawidłami magii ich osłoni przed truposzami, to powinna osłonić. Tak się jednak nie stało. I w efekcie ona. Panna Fiaghruagach. Jego najdroższa przyjaciółka mogła zginąć. A takie rzeczy nie działy się przecież z przypadku.
Wszystko więc zaczynało w głowie młodego Adlerberga przybierać pewne realne kształty przesłania. Przesłania, które mieli dla nich bogowie.

Kucnął przy dziewczynie na jedno kolano. Mikstura, którą wypiła cofnęła część ran. Ale nadal brakowało jej do pełni sił. Podał jej swoje ramię i gdy Daveth i Koza wrócili z bezowocnych oględzin truposzów, a Olgrim przestał ubolewać nad swoim losem, którego niedolę nie wiedzieć czemu zoczył w poczynaniach rycerza, oznajmił do jakich doszedł wniosków.
- Od jakiegoś już czasu nurtuje mnie parę spraw. Zakładaliśmy przez większość czasu, że nasze spotkanie jest dziełem przypadku jaki nie raz i nie dwa krzyżował drogi wielu nieznajomych. Odkąd jednak się to wydarzyło, nasza kompania zaczęła doznawać… wielce kuriozalnych zdarzeń. Ich ukoronowaniem był rzecz jasna tajemniczy portal, który przeniósł nas do Heliogabalus. Ale nie obyło się bez innych przypadków, których być może też doświadczyliście. Jak choćby i te ogry, które mimo trupiej bezmyślności, przejrzały magię. Dość jednak rzec, że… Myślę, że bogowie ostrzegają nas przed obraną ścieżką. I to co należy zrobić, to zawrócić, oddać użyczone na wyprawę dobra. I mimo iż wiele niesnasek między nami zawitało to mówię to ze szczerym żalem, rozejść się w swoją stronę. My w każdym razie - tu wskazał na siebie i na czarodziejkę - To uczynimy.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline