30-11-2020, 18:13
|
#27 |
Młot na erpegowców | Lavena była ekstrawertyczną i przebojową półelfką. Jej wypoczynek zatem opierał się intensywnym imprezowaniu i obracaniu w gronie towarzyskich istot. W taki też sposób spędziła wieczór i kawałek nocy w „Zębie i Sziszy”.
Wstała najpóźniej ze wszystkich, bowiem Faarhan miał pewien problem z dobudzeniem rozpieszczonej pannicy. Wciąż jednak uczyniła to wystarczająco wcześnie, by móc bez opóźnień zabrać się z grupą. A nastąpiło to po posileniu się, czemu oczywiście towarzyszyła irytująca i krytyczna tyrada na temat jakości jadła oraz napitku w porównaniu, chociażby do przeróżnych absalomskich delicji i likworów, których to miała smakować w największym mieście w Avistanie. Zapewne tylko wrodzona gościnność i usłużność wąsatego gospodarza, sprawiła, że nie skomentował tego w żaden sposób.
W końcu szmaragdowooka łotrzyca dotarła do wrót nekropolii, gdzie spostrzegła pozostałe trzy wylosowane drużyny.
— Połamania nóg! — rzuciła serdecznie w ich kierunku, epatując przy tym się wrodzoną charyzmą. Choć tak naprawdę nie życzyła im tymi słowy powodzenia, a wręcz dosłownie – kalectwa.
Potem dwójka okazałych zbrojnych oznaczonych symbolami bogini opiekunki tutejszego składowiska trupów wpuściła do środka każdą z grup w identycznej kolejności, w jakiej je wczoraj wylosowano. Nie omieszkali oni przy okazji powtórzyć dokładnie tych samych zaleceń, jakimi wczoraj zanudziła wiśniowowłosą Sebti. I tym razem Da'naei słuchała z identycznym zainteresowaniem.
— To oczywiste, że ostatni będą pierwszymi — rzuciła zuchwale, gdy wreszcie pokonała wrota nekropolii.
W końcu ona i jej ekipa znaleźli się w środku. Opierając się na otrzymanej wczoraj mapie, ruszyli w drogę przez opustoszałe miasto umarłych, tchnące niemal nieuchwytnym i dawno zapomnianym odorem śmierci i rozkładu. Dzięki żwawemu marszowi dość szybko znalazła się przy celu podróży. Gdy jej towarzysze czytali napisy w jakimś durnym piśmie obrazkowym ona skupiła się na tym jak dostać się do środka.
— Phi, to zwykłe przesądy. Napisano to, by trzymać prostaczków na odległość — wydrwiła zapis, wytłumaczono jego treść.
Sama zlokalizowała ukryte zawiasy i zwietrzałą zaprawę, która miała utrzymać wejście w stanie wieczystego zapieczętowania. Dostrzegła jednak ślady prób włamania, a także to, że wrota otwierają się na zewnątrz.
— Jak widać, nie wszyscy z nich byli truchlejącymi durniami. Niektórym nie zabrakło odwagi i przedsiębiorczości — skomentowała złośliwie dostrzeżone naruszenia struktury.
Problemem okazało jednak to, że wejście przesłaniała i efektywnie blokowała wielka hałda piachu. Gdy co poniektórzy zaczęli rozważać, a nawet zabierać się do odgarniania piachu, pozwoliła sobie wytłumaczyć swój stosunek do całej sprawy.
— Jeśli mnie chodzi, to nawet o tym nie myślcie! Nie miałam tego w kontrakcie! Ciężka praca jest dla tych, którym brak talentu — prychnęła, splatając ramiona i zadzierając noska.
— Możemy nająć jakichś robotników... albo po prostu ruszcie głową, w zestawie moich sztuczek i zaklęć nie ma niczego, co mogłoby nas w tym wspomóc. Ale z pewnością nie wszystko trzeba robić łopatologicznie — pozwoliła sobie na drobną grę słów na koniec.
Jakby w sukurs jej słowom poszedł Jabbar. Dziewczyna miała już docenić jego rozsądek, jednak zaraz powstrzymała się, czekając na ostateczny rezultat jego starań. Jej zdaniem dolanie wody w takich porcjach do hałdy piachu tylko dołoży ciężaru i utrudni ewentualne odkopanie wrót. Potokowi brakowało masy i energii, by rozsunąć zwał piasku.
|
| |