Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2020, 14:18   #101
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Dopłynęli bezpiecznie. W zasadzie największym niebezpiecznym aspektem podróży były szaleństwa Spoona. Ale jego umysł tego potrzebował. Wreszcie poczuł powiew wiatru na twarzy, po przeleżeniu osiemdziesięciu lat w puszce.

Zacumowali w przystani i wyszli na brzeg. Shirazi przyciskał mocno swój neseser.
- Zostawcie łódź. Zdaje się, że ich zgubiliśmy. I nie rozchodźcie się jeszcze - spojrzał na Catherinę i Spoona.

Zeszli z drewnianego pomostu i przenieśli się kilkadziesiąt metrów na przystanek autobusowy. Shirazi wyjął z nesesera czarny notatnik i składaną mapę Londynu.

- Nie wiem o co chodzi ze strzykawką. Nie wiem co to za kolesie. Słyszałem kilka tygodni temu, że policja robiła naloty na wampiry. Dokładnie wiedzieli gdzie. Ale… nie wiem skąd. Cyril Masters… szeryf Londynu. Jeden z szeryfów. On ma w kieszeni londyńską policję. Na pewno będzie na imprezie u Królowej Anny.

Shirazi rozłożył mapę, po czym swoim długopisem zaznaczył na niej kilka punktów.



Stuknął w jedno miejsce.
- Tutaj jest lotnisko londyńskie. Mamy jeszcze Heathrow, ale to jest mniejsze. Tańsze. Wiele osób tutaj szuka tanich hoteli, między kolejnymi przelotami. Łatwo znajdziecie tam miejsce na noc. Macie pieniądze. Możecie sprawdzić tu, tu albo tutaj

Darius wskazywał punkty swoim długopisem.

- Ja wrócę do swoich zajęć. Mam nadzieję, że wszystko tam się spaliło, bo musiałbym położyć głowę pod ostrze szeryfa.

Jego głos wyrażał coś zupełnie innego. Shirazi właśnie stracił pracę swojego życia. Został kronikarzem bez swojej kroniki.

Przysiadł zrezygnowany na ławce obok mapy. Wziął w dłonie swój notes. Chwilę szukał niezapisanych kartek.

- Myślę, że czas, abyście opowiedzieli mi o sobie i o tym jakie relacje mieliście z Mitrą. Co robiliście w samym kulcie?

Teraz, gdy już widzieli jakie zmiany zachodzą wokół, gdy udało im się uniknąć ostatecznej śmierci i gdy jedyne co było stałe, czyli ich bóg-Mitra zniknęło, mieli chwilę, żeby spróbować sobie przypomnieć swoją przeszłość.

***


Lady Catherina.

Leżała obok ukochanej Angeliq. Podziwiała jej skórę w świetle księżyca. Jej nowe życie okazało się cudowne. Były razem ze sobą. Na wieczność. Niczego im nie brakowało. Tylko nudny biznes, którym trzeba było się od czasu do czasu zajmować, i który próbował wyrwać jej ukochaną z jej ramion.

Tymczasem Angeliq wstała podchodząc do okna. Catherina leżała rozmarzona. Wspominała polowanie poprzedniego wieczoru. Londyn był ich. Cały świat był ich. Wieczność jaka na nie czekała była ich. A jednak czuła co się zaraz stanie. Wiedziała, że ona to powie. Że czas już iść.

Mogła użyć tych samych argumentów co zawsze, ale Angeliq obali je w mig. I wtedy piękna i młoda dziewczyna zapytała:
- Idziesz ze mną?

Catherine wiedziała, że Angeliq zna każdą jej wymówkę. Wiedziała też co usłyszy. Wieczność miała swoją cenę. Właścicielem ich wieczności był Mitra.

***


Tony

Tony znał swój fach. Nie był typem, który gdy pan A przesyłał paczkę do pana B to zaglądał do środka. Chyba, że miał się upewnić, czy nic wewnątrz nie zostało uszkodzone, albo czy kwota w walizce się zgadza. Tony był profesjonalistą. Podjechał na umówione miejsce spotkania nie gasząc silnika. Zeskoczył na nabrzeże. Czekała na niego dwójka dzieci. Mogli mieć dziesięć, może dwanaście lat. Chłopak i dziewczyna. Trzymali się za ręce. Byli bardzo podobni. Na pewno rodzeństwo, być może bliźniaki. Ich ubrania były podarte.

Za nim czekał samochód z odpalonym silnikiem.

***


Spoon

Długie miesiące mijały odkąd dołączył do kultu. Brusilla do niego należała, a on należał do niej. Robił wszystko, żeby ją zadowolić. Ona zaś robiła wszystko, żeby zadowolić Mitrę. Swego boga. Teraz już ich boga.

Widział tę dumę w jej oczach. Rozgrzewała jego martwe serce. Przed Williamem klęczał mężczyzna. Poturbowany. Stali w jakichś katakumbach. I wtedy pojawił się on. Mitra. Spoon spodziewał się, że oślepi go blask słońca. Przyklęknął w pokłonie gdy podszedł do niego dobrze zbudowany, młody mężczyzna. Pochwycił jego podbródek i pociągnął każąc powstać.

Z jakiegoś powodu Spoon myślał, że Mitra jest dużo wyższy. Teraz gładził go po policzku. Nadl był na nim ślad po walce, bo wampir uważał niepotrzebne spalanie krwi za hańbę.

- Opowiedz mi żołnierzu jak go dopadłeś.

***


Yusuf

Stał teraz między wampirami, a bogiem. Ubrany cały w białe szaty. On. Głos Mitry. Dzierżyciel Prawa. Oni stali zanurzeni do pasa w wodzie. Wiedział, że są niegodni, by usłyszeć głos Pana. dlatego to Yusuf miał do nich przemówić. Do akolitów, którzy właśnie dostąpili zaszczytu dołączenia do kultu.

Czuł na sobie wzrok Mitry siedzącego na tronie-słońca. Wzrok i przyjemne ciepło bijące od jego blasku.

***


Qwerty

Denerwował się. Wiedział, że do tego przygotowywał się od miesięcy. Albo od lat. W zasadzie miał wrażenie w tej chwili, że urodził się głównie po to, a wszystkie kolejne wydarzenia prowadziły do tej właśnie chwili. Paznokcie wbijały się w dłonie. Ból uspokajał choć na moment. W końcu wszedł do pomieszczenia.

Długa sala z kolumnami po obu stronach. Z malowidłami byków i inskrypcjami. Czerwony dywan ze złotą obwódką rozciągnięty pod sam tron, a na tronie on. Mitra w swym blasku. De Camden stał obok w swoich długich czarnych szatach. Niczym cień rzucany przez słońce. Nadworny nekromanta. Przyboczny boga.

- Sir Qwerty Uiop opowie teraz o swoim projekcie. Oraz o tym, jakie korzyści nam przyniesie.

Trudno było Qwertemu znaleźć lepszego patrona niż Camden. Był motywujący. Cenił intelekt swych podwładnych. Ale był też wymagający. Qwerty wiedział, że jeżeli teraz noga mu się powinie, to Camden nie pomoże mu. Już nigdy.

Mitra skinął głową. Teraz Malkavianin mógł się odezwać.

***


Utamukeeus

Miasto było nieprzyjemne. Duszne. Klejnot Wielkiej Rzeki zastanawiał się dlaczego Bóg-Słońce wybrał takie miejsce na swą siedzibę. Jego wielki czarny kruk wylądował na wyciągniętej w kompletnej ciszy. To zwierzę dużo lepiej pasowało do tak mrocznego miasta. Navaho było trudno ukryć się w tłumie. Bardzo się wyróżniał. A jednak to jego wybrano.

- Pan jest z ciebie dumny. - Usłyszał szept Richarda de Worde, szefa siatki szpiegowskiej Mitry.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline