Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2020, 09:49   #116
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith
Eidith dostała się do swojego gabinetu przed przybyciem Bonnie. Miejsce to było owalne z wieloma półkami z księgami tuż przy ścianach, na jego końcu było duże hebanowe biurko, za którym spoczywał fotel z białej skóry, z oparciami o symbolu czaszek. Eidith na nim siedziała a za nią było ogromne malowidło reprezentujące nią samą.

Dla Bonnie Belly odpowiedzenie na wezwanie wymagało dotarcia owcy z informacją, a następnie odbycie niekrótkiej podróży z centrum skrzydła medycznego do głównej katedry Nox Novum. Szczęśliwe, Eidith nie musiała czekać zbyt długo. Jej naczelna doktor była może apatyczna i powolna z natury, ale miała na swoim wyposażeniu sukę zdolną do nader skutecznej transportacji. Tak też na kilkadziesiąt minut po otwarciu gabinetu przez żniwiarza Ikarii, do wnętrza gabinetu wjechała Bonnie, siedząc na plecach Falco i popijając herbatę z filiżanki.
Kostucha popijała lampkę wina o ciemnoczerwonej barwie. Przed każdym łykiem delektowała się jego zapachem, a gdy przez drzwi przestąpiła Bonnie odezwała się.
- Bonnie, Falco… Witam was kochani. - Odstawiła lampkę na bok, po czym dwoma krokami znalazła sie na biurku i na nim usiadła. Zakładając nogę na nogę i opierając się rękoma z tyłu, przemówiła. - Bonnie czy posiadamy jakąś placówkę klonującą? Rodzicielki których dzieci dorastają w przeciągu dni? - Po tych słowach zaczęła oglądać swoje paznokcie.
- Gerard jeszcze nad tym pracuje. - odpowiedziała krótko Bonnie.
- Więc do tego czasu będziesz zabijać i zjadać moich ludzi? - Zapytała Eidith.
- Pal licho jeden czy dwóch ale oni aktywnie unikają pomocy medycznej, w tym tempie skończą mi się piechury Bonnie, rozumiesz? - Wychyliła się delikatnie w tył obserwując ją od stóp do czubka głowy.
- ... - Bonnie zastanowiła się nad czymś. - ...niezdolni do wykonania misji. Zbyt tchórzliwi na wizytę u lekarza. Do czego się przydają? - spytała.
- Mięso armatnie? Oni się boją nawet kichnąć, to jest problem. Bo wiedzą że idą prosto na twój talerz. Jak ja bym była pewna że po wizycie u ciebie nie zobaczę następnego dnia to też bym się bała. Ja wiem że pająka nie obchodzi co myśli mucha, ale proszę cię… chociaż troszkę z tym sfolguj. Odrobinę. Zwężyła swoje palce by była nimi jak najmniejsza odległość.
- ...Część umiera w trakcie eksperymentów albo leczenia. - postanowiła wyjaśnić co nieco na swoją obronę. - W czymś jeszcze mogę pomóc?
- Leczenia przeziębienia? - Przechyliła głowę na bok.
- ...Koronawirusy potrafią wywołać zapaść płuc. Tym bardziej z dzikich planet.
Eidith zamrugała, otworzyła usta chciała coś powiedzieć.
- E...hah… HAHAHA. - Zaśmiała się przysłaniając usta. - You sly lady you… Nie znam się na wirusach, po prostu uwierzę ci na słowo. Ale prosze opamiętaj się z bezpodstawnym mordowaniem moich ludzi. Lubię Cię Bonnie… i ciebie Falco, więc nie chce mieć drugi raz tej rozmowy. Rozumiemy się? - Kostucha była widocznie rozbawiona.
Bonnie zeszła wreszcie z Falco i stanęła na baczność, aby zasalutować porozumiewawczo.
Delikatnym skinieniem dłoni Kostucha dała jej znać by darowała sobie saluty.
- Ciesze się że się rozumiemy, jesteś wolna Bonnie. - Z tymi słowami zeszła z biurka i sama zaczęła kierować się ku wyjściu. - No już sio.. Musze się rozmówić z tym starym dewiantem. - Pomachała ręką jakby odganiała coś od siebie.
Bonnie usiadła spowrotem na Falco, pogłaskała ją, a ta skoczyła w stronę wyjścia. Chwilę później, Eidith była w gabinecie sama.
Eidith oparła dłonie na biodrach i pokręciła głową. - Ah te urwisy. - Zaraz po tym wróciła do swojej lampki wina. Rozejrzała się wokoło, troszkę skonfudowana. - A gdzie moja laleczka? Mors? MOOOOORS~?! - Zawołała niemal śpiewem.
Cień Eidith wstał z ziemi, po czym wyrosła na nim ceramiczna maska ludzkiej twarzy. - Tak?
- Skarbie, czy Gerard wie już że chcę z nim porozmawiać? - Złapała ją za dłoń i zaprowadziła do biurka, nalała jej lampkę wina i podała ją w jej wolną dłoń.
- Tak. Planujesz polecieć do niego statkiem osobistym, czy zabrać Nox Novum? - spytała Mors.
Kostucha zastanowiła się na moment. - Czy sektor w którym jest Gerard jest mniej zaludniony przez cesarstwo? Tak bym miała już tą jedną rzecz z głowy. - Eidith postukała się palcem po policzku.
- To jedna z naszych odleglejszych baz. - wyjaśniła Mors. - To planeta-więzienie.
- Delightful. Ruszamy całą fortecą… miejmy nadzieje że ścierwo Sarii coś mi powie na temat… temat… ten temat. Znając życie będzie strzelać fochy ale warto spróbować. Zatem wydaj rozkaz o obranie kursu do tego sektora. Gdy już to zrobisz weź butelkę wina… hmm wybierz jakieś zaskocz mnie. Wybierz je i udaj się do mojego pokoju. Trochę czuje się ostatnio zaniedbana przez ciebie. - Na jej bladej twarzy pojawił się zalotny uśmiech. - I twarz… więcej entuzjazmu na niej. - Dwoma palcami wskazującymi przejechała po twarzy Mors, jakby chciała namalować na niej uśmiech.
Niespełna miesiąc później, Nox Novum znajdowało się w pobliżu jednej z najstarszych baz Magica Icaria. Eidith przemierzała jej powierzchnie z Mors u jej boku, która tłumaczyła sytuację: [/i]Baza, na której się znajdujemy służyła przez setki lat za więzienie dla jednego z miesięcy o imieniu March. Niestety, jakiś rok temu przywódczyni miesięcy razem z teraz admirałem floty Victorem dokonali najazdu, w którym uwolnili Marcha. W efekcie Garard jest teraz najmniej szanowanym biskupem w organizacji, pomimo bycia jednym z najstarszych. Największe przypisywane mu zasługi to twoja integracja z Dagdą oraz ogół najazdu na śmierć.[/i]

Wysłuchując tego sprawozdania, Eidith poruszała się szerokimi, kamiennymi uliczkami zaludnionymi przez zwykłe owieczki, które operowały też tutejsze urządzenia. Dwójka została zaciągnięta drewnianą windą na szczyt olbrzymiej katedry gdzie, za salą modlitewną, czekał na nią Gerard w swoim gabinecie. Zszywał właśnie jakąś młodą kobietę, prawdopodobnie w celu jej ożywienia. - Witam, moja droga. - uśmiechnął się, szerząc wyszczerbione, brudne uzębienie. Jego siwe, pozostawione w nieładzie włosy zasłaniały górną część jego twarzy, jednak mimo tego Eidith wyraźnie widziała wiele blizn na jego twarzy, otaczających drobne, czarne oczęta.
Eidith była ubrana w swoją białą garsonkę, której sukienka kończyła się na kolanach. Włosy miała spięte w kok, przez który przechodziły dwie czarne pałeczki. Na jej nosie spoczywały ciemne okulary, a na plecach miała zawieszoną kurtkę która sama w sobie mogła być bronią, tyle posiadała kolców. Rękawy tej kurtki wisiały bezwładnie gdyż kostucha nie wsadziła do niech rąk.
- Ojciec Gerard. - Odezwała się zbliżając się do stołu na której zszywał kobietę. Położyła rękę na jej głowie by ujrzeć jej ostatnie chwilę.
- Chciałabym zobaczyć szczątki Sarii. -
W głowie Eidith ujrzała, jak Victor zabija kobietę leżącą teraz na stole.
- Będzie z tym problem. Nigdy jej nie odzyskaliśmy. Została na platformie, gdy ją opuściliście. Gdy platformy zebrano, ktoś podebrał zwłoki. - wyjaśnił.
Macki miesięcy sięgały nawet do cesarstwa, ale to nie to było teraz ważne.
- Moment… “Ktoś” tak o zabrał sobie zwłoki inkwizytorki wypchanej po brzegi korupcją? - Kostucha patrzyła na zgreda, jakby jej opowiedział nieśmieszny żart.
- Wątpię aby wstały i odeszły same z siebie. Muszę włożyć dużo pracy, aby je do tego zmusić. - odpowiedział, rechocząc między słowami.
- Czyli według Ciebie to żaden problem. Nic się nie stało? - Eidith wystawiła dwa palce do Mors. - Ktoś właśnie sobie może sprawdzać z czego jest zbudowana, albo co gorsza jakiś miesiąc. A wy tutaj nic z tym nie robicie. - Schowała ciemne okulary do wewnętrznej kieszeni kurtki.
Mors podała Eidith papierosa, Gerard zaś odpowiedział: - Nie ma żadnych sekretów w naszych ciałach, które mogłyby oświecić Cesarstwo, a tym bardziej miesiąc. - odparł spokojnie. - Oni tego nie wiedzą, więc pewnie masz rację, pewnie dlatego ją skradziono. Ja tu mam ważniejsze rzeczy na głowie niż jakieś truchło zdrajcy. - stwierdził.
- To truchło może mi powiedzieć dużo rzeczy, otóż moim zadaniem jest dowiedzieć się z kim pracowała, albo czyjego rozkazu zdradziła. Co Ojciec Gerard robił podczas ataku na December? Gdzie byłeś? - Zapytała Eidith odpalając papierosa.
Gerard zatrzymał swoją pracę na moment, aby się zastanowić. - ...To było dawno... - zauważył. - Wydaje mi się, że wszyscy byliśmy razem z Zoanem. Obserwowaliśmy walkę, szukaliśmy momentu, w którym moglibyśmy coś zdziałać. Jednak nawet po fakcie kazał nam zostać. Nie chciał, aby Cesarscy poznali nasze możliwości. Jeżeli ktoś wyszedł z sali, zanim zrobił to sam Zoan, to nie pamiętam. - obiecał.
“Obiecanki cacanki” pomyślała kostucha. Jego słowo było tyle warte co biel na jego zębach.
Złapała Mors za rękaw i odciągnęła ją na bok.
- Weź Dona Fernando i powęszcie tutaj. Ktoś musi coś wiedzieć… Ja też się przejdę, może ktoś będzie chciał mnie usunąć. - Odsunęła się od Mors i rzekła do Gerarda.
- Chyba Ojciec pozwoli że moi ludzi się troszkę rozejrzą po tym miejscu? Macie ich traktować tutaj jakbym to była ja. Ja za to chcę zobaczyć twoje nowe obiekty. Na pewno jakieś masz, kiedyś straciłam changelinga, więc może coś się tutaj znajdzie. - Zarządziła wpatrując się w lusterku i nakładając kolejną warstwę czarnej szminki.
- Ostatnio zdobyłem jednego ale musiałem oddać go Klausowi na trening. - uśmiechnął się Gerard. - Jeżeli ktoś wejdzie do magicznej celi, będzie musiał się wylegitymować. Czy to wam odpowiada? - spytał.
Kostucha z zadziornym uśmieszkiem z powrotem założyła okulary.
- A co jeśli nie będę chciała się legitymować? Albo moi ludzie? - Nie zamierzała tu robić zadymy ale była strasznie ciekawa reakcji Gerarda. - Mogę tam po prostu wejść, jest ktoś na tej stacji kto by mnie zatrzymał? - Spojrzała na starca.
- Będę zmuszony poinformować Zoana o twoje aktywności na stacji. - odparł spokojnie. Jeżeli miał na myśli coś więcej, ciężko, aby się przyznał.
Kostucha się uśmiechnęła jedynie, papież dał jej semi wolną rękę co do tego zgredy chyba o tym nie wiedział.
- Dobrze zatem zobaczmy te nowe obiekty. - Papierosa skończyła, po czym wyciągnęła z kieszonki w kurtce cylindryczny pojemnik który mieścił się w garści. Otworzyła go i wrzuciła tam peta.
- Andre. - powiedział tylko biskup, a z cienia w kącie pomieszczenia wystąpił wysoki mężczyzna z licznymi śladami zszycia. Eidith wcześniej nie wyczuła jego obecności, co było bardzo nietypowe. - Oprowadź panienkę Eidith gdziekolwiek będzie chciała pójść.
Andre tylko kiwnął głową, szczerząc swoje uzębienie.
- Jeżeli przez "nowy obiekt" masz na myśli wskrzeszonych, Andre jest jednym z nich. - uśmiechnął się Gerard.
- Ten ma jakiś defekt. Ścięgna na twarzy są ściągnięte wykrzywiając mu pysk w uśmiechu. Jestem Eidith. Miło mi. - Skłamała podając mu zewnętrzną część dłoni.
Mężczyzna posłusznie pocałował dłoń, kłaniając się w sztywny i mechaniczny sposób. Jego kręgosłup uginał się o kilkadziesiąt stopni na raz, zatrzymując momentarnie. Gdy jego usta zetknęły się z dłonią inkwizytorki, ta odczuła zimno na swojej skórze. - Mi również. - jego uśmiech nie zniknął.
- Rigor mortis. - odpowiedział krótko Gerard. - Nie w pełni ustępuje.
- Poległeś przy oblężeniu na December. Do samego końca się cieszyłeś. Naprawde godne podziwu. - Przyznała Eidith obchodząc Andre dookoła.
- Bez energii nie ma ruchu. Co utrzymuje przy życiu twoich ożywieńców Ojcze Gerard? Co ich napędza się zastanawiam. - Z pleców Eidith wystrzeliły macki które ją uniosły na wysokość głowy Andre. Kostucha obie dłonie oparła mu na twarzy, przekręcając jego głowę to w lewo to w prawo oglądając go jak jakiś obiekt, co jakiś czas głęboko wpatrując mu się w oczy. - Ten mi się podoba, co jeszcze umie? Ta sztuczka z wcześniej jest imponująca, ciężko mnie zaskoczyć. - Przyznała.
- Tego jeszcze nie wiem. - przyznał się Gerard. - Myślę, że to po prostu jego ludzka wola, dedykacja i oddanie pozwalają mu dalej funkcjonować. Niestety, przebłyski rozumu u Andre są ograniczone. Ma siłę działać, ale nie ma siły myśleć o tym, co chce robić i dlaczego. - Gerard wyszczerzył się jeszcze raz. - W zamian jest bardzo posłuszny.
- Oh… skoro działa to nie ma potrzeby wiedzieć jak działa it seems. - Zaczesała za ucho kosmyk włosów. - Andre zaprowadź mnie do miejsca gdzie trzymacie dzieci gotowe do indoktrynacji. Wzięło mnie na nostalgię… w końcu tam dorastałam. - Mówiąc to ostatnie słowo posłała przepełnione nienawiścią i obrzydzeniem spojrzenie na Gerarda. Mimo że kazano jej trzymać fason odnośnie tego zgreda, coś ją ściskało w żołądku jak tylko go widziała. Zaczęła mieć nawet cichą nadzieję że to on jest zdrajcą.
Gerard podrapał się po brodzie. - Pamiętasz coś sprzed operacji? - zdziwił się, gdy Andre odprowadzał inkwizytorkę.
Sierociniec stacji był wyjątkowo duży. Będąc więzieniem dla jednej osoby, stacja ta nie miała zbyt wiele praktycznych zastosowań, wykorzystywano ją więc do kształcenia młodych owiec. Zamiast składać się z jednej budowli, sierociniec przypominał bardziej miasteczko uniwersyteckie przepełnione pomnikami Zoana. Siostry zakonne oprowadzały grupy dzieci w każdym wieku, przypisując im przeróżne zadania, które ci wykonywali z dedykacją.
Eidith nie poznawała tego miejsca. Musiało się wiele zmienić, albo tylko ona miała takie specjalne traktowanie.
- Hmm a gdzie laboratoria? Traktowanie obiektów jak zwierzęta? Andre czy twój mózg jest w stanie mi odpowiedzieć na takie pytania? - Kostucha pomachała grupce dzieciaków z szerokim uśmiechem. - Chciałam zobaczyć najgorsze co macie do zaoferowania. Osobiście przetestować ich możliwości. - pomasowała się po skroni, gdy dotarło do niej że marnuje tutaj czas. - Otwórz pysk i odpowiadaj kukło. - Spojrzała prosto na Andre.
Andre podrapał się po głowie i pociągnął najbliższą siostrę za rękę. Kobieta ukłoniła się i spytała - Tak?
- Jesteś wolny Andre… - To było najgrzeczniejsze “spierdalaj” jakie Eidith potrafiła z siebie wydusić. Zwróciła wzrok na siostrę zakonną.
- Interesują mnie wasi najbardziej… Utalentowani podobieczni. Chciałabym ich zobaczyć. Niech siostra lepiej mi nie mówi że nie wie o co mi chodzi. - Zewnętrzną stroną dłoni pogłaskała ją po policzku.
Przerażenie niemal natychmiast wymalowało się na twarzy zakonnicy. - ...W...w jakim przedziale wiekowym...? - nie wiedziała, o co konkretnie chodzi Eidith, więc szukała podpowiedzi.
- Czarne owce. Chciałabym je zobaczyć. - Westchnęła odsuwając ręke od zakonnicy. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Wie siostra czym one są prawda? - Jej aury uroku i grozy powoli zlewały się w jedną dziwną mieszankę. Coś jakby gra w twistera tylko czerwone pola to wilcze doły. Wycignęła jeszcze z środka kurtki krótkofalówkę, przekręciła pokrętło umieszczone na górze urządzenia i nacisnęła przycisk.
- Mors, Fernando macie coś? - Zapytała.
- Zbrojownia zawiera magiczne przedmioty. Sprawdzam ich legalność. Odbiór. - odparła Mors. Chwilę później odezwał się Fernando. - Jeszcze nic ale jestem pod wrażeniem, jak mało zagospodarowali tą przestrzeń. Wnętrze stacji to kilometry stali. Odbiór.
Siostra uśmiechnęła się krzywo. - ...My szkolimy tylko czystą młodzież. Dorastają tu, a potem przechodzą do innych placówek... - obiecała.
- Racja… jest siostra wolna dziękuje. - Kostucha machnęła na nią ręką, jakby chciała odgonić muchę. Zaraz po tym zwróciła się przez krótkofalowkę.
- Zaciekawiłaś mnie Mors zaraz do ciebie dołącze. Fernando uważaj na siebie i odezwij jak coś znajdziesz. Bez odbioru - z tymi słowami schowała przyrząd do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Andre zmieniłam zdanie zaprowadź mnie do zbrojowni. - zarządziła szperając po kieszeniach za papierosem.
Andre wzruszył ramionami i zaprowadził Eidith przez liczne uliczki z powrotem do olbrzymiej katedry Gerarda. Tam weszli na o wiele niższe piętro niż poprzednio, gdzie czekał ich kolejny długi korytarz. Na jego końcu znajdowało się ogromne pomieszczenie pełne broni bardzo wysokiego kalibru. Znajdował się tu też pokój z pancerzami wspomaganymi. Ta mała i niewinna stacja była uzbrojona na wojnę.
Najlepsze uzbrojenie w pomieszczeniu wisiało na ścianie, wewnątrz przeźroczystych szkatułek: miecz kontrolujący wiatry, oraz jaszczurza rękawica siły.
- Potwierdzenie, czy mają prawo na ich posiadanie, potrwa klika dni. - poinformowała Mors, stojąca naprzeciw wystawy.
- Jakby nie można było ich od razu zmielić. - Westchnęła Kostucha, też podchodząc do gabloty. - Rozumiem, że od nikogo nie dowiedziałaś się na temat zwłok Sarii? - Zapytała biorąc od Mors papierosa i go odpalając od razu. Po czym złapała za krótkofalówkę i odezwała się do Fernando. - Fernando jeżeli nic nie znalazłeś, to wracaj. Będę cię w centrali potrzebowała do czegoś. Odbiór -
- Zrozumiałem, bez odbioru. - odparł Fernando. Mors z kolei pokręciła głową. - Większość osób na stacji wydaje się nie mieć pojęcia o nekromancji Gerarda, co dopiero o tym, czy sprowadza do siebie zwłoki. Być może rozmawiając z innymi biskupami, możemy zebrać bród na niego? - zaproponowała. - Zakładam, że każdy będzie podejrzewał któreś z reszty, oprócz siebie.
- BAH! Musimy znaleźć tylko sprzeczne zeznania i połączyć puzzle. Papież mi zakazał zabić wszystkich prewencyjnie więc muszę się upewnić kto. Uwaaah. Wolałabym by nie był to Mój mistrz albo Vlad. Jedyni faceci w galaktyce, którym mogłabym dziecko urodzić. - Zarechotała widocznie rozbawiona swoim trafnym żartem. - Jak myślisz Mors? - Zapytała jej naruszając jej prywatną przestrzeń.
- Myślę, że powinniśmy przepytać każdą osobę, która była wtedy z papieżem jak najszybciej, a potem zastanowić się, kto coś ukrywał. Poza Vladem i Klausem interesowałby mnie Doc i Tim, oraz każda nietypowa osoba, którą spotkałaś tamtego dnia. - zasugerowała Mors.
Kostucha zmrużyła oczy.
- Ta zielona dzioucha… Wtedy byłam zbyt ignorancka by cokolwiek dojrzeć. Hmm… tylko kto może coś wiedzieć na jej temat? - Postukała się palcem po policzku. - Jestem pewna że ta Xeno mnie wtedy mijała gdy szłam zobaczyć co z wami… No nic. - Dopaliła papierosa i peta umieściła w cylindrycznym pojemniczku. - Wracamy na Nox Novum, a potem czymś szybkim lecimy do centrali. -
- Papież na pewno będzie wiedział wszystko o osobach obecnych na okręcie, jeżeli mamy czelność mieszać go w dochodzenie. - Mors nie była pewna swojej propozycji.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline