Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2020, 19:30   #97
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Rita podążyła za swoim oprawcą, docierając do „Rudej Lisicy” i wkrótce wszystko się wyjaśniło. Nie było żadnego nawrócenia ani nic takiego. Podstępne skurwiele działały w konspiracji. I to całkiem nieźle zorganizowanej. Fakt ten przynajmniej usuwał wszelkie ewentualne dylematy moralne, o ile łowczyni skarbów miałaby takowe. W danym momencie marzyła o możliwości powiadomienia sił Ruchu Oporu… Ale nie była głupia. Darowana jej okazja mogła jeszcze obrócić się na jej korzyść. Miała szansę, mogła rozpracować tutejszą szajkę i kolejne ruchy Syndykatu Czaszek, a może nawet jakiś większy plan Vanhoose’a? Szansa na dokopanie draniom poprawiła jej humor. Jeśli zbierze dość informacji, wymknie się i wróci do Disk City, a potem pomoże wszystkich wytępić. Tymczasem jednak musiała udawać. Skierowała się ku wejściu do tajnego tunelu.
Cholera, dużo was tutaj jest? — zapytała draba, który ją prowadził — Choć chyba się już skapnęli, skoro robią obławę. Jakąś grubszą akcję odwaliliście? Szczerze mówiąc, myślałam, że tylko mnie szukają…
Wiem tylko, że dorwali pana Vanhoose. Leżał w ambulatorium, jeden z naszych chciał go uciszyć, ale coś poszło nie tak i Ruch Oporu zaczął polowanie.
Najwyraźniej Tooms nie posiadał tej samej wiedzy co Caroline i był przekonany, że kanibal podający się za przywódcę Czaszek, w rzeczywistości jest Williamem Vanhoose.

Po żelaznej drabince zeszli w dół. Korytarz wykopany pod ziemią był ciasny, a strop zawieszony nisko. Łupieżca wyciągnął zza pasa latarkę i skierował snop światła w ciemny tunel. Żyleta zauważyła na ziemi świeże ślady butów, nie byli pierwszymi, którzy skorzystali dziś z podziemnego przekopu. Po chwili dołączył do nich poparzony magazynier, kurczowo przytulający do siebie czarną torbę. Klapa się zamknęła, a potem usłyszeli, jak Blady Joe przesuwa z powrotem fortepian. Zrobił to w ostatniej chwili, do spelunki wpadło kilku żołnierzy, deski nad głową Caroline zaskrzypiały pod naporem ciężkich wojskowych buciorów. Tooms przyłożył palec do ust, nakazując ciszę.
Czy w budynku jest ktoś jeszcze? — usłyszała stłumiony, mocny męski głos.
Nikogo tu nie ma — zapewnił Blady Joe — Co się stało? Kogo szukacie?
Zamknij mordę. Benson, Richards, sprawdźcie piętro, my bierzemy parter.
Znów rozległy się kroki, deski zaskrzypiały. Magazynier i łupieżca nasłuchiwali przez chwilę, wstrzymując oddech. Govin zachowała milczenie, dopóki istniało ryzyko wykrycia. Mogłaby zaalarmować żołnierzy, ale wtedy nie doszłaby po nitce do kłębka do sedna intrygi. Nie rozpracowała całej sitwy. Teoretycznie myślała o zostawieniu jakiejś poszlaki dla poszukujących, ale nie bardzo wiedziała i miała, jak to zrobić. Zresztą, na tym etapie i tak tamci musieliby znaleźć tunel, a więcej ponad fakt jego obecności i cel podróży nie wiedziała. Więc nie bardzo było o czym informować i na co kierować. W każdym razie nie odezwała się.
Idziemy — zarządził w końcu Tooms, a potem nisko pochylony wszedł w ciemny korytarz.


Caroline posłuchała komendy. Gdy pokonali kawałek tunelu i wszyscy poczuli się bezpieczniej, zapytała nagle mężczyznę w kombinezonie.
Nieźle cię urządzili brachu. Co im zwinąłeś, że aż tak ostro deptali ci po ogonie?
Mam na imię Todd — przedstawił się magazynier, po czym spojrzał na torbę — To… takie tam oszczędności, miałem parę drobnych robótek na boku. Gdy ja i mój amigo próbowaliśmy się wydostać z tego burdelu i zabrać nasze skarby, jakiś pierdolony wytatuowany żebrak z miotaczem ognia próbował nas spalić. Mnie udało się uciec, ale Jimmy…
Drab ciężko westchnął. Tymczasem do rozmowy włączył się Tooms.
Rozumiesz coś z tego Todd? Kto zabił pana Vanhoose’a?
Nie wiem. Ale to był skoordynowany atak. W czasie, gdy w ambulatorium mordowali Vanhoose’a Jimmy miał załatwić technoinżyniera i upozorować jego samobójstwo.
Przecież to Vanhoose wydaje rozkazy. Kto użył jego terminalu i wysłał instrukcje, skoro on leżał ledwo żywy w ambulatorium?
Pojęcia kurwa nie mam — odparł szczerze Todd.
Powoli metr po metrze, pokonywali kolejne zakręty korytarza. Piach sypał się z sufitu na głowy, powietrze było parne i rzadkie, przesiąknięte zapachem starej ziemi i szczurzych odchodów. Czasami w snopie latarki pojawiały się ogoniaste cienie, który uciekały na widok światła.
A ty dziewczyno długo już jesteś w Alternatywie? — zapytał w pewnym momencie poparzony magazynier, idąc tuż za Ritą.
Z zeznań magazyniera wynikało, że Truposz dał sługusom syndykatu nieźle popalić. Słysząc to zeznanie w zalanym gęstym mrokiem tunelu, pozwoliła sobie na przelotny uśmiech.
Krótko, niecały miesiąc… dlaczego ten dziwny żebrak was zaatakował? — odpowiedziała, po czym zapytała, udając zdziwienie w głosie.
Zabieraliśmy nasze fanty z kaplicy. Nie chcieliśmy zostawiać świadków, Jimmy sprzedał mniszce kulę, a wtedy ten łachmaniarz wyciągnął miotacz. Kto to był, nie wiem, ale zapamiętałem sobie tą gębę. Pamięć do twarzy to ja mam akurat dobrą.
Caroline była praktycznie pewna kto wysłał rozkaz zamiast fałszywego Vanhoose’a, ale oczywiście nie zamierzała zdradzić się z tą wiedzą.
Skoro to nie wasz szef wysłał polecenie, bo był niedysponowany, to wydaje mi się, że doszło u was do jakichś walk wewnętrznych. Chyba ktoś próbuje się na jego miejsce wklepać.
A przy okazji, daleko jeszcze? — dodała.
Tooms wzruszył tylko ramionami. W pewnym momencie strop zaczął ostro opadać w dół i kolejne kilkadziesiąt metrów podziemnego tunelu musieli pokonać na czworakach.
Ktokolwiek chce teraz zająć miejsce pana Vanhoose’a chyba się skończyły lata dobrobytu — stwierdził z żalem Todd — Szkoda, bo lubiłem DiscCity.
Ja też — wtrącił Tooms — Nie trzeba była uganiać się za kurwami, za parę pestek mogłeś dostać nawet Toksyka z czterema cyckami. Żaden pierdolony komunistyczny Żarłok nie chciał odgryźć ci dupy, bo wszystko, co podeszło pod statek, od razu czyścił Ruch Oporu.
Nagle w świetle latarki pojawił się pokryty guzami, łysy szczur. Czerwone ślepia zaświeciły, mutant wyszczerzył pyszczek pełen ostrych jak szpilki zębów, Tooms wściekle zaklął i odbezpieczył karabin, jednak zwierzę od razu zniknęło w mroku. Po paru minutach wydostali się z wąskiego gardła tunelu i mogli wyprostować kości. Dalsza droga obyła się już bez żadnych przeszkód. W końcu dotarli do przerdzewiałej metalowej drabinki. Właz w suficie był odsunięty, ostre światło padające ze szczeliny omal nie wypaliło im źrenic. Pierwszy na powierzchnię wyszedł żołnierz, za nim Rita, na końcu Todd. Znaleźli się w zrujnowanym, wzniesionym z cegieł budynku, którego ściany dawno temu zostały zburzone, wokoło walał się pokryty mchem gruz. Na szosie stało kilkanaście motocykli i trzy furgonetki, wokół których tłoczyli się uzbrojeni po zęby ludzie. Twarze zasłaniały im chusty z emblematami czaszek. Kiedy tylko zobaczyli Ritę i dwóch jej towarzyszy, wyłaniających się z tunelu, od razu skierowali lufy karabinów w ich stronę.


Ave Calvaria! Nazywam się Robert Tooms!
A ja jestem Todd! Todd Peterson! Służymy Czaszkom! Blady Joe mówił, że nam pomożecie! Zostaliśmy zdemaskowani! Vanhoose nie żyje!
Łupieżcy wymienili się spojrzeniami, w końcu jeden z drabów, wskazał na furgonetkę stojącą na poboczu.
Pan Vanhoose żyje, wydostał się z miasta tą samą drogą co wy. Na pewno będzie chciał z wami porozmawiać, chodźcie zdać mu raport.
Po deklaracji członków Syndykatu Rita zaczęła się zastanawiać, czy fałszywy Vanhoose jakimś cudem został uratowany z miasta, czy też był tu ten prawdziwy Vanhoose. Zdecydowanie wolałaby tę drugą opcję, ponieważ drugi William nie miał możliwości jej rozpoznać. Nie zamierzała jednak kusić losu, więc sięgnęła po pierwszą lepszą wymówkę.
To lećcie chłopaki się spowiadać, a ja sobie skoczę na bok. Koniecznie muszę się odlać. Ten cholerny tunel ciągnął się wręcz w nieskończoność, już myślałam, że nie wytrzymam — powiedziała beztrosko, po czym skierowała w stronę jakiegoś fragmentu zrujnowanej zabudowy, gdzie mogłaby się na chwilę schować.


Jakimś cudem draby spod znaku czaszki łyknęli ściemę Caroline. Kobieta schowała się w bezpiecznym miejscu i zaczęła pospiesznie pisać wiadomość do DiskCity. W zwięzłych słowach zdradziła w niej istnienie tajnego tunelu pod fortepianem w “Rudej Lisicy”, swoją aktualną lokalizację oraz fakt obecności Vanhoose’a wraz z liczną obstawą. Na koniec poprosiła jeszcze o natychmiastowe wsparcie i wysłała tekst. Licząc, że nie zaginie w szumie informacyjnym czy jakimś spamie. Potem wyłączyła, schowała z powrotem terminal i wróciła, bo znienawidzonych złoczyńców. Niewinnie udając, że wyłącznie ulżyła swej naturze.

Wracając, zauważyła, że łupieżcy się za nią nerwowo rozglądają. Jeden z drabów przywołał ją do siebie ręką.
Pan Vanhoose chce z tobą rozmawiać — powiedział i wskazał na furgonetkę.
Żyleta nie mając zbytniego wyboru, przystała na propozycję, a raczej rozkaz, draba z Syndykatu. Ruszyła od razu w stronę wozu. Kiedy tylne drzwi auta się otworzyły, zobaczyła siedzącego na pace mężczyznę, którego od razu rozpoznała. Wczoraj przyjmował ją w gościach w swoim dekadenckim, urządzonym na starą modłę mieszkaniu. Lenny Paslack zmierzył Ritę lodowatym wzrokiem. Obok niego siedziała wytatuowana żyleta, która przemywała ranę po ukąszeniu szczura. Wyglądało na to, że Paslack miał mniej szczęścia, przemieszczając się przez podziemny korytarz. Zmutowany gryzoń paskudnie rozorał mu policzek.


Głupio zrobiłaś, przychodząc tu dziewczyno — powiedział głosem człowieka przemawiającego wprost z zimnego grobowca. Podniósł mechaniczną rękę, wykonując szybki gest, a drab stojący za plecami Caroline wycelował karabin w jej plecy. Zagwizdał, wzywając posiłki.
Lenny podniósł się z podłogi, wyglądał na zmęczonego, lecz jednocześnie roztaczał wokół siebie aurę siły i charyzmy, o którą ciężko podejrzewać bogobojnego patriotę.
Przeszukajcie ją — rozkazał, a żołnierz od razu posłuchał. Koło furgonetki pojawili się kolejni łupieżcy.
Paslack w roli prawdziwego Vanhoose’a w pierwszym odruchu zaskoczył żyletę. Chociaż z drugiej strony musiała przyznać, że podobno pod latarnią najciemniej... W sumie to z połączonej przezorności i zdziwienia w minimalnym stopniu w ten fakt powątpiewała, podejrzewając kryjącą się za nim jakąś wymyślną intrygę ADA, zapewne mającą na celu infiltrację przestępczej organizacji. Temu jednak przeczyło parę innych twardych danych. Zresztą, co by nie było, łowczyni skarbów i tak musiała odegrać tę samą scenkę.
Chcecie, to sobie przeszukujcie, tylko niczego nie rozjebcie — rzuciła wyzywająco do drabów z Syndykatu Czaszek, rozkładając ręce w geście sugerującym, jakoby nic nie miała do ukrycia.
A to niby dlaczego? — z kolei odparła zuchwale samemu „Lenny’emu” — Tzn. po czym wnosisz, że głupio postąpiłam? Czy zauważyłeś w którymkolwiek momencie, bym przejawiała uwielbienie w stosunku do ADA czy Ruchu Oporu? Z obiema organizacjami moje stosunki są w najlepszym razie chłodne. W dodatku teraz jestem przez tych ostatnich ścigana. Tak samo jak ty. To czyni nas raczej sprzymierzeńcami, aniżeli wrogami. Racja?
Paslack słuchał bez emocji, trudno było odgadnąć jego myśli. Cały czas przyglądał się żylecie, czekając na efekt rewizji osobistej. Jeden z łupieżców wskazał na przenośny terminal Rity.
Gdzie była, kiedy wyszli z tunelu? — zapytał spokojnie Lenny.
Powiedziała, że musi iść się odeszczać czy coś — odpowiedział pobliski drab.
Spojrzenie naczelnika stało się jeszcze zimniejsze, wręcz upiornie lodowate. Znów wykonał pozornie nieznaczący gest, na co łupieżca powalił Caroline na kolana i przyłożył jej lufę karabinu do głowy.
Twoje życie nie ma dla mnie żadnej wartości — powiedział — Jesteś pyłkiem na wietrze, który kurczowo trzyma się swej żałosnej, godnej politowania, obrzydliwej egzystencji. Twoja śmierć nikogo nie obejdzie, niczego nie zmieni. Powinienem odciąć ci język, wykłuć oczy i zostawić kojotom na pożarcie, ale nie lubię marnować zasobów. Jedyne czego na razie pragnę to odzyskać swoją rodzinę, więc może jeszcze mi się przydasz. Muszą jednak zostać wyciągnięte konsekwencje.
Paslack wyszedł z furgonetki, a potem przywołał do siebie Tooms’a i Todda, towarzyszy w ucieczce Caroline. Ci podeszli posłusznie, wtedy on wskazał na Ritę.
Macie świadomość, że ta żyleta nie jest Czaszką?
Oba draby spojrzeli po sobie zaskoczeni.
Ja jej nie znam! Spotkałem ich w „Rudej Lisicy”! Skąd miałem wiedzieć!? — zaczął bronić się magazynier.
I tyle powiedział. Z mechanicznej protezy wysunęło się nagle stalowe ostrze, które Lenny zatopił w gardle żołnierza Alternatywy, gwałciciela, który czasem objawiał się Ricie w sennych koszmarach. Z kolei Todd zbladł, cofnął się o krok, lecz przywódca zdrową ręką wydobył z kabury broń, a potem oddał w jego kierunku strzał, po którym mężczyzna padł w mokry piasek z krwawą dziurą w czole.

Złodziejka artefaktów bardzo chętnie powiedziałaby, co sądzi o przepełnionej groźbami, patetycznej wypowiedzi Paslacka vel Vanhoose’a, ale była bardziej sprytna niż wyszczekana. Dlatego przegryzła cisnące się na usta przekleństwa i spuściła wzrok. Jej blef i tak się opłacił. Mogła delektować się egzekucją jej dawnego oprawcy i innego śmiecia z Syndykatu. Dostrzeżony w oczach strach i śmierć każdej z tych szumowin bardzo radowały jej serce. Choć najchętniej świadkowałaby agonii mężczyzny znajdującego się przed nią, samej głowy organizacji. Ale na to jeszcze mogła nadejść pora. Widocznie miała być kartą przetargową, co gwarantowało jej względne bezpieczeństwo. Wiadomość do DiskCity zdążyła już nadać, teraz pozostawało czekać. Nie żałowała swojego posunięcia. Zdążyła przywyknąć do ryzyka. Od zawsze było częścią jej zawodu.
Od kiedy to załatwianie się na pustyni jest zbrodnią? — zapytała głupio, ale nie doczekała się wypowiedzi. Zamiast tego założono jej worek na głowę, skrępowano ręce i nogi, a potem bezceremonialnie rzucono na pakę furgonetki. Po chwili usłyszała warkot silnika, a potem auto ruszyło, odjeżdżając w nieznanym kierunku.
 
Alex Tyler jest offline