Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2020, 21:21   #61
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Podróż była długa i nudna. Widoki nieco już Elizabeth spowszedniały, a i to co na nią czekało sprawiało że się poczęła niecierpliwić. W końcu tyle na nią w tej posiadłości czekało. Dorożka zatrzymała się i El wysiadła. Morgan podeszła do drzwi zaplecza i zapukała nieco niepewnie. Miała nadzieję, że jej list dotarł.
Drzwi otworzył James po chwili i uśmiechnął się na jej widok.
- Panienko Morgan, jak miło cię widzieć. Madame Duncan ma w tej chwili ważnego gościa, więc jeśli skłonna byś była poczekać nieco w kuchni, to byłbym bardzo wdzięczny.
- Oczywiście. - El uśmiechnęła się do Jamesa.
Mężczyzna wpuścił Elizabeth do środka i zamknął za nią drzwi. Podszedł do stojących na srebrnej tacy filiżanek. Sięgnął po stojący obok nich koniak i odrobinę doprawił czarny aromatyczny płyn wypełniający filiżanki.
- To nie powinno potrwać długo.- rzekł do niej.
- Och to nie problem. - Morgan weszła do środka i skinęła z wdzięcznością. - Nie chciałabym przeszkadzać w ważnym spotkaniu.
- Cóż… z pewnością przyciągnęłabyś uwagę w takim ślicznym stroju.- mężczyzna wziął tacę w dłonie i ruszył do wyjścia z kuchni.
- Nie potrzebujesz pomocy? - Morgan spojrzała niepewnie na majordomusa.
- Nie. Nauczyłem się sobie radzić sam. Poza tym… myślę że madame Duncan raczej nie chciałaby pokazywać jaki to skarb pochwyciła w swoje paluszki. Zwłaszcza Alhimrze.- odparł białowłosy podchodząc do drzwi.
- Dobrze… zaczekam. Czy mogę poczęstować się kawą? - Elizabeth wskazała na imbryk.
- Oczywiście.- zgodził się lokaj i wyszedł.
Morgan podeszła do imbryka, wzięła jeden z ceramicznych kubków używanych przez służbę i nalała sobie kawy. Rozejrzała się z zaciekawieniem po pomieszczeniu, które podobno przez kilka lat odwiedzała regularnie. Była to kuchnia, o wiele większa czystsza i lepiej wyposażona od tej w jej domu. Acz nie różniła się szczególnie od innych kuchni jakie czarodziejka widziała w życiu. Była za to… za duża jak na ten dom. Mogła służyć do obsłużenia trzydziestu osób, a przecież w posiadłości była ich dwójka.
El była jednak pewna, że Duncan miewała gości i to pewnie czasami wielu. Podeszła do drzwi prowadzących na podwórze i obejrzała z zaciekawieniem zamek, popijając kawę.
Wyglądał na dość skomplikowany i podstępny. Była niemal pewna, że skrywał w sobie jakąś pułapkę.
- Zauważyłaś coś ciekawego? Bo ja z pewnością.- rzekł James wchodząc i znacząco spoglądając na pupę pochylonej Elizabeth.
- Zamek mnie zaciekawił. - Przyznała szczerze nie zmieniając pozycji, w której ją przyłapano. - Zazwyczaj te drzwi kuchenne miewają zasuwy czy coś takiego, a on… jest piękny.
- Pod gust madame Duncan. Bardzo wyrafinowany gust. Jak ci mogę służyć panienko Morgan? Obawiam się że rozmowa z Alhimrą się trochę przedłuży. Przyszło bowiem do targowania się o cenę. - odparł James.
- Chcesz powtórzyć przygodę z mojej ostatniej wizyty? - Elizabeth pozwoliła sobie na żartobliwy ton. Wyprostowała się i dopiła napój. - Pyszna kawa.
- To kusząca propozycja i z pewnością bym jej nie odmówił.- odparł z uśmiechem albinos i skłonił się lekko. - Dziękuję za komplement, staram się.
Elizabeth podeszła do zlewu i zmyła po sobie kubek.
- A propozycja… też chętnie bym skorzystała, ale zapewne masz sporo obowiązków gdy Duncan ma gościa.
- Niekoniecznie…- James podszedł do panny Morgan, delikatnie podwinął jej sukienkę i bez pośpiechu zsunął majtki. - Po prostu nie mogę się rozbierać.
Jego język leniwie przesunął się pomiędzy pośladkami El.
- Zapewniam jednak, że jestem wystarczająco kompetentny by sprawić ci przyjemność bez rozdziewania się.
- Pytanie… - El zadrżała czując pieszczotę. Jej dłonie zacisnęły się na blacie gdy stanęła w delikatnym rozkroku. - czy sobie też ją sprawisz?
- Wielbienie tak ślicznego ciała, to przyjemność sama w sobie.- mruczał mężczyzna licząc i całując wypięte pośladki i masując kobiecość Elizabeth palcami okrytymi rękawiczką.- A potem...znajdziesz czas na odwdzięczenie się mi… jeśli będziesz miała taki kaprys.
- Yhym… - Morgan zamruczała czując dotyk materiału na swej wilgotnej już kobiecości.
- Z pewnością będę niecierpliwie oczekiwał twojego dowodu wdzięczności panienko Morgan.- mruczał albinos czubkiem języka drażniąc przyjemnie bramę ukrytą między jej pośladkami i sięgając palcami w głąb tej ukrytej między jej udami. Leniwie i stanowczo wypełniając ją doznaniami.
- Ja też. - Morgan zaczęła pojękiwać cicho czując jak pieszczoty Jamesa prowadzą ją na szczyt. Albinos grał na niej niczym muzyk na swym instrumencie. Czuła jak każdy jego dotyk podrażnia jej zmysły.
- Z pewnością…- zamruczał James delikatnie kąsając prawy pośladek czarodziejki.-... będę się musiał tobą dogłębnie zająć, by potem poczuć twoją wdzięczność.
Czując ukąszenie El jęknęła nieco głośniej.
- T...ttak. - Nie była w stanie wydusić z siebie dużo więcej. Czuła jak palce kochanka pływają już w jej wilgotnym wnętrzu, jak ciało samo zaczyna poruszać biodrami, nabijając się na nie.
- To dobrze, bo jeszcze wiele mamy do… zrobienia.- kolejne ukąszenie w pupę. Delikatne pieszczoty przerwał jednakże dzwonek.
- Madame Duncan mnie wzywa.- odparł mężczyzna odsuwając się od drżącej czarodziejki.
- Okrutny. - Morgan westchnęła ciężko, wiedziała jednak że nic nie da się poradzić. Oboje byli tu jakby w służbie. - Będziesz musiał zacząć od nowa. - Uśmiechnęła się ponad ramieniem do Jamesa.
- Będzie to dla mnie przyjemność madame. - skłonił się James.
- No … idź już do Duncan. - Elizabeth obróciła się nie zważając na leżące na podłodze majtki i uśmiechnęła do majordomusa.
- Postaram się wrócić jak najszybciej. - Albinos skłonił się i wyszedł zostawiając Elizabeth znów samą w kuchni.
Morgan sięgnęła palcami do swojej wilgotnej kobiecości i zaczęła ją delikatnie pieścić. Była tak wilgotną, a on… cóż. Miał inną panią. Było coś szalonego i perwersyjnego w tym, że tak bezwstydnie i otwarcie pieściła się w kuchni tego budynku. Ktoś mógł wszak wejść i zobaczyć ją w takiej sytuacji. Prawdopodobnie James albo Isadore. Co niej o pomyślą wtedy, ale do czego ich skusi? Teraz jednak miała problem z rozsądnym myśleniem. James tak rozpalił jej ciało, że teraz drżało intensywnie.
I tak właśnie go powitała, z prowokująco podwiniętą suknią, bezwstydnie rozchylonymi nogami… dotykając swojego ciała na jego oczach. James niósł tacę w dłoniach, a ta nie zadrżała mu na ten widok.
- Madame Duncan oczekuje ciebie w gabinecie. Aczkolwiek powiedziała, że w ramach przeprosin za czekanie… ona poczeka, aż spełnię jeden twój kaprys.- rzekł uprzejmie albinos odkładając tacę na bok.
- Och… - Morgan spojrzała na niego nieco nieprzytomnym wzrokiem. - Weź mnie… proszę.
- Oczywiście.- odparł mężczyzna podchodząc do Elizabeth.- Może wybierz wygodniejszą dla siebie pozycję?
- Może… - El miała problem by się skupić. Jej głową pełna była rozedrganych myśli, pragnień. Wysunęła palce ze swej kobiecości i usiadła na kuchennym stole spoglądając na majordomusa. - Tak… powinno być dobrze.
- Idealnie panienko.- albinos podszedł i rozpiął przed nią spodnie, pozwalając swojej dumie wynurzyć się niczym ciekawski wąż. Znała tą męskość i wiedziała jaką przyjemność potrafi sprawić. Ale… James zaczął się z nią droczyć wpierw rozpinając kolejne zapięcia jej gorseciku przygotowując ją do tego co ma się stać.
- Potem… będziesz mnie w to ubierał. Chyba że panna Duncan chce mnie zobaczyć nagą. - El spróbowała zażartować, ale niezbyt jej to wyszło przez ten rozpalony głos.
- Nie rozbiorę cię do naga… choć kusi mnie ten pomysł.- zrzucił z niej gorset i ujął drapieżnie dłońmi piersi przez koszulę panny Morgan. Ściskając je i ocierając, zaczął całować jej usta.
- Połóż się na blacie.
- Nie krępuj się. - Elizabeth położyła się na stole. Zrobiłaby teraz wszystko by James ugasił pożar, który wzniecił w jej ciele. I wyglądało na to że to właśnie planował, ujął delikatnie biodra czarodziejki dłońmi i posiadł ją mocnym silnym pchnięciem. Teraz… była jego, bezradnie leżąca na placie, poddająca się ruchom i twardej obecności kochanka w sobie. On zaś rozpinał jej koszulę, by po chwili rozchylić ją władczo. Nachylić się ku jej krągłościom, całować i pieścić je dłońmi. Elizabeth wiła się na blacie pod jego dotykiem. Poruszała biodrami chcąc pogłębić ich spotkanie. Chciała go, pragnęła go i tylko jego.
On powoli zwiększał napięcie, z każdym ruchem bioder mocniej przeszywając jej ciało. Rozpalona czarodziejka czuła jego zabawy, jej biustem… pieszczoty i pocałunki i lizanie skóry. Przeszywająca rozkosz szarpała jej ciało spazmami przyjemności. Więcej i więcej… nic dziwnego, że Isadore tak ceniła Jamesa. Mieć na każde skinienie paluszka… pobudzająca wizja. Morgan doszła w ostatniej chwili zakrywając usta i dławiąc nieco głośny okrzyk, który się z nich wyrwał. Czuła jakby świat wokół zawirował na chwilę odbierając jej zmysły.
- To było bardzo przyjemne… - zamruczał kochanek sapiąc nad nią i po chwili doszedł z głośnym jękiem, pospiesznie odsuwając się by zrosić jej uda i podbrzusze białym trybutem dla jej urody. Uśmiechnął się.- Liczę, że jeszcze nie planujesz opuścić nas tak szybko.
- To… zależy od panny Duncan. - El uniosła się na przedramionach i spojrzała z uśmiechem na albinosa. - Jesteś cudowny.
- Tak mi mówiono, ale to nietrudne z tak śliczną kochanką.- odparł uprzejmie mężczyzna wodząc po całkowicie odsłoniętych krągłościach El wzrokiem.
- To… chyba powinniśmy coś ze mną zrobić. Panna Duncan chyba nie chciałaby mnie zobaczyć w tym stanie. - El przesunęła palcem po swym podbrzuszu rozmazując trybut kochanka.
- Jestem pewien że ten widok by jej się spodobał.- odparł z uśmiechem James.
- Mam tak do niej pójść? - El spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Jeśli chcesz. - odparł uprzejmie James i dodał.- Oczywiście nadal możesz mną dysponować i wydać mi polecenia. Pomogę ci we wszystkim.
- Wyczyść mnie. - Elizabeth bardzo kusiło by pojawić się tak przed Duncan, ale czy na pewno powinna? Czy rzeczywiście sprawiłoby jej to przyjemność?
- Oczywiście… - mężczyzna klęknął przed nią i zaczął z pietyzmem muskać jej skórę językiem, zbierając każdy ślad swojej “zbrodni” z jej ciała. Jeden po drugim.
- Och …. Tak będziesz musiał mnie posiąść jeszcze raz. - El zadrżała od jego dotyku. Wpatrywała się w kochanka rozpalonym wzrokiem.
- Nie. Miałem tylko raz. - drażnił się z nią James smakując jej ciało powolnymi ruchami języka. - Będziesz musiała deczko poczekać na kolejny.
- A co jak… napadnę twą panią? - Morgan spojrzała na niego zadziornie. Czując gorąc rozlewający się z miejsc, których dotknął jego język.
- Moja pani umie się bronić… poza tym mam wrażenie, że chcesz trafić pod jej obcas.- delikatnie ukąsił przy tym podbrzusze “karając” Elizabeth za takie myśli.
- Mhm… może. - El zaśmiała się. - Dobrze… chyba powinnam się ubrać.
- Powinnaś.- przyznał mężczyzna przesuwając językiem po jej wrażliwym punkciku na koniec i wywołując kolejną falę przyjemnych dreszczy.
- Nie ułatwiasz mi. - El jęknęła cicho.
- Przepraszam… też potrafię ulegać pokusie.- odparł lokaj wstając i zabierając się za uporządkowanie swojego stroju.
- A jednak nie chciałeś mnie wziąć raz jeszcze. - Elizabeth sięgnęła po porzucony na stole gorset i założyła go.
- Czasami lepiej podrażnić się z własnym apetytem, by kolejny raz smakował jeszcze lepiej.- wyłożył swoje podejście James.
- zapewne masz rację. - Elizabeth schyliła się po porzucone na podłodze majtki, wypinając się w stronę majordomusa i nasunęła je na pupę.
- Proszę za mną.- rzekł lokaj gdy już się nacieszył widokami, jakie mu pokazała.
Morgan ubrała się pospiesznie, starając się doprowadzić swój strój i włosy do porządku. Zapięła pas z sakwą i ruszyła za majordomusem.


Udali się wąskim korytarzem na piętro posiadłości. Gabinet znajdował się za dębowymi drzwiami. Podłogę pokrywała skóra złowieszczego tygrysa, kolejne skóry pokrywały ściany gabinetu. Były tu też sztucery i fuzje, oraz kusze. Były też tu duże szafy zamknięte na klucz. Ciężka kotara zakrywała okno. Siedząca za ciężkim biurkiem Isadore w różowym szlafroczku w ogóle nie pasowała do tego miejsca, tak jak ten “męski” pokój nie pasował w ogóle do tej posiadłości.
James zamknął drzwi za panną Morgan.
- To nietypowy pokój. - Elizabeth odezwała się niepewnie, rozglądając się przy tym z zaciekawieniem po pomieszczeniu.
Isadore uśmiechnęła się zerkając na czarodziejkę. Gestem dłoni przywołała ją ku sobie.
- To jest moje małe hobby. Polowanie. Nie pasuje jednak od image hedonistycznej rzeźbiarki, więc… jest ograniczone do tego pokoju.- rzekła rozglądając się dookoła.
- Och.. rozumiem. - Morgan podeszła powoli do biurka. - Udało mi się co nieco dowiedzieć i w sumie tak jak pisałam, myślałam że wypełnię obietnicę o tym pozowaniu. Ale jeśli to zły dzień to przyjdę kiedy indziej.
- Ależ skąd…- Isadore machnęła dłonią. -... skąd w ogóle myśl, że nie miałabym ochoty oglądać cię nago. Niemniej…- oparła podbródek na dłoniach. - … na pewno chcesz by taką zobaczyli cię obcy ludzie? By podziwiali twoją nagą urodę w wyuzdanej pozie?
- Ja… - Elizabeth zawahała się. - To nie będzie w twojej prywatnej kolekcji?
- Będzie, ale moja prywatna kolekcja to nie sejf. Rzeźba nie istnieje po to, by zbierać kurz. Goście mogą ją podziwiać, tak jak ty podziwiałaś… Jamesa.- przypomniała jej Isadore.
- Tak długo jak nie stanie to na ulicy Downtown… chyba mi to nie przeszkadza. - El uśmiechnęła się do gospodyni. - Wszak.. i tak oficjalnie pracowałam tu jako pokojówka, czyż nie?
- Obawiam się że żadne moje dziełka nie skończą na ulicy… prędzej w piecu hutniczym.- zachichotała Isadore. - A co byś chciała w ramach zapłaty za swój czas i intymność?
- Ja… po prostu obiecałam, że zapozuję. Nie myślałam o wynagrodzeniu. - Morgan spojrzała nieco zaskoczona na Duncan. Mimo swojej rozmowy z Frolicą nie spodziewała się za to zapłaty. - Jeśli jednak będziesz mnie chciała pani jakoś wynagrodzić, będzie to dla mnie wielka przyjemność.
- To oczywiste, że płacę moim modelkom i modelom.- westchnęła Isadore zaskoczona jej słowami. Uśmiechnęła się dodając. - Ale negocjacje… później. Wpierw… co udało ci się dowiedzieć?
- Kilka razy udało mi się zaobserwować dziewczyny z tego salonu masażu. Zawsze odwiedzały jeden budynek na uczelni, wiem już też do którego pokoju przychodzą, ale zajmie mi chwilkę nim dowiem się jakie nazwisko ma mag, który tam mieszka. - Elizabeth podała numer pokoju na uczelni, w którym zaobserwowała scenę z masażem.
- Tylko tyle? - zamyśliła się rzeźbiarka przymykając oczy.- To… niewiele, ale początek rzadko bywa spektakularny. Dobra robota. Może uda mu się podesłać jakąś panienkę od Cycione?
- Na pewno nie korzystał ze zwykłego masażu. Więc może być chętny do skorzystania z usług innych dziewczyn. Za to te azjatki…. wpadłam na jedna miała powszywane w gorset niewielki kieszonki z dziwnymi przedmiotami. - El zamyśliła się. - Czego dokładnie miałabym się dowiedzieć?
- Przede wszystkim czym zajmuje się ten mag i czego szukają. Obawiam się jednak że te masażystki przewyższają cię kunsztem.- zamruczała lubieżnie Isadore.
- Cóż… dostałam się na usługi jako prywatna pokojówka do czarodziejki Almais. Czekam teraz na umowę. Na pewno będę mogła się dowiedzieć kto mieszka pod tym numerem i czym się zajmuje. - Elizabeth nieco się zmieszała słysząc koniec wypowiedzi Duncan. - Co do kunsztu… obawiam się, że nie jestem… wyszkolona, a już na pewno ciężko mnie samej ocenić moje umiejętności.
- Nie przejmuj się tym. One były szkolone od dziecka niemal w sztuce masażu, zadowalania mężczyzn i kobiet, etykiecie, masażu, szpiegostwie sabotażu i zabijaniu. - westchnęła Isadore i spojrzała na El dodając. - Ale ty też nie masz się czego wstydzić.. jesteś słodziutka i byłabyś idealną kurtyzaną… z czasem.
- Chyba mam na siebie nieco inny plan. - Elizabeth dygnęła kurtuazyjnie unosząc swoją krótką spódnicę jakby była balową suknią i pokazując nieco więcej ud - Ale dziękuję za komplement. Pani.
- Jakiż to plan? Jeśli można wiedzieć. - zaciekawiła się Isadore wędrując spojrzeniem po zgrabnych nogach Elizabeth.
- Mieć kiedyś swój salonik z bielizną. - Morgan uśmiechnęła się ciepło po czym zawahała się na chwilę. Czy powinna się zdradzać ze swymi wątpliwościami, mówić o wujku? Tylko jak inaczej miała szukać? - I… odnaleźć pewna kobietę.
- W Downtown to by nie było problemem, ale w Uptown? Wszystkim rządzą gildie. Nawet ja muszę do takiej należeć i opłacać haracz. - westchnęła ciężko Isadore.
- Nigdy nie czułam bym musiała mieć salonik w Uptown. MIałam okazję długo szyć dla mojej matki i projekty sprawiały mi wiele radości. - Morgan przyjrzała się z zaciekawieniem Duncan, ciekawa do jakiej gildii należała kobieta.
- A ta kobieta?- zaciekawiła się Isadore nachylając bardziej ku El, tak że jej piersi delikanie zaczęły wynurzać się spod szlafroka.
- Och znalazłam jedynie zdjęcie, w przedmiotach po moim zmarłym wujku. - Wzrok Morgan zaczął uciekać w kierunku odsłoniętych fragmentów krągłości Isadore.
- Jego dawna miłość może?- zadumała się Isadora zamyślona.- To całkiem romantyczna wizja, nieprawdaż?
- Tak… jest jednak wiele innych możliwości. - El westchnęła. - Wujek był mi bardzo bliski i po prostu chciałabym wiedzieć.
- Cóż… myślę że przynajmniej na salonik z bielizną masz szanse.- zaśmiała się Isadore wędrując spojrzeniem po zgrabnych nogach czarodziejki.- Pomyśl co ode mnie chcesz w ramach zapłaty za pozowanie, a ja…
Nachyliła się ku szufladom biurka i zaczęła grzebać w jednej z nich.
Elizabeth przyglądała się jej zaciekawiona. Nie wiedziała o co mogłaby poprosić Isadore.
Na razie Isadore wyciągnęła saszetkę pełną narzędzi ślusarskich i złodziejski, wykonanych z jubilerską precyzją.

Przesunęła ten zestaw ku czarodziejce.
- Zgodnie z zamówieniem.- dodała i sięgnęła znów do szuflady. Po chwili wyjęła fiolkę wypełnioną niebieską cieczą.
- Eliksir znikania tak na wszelki wypadek.- dodała.
- I o co ja mogłabym więcej poprosić? - El zaśmiałą sie i podeszła do leżących na stole przedmiotów. Przesunęła dłonią po wytrychach. Wychodziło na to, że na następnej wyprawie z Johnsonem będzie mogła być bardziej przydatna.
- Ale to nie ode mnie. Tylko od firmy… a dokładniej dostarczone na życzenie pewnej gnomki.- odparła ze śmiechem panna Duncan.
- Dziękuję. - Elizabeth podniosła rzeczy i starannie schowała je w przypasanej sakwie. - Ale naprawdę nie wiem o co mogłabym prosić. Zapewne pieniądze wystarczą. - Spojrzała niepewnie na Duncan. Nie miałą pojęcia co gospodynie mogłaby jej ofiarować.
- Trzysta dolarów to moja standardowa stawka.- odparła wprost Isadore spoglądając na Elizabeth i niemal rozbierając ją wzrokiem.
- To wystarczy. - El uśmiechnęła się ciepło, ciesząc się, że nie musi decydować.
- Dobrze.- odparła Isadore sięgając do kolejnej szuflady i wyjmując z niej pokaźny plik banknotów. Po czym zaczęła odliczać kolejne papierki.
- Nie wolałabyś mi Pani zapłacić gdy już ocenisz, czy moje pozowanie się na coś przydało? - El patrzyła z odrobina niedowierzania na tą ilość pieniędzy. Cóż… Duncan miała jednak pałac w Uptown.
- Wtedy jakoś inaczej… odpracujesz…- odparła Isadore oblizując lubieżnie wargi. El miała zaś wrażenie, że bez względu na pozowanie… inne “odpracowanie” jest bardzo prawdopodobne.
- Dobrze. - Morgan przyjęła pieniądze. Nie schowała ich jednak w sakwie, a w ukrytej między fałdami spódnicy. - Więc… jestem do Pani usług.
- Może najpierw się rozbierz… obejrzę sobie całość.- odparła z uśmiechem Isadore.
- Och… dobrze. - El odpięła sakwę i odłożyła ją na stojącym obok fotelu. Po tym zaczęła zdejmować z siebie kolejne warstwy garderoby, odsłaniając coraz więcej ciała, aż w końcu stanęła przed gospodynią zupełnie naga.
- Śliczny widoczek… zdecydowanie jest w tobie potencjał na łamaczkę, męskich i nie tylko, serc. Potrzeba by tylko nad tobą popracować.- Isadore wstała od biurka. Obeszła je. Jej dłonie sięgnęły do ciała czarodziejki… pieściła piersi, szyję, uda i pośladki, dotykając jej skóry samymi opuszkami palców.
- Chyba… nikt nie planował nade mną pracować. - El zadrżała od kobiecego dotyku.
- To prawda…- zaśmiała się Isadore dając mocnego klapsa w pośladek panny Morgan. Po czym ruszyła w kierunku szafy dodając.- Rozpuść włosy i przeczesz je… lubię nieujarzmione.
Elizabeth posłusznie wysunęła wsuwki, które służyły jej dotychczas jako wytrychy i odłożyła na poskładane ubranie. Przeczesała włosy przez co rozsypały się po jej plecach sięgając ich połowy.
Tymczasem Isadore powróciła do niej z satynowym szlafrokiem.
- Będzie pasował… na ciebie. - rzekła podając go jej.
- Jest piękny. - El spojrzała z zachwytem na materiał. Nie przywykła do noszenia takich rzeczy. Miała szlafrok w domu ale był robiony na drutach… ciepły. Niepewnie wsunęła dłonie w rękawy czując przyjemny chłód materiału.
- Oczywiście że jest. Więc pasuje do ciebie.- odparła Isadore ruszając do drzwi i geste dłoni nakazała podążenie za sobą.
El niepewnie spojrzała na swoje rzeczy. Szybko jednak podążyła za gospodynią, zawiązując szlafrok w pasie… zabierając jednak swoje rzeczy w pospiesznie improwizowanym tobołku.
- Gdzie idziemy, Pani? - Spytała niepewnie, czując jak jej szczyty piersi sztywnieją od chłodu.

- Do mojej pracowni oczywiście.- odparła Isadore podążając przodem w kierunku drzwi na końcu korytarza. Po otworzeniu drzwi czarodziejka dostrzegła niewielki marmurowy postument na środku pokoju, oraz James w kącie wraz z licznymi sztabkami brązu ustawionymi razem w postaci sześcianu.
- Wszystko gotowe pani. -rzekł lokaj, odbierając od Isadore jej szlafrok. Pod nim rzeźbiarka miała jedynie satynowe majtki. I one oraz czarne pantofelki na obcasie stanowiły jej ubiór. Kobieta kołysząc hipnotycznie pupą przy każdym kroku podeszła do owego “skarbu”.
- Co mam czynić, Pani? - Elizabeth rozejrzała się z zaciekawieniem po pracowni. Cóż Ona miała na sobie nic poza owym szlafrokiem. Czy James będzie przy rzeźbieniu? Spojrzała nieco niepewnie na majordomusa.
- Na razie nic… - rzekła Isadore wodząc po metalowych sztabkach, które pod jej palcami były miękkie niczym masło. I powoli cały zapas ugniatała w coś przypominającego pionowy walec.
Elizabeth obserwowała jej poczy nania z zachwytem. Czy to była magia? Musiała być i była też tak… piękna.
Jeśli to była magia, to nieznana El. A gdy “walec” był gotowy, Duncan odwróciła się do El mówiąc.
- A teraz zdejmij szlafrok, stań przy kolumience na środku i zaprezentuj się tak… jakbyś chciała skusić mnie lub Jamesa do zakosztowania twoich… jabłuszek i nie tylko.- zamruczała lubieżnie Isadore.- A nuż ci się uda ten zamiar. Bo czemu nie rozerwać się po rzeźbieniu.
Wzrok El spoczął na brzuchu Isadore, sprężystym i kuszącym. I ozdobionym znamieniem w postaci pękającego łańcucha. Morgan nie widziała nigdy takiego. Spotkała się z bielmem na jednym oku i ręce o poczerniałej skórze… ba, widziała też gwiazdę na czole wędrownego kaznodziei. Ale to znamię widziała po raz pierwszy.
Zdjęła z siebie szlafrok i na palcach podeszła do kolumny obserwując Isadore. Co też musiało się stać, że nosiła takie znamię? Nie. Nie mogła o tym teraz myśleć. Przypomniała sobie dziewczyny z pączka, to jak kusiły mężczyzn. Oparła się plecami o kolumnie wypychając nieco biodra do przodu. Powoli przesunęła palcami po swym brzuchu, odchylając nieco głowę do tyłu i rozchylając lubieżnie wargi. Jej dłonie powoli dotarły do jej własnych piersi gdy to obserwowała swoich gospodarzy. Ujęła je i uniosła ku górze, jak w chwilach gdy zdarzało jej się bawić samej z sobą.
Odpowiedzią Jamesa było spojrzenie, wodzące po jej ciele… lubieżne i łakome. Mimowolnie muskał dłonią obszar spodni, w której kryła się ulubiona bestia panny Morgan.
- Idealnie.- skomentowała Isadore, pod której palcami blok brązu nabierał bardziej ludzkich kształtów.
El bawiła się swymi piersiami oddychając coraz ciężej. Czuła jak jej krągłości nabrzmiewają, jak ich szczyty twardnieją od jej własnego dotyku. Ścisnęła uda czując zbierającą się między nimi wilgoć.
- Żadnego ukrywania… -skarciła ją rzeźbiarka zajęta kształtowaniem metalu, który poddawał się jej dotykowi niczym miękka glina. A James bezczelnie rozpiął spodnie i uwolnił swojego węża… jego tańce zatańczyły na nim, gdy on sam patrzył na pannę Morgan. Widok który miał być dla niej zachętą.
El rozchyliła nogi i poczuła jak kropla wilgoci spłynęła po jej udzie. Niepewna co ma czynić, puściła jedną z piersi i sięgnęła pomiędzy swoje uda delikatnie wodząc palcami po własnej kobiecości.
Posąg z brązu powoli nabierał kobiecych kształtów, ślicznych i zgrabnych. Isadore skupiła się na powolnym tworzeniu wizerunku rozpalonej pożądaniem i bezwstydnej niewiasty… a James patrzył dotykając się, patrzył pożerając nagie ciało Elizabeth wzrokiem.
Morgan pieściła się delikatnie by nie dojść, by nie zepsuć pozycji, którą uwieczniała Duncan. Czuła jednak że ta delikatna zabawą tylko ją rozpala, a ciało coraz częściej przeszywa dreszcz rozkoszy.
I jej ciało oraz siła woli, była wystawiona na próbę. Metal co prawda poddawał się pragnieniom Isadore, ale nawet przy tej przychylności losu rzeźba powstawała powoli. Panna Duncan była bowiem perfekcjonistką. Tak więc El musiała wytrzymać narastające pragnienie… i rozpalony wzrok Jamesa. Jej pieszczoty zwalniały, ale to nie pomagało. Czuła jak palce dłoni, którą dotykała swej kobiecości, ślizgają się po niej. Czuła jak jej własną wilgoć spływa po udzie, tworząc na jej skórze ścieżkę. Wzrok stawał się zamglony, a wargi coraz bardziej nerwowo łapały powietrze gdy ugniatała swą pierś.
Trwało to boleśnie długo… ale w końcu Isadore odsunęła się i podziwiając swoje dzieło rzekła z dumą.
- Gotowe.-

Rzeźba była odbiciem ciała i urody Elizabeth… była jej wyuzdanym i lubieżnym odbiciem. Panna Morgan uwieczniona w chwili pobudzenia, kusząca ku sobie… spojrzenie posągu mówiło “posiądź mnie”, a ciało wiło się w żarze pożądania.
- Yhym… - Morgan sięgnęła palcami głębiej, czując że zaraz oszaleje.
James zaczął się rozbierać… przekornie zostawiając sobie rękawiczki. Isadore zaś zsunęła jedynie majtki i ruszyła ku czarodziejce. Delikatnie chwyciła ją za włosy przyciągając jej usta do swoich i całując zachłannie, drugą dłonią zaś pochwyciła Elizabeth za pierś. James… cóż… miał więcej do zrzucenia z siebie.
Elizabeth odpowiedziała intensywnie na pocałunek puszczając pierś i chwytając krągłość gospodyni. Na co Duncan odpowiedziała lubieżnym pomrukiem przy pocałunku i mocniejszym ściśnięciem pochwyconej krągłości.
Morgan docisnęła swoje biodra do bioder gospodyni. Chwytając za jej pośladki dłonią, którą się do tej pory pieściła.
Isadore zsunęła dłonie na pośladki, ścisnęła je mocno i rozchyliła je kąsając delikatnie szyję El. Niewątpliwie mając zamiar ułatwić napaść swojemu lojakowi który już się zbliżał nagi i podniecony. Morgan nie widziała go jednak liczyły się jedynie usta i dłonie Duncan.
Te kąsały zachłannie szyję czarodziejki i ściskały mocno pośladki. Po chwili, oprócz ocierających się o jej biust piersi Isadore, panna Morgan poczuła męskie dłonie na biodrach i dumę powoli zanurzającą się w obszarze między pośladkami czarodziejki. Szturm w tym miejscu trudny był do przeoczenia.
Elizabeth krzyknęła głośno. Odrobinę z bólu, ale przede wszystkim z rozkoszy. Oboje pochwycili uda czarodziejki, powoli unosząc ją i odrywając od podłogi. El zawisła na dłoniach kochanków, jak i na dumie przeszywającą leniwymi ruchami jej tyłeczek. Całowali ją, po szyi obojczykach, po ramionach. Morgan pojękiwała coraz głośniej czując jak się zbliża się do szczytu. Obejmowała nogami Duncan poddając się szturmom kochanka.
Była uwięziona między nimi, ocierająca się swoim drżącym ciałem o ich… czuła ciepło i miękkość skóry, lubieżność pocałunków… i corąc bijący od podbijane brutalnie obszaru… od kochanka który również był na skraju wytrzymałości. El doszła z głośnym okrzykiem czując jak cały świat wokół zawirował. A po chwili poczuła, że i James doszedł.
- Połóż ją…- zadecydowała Isadore… i drżąca panna Morgan wyglądowała obolałą pupą na zimnej podłodze. Rzeźbiarka chichocząc niczym chochlik rozchyliła uda El i językiem sięgnęła do jej kobiecości oraz kręcąc wypiętą pupą zachęciła Jamesa do pieszczot tego obszaru swojego ciała.
El zaczęła się wić na podłodze, przytłoczona jeszcze niedawnym szczytem. Jej ciało drżało mocno, a z ust wyrywały się słodkie jęki. A język Isadore nie dawał jej spoczynku, wodził po udach, muskał kobiecość i wrażliwy punkcik. Z czasem jednakże jego precyzja osłabła… James atakujący ją od tyłu zastąpił język swoją już pobudzoną dumą i kolejnymi sztychami wprawiał ciało rzeźbiarki w drżenie.
Elizabeth patrzyła z zachwytem na roztaczające się przed nią widoki. Czuła, że za chwilę dojdzie ponownie jeśli Isadore będzie kontynuować. Co akurat nie było pewne. Z każdym ruchem bioder lokaja rzeźbiarka sapała i pojękiwała głośniej, a taniec jej języka na kobiecości panny Morgan robił się coraz bardziej urywany i chaotyczny.
- Proszę… jeszcze. - El rozchyliła szerzej swoje nogi, obnażając swą kobiecość.
- Może… powinnam cię… w takiej… pozie….- sapnęła w odpowiedzi Isadore prężąc się pod ruchami bioder kochanka. Zamiast języka sięgnęła palcami do kwiatu El i mocniej poruszać nimi zaczęła sama będąc blisko szczytu.
El jęknęła z ulgi, gdy zaatakowały ją palce gospodyni. Poddała się tym atakom czując jak zbliża się do szczytu. Jej wzrok wędrował od pieszczącej ją kobiety do biorącego ją mężczyzny.
Ten spoglądał na obie niewiasty z pożądliwością i dzikością, co chwila zderzał się z pupą Isadore, które podobnia jak on drżała i podobnie jak on była coraz bliżej spełnienia.
Morgan nie wierzyła w to co się dzieje. Robili to… we trójkę… Nagle doszła ponownie.
A po chwili patrzyła na głośny szczyt Isadore…. i po chwili na jej pupę zroszoną trybutem lokaja.
- Piękni… - El odezwała się cicho z zachwytem, obserwując swoich kochanków.
- Mhmm… ty też.- przyznała Isadore prężąc się nad El niczym zadowolona kotka, nachyliła się i pocałowała ją mrucząc.- Tylko co dalej?
- Ja… muszę wrócić na uniwersytet przed zmrokiem, ale do tej pory jestem wasza. - Morgan uśmiechnęła się ciepło. - Może… chciałabyś mnie ułożyć, skoro tego mi brakuje.
- Najpierw muszę sprawdzić co potrafisz jeśli chodzi o zadowalanie niewiast i mężczyzn. James zamówi ci dorożkę, więc nie musimy się spieszyć.- zamruczała Isadore.
- A jak mam to pokazać? - El uśmiechnęła się nieco zadziornie.
- Na Jamesie…- odparła rzeźbiarka wstając i opierając się o postument plecami.
 
Aiko jest offline