I nagle strażnicy jak jeden mąż padli w objęcia Morra. Stojący w kolejce do brodu także nie dali na siebie czekać, i jeden po drugim walili się na ziemię z wozów.
Konie zwisły martwe na dyszlach, a chwile później klucz bocianów z pluskiem znikł w odmętach rzeki, a na powierzchnię wypłynęły do góry brzuchami ryby.
I gotowe