Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2020, 00:57   #8
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Raymond de Padin wysłuchał was uważnie, popatrując niekiedy na milczącego gorzelnika. Zgodnie z dobrym wychowaniem, najpierw odpowiedział osobie wyższej urodzeniem.

-Pani, jesteśmy tu przedmurzem cywilizacji, imperialne prawo jest tu egzekwowane z całą surowością. Odradzam jednak kręcenie się w pobliżu namiotów wojaków, po pewnych incydentach jesteśmy nieco przewrażliwieni na obcych cywilów. Za nami rozciąga się obóz uchodźców, tam również nie polecałbym się zapuszczać. Są tam osoby zbyt chore, zmęczone, czy dotknięte na umyśle wojną – tu spojrzał na Krupse - by szukać szczęścia w Salkalten. Nasi kapłani starają się tchnąć w nich błogosławieństwa Sigmara, lecz jest to trudna praca.

-Zdecydowanie warto zajrzeć do naszej świątyni. Tak powszechnie nazywany jest namiot, w którym przeprowadza się nabożeństwa polowe dla oficerów. Takież same dla szeregowców odbywają się na placu apelowym o świcie i zmroku. Ojciec Gnorri jest przełożonym kapłanów.

-Dobrze też zajrzeć na Jarmark. Tak żołnierze nazywają kwartał zaopatrzenia, gdzie znajdują się też wozy markietanek i ciur obozowych, dbających o to, by żołnierze mieli co robić z żołdem. Może uda się znaleźć tam nawet elegancką suknię, choć na pewno nie będą to standardy, do jakich jesteś pani przyzwyczajona.

-Zdaję sobie sprawę, iż podróżowała pani z cennym ekwipunkiem. Banda, która rozbiła waszą eskortę, musiała liczyć co najmniej tyle sztuk, co było żołnierzy, gdyż zwierzoludzie atakują głównie wtedy, gdy mają przewagę liczebną. Mamy więc w pobliżu wroga w liczbie kilkudziesięciu do nawet może stu sztuk. Po raporcie Emmericha nakazałem zwiadowcom zbadanie sprawy i posłałem raport do księcia von Raukowa. Jeżeli odzyskamy pani rzeczy, będzie pani mogła dochodzić własności na dworze.

Uśmiechnął się do Ralfa, co było dla niego zjawiskiem raczej nieoczekiwanym. Zwykle ludzie na jego widok reagowali inaczej.

-Taki dziarski chwat marnowałby się w stajni. Ja w tobie widzę materiał na Niedźwiadka. Jeśli chciałbyś się przyłączyć, będziesz przedstawiony Jewpatijowi, ich dowódcy. On dobiera sobie ludzi do oddziału. – Widząc niezrozumienie w waszych oczach, pośpieszył z wyjaśnieniami. – Niedźwiadkowie i Ptaszęta to nasze najlepsze oddziały zwiadowcze. Często współpracują ze sobą. Niedźwiadki to głównie drwale, potrafią poruszać się po lesie i walczyć potężną bronią. Ptaszęta to łucznicy, specjaliści od pułapek, unikają bezpośredniego kontaktu z wrogiem.

-Niebezpieczeństwa w mieście… choć mówię to ze smutkiem, uważałbym na Straż Wolfenburską, złożoną z weteranów. Dyscyplina w obozie wojskowym pod Salkalten…. No cóż, brakuje tam oficerów. Byłbym ostrożny też z Kislevczykami, choć oni trzymają się swojej dzielnicy, Małego Kisleva, i salin. W ich ulubionej karczmie, „Solance”, jest bezpiecznie, ale nie da się tego powiedzieć o zaułkach ją otaczających. Wiele jest też w mieście napływowego elementu, któremu nie podoba się sigmarycki porządek.
-Co do Toporów i Haków, inkwizycja zrobiła z nimi porządek. Wielu z nich okazało się czcicielami Stromfelsa i spłonęło na stosach. Pozostali odebrali lekcję i nie wychylają nosa. W Domu Inkwizycji pozostało kilku Verenitów, którzy pracowicie wyłuskują heretyków ze społeczeństwa. Gdybyście odkryli dawnego Haka lub Topora, powiedzenie im o tym to uczynek miły sercu Sigmara.

Zwrócił się ponownie do Lexy.
-Zapraszam panią na wieczorne nabożeństwo dla oficerów i skromną kolację. Jeśli chcecie ruszyć do Salkalten, najlepiej to zrobić o świcie, wówczas na zmierzch będziecie „Pod Dębem”, zajeździe na trasie. Przydzielę wam patrol do ochrony na tą drogę, ale od zajazdu będziecie musieli już sami zadbać o swoje bezpieczeństwo. Sugeruję rozwagę przy przyjmowaniu ochroniarzy. Niestety, mamy tragiczny niedobór koni wierzchowych, mogę co najwyżej zaoferować wóz, który oddacie Straży Wolfenburskiej. Proszę o wybaczenie, wiem, że to warunki niegodne arystokratki, ale jedyne, czym dysponujemy. Jak zauważycie, konie wierzchowe, nawet pośledniej jakości, są na wagę złota. A teraz przepraszam, obowiązki wzywają – pożegnał się zgodnie z dworskim ceremoniałem i odszedł.

Drogę do Jarmarku pokazał wam żołnierz, z którym wkrótce Ralf wszedł w komitywę. Zresztą, nietrudno było tam trafić, idąc za skoczną ludową melodią. Przy ogniskach siedzieli wojacy, uzupełniający przyjemniejszym jadłem przydziałową kaszę z zapachem skwarek. Ktoś śpiewał, ktoś grał. Na wozach siedziała czeladź, zajmująca się praniem, cerowaniem i plotkowaniem.

Bułeczka okazała się serdeczną i towarzyską osobą. Jedynie przez bicie serca było widać, że obcina was jak komornik szafę. Rozpędziła ciekawskich, chcących się pogapić na szlachetną panią i zaprowadziła was do łaźni – oczywiście oddzielnych.

Lexa
Przy kobiecej łaźni stały dwie dziewoje, wyglądające, jakby same służyły w Niedźwiadkach, uzbrojone w groźnie wyglądające kije. Przy kąpieli usługiwała ci sama Bułeczka, była bardzo sprawna. Wiedziała kto z kim ii dlaczego, ale w swojej szczebiotaninie mówiła głównie o szeregowcach, omijając temat oficerów. Pomimo to zdołałaś wyczuć, że relacje między nią a porucznikiem są bardziej zażyłe niż wypadałoby bratankowi Rogera de Padin, prawej ręki rodu de Rocmort.

Sam Raymond chciał wstąpić do Templariuszy Sigmara, ale nie uzyskał na to zgody ojca. Prowadził też regularną korespondencję z profesorem Collegium Theologicum Salkalten, inkwizytorem Bartolomeo di Parre. Bułeczka mówiła o tym z dumą, a twoje przeczucie mówiło ci, że raport o waszym przybyciu został wysłany nie tylko do księcia von Raukowa. Bułeczka poleciła ci też Hildę Rotschatz, żonę właściciela zajazdu „Pod Dębem” – miałaś się powołać na Bułeczkę. Wydawała się trochę zmartwiona tym, że mogłabyś zostać w obozie dłużej, w pobliżu Raymonda.

Z dumą też opowiedziała ci o jego dokonaniu, dzięki któremu z wozów z zaopatrzeniem przestały „spadać rzeczy”. Raymond wpadł na to, by za każdym transportem posyłać gońca z listem przewozowym, wyszczególniającym ładunek. W wypadku wystąpienia różnicy wieszano podoficera odpowiedzialnego za transport.

Miałaś wrażenie, że w kąpieli zostawiłaś horror przedzierania się przez Las Cieni Ostlandu. Po powrocie do krytego wozu Johanny – jak brzmiało rzadko używane imię Bułeczki – okazało się, że czekało na ciebie kilka znośnych sukien do wyboru, był też przyzwoity kobiecy strój myśliwski. Stał już także mały namiot z miękkim posłaniem dla ciebie. Co do dostępności innych towarów i usług:

-Jaśnie Pani tylko powie, a jeśli coś jest na Jarmarku, to ja to znajdę.

Ralf
Steiner, żołnierz, który prowadził was do Jarmarku, okazał się dobrym, czyli gadatliwym, kompanem do gorzałki. Przed wojną był sierżantem czeladniczej milicji w Ferlangen, pośpiesznie przeformowanym podczas najazdu Archaona w I Pułk Piechoty „Ferlangen”
-Ginęliśmy jak muchy – powiedział tylko na pytanie o wojnę.

Gorąco doradzał ci zasmakowania atrakcji w tawernie „Szkwał”, gdzie można posłuchać barwnych morskich opowieści, upić się, pobić, albo nająć za tragarza jak sytuacja przyciśnie. Nie warto tam wyciągać broni – za spacyfikowanie takiego gościa starzy bywalcy dostają darmową kolejkę piwa. Właścicielem tawerny jest Kulas, były marynarz, któremu kula armatnia urwała nogę.

Innym ciekawym miejscem jest „Solanka”, ulubiona przez Kislevitów karczma, którą zawiaduje Jurij Radujew, nieoficjalny przedstawiciel tej nacji. Jedzenie jest bardzo dobre, i zawsze można tam znaleźć gorzałkę. W pobliżu znajduje się lombard „La Prete”, gdzie można sprzedać wszystko i zaciągnąć niewielki kredyt. Bracia Korniłow gwarantują stuprocentową ściągalność.

Nie należy przyjmować skryptów dłużnych z dworu von Raukowa. Książę będzie je spłacał w bliżej nieokreślonej przyszłości. Czasem Pierre „Elegant” Ladre, właściciel lombardu „La Prete”, przyjmuje je za 20% wartości.

Nie ma co zaglądać do „Kielicha Wolfila”, w każdym razie bez pękatej sakiewki. To ulubione miejsce spotkań miejscowej śmietanki towarzyskiej, nie szanuje się tam prostych sierżantów.

Odradził znajomość z Synami Mannana, bo to „zdradliwe skurwysyny”. Szczególnie Harald von Hochenheim, Oficer Sprawiedliwości, każący wywieszać za byle co ludzi na rejach.

Jeśli chodzi o Toporów i Haków, to było dawno temu, przed wojną. Ale jakbyś czegoś potrzebował, ma znajomka w obozie wolfenburczyków, Matthiasa Gołębia, zwanego tak, bo osiwiał podczas walk o Ferlangen. Starczy, że powołasz się na Steinera. A teraz Steiner musi się położyć…

Jarmark, jak to jarmark, oferował różne towary i usługi, jeśli tylko miałeś pieniądze…
 
Reinhard jest offline