Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2020, 21:29   #523
Vantablack
 
Vantablack's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputację
Bełt drasnął czarodziejkę, odwracając jej uwagę i dając wojownikowi czas na rozpęd i dobycie miecza w intencji zaserwowania głównego dania. Powiadali, że zemsta, na wzór chłodnika z botwinki najlepiej smakuje wystudzona. Choć Anton ze wszech miar podzielał ten pogląd, nie mógł pozwolić sobie na luksus delektowania się nią na tę modę w obecnych okolicznościach. Atmosfera była napięta jak niedawno zwolniona cięciwa kuszy oraz gorąca jak wkrótce mająca rozgrzać się rękojeść jego brzeszczota.

Ten ostatni zafurkotał w straszliwym, obliczonym na efekt młynku, tnąc powietrze lekko niby brzozowa witka. Nie tylko powietrze – finiszując cięcie zyskanym bezwładem impetem, uderzył w elfkę samym końcem przedłużanej klingi, obalając ją na zbryzgany jej własną krwią piach. Oskoma talionu i upojenie walką uderzyły mu do głowy na tyle mocno, że płonący w rękach miecz zaczął przeszkadzać dopiero wówczas, gdy wzniósł go do poprawin.

Brzeszczot, pomimo rękawic oraz oprawionej w skórę rękojeści, parzył mu dłonie niby wyjęty z paleniska pręt, co wskazywało, że cholerny żar był magiczny. Oraz na jedynego możliwego sprawcę w okolicy. Nim zdążył pożałować początkowego zlekceważenia czarownika, otoczyli go wynajęci przez wiedźmę obrońcy, rąbiąc i żgając z wprawą zaskakującą jak na lokalnych ciołków. I fantazją niegodną ochłapów, które oferowano im za dzisiejszą wartę.

Raniony wiarus zabluźnił urwanie, gdyż ból i zadane mu razy wydusiły z niego powietrze, zmuszając do cofnięcia, a rozogniona klinga do zwolnienia chwytu i wypuszczenia jej na ziemię.

- Kundle! - warknął, spluwając krwią i odstępując, nie odmawiając sobie przyjemności przydeptania wijącej się wśród traw żmii, do niedawna wydającej tu dyspozycje, obecnie broczącej i toczącej wkoło pełnym paniki wzrokiem. - Oto czemu służycie miast sobie i ojcowiźnie!

Choć pozbawiony broni i pozostający po gorszej stronie układu sił, Anton wcale nie patrzył na bezbronnego. Zbryzgany posoką, z rozwianym włosem i ciężko dyszący, spozierał wkoło tak hardo i wyzywająco, że mógłby pasować się wzrokiem z samym bazyliszkiem. W kąciku ust, wespół ze wzbierającą strugą krwi, kwitnął mu złośliwy uśmiech.

- Co? Dudy w miech? Nie lza skończyć czego się zaczęło? We czterech winniście wydolić. Nie bronię się, bo i nie z wami mam zwadę. Baczcie, oto stoję przed wami z pustymi rękami! Pustymi i zbrukanymi krwią, jak zażyczyła sobie wiedźma!

Rechot, łacno przechodzący w ochrypły, nieładny kaszel wstrząsnął słaniającym się mężczyzną, odruchowo opatulającym się płaszczem, jakby ten zdolny był osłonić go od wymierzonych w niego zębów sztychów i łbów obuchów.

- W jednym tylko miała rację... Teraz faktycznie nie przysporzą nikomu spokoju. Chodź między bogami a prawdą, były ćwierci od przysporzenia jednej oszukańczej gadzinie wiekuistego. Żal, iście, żal...

Anton zakaszlał raz jeszcze, spluwając krwawą śliną pod nogi.

- Na co czekacie? Na zaliczkę? Czterdzieści lwów samo do kiesy nie wpadnie. Czarowniku, nie chowaj się po krzakach! Przyjdź i ty! Tobie to pierwszemu wypada uczynić honory jako przeniewiercy!




Zatem jak w poście. W razie wątpliwości, odpowiem na pw.
 
Vantablack jest offline