Gotlieb odwrócił się do swoich ludzi z zamiarem wywrzeszczenia rozkazu, ale ...
- Skurwysyny konie ukradli! - wydał się na całe gardło patrząc na łączkę gdzie jeszcze niedawno pasły się konie.
- Jakie ukradli, Cholewka do pojenia je wziął, za karczmę.
- Kurwa, konie przy rzece się pasą, po chuj do studni je prowadzić?
- Też mu to mówiłem, ale to przygłup. Powiedział, że przy brodzie woda mętna i kolki dostaną.
- Jaka mętna, kurwa, przecież nikogo nie puszczamy.
- Nie no, jeden był z glejtem, a łonucami zdrowo walił. Jak przeszedł to ławica okońków wypłynęła do góry brzuchami. Ooo, jeszcze dwa zostały, ostygły trochę, ale zjadliwe...
- Dawaj konie debilu!
Cholewka widać usłyszał wołania, bo wynurzył się zza karczmy z końmi prowadzonymi na postronkach.
-
A siodła gdzie? - indagował Goliteb.
- Zdjąłem, co się bydlęta mają cały dzień mordować?
- Siodłać i gonić ich!
- Wierzchem?
- Nie, kurwa, od spodu, końskiego kutasa się trzymaj! *
Tymczasem uciekinierzy, nie wiedząc jakim obiektywnym trudnościom musi sprostać pościg, dojechali do rozdroża.
- W las, tam się ukryję i pościg zgubim.