Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2020, 06:34   #107
Klejnot Nilu
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
- Myślę, że czas, abyście opowiedzieli mi o sobie i o tym jakie relacje mieliście z Mitrą. Co robiliście w samym kulcie?

***

Bardzo dawno temu na niebie nie było Księżyca, było tylko Słońce. Stwórca posiadał swoich posłańców, którzy pomagali mu w jego obowiązkach. Jednym z takich posłańców właśnie, był Stróż Słońca. Posiadał on dwójkę dzieci: chłopca i dziewczynkę, a cała trójka mieszkała w Niebiańskim Świecie. Byli bardzo szczęśliwi. Córka zajmowała się obozem, utrzymywała go w czystości i porządku. Kiedy przygotowywała swojemu ojcu posłanie, pierze opadało na Ziemię w postaci śniegu. Syn polował i łowił ryby. Gdy odwieszał swoje sieci rybackie, by te wyschły, krople wody opadały na Ziemię jako życiodajny deszcz. Ojciec rzadko z nimi bywał. Cały dzień musiał pilnować wielkiego ogniska, płonącego na Słońcu. Był już bardzo stary. Wkrótce miał opuścić swoje dzieci i nigdy nie wrócić. Rzekł do nich: "Kiedy umrę, musicie pilnować ogniska, by nigdy nie wygasło. Inaczej wszyscy ludzi i wszystkie zwierzęta na Ziemi wyginą."
Pewnego dnia ognisko na Słońcu było bardzo słabe. Ojciec wrócił zmęczony do domu. Rzekł wtedy: "Dzieci, dzieci, dzieci... Muszę odejść. Nie wrócę już nigdy." Dzieci płakały i rozpaczały. Wiedziały, że ojciec umrze.
Następnego ranka przyszła pora, by rozpalić na nowo ognisko na Słońcu. Dzieci zaczęły kłócić się między sobą, które z nich ma wypełnić ten obowiązek. "Ja zajmę się ogniskiem, bowiem jestem najstarsza!" krzyczała dziewczynka. "Ja zajmę się ogniskiem, bowiem jestem mężczyzną!" odpowiadał chłopiec. Przekrzykiwali się wzajemnie bez końca.
Ludzie na Ziemi zaczęli się martwić. "Dlaczegoż Słońce się spóźnia?! Już dawno powinno wzejść na nieboskłon!". Wesakechak udał się na Słońce, by sprawdzić, co się stało. Na miejscu zastał rodzeństwo, wciąż kłócące się między sobą. Wesakechak był wściekły. "Ludzie i zwierzęta zaraz wyginą!" rzekł do nich. "Ty będziesz za to odpowiedzialny. Ty będziesz utrzymywał ogień" powiedział chłopcu. "Twoje imię od dzisiaj będzie brzmiało Pisim". Do jego siostry zaś rzekł: "Ty również będziesz pracować tak ciężko, jak Twój brat. Będziesz utrzymywać ogień w innym miejscu. Będziesz pracować w nocy. Twoje imię od dzisiaj to Tipiskawipisim, Księżyc. Wasza dwójka nie umiała się porozumieć, tak więc za karę będziecie się widywać tylko na odległość. Po wsze czasy będziecie się widywać tylko z przeciwnych stron nieboskłonu". Tak też się stało, i tak też jest po dziś dzień.

***

Miasto było nieprzyjemne. Duszne. Wydawałoby się, że po kilku miesiącach spędzonych w nim, człowiek się przyzwyczai, ale nic z tego. Miejska dzicz ówczesnego Londynu była być może zbyt dużym wyzwaniem do zaklimatyzowania się, dla przyzwyczajonego do świeżego powietrza i otwartych przestrzeni Navaho. Klejnot Wielkiej Rzeki zastanawiał się dlaczego Bóg-Słońce wybrał takie miejsce na swą siedzibę. Miasto zdawało się stawać okoniem do wysiłków Pisima z indiańskich legend. Nieważne jak wysoko i mocno chłopiec rozpali ognisko, smog i wysokie budynki zdawały się wiecznie ukrywać Słońce. Ludzie i zwierzęta uwięzieni w tym miejscu pomału, dzień po dniu, umierali. Czy chodziło tylko o nielimitowany wręcz dostęp do vitae, czy był inny, głębszy, być może bardziej przyszłościowy cel, którego prosty umysł nie był w stanie zrozumieć?

Zhį́ʼii , jego wielki czarny kruk wylądował na wyciągniętej dłoni w kompletnej ciszy. Utamukeeus pierwotnie planował oswoić i powiązać krwią wilka albo jakiegoś dużego psa, ale to zwierzę dużo lepiej pasowało do tak mrocznego miasta. Navaho było trudno ukryć się w tłumie. Bardzo się wyróżniał, nawet jak na standardy Londynu. Starał się unikać tłumów od czasu przyjazdu.

- Pan jest z ciebie dumny. - Usłyszał szept Richarda de Worde, szefa siatki szpiegowskiej Mitry.

Navaho ani nie drgnął, nawet w momencie gdy instynkt i naturalny odruch podpowiadały, by to właśnie zrobić. Zdążył się już przyzwyczaić do takiej formy komunikacji ze swoim przełożonym.

- Wykonałem, co mi poleciłeś. Przyjrzałem się innym Heroldom. Bóg Słońce, niewątpliwie ma ciekawy gust co do swoich podwładnych. Wciąż nie rozumiem, po co miałem to robić?

***

Każdy po kolei, w większości zdawkowo, odpowiedział Shiraziemu o swojej pozycji w Kulcie. W końcu przyszła i kolej na Navaho. Tylko jak powiedzieć, i czy w ogóle powiedzieć, że było się uszami i oczyma Mitry, nawet wobec jego własnych, najbardziej zaufanych ludzi? I że wampir, który był na Tobą, jest teraz oskarżony o zdradę?

- Brązowy sztylet w stylu egipskim, ofiarowany Nosferatu Richardowi de Worde. - zacytował fragment z listu przeczytanego tej samej nocy.
-Wiem kim jest Richard de Worde. Pracowałem z nim. Dla niego. Dla Mitry.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline