Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2020, 20:53   #73
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Miras, Aleks:
- Cerded Cysgodol! - krzyknęło jedno z dzieci na pytanie Aleksandra, a reszta go uciszyła. Musiała to być nazwa własna, bo tłumacz nie przetłumaczył tego sformułowania. Dziewczyna wytłumaczyła patrząc z przerażeniem w stronę drzwi, że wodniacy opowiadali o postaciach w czarnych szatach. Pojawiali się wraz z północnym wichrem, a często towarzyszyły im burze i nawałnice. Poruszali się jak duchy albo cienie - nie pozostawiali żadnych śladów. W czasie burzy ginęli ludzie, choć wszystkie ich rany wyglądały jak zadane z przyczyn naturalnych. A to grom uderzał i niszczył jakiś budynek, a innym razem gałęzie rzucone wichrem zadawały śmiertelne obrażenia. Ale nie to przerażało w tych opowieściach. Od burz ludzie giną wszędzie, ale tu...
- Oni porywają ludzi! - odezwał się chłopak psując próbę talentu dramatycznego dziewczyny. Ona sama uspokoiła się opowiadając tą historię, choć jej najmłodszy brat pobudził się. Dziewczyna próbowała kontynuować:
- Ludzie rzeczywiście znikali. Nigdy nie odnajdywano ich ciał, a porywani byli losowo. Niezależnie od rasy, płci, wieku, zawodu, czy bogactwa... ale było wiele nawałnic w Hoer i niemal nigdy nikt nie znikał, a jak już to jedna, czy dwie osoby przez całe lata... Pan Administrator mówił, że to bajki wodniaków, a zaginione osoby żyły w lesie albo nad wodą, gdzie nietrudno wpaść w jakąś dziurę i tragicznie zginąć...
- To był Cerded Cysgodol! - uparł się chłopiec.
- Czemu Panów nie zaatakował? - zapytała dziewczyna, a w tym samym czasie nastąpiło pukanie do drzwi.

Na zewnątrz Rheoli krzyczy, żeby go wpuścić.

Bartosz, Daniel:
- Co? - wydusił z siebie kapłan na rewelacje Bartosza. Na jego obliczu wymalowały się grymasy, które ciężko byłoby opisać. Radość, zawód i przerażenie przypominały raczej załamanie nerwowe niż cokolwiek innego. Jednak Fydlon zachowywał się racjonalnie, a przynajmniej tak samo jak i wcześniej.
- To niewiarygodne. - wymamrotał pod nosem i zaczął spoglądać na słup co raz pokazując dłońmi ten symbol złożonych rąk jak najwyżej nad głową. - Za prawdę jesteście wybrańcami! - krzyknął. - Musimy iść z tym wszystkim do administratora. On musi wiedzieć! - powiedział kierując się do drzwi. Pomimo żywej i pozytywnej reakcji na słowa Daniela jego pytania pozostały bez odpowiedzi. Kolejna obietnica rozmowy odwleczona. Najpierw przez burzę, a teraz przez pilne spotkanie z administratorem. Tak w tym świecie, jak i w waszym ludzie uwielbiali przekierowywać ważne sprawy na wyższe instancje. Im wyżej tym lepiej, byle żeby nie brać odpowiedzialności. Już miał wyjść na zewnątrz, gdy zatrzymał go głos Bartosza.
- Nie ma Pan za co przepraszać! - powiedział Fydlon. Jego wyraz twarzy zmienił się. Tak jakby wrócił do siebie, choć był wyraźnie podekscytowany. - On jest jednym z was! Wybrańcem! - po czym spojrzał na rany chłopca i krzyknął do tłumu stojącego przy słupie - Goćcza dziecko, proszę pomóż temu chłopcu. - ale dziewczyna nie zareagowała. - Goćcza? - zapytał jeszcze raz kapłan podchodząc do niej. Potrząsnął ją. Ajrczal zatkał sobie uszy, a po chwili z gardeł wszystkich modlących się przy słupie wydobył się okropny, nieludzki krzyk - dotyczyło to też Filipka.
Fight Check:
Bartosz Will13 = 17 Porażka Fright Check Table = 17-13=4; rzut: 13+4=17
Daniel Will13 = 6 Sukces


Daniel (i Bartosz):
Daniel natychmiast zatkał sobie uszy. Raczej dotknął go fizyczny atak dźwięku niż jakieś psychologiczne efekty. W sensie uszy trochę zabolały od tego jazgotu. Ku jego zdziwieniu Bartosz przewrócił się i najwyraźniej stracił przytomność. Szczęście w nieszczęściu obok stał Ajrczal, który nogą złagodził upadek Bartosza. Filipek też teraz leżał na ziemi - ale nie spadł, a raczej zsunął się. Pozostali niemodlący się zareagowali różnie. Dwójka natychmiast otworzyła drzwi i wybiegła w wichurę. Para stojąca dotąd pod oknem z szokiem patrzyli na to całe przedstawienie, a po chwili zaciskali ręce na dłoniach przy czym kobieta uklękła z bólu. Pozostali trzymali się raczej dobrze oprócz Fydlona, który odskoczył do tyłu i przewrócił się. Był przytomny, zaciskał sobie ręce na uszach.

Po chwili wszyscy modlący się umilkli i padli na ziemię jak martwi. Niektórzy z nich zaczęli wymiotować, inni mieli drgawki. Planowane uroczyste powitanie "Przepowiedzianych" kończyło się katastrofą.

Bartosz:
Pamiętasz, że straciłeś przytomność. Pamiętasz obrzydliwy krzyk, którego odtąd po prostu będziesz się panicznie bał. Ale w tym dziwnym świecie utrata przytomności działa trochę inaczej. Zobaczyłeś ojca Goćczy jak jest uderzany pałką w głowę przez postać w czarnych szatach przypominającą jakiegoś Nazgulla z Władcy Pierścieni. Następnie mężczyzna jest ciągnięty po błotnistym terenie - to las, teraz widzisz drzewa! - na północ. Dziwne, nie widziałeś, że to las, ale wiesz jakie są kierunki świata. Na południu jest Hoer. Na zachodzie miejsce skąd przyszliście, a na wschodzie cywilizacja. Teraz mógłbyś przenieść się do jednego z tych miejsc, ale co właściwie chciałbyś w nich zobaczyć? Czemu wybierzesz to, a nie inne miejsce?

Gwybed:
Rzut, czy pech: 10; Nie.
Na trakcie pojawili się jeźdźcy. Całe szczęście wyczekiwałeś, żeby bezpiecznie oddalić się, bo to pobratymcy tych tutaj. Każdy z trzech koni ciągnął za sobą coś jakby rydwan, ale koła były dziwaczne. Nie dostrzegałeś szczegółów, ale były złożone z dużej ilości małych kółek - tak ci się wydawało. Rydwany nie były używane przez twój lud, ale były znane. Ale nie z takimi "kołami". Dwa z tych rydwanów były zajęte przez ludzi. Dostrzegłeś, że większość z nich to żołnierze z miejscowego oddziału zwiadowców. Wydawało się, że zabierają ze sobą wszystkich: żywych i martwych. Zabrali również kobiety, z którymi rozmawiałeś. I rojlige. I obsługę. No i nawet tego nieszczęśnika, który ostrzegł was na moment przed atakiem. Wiązali ich wszystkich ze sobą, a potem mocowali do rydwanów. Traktowali ich bez żadnego szacunku dla zwłok (a tym bardziej dla żywych istot). Po chwili na trakcie pojawił się jeszcze jeden z nich. Nie różnił się niczym od innych, ale poruszał się bez pochodni. Miał jedynie miecz. Warknął coś do reszty w obcym języku - najwyraźniej był to rozkaz odwrotu, bo szybko zakończyli przygotowania i wszyscy wkroczyli w las kierując się na północ. Dopiero wówczas zrozumiałeś czym były te dziwne kółka - pozwalały im podróżować przez las bez zatrzymywania się na pomniejsze gałęzie.

W końcu odjechali.

Dokąd chcesz iść? Trakt prowadzi na zachód albo wschód, a mała ścieżka na południe do pobliskiej wiochy (no, "miasteczka"): Hoer.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 17-12-2020 o 21:28.
Anonim jest offline