| Miras, Aleks:
- Cerded Cysgodol! - krzyknęło jedno z dzieci na pytanie Aleksandra, a reszta go uciszyła. Musiała to być nazwa własna, bo tłumacz nie przetłumaczył tego sformułowania. Dziewczyna wytłumaczyła patrząc z przerażeniem w stronę drzwi, że wodniacy opowiadali o postaciach w czarnych szatach. Pojawiali się wraz z północnym wichrem, a często towarzyszyły im burze i nawałnice. Poruszali się jak duchy albo cienie - nie pozostawiali żadnych śladów. W czasie burzy ginęli ludzie, choć wszystkie ich rany wyglądały jak zadane z przyczyn naturalnych. A to grom uderzał i niszczył jakiś budynek, a innym razem gałęzie rzucone wichrem zadawały śmiertelne obrażenia. Ale nie to przerażało w tych opowieściach. Od burz ludzie giną wszędzie, ale tu...
- Oni porywają ludzi! - odezwał się chłopak psując próbę talentu dramatycznego dziewczyny. Ona sama uspokoiła się opowiadając tą historię, choć jej najmłodszy brat pobudził się. Dziewczyna próbowała kontynuować:
- Ludzie rzeczywiście znikali. Nigdy nie odnajdywano ich ciał, a porywani byli losowo. Niezależnie od rasy, płci, wieku, zawodu, czy bogactwa... ale było wiele nawałnic w Hoer i niemal nigdy nikt nie znikał, a jak już to jedna, czy dwie osoby przez całe lata... Pan Administrator mówił, że to bajki wodniaków, a zaginione osoby żyły w lesie albo nad wodą, gdzie nietrudno wpaść w jakąś dziurę i tragicznie zginąć...
- To był Cerded Cysgodol! - uparł się chłopiec.
- Czemu Panów nie zaatakował? - zapytała dziewczyna, a w tym samym czasie nastąpiło pukanie do drzwi.
Na zewnątrz Rheoli krzyczy, żeby go wpuścić. Bartosz, Daniel:
- Co? - wydusił z siebie kapłan na rewelacje Bartosza. Na jego obliczu wymalowały się grymasy, które ciężko byłoby opisać. Radość, zawód i przerażenie przypominały raczej załamanie nerwowe niż cokolwiek innego. Jednak Fydlon zachowywał się racjonalnie, a przynajmniej tak samo jak i wcześniej.
- To niewiarygodne. - wymamrotał pod nosem i zaczął spoglądać na słup co raz pokazując dłońmi ten symbol złożonych rąk jak najwyżej nad głową. - Za prawdę jesteście wybrańcami! - krzyknął. - Musimy iść z tym wszystkim do administratora. On musi wiedzieć! - powiedział kierując się do drzwi. Pomimo żywej i pozytywnej reakcji na słowa Daniela jego pytania pozostały bez odpowiedzi. Kolejna obietnica rozmowy odwleczona. Najpierw przez burzę, a teraz przez pilne spotkanie z administratorem. Tak w tym świecie, jak i w waszym ludzie uwielbiali przekierowywać ważne sprawy na wyższe instancje. Im wyżej tym lepiej, byle żeby nie brać odpowiedzialności. Już miał wyjść na zewnątrz, gdy zatrzymał go głos Bartosza.
- Nie ma Pan za co przepraszać! - powiedział Fydlon. Jego wyraz twarzy zmienił się. Tak jakby wrócił do siebie, choć był wyraźnie podekscytowany. - On jest jednym z was! Wybrańcem! - po czym spojrzał na rany chłopca i krzyknął do tłumu stojącego przy słupie - Goćcza dziecko, proszę pomóż temu chłopcu. - ale dziewczyna nie zareagowała. - Goćcza? - zapytał jeszcze raz kapłan podchodząc do niej. Potrząsnął ją. Ajrczal zatkał sobie uszy, a po chwili z gardeł wszystkich modlących się przy słupie wydobył się okropny, nieludzki krzyk - dotyczyło to też Filipka. Fight Check:
Bartosz Will13 = 17 Porażka Fright Check Table = 17-13=4; rzut: 13+4=17
Daniel Will13 = 6 Sukces Daniel (i Bartosz):
Daniel natychmiast zatkał sobie uszy. Raczej dotknął go fizyczny atak dźwięku niż jakieś psychologiczne efekty. W sensie uszy trochę zabolały od tego jazgotu. Ku jego zdziwieniu Bartosz przewrócił się i najwyraźniej stracił przytomność. Szczęście w nieszczęściu obok stał Ajrczal, który nogą złagodził upadek Bartosza. Filipek też teraz leżał na ziemi - ale nie spadł, a raczej zsunął się. Pozostali niemodlący się zareagowali różnie. Dwójka natychmiast otworzyła drzwi i wybiegła w wichurę. Para stojąca dotąd pod oknem z szokiem patrzyli na to całe przedstawienie, a po chwili zaciskali ręce na dłoniach przy czym kobieta uklękła z bólu. Pozostali trzymali się raczej dobrze oprócz Fydlona, który odskoczył do tyłu i przewrócił się. Był przytomny, zaciskał sobie ręce na uszach.
Po chwili wszyscy modlący się umilkli i padli na ziemię jak martwi. Niektórzy z nich zaczęli wymiotować, inni mieli drgawki. Planowane uroczyste powitanie "Przepowiedzianych" kończyło się katastrofą. Bartosz:
Pamiętasz, że straciłeś przytomność. Pamiętasz obrzydliwy krzyk, którego odtąd po prostu będziesz się panicznie bał. Ale w tym dziwnym świecie utrata przytomności działa trochę inaczej. Zobaczyłeś ojca Goćczy jak jest uderzany pałką w głowę przez postać w czarnych szatach przypominającą jakiegoś Nazgulla z Władcy Pierścieni. Następnie mężczyzna jest ciągnięty po błotnistym terenie - to las, teraz widzisz drzewa! - na północ. Dziwne, nie widziałeś, że to las, ale wiesz jakie są kierunki świata. Na południu jest Hoer. Na zachodzie miejsce skąd przyszliście, a na wschodzie cywilizacja. Teraz mógłbyś przenieść się do jednego z tych miejsc, ale co właściwie chciałbyś w nich zobaczyć? Czemu wybierzesz to, a nie inne miejsce? Gwybed: Rzut, czy pech: 10; Nie.
Na trakcie pojawili się jeźdźcy. Całe szczęście wyczekiwałeś, żeby bezpiecznie oddalić się, bo to pobratymcy tych tutaj. Każdy z trzech koni ciągnął za sobą coś jakby rydwan, ale koła były dziwaczne. Nie dostrzegałeś szczegółów, ale były złożone z dużej ilości małych kółek - tak ci się wydawało. Rydwany nie były używane przez twój lud, ale były znane. Ale nie z takimi "kołami". Dwa z tych rydwanów były zajęte przez ludzi. Dostrzegłeś, że większość z nich to żołnierze z miejscowego oddziału zwiadowców. Wydawało się, że zabierają ze sobą wszystkich: żywych i martwych. Zabrali również kobiety, z którymi rozmawiałeś. I rojlige. I obsługę. No i nawet tego nieszczęśnika, który ostrzegł was na moment przed atakiem. Wiązali ich wszystkich ze sobą, a potem mocowali do rydwanów. Traktowali ich bez żadnego szacunku dla zwłok (a tym bardziej dla żywych istot). Po chwili na trakcie pojawił się jeszcze jeden z nich. Nie różnił się niczym od innych, ale poruszał się bez pochodni. Miał jedynie miecz. Warknął coś do reszty w obcym języku - najwyraźniej był to rozkaz odwrotu, bo szybko zakończyli przygotowania i wszyscy wkroczyli w las kierując się na północ. Dopiero wówczas zrozumiałeś czym były te dziwne kółka - pozwalały im podróżować przez las bez zatrzymywania się na pomniejsze gałęzie.
W końcu odjechali.
Dokąd chcesz iść? Trakt prowadzi na zachód albo wschód, a mała ścieżka na południe do pobliskiej wiochy (no, "miasteczka"): Hoer.
Ostatnio edytowane przez Anonim : 17-12-2020 o 21:28.
|