| Strażnik podniósł z ziemi torbę, rozpiął pasek i wyciągnął ze środka papiery, zapisane krzywymi literami.
- To ten, najpierw zniknął Albert… Albert Ardberg, syn szewca. - Bauer czytał powoli i z wyraźnym wysiłkiem, poruszając najpierw bezgłośnie wargami, a dopiero potem wymawiając słowa na głos. - Lat pięć. To było cztery miesiące temu.
Wyciągnął kolejną stronę.
- Miesiąc później… Berta. No tak, Bergmann, jej ojciec, jest strażnikiem. Kapitan zakazał mu mieszać się w sprawę. Powiedział, że nie będzie… - Zawstydzony Rainer nie potrafił przypomnieć sobie słowa. - No, dlatego mnie wyznaczyli, a nie jego, w każdym bądź razie. - Mówże dalej, szczegóły sami doczytamy albo dopytamy jutro z rana. Chyba, że dzieciaki zwykły znikać w nocnej porze? - Wtrącił zniecierpliwiony Garil, którego wypite piwo zaczęło uciskać na pęcherz.
- Istotnie, wieczorową albo nocną porą, zawsze przy pełni. Zresztą, kapitan kazał przekazać dokumenty - przesunął papiery po stole. - Możecie poczytać sami. - Ło-bogowie - wyrwało się krasnoludowi. - Zaraz wrócę - sapnął i poszedł na podwórze do wychodka nie zastanowiwszy się, kiedy to wypada najbliższa pełnia. - Pięć miesięcy temu zaginęło pierwsze dziecko. Pełnia Mannslieba jest co mniej więcej dwadzieścia pięć dni. Więc pełni było już pięć/sześć. A dzieci ginęły cztery razy. Chyba że ktoś nie zgłosił. Czy pełnia przy której nic się nie zdarzyło była jakaś szczególna? - Zapytał. - Opowiecie nam już po drodze. Nie spodziewałem się, że burmistrz już dziś, po godzinach pracy, będzie chciał się z nami spotkać, zamierzałem dopiero jutro z rana poprosić o spotkanie. Zaprowadzicie nas? - Przejął inicjatywę, a mówił tak szybko, że Bauer nie był w stanie wejść mu w słowo, choć próbował kilka razy. W końcu śledczy skończył przemowę.
- Były cztery pełnie, panie Richter, i cztery zaginięcia. Mannslieb rośnie, piąta pełnia już niedługo, ze dwa dni może. A jeśli chodzi o burmistrza, to nie sądzę, żeby przebywał w ratuszu o takiej porze. Lepiej rano zajrzyjcie, wtedy powinien tam być.
W tym czasie hrabianka z chmurną miną przerzucała papiery. Marszczyła przy tym nos, co powodowało, że wyglądała całkiem uroczo. Jak dziecko układające klocki, które właśnie dostało w prezencie. Dla uzupełnienia wrażenia wokoło unosił się zapach wiosennych kwiatów. Każdy miał czas, żeby nacieszyć się tym widokiem. W końcu, gdy Gerhard skończył mówić uniosła głowę i wlepiła mówiący wiele wzrok w strażnika. Wzrok, który oznaczał tylko jedno: że znalazła już winowajcę i że tym winowajcą jest Bauer właśnie. Fuknęła.
- To jakieś żarty? Robicie sobie z hrabiego i jego pomocników rubaszne dowcipy?
Jeśli strażnik zamierzał być przerażony, to był to właśnie dobry moment.
- Co to za historia z taniego czytadła dla dorastających panien?
Brwi uniosły się znacząco, świdrujący wzrok badał intensywnie tylną ścianę wnętrza głowy Bauera.
- Ekhm? - To był zaś zdecydowanie dobry moment na martwą ciszę.
- Ależ.. Szlachetna pani… Wasza wysokość… - Pergunda osiągnęła zamierzony efekt, wyglądał na wystraszonego i zagubionego. - To są ustalenia, wszystkie informacje. Daty, adresy, nazwiska…
Hrabianka fuknęła ponownie.
- Nie jestem żadną królewną. Kto was uczył manier?! - wzrok nie przestawał śrubować wnętrza głowy - Co więc to ma znaczyć? - Pergunda wyciągnęła palec do góry na następnie przyszpiliła nim kartki do stołu. - Mamy teraz poszukać Emila Erhardta syna Ebera i Erminy? Jeszcze się pewnie okaże, że takowy tutaj mieszka. Macie pradawny zwyczaj nadawać sobie imiona wedle tych samych liter alfabetu co nazwisko? To brzmi jak straszna historyjka dla praczek opowiadana w zimowe wieczory przy kominku. - Palec ponownie uniósł się w powietrze.
- Tak myślę! - zawyrokowała.
- Wybaczcie, pani, pan krasnolud kazał was tak nazywać. - Biedny strażnik miejski wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. - A imiona, żaden to żart, tak wyszło po prostu, śledczy mogą to sprawdzić. - Już jestem! - zawołał podchmielony Garil zjawiwszy się z powrotem w sali. Szybko i lekkim zygzakiem wrócił do stolika. Wlepiał teraz oczy w Pergundę bowiem bardzo go interesowało jak hrabianka wygląda gdy myśli.
Hrabianka wyciągnięta niczym struna prezentowała się niezwykle władczo. Jej przeciwnik wydawał się przyparty do muru i bezbronny. Prawdziwą szlachetność poznać można jednakże nie tylko po okazywaniu władzy, ale i po jej nie okazywaniu, gdy już nie ma takiej potrzeby. Uśmiechnęła się.
- Więc co powiecie? - Nagle zwróciła się do strażnika nieomal dobrotliwie.
__________________ by dru' |