Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2020, 23:22   #19
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Strażnik podniósł z ziemi torbę, rozpiął pasek i wyciągnął ze środka papiery, zapisane krzywymi literami.
- To ten, najpierw zniknął Albert… Albert Ardberg, syn szewca. - Bauer czytał powoli i z wyraźnym wysiłkiem, poruszając najpierw bezgłośnie wargami, a dopiero potem wymawiając słowa na głos. - Lat pięć. To było cztery miesiące temu.
Wyciągnął kolejną stronę.
- Miesiąc później… Berta. No tak, Bergmann, jej ojciec, jest strażnikiem. Kapitan zakazał mu mieszać się w sprawę. Powiedział, że nie będzie… - Zawstydzony Rainer nie potrafił przypomnieć sobie słowa. - No, dlatego mnie wyznaczyli, a nie jego, w każdym bądź razie.
- Mówże dalej, szczegóły sami doczytamy albo dopytamy jutro z rana. Chyba, że dzieciaki zwykły znikać w nocnej porze? - Wtrącił zniecierpliwiony Garil, którego wypite piwo zaczęło uciskać na pęcherz.
- Istotnie, wieczorową albo nocną porą, zawsze przy pełni. Zresztą, kapitan kazał przekazać dokumenty - przesunął papiery po stole. - Możecie poczytać sami.
- Ło-bogowie - wyrwało się krasnoludowi. - Zaraz wrócę - sapnął i poszedł na podwórze do wychodka nie zastanowiwszy się, kiedy to wypada najbliższa pełnia.
- Pięć miesięcy temu zaginęło pierwsze dziecko. Pełnia Mannslieba jest co mniej więcej dwadzieścia pięć dni. Więc pełni było już pięć/sześć. A dzieci ginęły cztery razy. Chyba że ktoś nie zgłosił. Czy pełnia przy której nic się nie zdarzyło była jakaś szczególna? - Zapytał. - Opowiecie nam już po drodze. Nie spodziewałem się, że burmistrz już dziś, po godzinach pracy, będzie chciał się z nami spotkać, zamierzałem dopiero jutro z rana poprosić o spotkanie. Zaprowadzicie nas? - Przejął inicjatywę, a mówił tak szybko, że Bauer nie był w stanie wejść mu w słowo, choć próbował kilka razy. W końcu śledczy skończył przemowę.
- Były cztery pełnie, panie Richter, i cztery zaginięcia. Mannslieb rośnie, piąta pełnia już niedługo, ze dwa dni może. A jeśli chodzi o burmistrza, to nie sądzę, żeby przebywał w ratuszu o takiej porze. Lepiej rano zajrzyjcie, wtedy powinien tam być.
W tym czasie hrabianka z chmurną miną przerzucała papiery. Marszczyła przy tym nos, co powodowało, że wyglądała całkiem uroczo. Jak dziecko układające klocki, które właśnie dostało w prezencie. Dla uzupełnienia wrażenia wokoło unosił się zapach wiosennych kwiatów. Każdy miał czas, żeby nacieszyć się tym widokiem. W końcu, gdy Gerhard skończył mówić uniosła głowę i wlepiła mówiący wiele wzrok w strażnika. Wzrok, który oznaczał tylko jedno: że znalazła już winowajcę i że tym winowajcą jest Bauer właśnie. Fuknęła.
- To jakieś żarty? Robicie sobie z hrabiego i jego pomocników rubaszne dowcipy?
Jeśli strażnik zamierzał być przerażony, to był to właśnie dobry moment.
- Co to za historia z taniego czytadła dla dorastających panien?
Brwi uniosły się znacząco, świdrujący wzrok badał intensywnie tylną ścianę wnętrza głowy Bauera.
- Ekhm? - To był zaś zdecydowanie dobry moment na martwą ciszę.
- Ależ.. Szlachetna pani… Wasza wysokość… - Pergunda osiągnęła zamierzony efekt, wyglądał na wystraszonego i zagubionego. - To są ustalenia, wszystkie informacje. Daty, adresy, nazwiska…
Hrabianka fuknęła ponownie.
- Nie jestem żadną królewną. Kto was uczył manier?! - wzrok nie przestawał śrubować wnętrza głowy - Co więc to ma znaczyć? - Pergunda wyciągnęła palec do góry na następnie przyszpiliła nim kartki do stołu. - Mamy teraz poszukać Emila Erhardta syna Ebera i Erminy? Jeszcze się pewnie okaże, że takowy tutaj mieszka. Macie pradawny zwyczaj nadawać sobie imiona wedle tych samych liter alfabetu co nazwisko? To brzmi jak straszna historyjka dla praczek opowiadana w zimowe wieczory przy kominku. - Palec ponownie uniósł się w powietrze.
- Tak myślę! - zawyrokowała.
- Wybaczcie, pani, pan krasnolud kazał was tak nazywać. - Biedny strażnik miejski wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. - A imiona, żaden to żart, tak wyszło po prostu, śledczy mogą to sprawdzić.
- Już jestem! - zawołał podchmielony Garil zjawiwszy się z powrotem w sali. Szybko i lekkim zygzakiem wrócił do stolika. Wlepiał teraz oczy w Pergundę bowiem bardzo go interesowało jak hrabianka wygląda gdy myśli.
Hrabianka wyciągnięta niczym struna prezentowała się niezwykle władczo. Jej przeciwnik wydawał się przyparty do muru i bezbronny. Prawdziwą szlachetność poznać można jednakże nie tylko po okazywaniu władzy, ale i po jej nie okazywaniu, gdy już nie ma takiej potrzeby. Uśmiechnęła się.
- Więc co powiecie? - Nagle zwróciła się do strażnika nieomal dobrotliwie.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline