Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2020, 12:56   #26
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
- Och, jak dobrze, że was znalazłem ludzie! - powiedział z przejęciem - Nie wiem co się dzieje! Słudzy demonów chyba zaatakowały monastyr, a ja... chciałem znaleźć swoją rodzinę, ale nie mogłem przedrzeć się i skończyłem w tych lasach... Birgit... co tam stało się? Byłaś w wiosce?!

W jednej chwili w lesie napięcie wzrosło w stopniu, który trudny był do opisania. Brigit, ta sama Brigit która codziennie niemal awanturowała się ze Svenem o to, że luzem psy spuszcza przez co jej kaczki uciekają aż na wyspę na bajorze pośrodku sioła i trzeba je potem z dłubanki zaganiać do zagrody, naraz zerwała się na nogi i cofając się w strachu nieomal wywróciła się o leżące za nią tobołki. W jednej chwili starsza niewiasta uniosła się a w jej dłoniach ze sprawnością godną imperialnych gwardzistów pojawiły się dwa solidnej długości noże. Ząbkowane ostrza obu majchrów wyraźnie dowodziły, że nie służą one do smarowania masłem pajd chleba. Stanęła bokiem, tak jakby odruchowo starała się uczynić z siebie trudniejszy do trafienia cel. Podświadomie. Instynkt łowcy kształtowany przez lata. Lata, które głębokimi zmarszczkami odcisnęły piętno na jej, pięknej niegdyś, twarzy. Tylko mężczyzna zachował spokój, siadając przy ognisku do którego ledwie dorzucił chrustu. Jego chuda, wręcz chorowita, sylwetka nie pasowała do leśnej głuszy, choć ubiór zdawał się sugerować coś zupełnie innego. Odziany w skórzane, traperskie łachy, mógł być jakimś paniczykiem na polowaniu. I mógłby za takiego uchodzić, gdyby nie oczy, które przenikliwym spojrzeniem zmierzyły Svena a później utknęły w przestrzeni gdzieś za jego plecami.

- Zaproś swoich towarzyszy z którymi społem się przez las przedzieracie. Brigit? - pytanie skierowane do młodej wieśniaczki uspokoiło ją. Widać też znali się i rozumieli bez słów, bo skinęła głową odpowiadać na te nie zadane. Uspokajająco.

Sven zrozumiał, że teraz jego kolej, więc odwrócił się przez ramię i krzyknął do pozostałych kompanów. - Hej, pójdźcie tu ino! To swoi!

Może i nieco na wyrost była to deklaracja, ale coś rzec trzeba było by uniknąć nagłego rozlewu krwi a w spokoju męża było coś tak przejmującego, że Sven utracił całą pewność siebie, jaką wlewało mu poczucie skrytego w krzakach Semena. I Bombastusa. Wnet, z ostrożnością dzięki której kozak dożył swego sędziwego wieku, w polu widzenia pojawił się Paczenko ze strzałą nałożoną na cięciwę łuku. Medykus, który również usłyszał wołanie Svena, teraz przedzierał się przez krzaki wiodąc trzy wierzchowce. Idąc czynił taki harmider, jakby w środku lasu rozpoczęła swą próbę orkiestra reprezentacyjna Akademii Imperialnej w Altdorfie. Albo choć jej sekcja perkusyjna. Mężczyzna gestem zaprosił do ognia powstając na powitanie. Stara schowała noże i z wyraźnym oczekiwaniem spojrzała na Semena. Ten, pomimo tego że nadal nie ufał nieznajomym, w końcu zdjął strzałę z łęczyska. Hohenstein, który do ogniska podszedł jako ostatni, dostrzegł leżącego rannego. I z zawodową ciekawością zbliżył się doń.

- Ciężko to wytłumaczyć… - Brigit zaczęła swoją opowieść gdy tylko napięcie opadło w stopniu umożliwiającym swobodniejszą rozmowę. - … bo ludzki rozum tego pojąć nie jest w stanie. Wszystko to zaczęło się w południe!. Zrazu do klasztoru zjechało chyba z dziesięciu zbrojnych, ale tak zbrojnych, że lepszych w drużynach rycerskich nie znajdziesz. A z pyska im tak strasznie patrzyło, że ludziska się w chałupach pozamykali. A potem dzwon na wieży zaczął bić. I tak bił i bił, to się co odważniejsi porwali za co kto miał pod ręką, bo to wiada, że jak dzwon bije to na larum. To ludziska społem pod bramę klasztoru podeszli, ale dalej nikt nie poszedł bo w klasztorze cisza zapanowała. Taka zupełna, że nawet kot nie miałknie. A potem… potem… - Brigit zawahała się, ale wyraźne skinienie głową starej sprawiło, że dalej mówiła - … potem z opactwa wyleźli oni! Cali zbroczeni krwią, lecz to ni ich krew była. I śmiali się, tak strasznie się śmiali. Zwłaszcza ten wielki, łysy. Ten co to popatrzył na nas wszystkich zebranych przed wrotami klasztoru i rozkazał coś swoim ludziom. Bo oni wszyscy się jego słuchali, jako Stwórcy! I ci zbrojni skoczyli na swoje konie i nuże! Na ludzi! To wszyscy w las pierzchlim. Jak kto mógł. Każdy własną głowę ratował. Ja miałam szczęście, że mnie Brunatna uwidziała. - wskazała głową na starą babę, która pokiwała głową. - Znamy się, bo ona czasem zioła… ten no i … razem w las z jej znajomkami się skryłam. I nie wiem co w klasztorze, ale mielim tam iść, nocą dziś sprawdzić, jeno że Walden co to tam leży, ich kumotr, w ucieczce strasznie poszczerbiony. I nie wiada dotrzyma świtu, czy nie. A samego go zostawić w lesie straszno…

Trudno było z tym się nie zgodzić. Leśne głusze rządziły się swoimi prawami, pełne były dzikiego zwierza a mówiło się, że i gorszych jeszcze istot. Z tego też względu ciepłe przyjęcie i ciepło ogniska było dla uciekinierów miodem na rany.

Gdyby jeszcze Sven nie słyszał tej obcej mowy…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline