Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2020, 14:32   #30
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Operacja, choć rzecz zdawała się wręcz nieprawdopodobną w warunkach leśnych ostępów, przebiegła nad wyraz poprawnie. Sprawnie unieruchomiony wedle zaleceń „herr Doctore” ranny nie był w stanie walczyć z przemożną siłą wroga. A sprzysięgli się nań wszyscy. Brigit, Sven, Semen i chudy panicz karzący wołać się Dorianem utrzymywali go w chwilach, kiedy zastosowane znieczulenie nie pomagało. Brunatna, gdy tylko schowała swoje majchry, okazała się być całkiem sprawną pomocnicą i sporo z tego co mówił Hohenstein zdawało się padać na podatne grunta. Kilkukrotnie zdawało się, że pomarszczona niewiasta zacmokała czy to z oporu dla działań Bombastusa, czy to z uznania dla jego fachowości. Rannemu od połowy operacji było to za jedno, bo zemdlał na barłogu, na którym leżał. I jedynie podrygiwania od czasu do czasu dawały znać, że żyje i czuje. A miał co czuć. Hohenstein po całej robocie był pokrwawiony jakby wyszedł z rzeźni i odpowiednio do tego zmęczony. Ale miał jednak satysfakcję. Zadowolenie płynące z tego, że zrobił dla konającego wszystko co tylko w tych warunkach było możliwe.

Nie on jeden widać miał takie zdanie, bo gdy przysiadł zmęczony po robocie pozostawiając opatulenie nieprzytomnego operowanego dwóm niewiastom, złowił pełne uznania. Bo i było co chwalić, albowiem to czego dokonał na tym posłaniu, zakrawało na cud!

- Rzadkość to wielka i szczęście spotkać w głuszy leśnej tak sprawnego medykusa! - pochwała w ustach mężczyzny, który dotychczas pomagał w zabiegach medycznych Bombastusa i przytrzymywał rwącego się co jakiś czas rannego, brzmiała szczerze. Szczerość słów potwierdziła szczerość zachowań, gdy ze skłębionego stosu tobołków wyczarował płaską flaszę i odkorkowawszy podał spracowanemu Hohensteinowi, który siedział przy ognisku powoli dochodząc do siebie po trudnej operacji. - Winniście na dworach swoje usługi oferować a nie po leśnych barciach szczęścia szukać. No, ale wasza to sprawa co tu robicie a szczęście Pszczółki Moresa żeśmy się społem spotkali. Inaczej by pewnie doszedł do rana.

Może i była to prawda, ale Mores zwany Pszczółką nie wydawał się nadmiernie szczęśliwy. Może zwyczajnie był niewdzięcznym sukinsynem? Choć z tego co zostało i nie zostało wypowiedziane przez jego komitylionów, raczej nie było wątpliwości, że usłyszy o swoim szczęściu. Gdy tylko się ocknie. Bombastus zaś myślał cały czas, jakaż to krzywizna ostrza mogła uczynić takie spustoszenie w ciele rannego. Póki co obstawał za toporem lub kosą. Ale pewności nie miał. Nie znał się aż tak na uzbrojeniu.

Operacja, jaka by nie była udana, nie pozwoliła zapomnieć o powodzie, dla którego Sven, Semen i Bombastus znaleźli się w lesie pomiędzy Starymi Brodami a Erbshauen. Oraz o pościgu, który gdzieś tam na szlaku szukał śladu zbiegów. Brigit, Dorian i Brunatna też mieli własne troski na głowie, bo po opadnięciu emocji związanych z ratowaniem szczęściarza Moresa, wyraźnie nad czymś się zamyślili.

- Prawi jesteście, że się dziwujecie iże na taki to przybytek zbrojni rękę swą podnieśli. Nie zwykła to sprawa czasem pokoju sioła napadać a już o naprzykrzaniu się ogolonym łbom tom zupełnie nie słyszał. - Dorian widać nie darzył mnichów aż taką miłością, bo z jego słów ona nie płynęła. Brunatna spojrzała nań koso i warknęła „Zawrzyj mordę!”. Ale mleko się wylało. Po lasach pełno było ludzi, którym nie w smak było coraz to większe się panoszenie sigmarytów z ich wszechobecnym Miłosiernym Panem. Ta czwórka pewnie do takowej zgrai należała. Czemu jednak miast przyłączyć się do napadających na klasztor uciekała?

- Nie mieli ci oni barw żadnych. Każden odziany w to co mu wygodnie, ale na pierwszy rzut oka widać było, że wygodnie im w kolczych pancerzach, łuskowych przeszywanicach i podbijanych jakach. A w pochwach i przy pasie brzęczało żelaza tyle, że i hufiec akhamski więcej by nie dźwignął! - Brigit podjęła temat, wyraźnie chcąc zmienić temat. By słowa Doriana przykryć dalszą opowieścią. Ogień wesoło trzaskając płonął oświetlając całą siedzącą przy ognisku szóstkę. I stojące opodal, skubiące trawę ale uwiązane do niewielkich sosenek wierzchowce. - Nie mieli znaku żadnego, ale kilkoro z nich nosiło czerwone szaty inkwizytorów! Inkwizytorów!! W naszym klasztorze!! I jeszcze wołali między sobą, że nigdy jeszcze Rzeźnik takiej rzezi nie uczynił. To musiał być On sam, Osławiony Rzeźnik z Nuln! I jego justycjariusze! Ale co by oni w klasztorze mieli robić? I czemu mieli by na nas, zwykłych kmiotków napadać? Alibo po co dzieciska brać w jasyr? Bo przecie tych co nie zbiegli, to w pęta wzięli. I na północ z nimi pojechali. Ale z tych co uciekli to do wsi popowracali ludziska. Ale ja nie wracam! Ja bym wam radziła…

Co by radziła Brigit pozostało zupełną tajemnicą wieczoru, albowiem w jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy. Semen, któremu trudy też dały w kość, zareagował pierwszy skacząc w cień z krzykiem do swoich towarzyszy „Chodu!”. Brunatna i Dorian już byli w ruchu, dobywając oręża, choć jeszcze nic nie wskazywało by na to, że zgromadzonym przy ognisku grozi jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Wnet społem z Semenem przywarli do milczących, trwożnie strzyżących uszami wierzchowców. To właśnie ich nagłe podenerwowanie, parsknięcia nie zwykłe w wieczornej porze wypoczynku, ostrzegły Semena, Brunatną i Doriana. Pozostawieni przy ognisku Brigit, Sven i Bombastus podnieśli się jedynie w porę, by w blasku bijącym od ogniska dostrzec biegnących ku nim pięci odzianych w skóry napastników. Dzierżących ciężkie włócznie zdolne przebić szarżującego odyńca. I trzech innych biegnących wolniej, kryjących się za tarczami. Ci w prawicach dzierżyli solidne siekiery. A ich spracowane ręce sprawiały wrażenie takich, które są biegła w ich używaniu.

Zabiegająca od tyłu parka wielkoludów uzbrojonych w solidne młoty o drewnianych styliskach nabijanych guzami, zdawała się do siebie bliźniaczo podobna. Półnadzy do pasa, o wytatuowanych torsach na których w rytm ich kroków grzechotały jedynie wisiory z kłów pokonanych. Pewnie były tam i ludzkie, ale nie było nad tym jak debatować, bowiem odcinając wszystkim drogę ucieczki wielkoludy ruszyły do ataku na stojących przy ognisku z wzniesionymi do góry młotami. I z rykiem na ustach. Dołączając tym samym do swoich rozwrzeszczanych kompanionów z krzykiem - Zajebe!!!



****


Z uwagi na dynamikę sytuacji proszę każdego Gracza o 5 k 100. Powodzenia.
.
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline