Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2020, 11:03   #117
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith
Centrala była wyjątkowo spokojna w ostatnim czasie. Prawdopodobnie dlatego, że Magica Icaria jako organizacja była wyjątkowo niespokojna, co rozrzuciło jej główne siły i skupienie na wszystkie zakątki galaktyki.

Lot nawet szybkim statkiem zajął Eidith dłuższą chwilę, którą musiała spędzić na osobności ze swoją niewielką obstawą: Fernando i Yse. Do końca dochodzenia mogą zostać bliskimi przyjaciółmi…

Doc o dziwo przyszedł odebrać swoich gości z lądowiska. Eidith pamiętała go jako zmęczonego człowieka który miał dość pierdolenia wszystkich dookoła, jednak mimo swojego przemęczenia zawsze był zwycięski. Jego wyjebanie i brak cierpliwości wywodziły się ze świadomości, że co by się nie spierdoliło i tak będzie pod jego kontrolą, a na pewno się spierdoli, bo wszyscy wokół niego byli bezwartościowi.

To się zmieniło. Wyglądało na to, że Doc poddał się dość dawno temu. Dalej miał wyjebane, ale jego psychiczny pancerz skruszył się pod naporem lat. Nie kontrolował już spadających mu na głowę porażek innych, a zamiast tego dawał im się nieść z prądem, odklepując dzień za dniem, nie przejmując się konsekwencjami. Być może zdał sobie sprawę, że nie był tak utalentowany jak mu się wydawało. W końcu rzeczy, na których zależało mu najbardziej, prześlizgnęły się między jego palcami.

- ..Eh… - leniwie wyciągnął notes z kieszeni i przewinął go o kilka stron. - Obiekt zero jeden dwa siedem cztery jeden, czarna owca stale poddana samozapłonowi… generator czwarty. - wyczytał z notatek, pomijając przywitania. Odwrócił się i zaczął prowadzić we wskazanym kierunku.
Eidith już nie miała swojej kolczastej kurtki, jedynie swoją garsonkę, tą samą fryzurę i ciemne okulary.
- To ciekawe że, wiesz co chcę robić zanim ja to wiem. Doc, opowiedz mi przy okazji co robiłeś podczas oblężenia na aspekt śmierci i kogo widziałeś. - Odpaliła papierosa i sama wyciągnęła mały notesik i ołówek.
- Mors mówiła, że chcecie ją zobaczyć. - jak wiele nietypowych przypadków, płonąca kobieta musiała być pod opieką Doca. - Prowadziłem skrzydło szpitalne. Widziałem rannych. Wyślę ci potem listę osób, które trafiły pod moją opiekę. Kojarzę, że w pewnym momencie dostaliśmy kilku żołnierzy cesarstwa, których nikt nigdy nie wypisał.
- Tobie by się przydało jakieś spa Belly, wyglądasz jak fekalia. - Stwierdziła po krótkim namyśle kostucha notując co powiedział Doc. - Powiedz mi czy widziałeś jakieś zielonoskóre xeno podczas oblężenia? Dobra odpowiedź to kolacja ze mną. - Posiliła się na tą śmieszną motywacje.
Doc przewrócił oczami szukając najgorszej możliwej odpowiedzi na to pytanie, po czym zawiesił się z pytaniem, czy na pewno nie ma lepszej. - Wedle mojej wiedzy na okręcie powinno być tylko dwóch Xeno. Twoja jaszczurka i twój Tobor. - Yse wzruszyła ramionami, słysząc komentarz. - Skoro Cesarscy weszli nam na okręt, może była z nimi? - w jego głosie nie było żadnego przekonania. Nie interesowało go to.
Widocznym było że ten zniszczony człowiek nie ma ochoty na gierki. Kostucha zapisała to co powiedział w notesie, po czym zapytała:
- Mhm… a gdzie znajdę tych cesarskich którzy nie zostali wypisani? Chciałabym z nimi porozmawiać. - Przemówiła chowając notes, po czym szepnęła do Yse.
- Znajdź Alice i przyprowadź ją do mnie. Zaznacz, że to nie jest prośba. - Zewnętrzną stroną dłoni pogłaskała ją po policzku. “Damn” pomyślała Eidith, nawet po tak długim czasie Yse wygląda dla niej niezwykle smakowicie.
- Teraz? - zdziwiła się Yse.
Doc spojrzał na Eidith równie wkurwiony co zmęczony. - Szpital na arce nie funkcjonuje, od kiedy arka zadokowała. Jak przyniosę dane, to sobie poszukasz. - odpowiedział.
Eidith uśmiechnęła się delikatnie na słowa Doca po czym przemówiła do Yse.
- Tak teraz. Skarbie, czy ja się zająkałam? - Zbliżyła się do Xeno, jakby nie było żadnej innej istoty w pobliżu. - Albo nie… masz racje najpierw załatwmy sprawę kocicy, przepraszam Yse. Możesz też wpłynąć na jej decyzje gdyż to twój element. - Odsunęła się od niej, po czym zwróciła do Fernando. - Fernando, możesz mi parę słów powiedzieć o tej palącej się niewiasty? Wiesz za które sznurki nie targać by ją przekonać i tym podobne. -
Fernando zastanowił się przez chwilę. - Miała rzecz do naszej poprzedniej szefowej. Przebudziła się, chcą ją chronić, od tamtej pory wiecznie płonie i wyje. Więc może to o niej coś powspominaj? Mieliście jakieś wspólne misje? - zaproponował Fernando. - Albo daj mi rozmawiać i spróbuj wcisnąć swoje pytania pomiędzy? Tylko muszę wiedzieć, gdzie chcesz dyskusję prowadzić.
- Chce ją zwerbować to chyba jasne i w miarę możliwości powstrzymać ją przed staniem się kompletną bestią. Życie w zamknięciu to nie jest życie. Już raz ją ratowałam, choć pewnie tego nie pamięta, więc chce to zrobić ponownie. - Postanowiła Eidith. Doskonale wiedziała jak to jest być trawionym przez gniew i bezsilność, ale ona niegdyś potrafiła to ukierunkować za pomocą swojego mistrza. Ma nadzieje że uda jej się to samo z kocicą.

Doc zaprowadził zgromadzenie w głąb stacji centralnej, do jednego z jej wielu generatorów energii. Tam znajdował się ogromny, metalowy piec z zamykanymi kołowrotem drzwiami.
- ...otworzyć… - ledwo wydał z siebie Doc, a zgromadzone w pomieszczeniu owce pośpiesznie zeskoczyły z foteli i ruszyły do kołowrotu. Po kilku minutach walki, drzwi były otwarte. Z każdym krokiem gdy owce rozsuwały metalową przegrodę, dochodzący z wnętrza dźwięk krzyku narastał. Gdy już drzwi otworzono na oścież, wewnątrz znajdowała się płonąca niebieskim ogniem kobieta, krzycząca z bólu wniebogłosy.
- ...powodzenia… - wyrzucił tylko z siebie Doc i czym prędzej ewakuował się z hałaśliwego pomieszczenia.

Fernando chciał zacząć rozmowę, ale nie wiedział jak to dokładnie ugryźć. W końcu spojrzał pytająco na Yse, która westchnęła i wdrapała się do środka pieca. Stanęła za kobietą i przytuliła ją, powoli odprowadzając od niej ciepło. Po kilku chwilach dziewczyna już nie płonęła w ogóle, choć krzyczała jeszcze parę sekund, nim doszło do niej, w jakim jest stanie.
- Jak się czujesz, mudmoiselle? - spytał Fernando, kłaniając się lekko.
- Nie...nie...to tak nie może być. - zaczęła panikować i próbować odepchnąć od siebie Yse. Była jednak zbyt mała i wiotka, aby móc walczyć z xeno.
- Przepraszam? - zdziwił się Fernando.
- Zoan mówił… korupcja to nasze cechy. Jeżeli moja to cierpienie, muszę cierpieć. - tłumaczyła, maniakalnie próbując się wyrwać od Yse.
Fernando obejrzał się na Eidith zamyślony, po chwili jednak sam wpadł na pomysł. - Dzisiaj będziesz cierpieć inaczej. - powiedział do dziewczyny enigmatycznie. - Staramy się rozwikłać śmierć naszej byłej liderki. Myśleliśmy, że możesz nam w tym pomóc.
Dziewczyna natychmiast zalała się łzami. - Ah...w ten sposób…

Potrzeba było chwili, aby rozmówcy byli w stanie kontyuować
- Ona… ona zachowywała się jak zwykle. Była dedykowana misji… - kręciła głową dziewczyna. - To nie było zaplanowane. Nie wiem, co ją tknęło, ale na pewno wbrew jej woli!
- To jest moje obecne zadanie. - Odezwała się Eidith. - Dowiedzieć się kto to zrobił Sarii, i bardzo powoli go zabić. - Kostucha zbliżyła się do kocicy, wyjęła małą białą chusteczkę i przetarła jej łzy z twarzy. - Nie wiem czy mnie pamiętasz, ale spotkaliśmy się na platformie przed aspektem śmierci. Byłam wtedy… bardziej mechaniczna? Nieistotne. Chciałabym byś do mnie dołączyła w tym śledztwie. - Kiwnęła głową na Yse, że mogła już ją puścić. - To co ci powiedział Zoan… to zapewne prawda. Ale kto powiedział że masz cierpieć sama? Nie lepiej podzielić się tym cierpieniem z naszymi wrogami? Widzisz moją korupcją jest śmierć, a jednak rozdaję ją tym którzy myślą, że przed nią można uciec. Jak już mówiłam nie musisz cierpieć sama. - Wystawiła do niej dłoń by za nią złapała.
Dziewczyna z wachaniem zaczęła wyciągać dłoń. W tym czasie Yse wzruszyła ramionami, puszczając ją, tak jak przyzwoliła na to jej szefowa. Dziewczyna natychmiast zajęła się ogniem, wijąc się ponownie z bólu.
Yse spojrzała na nią nieco zmieszana. - ...To może zabiorę ją do nas? - zaproponowała, po chwili namysłu.
Kostucha uniosła brwi widząc jak ponownie dziewczyna stanęła w płomieniach.
- Dear oh me. Dobra sugestia Yse, masz na nią dobry wpływ. - Schowała chusteczkę do wewnętrznej kieszeni. - Fernando mój drogi, znajdź Alice i przyprowadź ją do mesy oficerskiej. Jak będzie mieć jakieś animozje od razu mnie powiadom i powiedz gdzie jesteście. Ja w tym czasie coś zjem. Coś ci zamówić? -
- Jeszcze tutaj nie byłem, więc zdam się na ciebie. - odpowiedział Fernando, kłaniając się i rzucając za siebie kapelusz. Chwilę później go tutaj nie było…
...aż Eidith wydostała się windą na powierzchnię, gdzie czekał na nią Fernando z Alice, która wachlowała się garścią dokumentów.
- Od Doca, czego chcesz? - spytała najmniej ulubiona koleżanka Eidith, oddając jej trzymane przez nią papiery. Lista zawierała nazwiska i zdjęcia wszystkich agentów wojska Cesarskiego, którzy walczyli razem z Eidith na platformie przeciwko December. Poza nimi, podkreślony przez Doca, na liście znajdował się również Vlad. Każda osoba na liście miała przypisany powód wizyty. W przypadku cesarskich, były to różnego rodzaju obrażenia. W przypadku Vlada powodem było “nie wiem kurwa, wpisz coś za nim ci zajebie, muszę tam wleźć”.
Eidith odebrała dokumenty, po czym od razu przemówiła.
- Zapraszam cię na obiad. Chcę porozmawiać na temat Sarii. - Odparła chwilowo odpuszczając jej że się nawet nie przywitała a co więcej walnęła do niej “czego chcesz”.
- Już jadłam. Mów co chcesz, robota na mnie czeka. - odpyskowała, wyjmując z kieszeni na zadzie paczkę fajek. Włożyła jedną w usta i po namyśle wychyliła ją do reszty, oferując peta.
- Yea. Wolałabym byś była do mnie grzeczniejsza. - Uśmiech Eidith zniknął kompletnie, patrzyła jedynie na Alice z uniesioną brwią. Nie była pewna czy pyskowała do niej bo nie widziała z kim rozmawia, czy właśnie dlatego że dokładnie wie z kim rozmawia. Trochę to konfudowało kostuchę.
- Dobrze zatem. Co robiłaś ty i Saria w czasie oblężenia. Z kim rozmawiała Saria, z kim się widziała. - Poczęstowała się w końcu papierosem.
- Kurwa, to dawno było… - Alice schowała fajki do kieszeni i wyjęła zapalniczkę. Rozpaliła zarówno swój jak i Eidith, po czym zastanowiłą się przez chwilę. Wyraźnie szukała informacji, jak i słów, którymi chce je przekazać. Ponownie odezwała się dopiero pół fajki później. - ...Widzieliśmy się z Zoanem...Był z nim Tim, jak Saria gadała z Timem, ja i gorąca poszliśmy do szatni. Jak Saria do nas wróciła na wizytę chciał wpaść Vlad ale dostał butelką w mordę...a może to było już po walce. Chyba był wtedy pijany. - zastanawiała się. - Zwykle byłam z Sarią, Fred czasem był z nami, czasem nie był, bo faceta wszędzie nie wpuścimy. - Fernando przytaknął na ten komentarz. - Po walce pamiętam, że widziałam też jakąś zieloną xeno ale to chyba ta twoja była. Szukała Zoana ale kazałam jej spierdalać, bo biskupi byli na posiedzeniu. Tyle.
- Vlad wspominał po co chciał wpaść? Czy tylko zobaczyć jak się przebieracie? - Kostucha zaciągnęła się dymem z papierosa, po czym wypuściła go nosem.
- Też pamiętam tą zieloną ale to nie była toborka. To także staram się ustalić kim była i jak się znalazła na arce. -
Alice wzruszyła ramionami. - Za cholerę nie pamiętam. Xeno to u nas rzadkość, ktoś gdzieś będzie ją miał na jakiejś liście. Zoan, Tim, Klaus albo ktokolwiek był kwatermistrzem na tamtym okręcie.
Eidith pomasowała się po skroni. Wyglądało na to że będzie musiała zawrócić głowę Zoanowi, ale zostawi to jako ostateczność.
- Dobrze dziękuje Alice jesteś wolna. - jej głos wydawał się zrezygnowany. Powstało więcej pytań niż odpowiedzi. Zaczęła mieć problem z priorytezowaniem swoich dalszych działań.
- Fernando chodźmy coś zjeść, źle mi się myśli o pustym żołądku. - Zaleciła Eidith.
Alice wzurszyła ramionami. Wyjęła zza pasa masywny magnum i przystawiła sobie do skroni. Pociągnęła za spust, broń odpaliła z hukiem, a nim Eidith się zorientowała, Alice już tutaj nie było.
- ...Kiedyś tak nie robiła. - Fernando podrapał się po podbródku. Yse tylko westchnęła. - To ja będę czekać z nią na statku. - stwierdziła, podrzucając swój bagaż na plecach.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline