Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2020, 11:36   #6
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wizyta u Boba nieco się przedłużyła i James wrócił do domu sporo po dwudziestej. Dzieci bawiły się w salonie, a Evelyn krzątała się w kuchni.
- Dzień dobry... - powiedział, niezbyt głośno, James.
- Dobry wieczór - Odparła kobieta, z lekkim uśmiechem, zabarwionym przekąsem, spoglądając na Jamesa.
- Witaj... - Podszedł do kobiety i pocałował w policzek.
- Jesteś głodny? Chcesz kolację? - Spytała Evelyn, po czym wskazała dłonią na jakiś garnek - Jeszcze trochę zostało…
- Bardzo głodny... - Przyciągnął ją do siebie i pocałował w szyję, równocześnie kładąc dłoń na jej pośladki. W odpowiedzi zaś usłyszał jej mruknięcie zadowolenia. Po chwili jednak i pacnęła go dłonią po ramieniu.
- Dzieci są obok… - Szepnęła.
- Będziemy cicho - zapewnił ją, równocześnie sięgając dłonią pod jej spódnicę.
- Jaaameees… - Opierała się Evelyn - ...nie myłam się…
Pieprzyć to, pomyślał.
- Nie przeszkadza mi to - powiedział szczerze. - No to chodźmy się umyć, jeśli musisz…
- Albo szybki numerek tutaj? - Powiedziała kobieta, figlarnie przygryzając usteczka - Tylko zamknij drzwi na klucz…
James nie odpowiedział, tylko zamknął drzwi. I sprawdził, czy na pewno nie można ich otworzyć. Co prawda ewentualni widzowie by mu nie przeszkadzali, ale rozumiał niechęć Evelyn do zbyt wczesnego uświadamiania dzieci.
Wrócił do kobiety i ponownie ją pocałował. Uniósł jej spódnicę. Wdówka odwzajemniła pocałunek, po czym minimalnie stanęła w rozkroku, dając lepszy dostęp do interesujących Jamesa miejsc jej ciała…
- Pyszności... - mruknął i, korzystając z ułatwienia, sięgnął dłonią między uda kobiety. Palce Jamesa zabrały się za sprawdzanie gotowość Evelyn do wspomnianego numerka. Cienki materiał majteczek kobiety, nie zdradzał jednak nic szczególnego… choć uśmiech na ustach Evelyn, i jej odrobinkę szybszy oddech, świadczyły już o czymś innym. Wdówka z kolei, pogładziła dłonią krocze mężczyzny przez spodnie.
- To jakbyś chciał? - szepnęła.
Palce Jamesa wsunęły pod majteczki, po czym zaczęły wędrówkę w poszukiwaniu czułych miejsc na ciele kobiety.
- A może ty masz ochotę na coś specjalnego? - wyszeptał jej do ucha.
- Jak chcesz możemy od tyłu… mmmm… - Evelyn zamruczała, gdy palce Jamesa dotarły do jej kobiecości.
- Chętnie... - Ponownie ją pocałował, tym razem w szyję. W tym samym czasie jego palce kontynuowały swą działalność, to trochę wsuwając się do środka, to wędrując w okolicach wejścia.
Drugą dłoń intensywnie zajmowała się pupą kobiety. Po kilku chwilach, wdówka sama wsunęła swoje dłonie pod spódniczkę, i zsunęła majtki w dół, a te opadły u jej stóp.
- Wyciągnij go… - Mruknęła ze słodkim uśmieszkiem.
Takiej prośbie w takiej sytuacji nie można było odmówić, więc James zaczął się zmagać z zapięciem spodni. Jedną ręką, bowiem drugą nie przerywała pieszczot. Mimo tego utrudnienia już po chwili gotów do działania 'oręż' Jamesa ujrzał światło dzienne. Ich usta złączyły się szybko w pocałunkach, a James pieścił jeszcze dłuższą chwilę kobiecość Evelyn, ona z kolei pieściła w dłoni jego męskość.
- Dłużej nie wytrzymam… - Szepnęła kobieta, i odwróciła się, wypinając zachęcająco tyłek.
James nie wahał się nawet przez ułamek chwili. Już od pewnego czasu był gotowy, więc z zapałem wszedł w wilgotne wnętrze, równocześnie chwytając kobietę za biodra.
- Och… - Cichutko jęknęła kobieta, przyjmując go w siebie, i lekko pochyliła się bardziej do przodu.

* * *


Parę godzin później, gdy dzieci Evelyn już spały, James ponownie zaczął dobierać się do Evelyn.
- Muszę się tobą nacieszyć - powiedział. - Rano muszę wyjechać. Evelyn zastygła w pół ruchu, po czym spojrzała z dosyć poważną miną na Jamesa.
- Wyjechać? - Powtórzyła po nim.
- Bob załatwił jakąś robotę, kawałek stąd - odparł. - Za Jefferson City. Dwa, może trzy tygodnie.
Wdówka ciężko westchnęła, a w jej oczach aż... zamigotały łzy?
- Ale wrócisz? - Powiedziała.
- Spróbuję... - Udzielił jedynej odpowiedzi, jaka mogła paść w tej chwili. - Ale sama wiesz...
- A co to za robota? - Padło kolejne pytanie z jej strony.
Pokręciło głową.
- Nie znam szczegółów - powiedział. - Podobno zyskowna. Równie dobrze może się okazać, że stracimy czas.
- Nie lubię Boba… przez niego cię stracę? - Powiedziała z markotną miną, spoglądając prosto w oczy Jamesa.
- Zobaczymy... - odparł. - Bob to prawdziwy przyjaciel. Ale proponowałbym cieszyć się chwilą obecną, a nie myśleć o tym, co może się stać. - Uśmiechnął się do niej, po czym przyciągnął ją do siebie. - Wykorzystajmy to, że jesteśmy tu i teraz... a dzieci śpią.
- To możesz się w spokoju spakować - odparła Evelyn marszcząc brewki - Najpierw obowiązek, potem przyjemność?
- Zdążę... - zapewnił, ale odsunął się o pół kroku. Nie wyszedł jednak z sypialni, chcąc dać jej czas na zmianę decyzji.
- Idę się napić. - Evelyn podjęła zgoła całkiem inną decyzję, jak na tą chwilę, i sama ruszyła do drzwi.
- A ja się spakuję - odparł James, schodząc jej z drogi. - Zobaczymy się rano.
Na ostatnie słowa Jamesa, kobieta wprost zbiegła po schodach na dół…

James odetchnął głęboko, po czym, powoli, ruszył za Evelyn. Zdawał sobie sprawę z tego, że sytuacja się zbytnio skomplikowała, ale przecież nigdy nie ślubował jej miłości i wierności. I że zostanie w Woodbury do końca życia. Dobra zabawa w łóżku i tyle.
Dobrego wyjścia z tej sytuacji nie było. A przynajmniej on jej nie widział. No chyba że zdecydowałby się zostać z Evelyn na stałe. A to... Raczej nie był na to gotowy. Fakt - lubił ją. W łóżku była dobra, a wigoru mogła jej pozazdrościć niejedna młódka. Ale czy to byłaby solidna podstawa dobrego związku? Wątpił.
Poza tym świat pełen był młodszych i starszych kobiet, które chętnie grzały mu łoże i umilały wieczory i poranki tudzież, niekiedy, inne pory dnia. Dlaczego, póki jeszcze był pełen sił, miałby się ograniczać do jednej?
Był też przekonany, że za miesiąc, dwa gorąca wdówka znajdzie sobie pocieszyciela. Nawet teraz niejeden spoglądał na nią łakomym wzrokiem.
Ale to nie znaczyło, że mają się rozstawać w gniewie.
Wszedł do kuchni. Evelyn siedziała na blacie kuchennym, już pijąc prosto z flaszki. Po jej policzkach ciekły łzy.
- Przepraszam cię... - powiedział, a kobieta odwróciła od niego wzrok, wpatrując się w ścianę.
- Nie możemy się w taki sposób żegnać. - Położył dłonie na jej ramionach.
- Zobaczymy… - Mruknęła po chwili, nadal na niego nie spoglądając.
- Evelyn... Postaram się wrócić... - powiedział.
Czy była to prawda? Sam nie był tego pewien.
- Mhm - Stwierdziła, jakoś nie bardzo przekonana, ale już na niego spojrzała.
- Pomożesz mi się spakować? - spytał.
- Mmhh - Coś tam sobie znowu prychnęła pod noskiem, po czym… lekko go kopnęła stopą w skarpetce po biodrze.
- A spróbuj nie wrócić bogaty - Powiedziała, nieco krzywo się uśmiechając.
- Postaram się - odparł. - Chodźmy do góry - zaproponował, równocześnie zabierając jej butelkę i odstawiając ją na stół.

* * *


James był przygotowany, jak zawsze, na szybkie opuszczenie miejsca pobytu. I zwykle nie miał zbyt dużego bagażu. Nie przywiązywał się ani do miejsc, ani do przedmiotów.
Jedyny wyjątek robił dla broni.

- Ile się tego nazbierało... - mruknął z niedowierzaniem, patrząc na górę różnych dupereli, jakie zgromadził podczas półrocznego pobytu w Woodbury. Niektóre miały jakąś wartość, inne tylko sentymentalną. Wszystko to postanowił zostawić. Najwyżej, jeśli James nie wróci, Evelyn wszystko sprzeda. Albo wyrzuci, ledwo James opuści próg domu
- Zabieram tylko to - powiedział, odstawiając pod ścianę broń i wypchany plecak. Zrobił krok w stronę Evelyn, lecz ta udała, że tego nie widzi.
- Kto jeszcze jedzie? - spytała. - Bob, ty...?
- Gładki, Klara i medyczka - odparł.
Widać było, że informacja o ostatniej uczestniczce wyprawy nie przypadło Evelyn do gustu.
- Niedoświadczona medyczka? A nie doktor Flynn? Teraz już wiem... To nie chodziło o robotę! Poleciałeś na ładne cycki i młodą dupę!
James nie zaprzeczył, bo nie zdążył.
- Ty draniu! - Evelyn podniosła głos. - Nigdy nie powinnam wierzyć tym twoim gadzim oczkom! Wiedziałam, suczy synu, że interesuje cię tylko mój tyłek, wiedziałam! Precz! I nie pokazuj mi się na oczy!
Evelyn pochyliła się, a potem koło głowy Jamesa przeleciał i trafił w ścianę ciężki, skórzany, domowej roboty pantofel.
- To nie... - zaczął James, lecz Evelyn nie słuchała.
Gdy kolejny pocisk poleciał w stronę Jamesa, ten chwycił swoje rzeczy i zdezerterował
Przypominanie, że Evelyn równie chętnie rozkładała nogi, jak on korzystał z tego zaproszenia, zdało mu się działaniem nieskutecznym i zdecydowanie niekulturalnym. Podobnie jak i przypomnienie, że nigdy nie ślubował jej miłości i wierności. Zapewnienia zaś, że to nie cycki Oriany skłoniły go do wzięcia udziału w tej wyprawie, też niczego by nie zmieniły.
Założył plecak, po czym ruszył w stronę warsztatu. Miał nadzieję, że mimo późnej pory Bob go przygarnie.
 
Kerm jest offline