Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2021, 17:43   #111
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cienie się ukryły… zapewne by się przegrupować. I przygotować następny atak na drużynę awanturników. A Imrę przeczucie nie myliło, bo gdy z Kvaserem docierali do drzwi komnaty nawigacyjnej, Statek zaczął dramatycznie informować.
- Skirglet i jego wierzchowiec są atakowani!
Zapewne przez cienie skoro Statek nie potrafił określić rodzaju przeciwnika. Na szczęście dla ich przewodnika większość drużyny znajdowała się obecnie na pokładzie… kilka kroków od drzwi do komnaty nawigacyjnej. A dwójka z członków załogi biegła już tam.
I dlatego Imra i Kvaser wkroczyli tam pierwsi zastając Skirgleta zagonionego w kąt i broniącego się przed atakami dwóch cienistych sylwetek wynurzających się z podłoża.
Jego dwa magiczne miecze cięły powietrze z szybkością błyskawicy, acz niziołek walczył z defensywnie… co mogło być wywołane… niekompletną garderobą poniżej pasa. Gadzina zaś schowała się pod stołem, dobrze wiedząc że pazury i kły są bezużyteczne przeciwko istotom zbudowanym z ciemności.
Imra parsknęła śmiechem. Powinna od razu rzucić się do przodu, ale nie mogła się powstrzymać. W końcu jednak zamachnęła się doskakując do cieni.
Kvaser spojrzał na Skirgleta z obrzydzeniem. Normalnie ta scena nie zrobiłaby na nim wrażenia, nie takie rzeczy widywał w różnych miejscach. Brzydził go sam Skirglet, brzydził fundamentalnie i silnie.
Niziołek doskoczył do tego cienia, którego nie atakowała Imra i uderzył silnym ciosem.
Zaraz za nimi do sali wpadł rozpędzony Wędrowiec, zamachując się na jeden z cieni długim ostrzem.
Trzy ciosy… ostrza przeszyły cienistą materię. Atakująca Imra poczuła jak oręż przechodzi przez cień jak przez mgłę. Fortuna tym razem dopisała Kvaserowi i Bezimiennego. Ich bronie dosięgły ulotnej materii cieni i zadały im śmiercionośne ciosy. Dwa z głowy… zostały dwa, gdzieś w okręcie.
- Co się tu do cholery odwala?!- wrzasnął tymczasem Skirglet rozwścieczony faktem, że był celem napaści. Zupełnie zapomniał o opuszczonych w dół spodniach.
- Zostaliśmy zaatakowani, ot co - Imra odpowiedziała ciągle szczerząc zęby z rozbawienia. - Wciągaj spodnie złociutki to może stracą zainteresowanie.
- I daliście im wejść na pokład? Spodziewałem się po was więcej. - burknął Skirglet zabierając się za szukanie spodni… obecnie znajdujących się pod stołem.
- Jeszcze dwójka została - fuknęła Imra odwracając spojrzenie od niziołka ku kątom i ścianom pomieszczenia. - Idziemy na pokład tam będzie im trudniej nas zaskoczyć.
Kvaser oparł miecz na podłodze. Chociaż w dalszym ciągu otaczała go aura płomieni, to słychać było syk z jego skóry, jak po chłodnym metalu, a ciemne, dymne sylwetki duchów rozwiały się. Niziołek wyglądał na lekko zmęczonego.
I na solidnie zażenowanego, czy nawet obrzydzonego przewodnikiem, jednak milczał.
- Strasznie defensywny ten wasz plan.- mruknął Skirglet ostentacyjnie ignorując Kvasera i ze spodniami na ciele ruszył przodem wraz ze swoim dinozaurem. Wędrowiec zaś dostrzegł niewielką, prawie pustą fiolkę. Prawie, bo kilka kropelek było w niej.
Automaton, zupełnie ignorując niziołka, sięgnął po fiolkę i powąchał jej zawartość, próbując ocenić, czym tym razem naszprycował się ich przewodnik. Wciąż nie odsyłał ostrza, gotów uderzyć w pierwszego cienia, który spróbuje wyłonić się ze ścian.
Czerwone niczym krew kropelki cieczy… która nie wydzielała zapachu, podsunęły konstruktowi podejrzenie czym może być ten płyn. Agonium zwany też płynny bólem, drogi narkotyk z uwagi na sposób jego wytwarzania, jak i wymagający specyficznego gustu. Zgodnie z nazwą agonium był bólem torturowanych myślących istot, skondensowanym i skroplonym. Automaton skrzywił się lekko, po czym schował fiolkę do bandoliera.
- To na co czekamy?- mruknął Skirglet nieświadom działań Bezimiennego, gdyż zajęty był wyciąganiem spod stołu swojego jaszczura, który ukrywszy się znów tam, nie był chętny do opuszczenia swojej kryjówki. A osobisty ochroniarz Imry, prężąc muskuły opierał się o włócznię pilnując wejścia do sali nawigacyjnej.

Tymczasem na pokladzie przebywał ranny zaklinacz i chroniąca go łuczniczka. Póki co cienie nie wynurzały się z podłogi, być może skupiły się na druidce, która pozostała pod pokładem polując na nie. Być może, kto wie?
- Zostały jeszcze dwa cienie. Mmho, Harran macie jakieś pomysły? Zaraz gdzie jest Vaala? - Imra wyszła na pokład i fuknęła spostrzegając brak druidki. Undine była teraz łatwym celem.
- Nie wiem, jak wywabić cienie i skłonić je do wyjścia ze ścian - odparł Harran. - Zapewne by trzeba wysłać kogoś na wabia.
Wychodząc na pokład, Wędrowiec rozejrzał się, przeliczając obecnych.
- Destiny, wezwij Vaalę na pokład. Jaki jest jej status? - rzucił w przestrzeń, po czym zwrócił się do towarzyszy - Harranie, może będziesz w stanie przyzwać coś radzącego sobie z niematerialnym wrogiem?
- Członkini drużyny Vaala przebywa na ładunkowym i go przeszukuje.- potwierdził Statek
Kvaser idąc za wędrowcem, czy raczej snują się dziwnie cicho jak na siebie - zawsze gdy wychodził z szału wyglądał na dużo spokojniejszego.
- Coś się znajdzie, ale lepiej się odsuńcie - powiedział zaklinacz, po czym przywołał enigmatyczną istotę, psychopompa księżyca. Wyglądał niezbyt przyjaźnie, ale był nad podziw skuteczny.
- Gdzieś tu się kręcą dwa cienie. Znajdź je i unicestwij - polecił Harran.
- Niezły pomysł - Mmho pochwaliła pomysł na przyzwanie istoty. Miała nadzieję, że załatwi to ich problem, bo przelatujące przez niematerialne istoty strzały, mogłyby być co najmniej kłopotliwe.
Imra patrzyła na psychopompa z smutkiem na twarzy. Był cudowny. Wizerunki jego i mu podobnych były na witrażu w kaplicy Pharasmy którą tak często odwiedzała wraz z rodziną. Byłby też obietnicą, ale jego zadanie już jej nie dotyczyło. Zamiast tego bez poddaństwa temu który go przyzwał pewnie by rozprawił się z Lordem i jego szkieletami… a nią by pogardził. Półelfka uśmiechnęła się krzywo bawiąc się pierścieniem pod rękawicą.
Obdarzony czarnymi kruczymi skrzydłami humanoidalny szkielet z długim ogonem spojrzał w kierunku Harrana. Jego oczy ukryte za kruczą maską spojrzały na Harrana jakby go chciały przeszyć na wylot. Ktoś nieobeznany z tym stworzeniem mógłby to uznać, za oznakę gniewu i wrogości, ale psychopompy były ponad takimi trywialnymi emocjami. Stwór przywołał z niebytu swoją kosę i ruszył powoli w kierunku zejścia pod pokład, po drodze znikając z oczu wszystkich poza magiem, który nadal dostrzegał zarys jego postaci schodzącej w dół.
- Acha… - wtrącił niziołek-przewodnik.- Ja bym to uznał za plan awaryjny… a jaki jest wasz główny plan.
Kvaser spojrzał na przewodnika z dziwną powagą, zmieszaną z odrazą, zamyśleniem i czymś jeszcze, dużo mniej określonym. Nie odezwał się ani słowem, zakładając ręce na piersi i kołysząc się lekko, lecz nie spuszcza… zeń ciężkiego spojrzenia. Wyglądał na zamyślonego.
- Jak długo możesz utrzymać tego przyzwańca Harranie? - Imra spojrzała na zaklinacza pytająco.
- Parę minut - odparł. - Mam nadzieję, że w tym czasie zdąży je dopaść - dodał.

Minęło parę cierpliwego czekania na pokładzie w milczeniu na efekt działań przywołanego stwora. Pod pokładem została tylko rozjuszona Vaala. Trudno było powiedzieć co jest tam najgroźniejsze. W końcu Destiny zameldowało.
- Druidka Vaala zlikwidowała zagrożenie. - Potem nastąpiła dłuższa chwila ciszy i znów.
- Przywołany stwór zlikwidował zagrożenie. Nie czuję w sobie nieznanej energii - znów rzekł Statek z wyraźną ulgą w tonacji głosu. Walka się bowiem zakończyła.
 
Kerm jest offline