Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2021, 18:26   #64
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Robin i Huw legli na swoich posłaniach. Kolejny dzień wyzuł z nich resztki sił, co jednak wcale nie było gwarantem rychłego odpoczynku. I rzeczywiście: jedynie Foxy od razu zasnęła, podczas gdy jej właścicielka przewracała się z boku na bok. Lwydowi nie szło lepiej: ciągle zmieniał swoją pozycję, aby wreszcie położyć się na plecach i spoglądać w biel sufitu. Równie dobrze mógł poczekać na sygnał od swoich kontaktów.
Czuwał więc i stale próbował uspokoić myśli w skołatanej głowie. Po pół godzinie udało mu się trochę rozluźnić, a za następne kilkadziesiąt minut doszedł go miarowy oddech Robin. Przynajmniej tej biedaczce udało się na trochę odpłynąć, choć kto wiedział, co właśnie majaczyło pod jej powiekami…
Przeczucie go nie myliło. Najpierw zadzwonił Paul. Zanim Lwyd odebrał połączenie, zerknął w stronę Carmichell: wymęczona behawiorystka nadal spokojnie leżała, więc powoli przeszedł z telefonem do łazienki.
– Cześć! Gdzie ty właściwie jesteś? – zaczął Goodman. – Jak to? Mogłeś mnie odwiedzić! – zaśmiał się po swojemu. – Okay, do rzeczy. Udało mi się wejść do pokoju tej całej Maddison. Jak? Przecież wiesz, że mistrz nie zdradza swoich sekretów! – Huw po prostu wiedział, że przyjaciel szachrajsko się teraz uśmiechał. – W każdym razie miała u siebie trochę sprzętu ratowniczego i babskich szpargałów. W szufladzie znalazłem też mały notesik. Chyba zapisywała tam na luźno swoje myśli. Jak tak teraz na to patrzę, to chyba z jej głową nie jest najlepiej. Zaraz powinno przyjść ci zdjęcie – Paul zamilkł, dając Huwowi chwilę na zapoznanie się z wiadomością.
Plik, który za chwilę odebrał, przedstawiał mały kajecik. Drobny, pedantyczny charakter pisma zapełniał większość strony. Siwy powiększył obraz i na szybko przeanalizował notatki.


– Babka nadal nie wróciła – podjął znowu Paul. – Myślisz, że powinniśmy interweniować? Może zgłosić to na policję? Sam już nie wiem, ale po tym wszystko co mówiłeś, mam złe przeczucia. Tylko z drugiej strony co powiemy? Na dobrą sprawę sprawę praktycznie jej nie znasz.
Gdy wspólnie się namyślali, Huw spostrzegł, że ma oczekujące połączenie, tym razem od Malcolma. Paul stwierdził, że dopije jeszcze kolejkę i położy się spać, a już jutro ustalą, co robić dalej. Jak tylko się rozłączył, Huw usłyszał przejęty głos barbera. Jak twierdził tamten, niedawno zakończył ze swoimi kolegami wyprawę do miejsca, które wskazał mu detektyw. Był naprawdę podekscytowany i potrzebował parę głębszych oddechów, aby dojść do siebie i w miarę spokojnie opowiedzieć swoją historię…



Grupa mężczyzn mozolnie wspinała się skalistym wzniesieniem. Z każdej strony otaczały ich zwarte sosny oraz świerki, tworząc wokół delikatny półmrok. W pobliżu rozlewała się mgła, w związku z czym co chwila ktoś potykał się o wystający korzeń bądź większy kamień.
– To prawie jak w „Blair Witch” – zaśmiał się Lucas. – Jestem wiedźmą i zaraz pożrę ci oczy! – wyskoczył nagle na swojego kolegę po prawej stronie.
Adresat zaczepki nosił gruby sweter i sztruksowe spodnie. Na słowa Lucasa tylko się skrzywił.
– Nie masz pojęcia o czym mówisz! – syknął z udawaną złością. – Nawet nie oglądałeś tego filmu!
– Rany Jeff, właśnie dlatego nie masz dziewczyny. Jesteś zwykłym nerdem – zaśmiał się znowu jego kolega.
Wzajemnie potyczki między dwójką były stałym elementem niemal każdej wyprawy. Pozostałym członkom ekipy, Malcomowi i Mike’owi, wcale zresztą nie przeszkadzały. Głupawe rozmowy pozwalały zabić czas, który spędzali na wyprawach do celu. Tym razem punkt przeznaczenia był bardzo konkretny: Malcolm posiadał współrzędne, które przekazał mu Huw. Ze wskazanego miejsca ktoś miał wysłać wiadomość do poszukiwanego przez Lwyda człowieka.
Trasa nie należała do specjalnie przystępnych. Godzinę temu musieli opuścić asfaltową drogę, zmierzając poprzez piętrzący się, to znów opadający teren. Nie brakowało tu uskoków oraz jarów, a jedyna chwila nieuwagi groziła kalectwem. Jedno było pewne: nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczał się bez powodu w te rejony. Oczywiście, ich przypadek był inny. Kochali to, co niezdobyte i równie mocno uwielbiali adrenalinę, która towarzyszyła wejściu na zakazany bądź opuszczony teren.
Malcolm co jakiś czas sprawdzał dane od Huwa i porównywał je z gpsem na komórce, a kiedy brakowało zasięgu, robił to samo z papierową mapą. Kilkukrotnie grupa była zmuszona zmieniać marszrutę ze względu na osuwiska lub rozpadliny, które rozsądniej było zwyczajnie ominąć. Wszyscy byli niemało zmęczeni, kiedy pokonali kolejny już odcinek, a ich oczom ukazały się wiekowe zabudowania.


Dla zwykłego zjadacza chleba obecność kolejnych ruin w tym regionie nie była niczym zaskakującym. Walia słynęła z rozrzuconych wszędzie pozostałości po dawnych czasach. Większość ludzi nie zaprzątała sobie nimi głowy i nawet organy państwowe miały czasem problemy z uznaniem ich własności. Dla Lucasa, Malcolma, Jeffa i Mike’a widok był jednak dość zaskakujący. Mieli się za wyjadaczy, jeśli chodziło o lokalną eksplorację, tymczasem to miejsce widzieli po raz pierwszy.
Całość wyglądała na pozostałości po jakiejś fortyfikacji lub zamku. Do ruin prowadził zbutwiały, drewniany most, który przerzucono nad kilkumetrowym wąwozem. Z samej budowli pozostało kilka murków, część schodów oraz fragmenty dwóch ścian. Wszystko było przykryte sporą warstwą mchu, natomiast w wielu miejscach dzikie pnącza oraz korzenie rozsadziły kamienną strukturę.
– Panowie, musimy zwrócić Huwowi honor – stwierdził Malcolm, omiatając wzrokiem okolicę. – Coś podobnego. Mieliśmy względnie blisko taką gratkę, a nic nie wiedzieliśmy!
– Dla mnie to żadne zaskoczenie – skomentował markotnie Jeff. – W drodze tutaj można się połamać przynajmniej tuzin razy – skwitował i ruszył przytomnie pod mostem, aby wynurzyć się za chwilę po stronie ruin.
Jeff obejrzał najbliższą okolicę z miną znawcy. Następnie podszedł do odłupanej cegły i przerzucił ją w dłoni.
– To ma kilka setek lat. Podejrzewam jakiś fort z czasów wojny domowej.
– Mówiłem, że nerd – uśmiechnął się Lucas, ale jego kolega zbył to tylko machnięciem ręki.
Kiedy już wszyscy znaleźli się na terenie ruin, grupa zwyczajowo ustaliła kilka sygnałów na wypadek potencjalnego zagrożenia. Dopiero wtedy rozproszyli się w celu zbadania obiektu. Sprawdzali wszystkie kąty, choć tak naprawdę nie było zbyt wiele do oglądania: czas oszczędził głównie same fundamenty.
Minęło dwadzieścia minut jak Mike zawołał wszystkich do siebie. Już wcześniej jego uwagę przyciągnął teren tuż za ruinami, gdzie grunt stawał się bardziej wyrównany, tworząc coś w rodzaju niewielkiego płaskowyżu. Tam gdzie inni widzieli tylko chwasty i wysokie krzewy, on spodziewał się znaleźć zakamuflowaną część ruin. Choć ostatecznie natrafił na zgoła coś innego, wcale nie był zawiedziony. Z dumą wręcz pokazywał kolegom pokrytą maskującymi siatkami, podłużną konstrukcję z metalu. Wyrastała z ziemi, stojąc na czymś w rodzaju okablowanego podestu.
– To chyba jakaś antena – stwierdził Mike, kiedy wszyscy do niego dołączyli.
Był on najspokojniejszym członkiem grupy, aczkolwiek inaczej sprawa miała się w przypadku elektroniki, która żywo go ekscytowała. Także i teraz z fascynacją patrzył na swoje odkrycie, a jego czoło zrosiły drobne krople potu. Pozostali również zresztą czuli, że są na tropie czegoś większego, więc postanowili zwielokrotnić swoje wysiłki.
Odkrycie następnego tropu wymagało już więcej cierpliwości. Przez najbliższą godzinę czwórka znajdowała głównie kupki gruzu oraz fragmenty stalowych prętów. Krótko mówiąc nic, co mogło tłumaczyć obecność anteny.
Powoli tracili już zapał, gdy tym razem to Malcolm natrafił na coś osobliwego. Dotychczas skupiał się głównie na robieniu zdjęć, które później zamierzał pokazać Huwowi. Podczas kolejnej rundy wokół ruin zauważył, że teren między jednym z murów, a fosą był dziwnie wybrzuszony. Ostrożnie podszedł do miejsca, z którego już za chwilę zgarniał igliwie oraz zaschnięte błoto. Wkrótce jego działania odsłoniły kontur zardzewiałego włazu. Z całą pewnością miał mniej lat niż reszta ruin, lecz kaprysy górskiej pogody dość surowo się z nim rozprawiły.
Wspólnymi siłami mężczyźni otworzyli przejście, które przywitało ich mroczną pustką oraz stęchłym odorem. Lucas wyjął z plecaka podręczną latarkę i zaświecił do środka: słaby blask wyłowił drabinkę, która prowadziła do wąskiego korytarza, a ten z kolei dalej do podziemi.
Wszyscy spojrzeli na Jeffa, który z pewnością już ukuł na ten temat jakąś teorię. Nie mylili się.
– To muszą być lochy albo piwnica na wino – mówił, ciągle spoglądając w dół. – Samą klapę zamontowano tu stosunkowo niedawno. Drabinka też raczej jest dopiero od jakiegoś czasu – zrobił pauzę i namyślił się dłuższą chwilę. – Chyba wiecie, co myślę. Ktoś wykorzystuje te ruiny do własnych celów.
Nie trzeba było mówić nic więcej. Nowe odkrycie jedynie nakręciło grupę, która aż wychodziła z siebie, aby sprawdzić jakie sekrety kryją podziemia. Szybko ustalono dalszy plan: Lucas miał czekać przy wejściu na wypadek, gdyby coś poszło nie tak (rzecz jasna średnio mu to pasowało), natomiast reszta wybierała się do środka.
Mike, Jeff i Malcolm najpierw asekurowali się przy drabinie, a zaraz potem ruszyli gęsiego ciasnym przejściem. Wstępne oględziny wykazały, że zostało ono zbudowane ze zwykłych cegieł, a tam, gdzie ich zabrakło, użyto ociosanych kamieni. Za podłoże robiło zwykłe klepisko, na którym dało się zauważyć zatarte ślady butów.
Wkrótce eksploratorom rzucił się w oczy element nijak nie pasujący do zapomnianego przez czas miejsca. Był to splot kilku przewodów, które od pewnego miejsca biegły wzdłuż ściany tuż pod sklepieniem. Kilka metrów dalej powieszono również rząd żarówek – Malcolm szybko połączył fakty i wymacał włącznik na jednej ze ścian.
– Co do cholery… – mruknął tylko, kiedy w przejściu rozlało się rozedrgane światło.
Ostrożnie przeszli dalej aż do wyłomu, gdzie ich oczom ukazała się znacznie pochylona framuga. Widok ten był spowodowany osunięciem się gruntu. Ktoś niedawno zabezpieczył jednak to miejsce, ustawiając w progu metalowe wsporniki. Mężczyźni po kolei minęli przypory, aby ostatecznie znaleźć się w większym pomieszczeniu.
Dość rozległa komnata obładowana była kilkunastoma drewnianymi stołami z rozmaitym sprzętem: radiostacjami, jednostkami komputerowymi i monitorami. Obok nich leżały mapy oraz dokumentacja w tekturowych teczkach. W rogu pomieszczenia tkwił również pokryty smarem, duży generator, co mogło tłumaczyć obecność elektryczności.
– To jakiś żart? Ten Huw to wszystko wymyślił? – nie dowierzał Jeff, ale Malcolm pokręcił głową.
– Nie sądzę. To jakaś grubsza akcja. Spójrzcie lepiej na to – wskazał przeciwległą stronę pomieszczenia.
Zbliżyli się do ściany, na której wisiały zdjęcia jakichś ludzi oraz setki notatek wokół nich. Pod fotografią każdej z osób przyczepiono karteczki z danymi typu miejsce zamieszkania, praca czy rodzina. Dalej znajdowały się informacje dotyczące tego, gdzie dana osoba na co dzień bywała i jak można było ją znaleźć. Najniżej zaś umieszczono zapiski przypominające dość zagadkowe spisy.
– Hmmm… wypadek samochodowy, pierwszy pocałunek, korytarz – Mike przeczytał jedną z kartek i zmarszczył brwi. – Nic z tego nie rozumiem.
Jeff podszedł następnej „kartoteki” i jakiś czas ją analizował. Nagle jakby coś zrozumiał i przywołał do siebie kolegów.
– Patrzcie, to przecież Addington – wskazał na zdjęcie mężczyzny z podkrążonymi oczami. – No wiecie. Ten facet, którego szukał Huw. Ciekawego co na niego tu mają – spojrzał w dół ku przygotowanej liście. - Ojciec, korytarz, korytarz. Że co?
– Robin Carmichell – Malcolm stanął przy kolejnej tablicy. – Dwadzieścia osiem lat. Zwierzęca behawiorystka. Coś tam, coś tam. Dużo podróżuje. Często z Willem Sandersem. Jej lista: Foxy, korytarz, przyjęcie na uniwersytecie, korytarz – Malcolm poskubał swoją brodę i wąsy. – Może to jakiś szyfr? Albo… wspomnienia? Huw wspomniał coś o kontrolowaniu umysłów. Nie mówię, że to prawda, ale sami widzicie jak to wszystko jest pojebane.
Jeff i Mike spojrzeli na kolegę jak na wariata, ale kontynuowali czytanie kolejnych zapisów. Jeśli teoria o wspomnieniach była właściwa, to zdecydowanie przeważały te mało przyjemne, jeśli nie traumy. Poza tym we wszystkich zapiskach powtarzał się motyw tunelu. Mężczyźni zastanawiali się jednocześnie, czy to o nim stale powtarzał Addington, zanim zaginął gdzieś w okolicy.
– Tylko spójrzcie – powiedział nagle Malcolm. – Jest i Huw Lwyd. Czterdzieści dwa lata. Mieszka w Cardiff. Zalecany sposób kontaktu: telefon lub automatyczna sekretarka.
– Przeczytaj jego listę – wtrącił Jeff.
– Dom dziecka, korytarz, Karen, picie, korytarz, postrzał kolana. Trochę tego jest. Ale cóż to u licha wszystko znaczy?
W czasie gdy Jeff i Malcolm sprawdzali kolejne tablice, Mike, jako najbardziej uzdolniony pod kątem technicznym, próbował uruchomić jeden z komputerów. Niestety, musiał szybko skapitulować. Dotarł bowiem jedynie do ekranu logowania, który przedstawiał dużą grafikę oka z płomieniem w środku. Tuż pod spodem znajdowało się edytowalne pole. Jak techniczny się domyślił, komputer był zabezpieczony jakimś hasłem. Zanim podjął choćby próbę próby ingerencji do systemu, z zewnątrz rozległa się seria szybkich gwizdnięć. Wszyscy bez problemu rozpoznali jeden z ustalonych wcześniej sygnałów, który służył jako alarm.
Dźwięk natychmiast wybawił trójkę w kierunku wyjścia oraz samej drabiny. Emocje członków ekipy zdążyły do tego czasu osiągnąć punkt krytyczny: z jednej strony byli zafascynowani swoimi odkryciami, z drugiej czuli, że przebywanie w tym miejscu wiązało się z istotnym ryzykiem.
Kiedy wszyscy pospiesznie wyszli na powierzchnię i spotkali się z Lucasem, ten znaczącym ruchem ramion wskazał na przestrzeń za sobą.
– Nie panikujcie i zachowujcie się naturalnie… ale mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje – stwierdził, udając że niby to ogląda coś na ziemi.
– Ja tam nic nie widzę – mruknął Jeff, ale w jego głosie czuć było wahanie.
– Po prostu zbierajmy się stąd, dobra?
Pozostali tylko pokiwali głowami, uznając że później opowiedzą Lucasowi o swoim odkryciu. Grupa zamknęła właz, na powrót przykryła go ściółką i ruszyła z powrotem. Najpierw czwórka szła dość powoli, z czasem jednak wszyscy poczuli, że mimowolnie przyspieszają. Dopiero potem zgodnie stwierdzili, że każdy z nich miał wrażenie, jakby rzeczywiście ktoś śledził ich wędrówkę.
Kiedy wrócili na drogę, nikt w dalszym ciągu nie komentował wyprawy. Unikano tego nawet w drodze do Sionn i już na miejscu. Trudno było to jawnie przyznać, ale czuli się tak, jakby ktoś naruszył ich poczucie bezpieczeństwa, choć teoretycznie nikogo przecież nie spotkali.
Dopiero na odchodne powiedzieli Lucasowi czego doświadczyli w podziemiach, a on opowiedział o postaci, którą dostrzegł na odległości pięćdziesięciu metrów. Rozstali się, wyraźnie zasępieni i nieswoi.
Sam Malcolm przesiedział w swoim pokoju dobrą godzinę, nim zadzwonił do Huwa i o wszystkim mu opowiedział. Nie miał pojęcia co nim tak wstrząsnęło. Kiedy zakończył swoją relację, nadal się trząsł.



Robin od razu zorientowała się w swojej sytuacji. Zbyt dobrze znała już swoje więzienie, jakim był korytarz i nie miewała już wątpliwości co do natury snu. Początkowo wszystko przebiegało tak jak zawsze: szła długim przejściem wraz ze strażnikiem w długich szatach. Nie próbowała nawet oponować, wola tego miejsca była tym razem wręcz przytłaczająca, mogła więc jedynie powłóczyć nogami do przodu.
Czasem jednak coś zaczęło się zmieniać. W poprzednich snach ściany korytarza były zazwyczaj dość topornie uformowane, jakby przejście miało stanowić jedynie czysto użytkową funkcję. Teraz zaczęły jednak nabierać regularnych kształtów. Ponadto Robin dojrzała na nich dziesiątki napisów. Kiedy jednak tylko próbowała je odczytać, sens zapisków natychmiast gdzieś jej umykał. Niby to potrafiła zlokalizować konkretne litery, lecz próby ułożenia z nich sensownych zdań spełzały na niczym. Wychodził z tego kompletny bełkot, w dodatku słowa ciągle zdawały się zmieniać swój szyk.
Jakiś czas później zaczęła słyszeć niski szum gdzieś wgłębi swojej czaszki. Owy ton przypominał syk gorącej pary, przez co był dość irytujący, lecz to jeszcze nie było najgorsze. Czuła, że gdzieś przed nią znajduje się ktoś więcej. Nie pamiętała, aby w samym korytarzu spotkała wcześniej kogoś innego niż osobliwego towarzysza. A jednak, tym razem miała uczucie, że całkiem blisko czeka na nią jakiś trudny do określenia byt. Fakt, że nie potrafiła objąć go rozumem, wzbudzał u kobiety fizyczną niemal trwogę.
I wtedy właśnie… korytarz nagle się skończył. Tunel prowadził jeszcze kawałek w kierunku niskich schodków oraz drewnianych drzwi, lecz to było już wszystko. Same wrota wyglądały zupełnie normalnie, ale wyglądało na to, że to one wieńczyły powtarzający się przez wiele nocy koszmar.


Carmichell stanęła w miejscu, a właściwie wreszcie na to jej pozwolono. Strażnik przed nią również to uczynił. Czy to on miał otworzyć drzwi? A może oczekiwał, że teraz sama do nich podejdzie i zakończy swoją wyprawę? Nie miała pojęcia, lecz wtem postać w todze powoli odwróciła się w jej kierunku. Było to kolejne zaskoczenie, ponieważ istota nigdy nie objawiała swojego oblicza. W którymś ze snów Robin próbowała chyba nawet zaskoczyć ją i spojrzeć prosto w twarz, ale nieznajomy zawsze znajdował sposób, aby pozostać w ukryciu.
Teraz strażnik stał naprzeciw niej. Powolnym ruchem zaczął zdejmować swój kaptur, spod którego wyłoniły się siwe włosy oraz zmęczona życiem, pobrużdżona twarz. Natychmiast ponała tego człowieka. Winston Blake patrzył na nią bez wyrazu, a jego oblicze było ostatnią rzeczą, jaką zapamiętała ze snu.
Obudził ją jej własny krzyk. Znów była w „Jemiole”, gdzie wszystko wróciło do pozornego porządku. Sen, podobnie jak poprzednie, tylko wyciągnął z niej energię: czuła się jakby przejechało po niej coś ciężkiego. Jej zachowanie musiało obudzić również Huwa, który spoglądał na nią z kanapy. Patrząc na jego minę chyba również nie miał za sobą regenerującego odpoczynku.
Robin powoli przeniosła zamroczony wzrok na okno. Pierwsze promienie słońca ostrożnie przebijały się przez brudną szybę: nad Sionn wstawał właśnie kolejny świt.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 05-01-2021 o 10:50.
Caleb jest offline