Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2021, 20:46   #63
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Pobudka wymagała się wygrzebania spod skacowanej kochanki, która chrapała głośno nie mając zamiaru się ruszyć. El ostrożnie wysunęła się spod diablicy i przykryła kochankę kołdrą. Czuła ból pulsujący od pośladków. Na szczęście zostało jej nieco maści od Waynecroft. Podeszła do szafki i zerkając do magicznej księgi zaczęła rozmasowywać maść na pośladkach. Tym razem mogła sobie pozwolić na chwilę spokoju. Frolica leżała bez życia i przytomności, więc panna Morgan mogła się bezpiecznie rozkoszować przyjemnym porankiem. Gdy przypomniała sobie zaklęcia zabrała się za robienie kawy i czytanie jednej z książek od Clarice. Dziś zabiera ją na randkę… była ciekawa czy bibliotekarka pozwoli sobie na nieco śmiałości. Książka była napisana dość ciężkim do przetrawienia naukowym żargonem i opisywała zagadnienia z którymi El już zapoznała na pierwszej lekcji. I to dość szczegółowo. Zawiła polityka i duża ilość różnych nazw i nazwisk była dość konfudująca. Niemniej wyłaniał się z stron obraz miasta, jako tajfunu wielu różnych politycznych sił kotłujących się nad New Heaven i rady miasta lawirującej między nimi. Choć książka skupiała się na faktach, nie dało się odnieść wrażenia, że autor jest deczko stronniczy. I podlizuje się włodarzom miasta którzy, w przeciwieństwie do innych opisywanych polityków, nie mieli wad.
Elizabeth była pewna, że kryło się tam coś więcej, jednak spróbowała się skupić na tej drugiej stronie. Tych których autor nie lubił, bo byli ciekawi. Skończyła robić kawę i szturchnęła diablicę.
- Wstawaj ty zboczuchu. - Klepnęła Frolicę w tyłek i ustawiwszy książkę na stole zabrała się za robienie śniadania.
Z ust skacowanej diabliczki wydobyły się jęki, sapnięcia i beknięcie na końcu. Rogata najwyraźniej nieźle wczoraj popiła.
- Jest już kawa. - Elizabeth odezwała się głośno, kontynuując przygotowywanie śniadania.
- C...hoo….?- wydusiła z siebie z trudem rogata, z jeszcze większym trudem otwierając oczy.
- Już jest kawa. - El wskazała na wypełnioną filiżankę. - Zaraz będzie też śniadanie.
- Do...oo.. bij… - wycharczała rogata wyschniętym na wiór gardłem.-... zmi… łuuj.
- Trzeba było tyle nie pić. - Elizabeth wstała od stołu i przyniosła diablicy kawę do łóżka. - Jest źle?
-Taaa…- wymruczała rogata nie otwierając oczu.
- Wiesz… mogę sama spróbować poogarniać dzisiejsze lokale. - El podsunęła diablicy kawę pod nos.
- Juszsz nieee… poczythaj…- rogata wskazała palcem na kartkę z przydziałami.
- Co nie? - El zostawiła diablicy kawę na stoliku nocnym i podeszła do rozpiski.
Odpowiedź była w liście zadań do wykonania. Tylko dla Frolicy. Bowiem przed Elizabeth było inne zadanie. Spakować swoje rzeczy i uporządkować łóżko. Udać się o dziesiątej do gabinetu madame Waynecroft by dopełnić formalności powiązane z przeniesieniem.
- Och… - Elizabeth zamyśliła się spoglądając na kartkę. - Będziesz tęsknić? - Zetknęła na leżącą w łóżku diablicę.
- Mhmm..- wychrypiała rogata i przyglądając się czarodziejce spytała. - Aaaa...thy nhie?
- Ja to już myślę gdzie by się z tobą na schadzkę umówić. - El zaśmiała się. - Wstawaj. Śniadanie dobrze ci zrobi.
Znowu coś wycharczała Frolica spadając z łóżka przy próbie zejścia. El podbiegła do niej i pomogła Frolicy się podnieść.
- Nieszle… żeśmy fczoraj zabalowały...co? - zapytała rogata uśmiechając się zadziornie.
- Nom… byłaś cudowna. - Morgan usadziła diablicę na krześle, podała jej kawę i podsunęła kanapkę. Po czym sama zabrała się za jedzenie. Rogata powoli sączyła kawę przyglądając się kochance i mrucząc.
- Dziś wielka zmiana w twoim życiu, nieprawdaż?
- Chyba.. na razie czuję, że będę pokojówką tak jak do tej pory. - Morgan zerkała na diablicę jedząc.
- Mmhhmm… bo ta twoja pracodawczyni nie jest śliczna i namiętna, co? - zamruczała Frolica po wypiciu większości kawy.
- Bo moja współlokatorka nie była śliczna i namiętna? - Morgan mrugnęła do diablicy.
- Twoja pani może sobie jednak ciebie całkowicie zagospodarować. My… mamy godziny pracy wyznaczone przez zadania do wykonania… twój czas pracy będzie bardziej elastyczny… ale może być i dłuższy.- przypomniała jej naga diabliczka, zabierając się za jedzenie i starając się ignorować ból głowy.
- Tak słyszałam. Waynecroft poleciła mi dokładnie przeczytać umowę. - Elizabeth dopiła kawę i zabrała się za pakowanie swoich rzeczy. - Myślę, że ona ma jednak swoje zajęcia i swoich kochanków, więc ja będę tylko dodatkową rozrywką.
- Nie bądź taka skromna… szybko możesz stać się główną rozrywką.- zaśmiała się rogata cicho. I wstała od posiłku, by założyć coś na siebie i udać do łazienki pod prysznic. Elizabeth postanowiła do niej dołączyć, zabrała ze sobą strój pokojówki w którym planowała się udać do Waynecroft i ruszyła z Frolicą pod prysznic.
Rogata wkroczyła pod prysznic i z ulgą zaczęła obmywać się pod strumieniem ciepłej wody. Był to luksus na który to nie każdego stać było w Downtown. A ponieważ obie zaspały, toteż nikt w tym prysznicu nie przeszkadzał. Frolica była mało rozmowna… było to zrozumiałe, wszak kac jedynie złagodniał, a nie ustąpił. El także wymyła się w milczeniu ciekawa co teraz z nią będzie. Umówiła się na randkę z Clarice, tylko czy Almais ją puści? Czy da jej dzień wolny by mogła się udać do Śrubki? Lub jakikolwiek wolny wieczór? W zamyśleniu wytarła się i ubrała w strój pokojówki by wrócić do pokoju i skończyć pakowanie.
Diabliczka wkroczyła wkrótce po niej i również pospiesznie zabrała się za ubieranie, a potem pognała do roboty… posyłając jeszcze “całuska” w drzwiach. Nic dziwnego, że jej się spieszyło. Nie dość że musiała wykonać wszystkie zadania sama, to jeszcze była spóźniona i na kacu. Zaś El zostały dwie godziny dla siebie, nim przyjdzie się jej zgłosić do panny Waynecroft. El wróciła do pokoju, posprzątała po śniadaniu. Zostawiła Frolicy liścik by śmiało korzystała z samowaru i spakowała się. Zmieniła też swoją pościel, a brudy zdążyła wynieść do pralni. Spakowana udała się na spotkanie z Waynecroft.


Kobieta już czekała na jej przyjście z biurkiem zasłanym dokumentami, które przeglądała.
- Usiądź.- rzekła krótko na powitanie.
Elizabeth zajęła to samo miejsce co ostatnio, ustawiając swoją walizkę obok krzesła. Posłusznie czekała aż szefowa poświęci jej uwagę.
Musiała chwilę czekać nim Waynecroft spojrzała na nią, uśmiechnęła się lekko i podsunęła jej dokumenty.
- Przejrzyj je i powiedz jeśli coś nie będzie się podobało.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy i w ciszy zaczęła uważnie czytać dokument. Zmienił się “czas pracy” ale nie zakres obowiązków. El miała pełnić rolę całodobowej gosposi i za to płacono jej tak samo. Za Almais miała z własnej kiesy wynagradzać jej za nadgodziny, jak i opłacać inne posługi. Zarówno zapłata (tak i w formie jak i ilości) jak i usługi nie zostały jasno sformułowane i pozwalały na całkiem spory obszar interpretacji. Cały dokument, choć wydawał się pułapką, jasno El mówił że uczelnia umywa rączki od personalnych umów mag-służba. I w razie jakichś tragedii nie ponosi odpowiedzialności prawnej.
- Czy z magami podpisuję się odrębną umowę? Ta… jest dosyć… ogólna. - El odłożyła papier na biurko.
- To jest umowa między tobą, uczelnią i Almais. I tak.. wypadałoby żebyście sama poprzez notariusza spisały osobną umowę, acz to już nie jest problem tej szacownej instytucji. - wyjaśniła madame Waynecroft.
- Czy gdyby pani Almais zrezygnowała z moich usług… mam szansę ponownie zostać pokojówką pracującą z ramienia uczelni?
- To zależy… od tego w jakich warunkach się rozstaniecie.- wyjaśniła Waynecroft uprzejmie.
- A czy może mi pani przedstawić dopuszczalne warunki? - Elizabeth przyjrzała się jeszcze raz umowie.
- To znaczy? - zapytała się Waynecroft. - Jeśli chodzi o stawki to nie ma żadnych granic, jeśli chodzi o usługi to… cóż… szczerze powiedziawszy, nie mam wglądu w prywatne umowy między magiem a jego służbą. Dyskrecja jest ceniona w obu profesjach.
- Nie… pytałam jakie muszą być warunki zwolnienia by uczelnia je zaakceptowała. Już zrozumiałam, że muszę się umówić dokładnie z Panią Almais jeśli chodzi o moje zatrudnienie. - Elizabeth powoli wyjaśniła o co jej chodziło. Była ciekawa czy Almais dotrzyma ich umowy i czy przez wzgląd na Clarice będzie miała nieco… taryfy ulgowej.
- Jeśli zwolnienie nie odbędzie się w atmosferze skandalu i polubownie za pomocą porozumienia stron. Nie lubimy tu przyciągać wścibskiej prasy… i tak piszą od czasu do czasu o “zaginięciach”...- odparła Waynecroft pogardliwie akcentując ostatnie słowo.-... jakie rzekomo zdarzają się na terenie uczelni.
- Rozumiem. - El sięgnęła po pióro i podpisała dokument. - Dziękuję za te wyjaśnienia.
- Panna Alharazar wkrótce powinna przyjść. - odparła Waynecroft odbierając umowę i wstawiając własną parafkę. - Podpisze umowę i zabierze cię do siebie. Jakieś pytania w tej kwestii?
- Nie. - El uśmiechnęła się..
- To dobrze.- madame Waynecroft pogrążyła się na moment w dokumentach tracąc zainteresowanie El, która siedziała jak uczennica wezwana na dywanik u dyrektorki. W końcu zjawiła się i sama Almais uśmiechając się promiennie.
- Witajcie moje drogie.- rzekła na wstępie.
- Dzień dobry Pani. - El wstała i skłoniła się czarodziejce.
- Przejrzysz dokumentację?- Waynecroft wstała i podsunęła półelfce papiery.
- Może później… poczytam sobie do snu.- odparła Almais podpisując dokument, a Waynecroft aż zgrzytały zęby, gdy uśmiechała się fałszywie tłumiąc irytację.
El zaczekała posłusznie aż Almais skończy, od czasu do czasu zerkając na swoją szefową.
- Gotowe…- czarodziejka się wyprostowała i spojrzała na Waynecroft.- To wszystko?
- Tak.- odparła kobieta, a półelfka zwróciła się do El.- Więc… ruszamy po twoje rzeczy i idziemy do mnie?
- Mam tu wszystko. - Elizabeth wskazała na stojącą obok jej nóg walizkę.
- Trochę mało. No cóż… ruszamy.- rzekła półelfka podążając przodem.
Morgan chwyciła swoją walizkę, skłoniła się jeszcze Waynecroft i ruszyła za Almais.


Dotarły wkrótce do jej uniwersyteckiego mieszkanka.
- Rozkład pokojów już znasz, więc nie ma co cię oprowadzać.-
Podeszła do sofy.
- Tu oficjalnie będziesz spała. Choć pewnie częściej w moim łóżku. Wkrótce załatwię ci kufer na twoje rzeczy. Coś jeszcze potrzebujesz?
- Może koc i poduszkę, gdybym rzeczywiście musiała spać na sofie? - El zasugerowała niepewnie rozwiązanie. - Mam pytanie i… pania Waynecroft coś wspominała, że powinnyśmy spisać naszą umowę.
- Ano tak… wyciągniesz sobie z mojej szafy jakieś i… eee… no wiesz. Nie planowałam tego, nie mam pojęcia jaką umowę zawrzeć. - zakłopotała się półelfka.
- Chyba chodzi tylko o mój zakres prac i ewentualne dodatkowe wynagrodzenie za pracę dodatkowe. - El uśmiechnęła się ciepło. - To swoją pościel schowam w kufrze z ubraniami. A pytanie… umówiłam się dziś na ra… spotkanie z panią Clarice. Czy mam je odwołać?
- Nie wiem czy zarówno zakres prac jak i wynagrodzenie chcesz zapisywać na notarialnym dokumencie, do którego mieliby dostęp przedstawiciele prawa.- stwierdziła z ironicznym uśmiechem Almais.
- Nie muszę… tylko przekazuję sugestie od Pani Waynecroft. - El ustawiła swoją walizkę obok sofy.
- Pomyślimy o tym później… ja mam zajęcia więc ty tu ogarnij trochę. Nie tykaj niczego w pracowni, bo możesz narobić nam kłopotów. Ogólnie posprzątaj tu. A z Clarice oczywiście, że powinnaś się spotkać. Ja muszę na wykład.- rzekła z uśmiechem półelfka.
- Oczywiście. - Elizabeth dygnęła i zabrała się podwijanie rękawów. Z porządków nawet się cieszyła, bo jednak było to coś co znała. I okazało się, że bajzel w sypialni był czymś normalnym dla Almais. Półelfka niespecjalnie przejmowała się zachowaniem porządku. I rzeczy były porozrzucane po całym pokoju. Łoże było wygodne, co mogło być ważne w przyszłości. El podejrzewała że spędzi w nim niejedną noc. Teraz jednak skupiła się na zebraniu ubrań i oddzieleniu czystych od brudnych, potem zmieniła też pościel. Potem ogarnęła salonik i łazienkę. Sprzątała szybko by jeszcze zdążyć się naszykować na spotkanie z Clarice.
Nie zauważyła nawet, kiedy nadszedł czas obiadu. Ciało El jednak nie było tak zapominalskie i brzuch zaburczał głośno. El westchnęła ciężko, chyba teraz nie przysługiwała jej stołówka… niby planowała jakiś posiłek. Była ciekawa czy Almais wróci na jakiś posiłek. Z czasem okazało się, że nie wrócała, a brzuch burczał jej coraz mocniej. Chyba będzie musiała tę sprawę załatwić we własnym zakresie. El westchnęła ciężko i postanowiła zaryzykować zejście do kuchni. Na wszelki wypadek wzięła jeszcze nieco pieniędzy i upewniła się która jest godzina i ile czasu zostało jej do spotkania z bibliotekarką.

Na miejscu została obsłużona bez problemu. Najwyraźniej nadal zaliczała się do służby uczelni, mimo że teraz pracowała prywatnie. Choć z drugiej strony, nadal przecież podlegała też madame Waynecroft, mimo że nie otrzymywała zleceń tak jak dotychczas. Posiłek nie zmienił się wielce, ale wygłodniałej czarodziejce to akurat nie przeszkadzało. Zjadła ze smakiem, choć raczej nie odpowiadało jej tutejsze jedzenie. Postanowiła zajrzeć na pocztę. Była ciekawa czy coś do niej przyszło, ale też… czy uda się jej dowiedzieć kto mieszka pod numerem mieszkania. Zawsze mogła powiedzieć pracownikom, że ma list dla kogoś spod tamtego numeru i czy ma go dostarczyć do obsługi czy wrzucić do skrytki… Westchnęła ciężko wychodząc z jadalni. Na pewno nie zawadzi spróbować.

Podstęp ów prawie wybuchnął El w twarz, gdy pracownik uczelnianej poczty zapytał się o ów list uznając że najlepiej zrobi oddając go jemu właśnie. Niemniej sprawę się udało jakoś załagodzić, gdy panna Morgan powiedziała że listu nie ma… przy sobie. Bo wszak mogła zostawić w mieszkaniu. Uff… był list z domu. Rodzice dopytywali się o to, co się działo u kochanej córeczki. A działo się wszak sporo. Charles napisał o tym, że udało mu się zdobyć dwa bilety na tetralną sztukę i może wybrali się razem na nią? Oczekiwał na odpowiedź wrzuconą do skrzynki, bo podobnie jak ona… miał wiele na głowie.
El zabrała listy, planując odpisać na nie gdy tylko ustali z Almais czy może wyjść. Na razie musiała się przebrać i chyba rzucić na siebie urok… choć kusiło by tego nie robić i ot tak spędzić miłe popołudnie.


W pokoju Almais postanowiła, że psiknie się jedynie perfumami od niej. Założyła strój za który nawet matka by się krzywo na nią nie patrzyła i zostawiła list gospodyni, że wróci wieczorem.
Clarice już czekała na nią, a jej strój… cóż… był stosowny i elegancki . I cnotliwy. Biała koszula, czarna spódnica, zapięta pod szyją… kok jako fryzura. Chyba obie miały inne plany na to spotkanie.
- Wyglądasz uroczo.- zarumieniła się Clarice zerkając na pannę Morgan.
- Ty też. - El uśmiechnęła się ciepło. Cieszyła się, że Clarice nie założyła jakiegoś kaftanu. - Czyli mogę cię porwać na kawę i ciasto? Czy moźe nie jadłaś obiadu?
- Planowałam właśnie coś takiego… kawę i ciastka w restauracji. - mruknęła wstydliwie bibliotekarka.
- Wspaniałe. - El chwyciła Clarice za dłoń i poprowadziła do wyjścia z uczelni. - Jest jedna droga cukiernia w Uptown… ale ostatnio trafiłam na inną uroczą, prowadzoną przez gnomy na granicy z downtown. Myślę, że tam będzie nieco puściej.
- Dobrze, to prowadź…- stropiła się Clarice pozwalając pokojówce przejąć kontrolę nad sytuacją i wybrać miejsce docelowe.
- Jeśli lubisz jakieś miejsce to mów śmiało. - El uśmiechnęła się do bibliotekarki prowadząc ją w kierunku postoju dorożek. - Ja nie znam dobrze Uptown.
- Ja rzadko ruszam się z uczelni. I znam aż tak dobrze Uptown… to znaczy nie znam za bardzo restauracji i innych takich miejsc spotkań towarzyskich. - przyznała Clarice.- Ale… znalazłam nam taki zakątek.
- O… no to chętnie go odwiedzę. - Elizabeth podprowadziła Clarice do dorożki. - Podasz adres?
- Podam, oczywiście…- mruknęła Clarice i gdy El wsiadała do dorożki, bibliotekarka rzekła woźnicy gdzie ma jechać.
Elizabeth zaczekała aż dorożka ruszy.
- Mam dla ciebie wieści. - Zaczęła nieco niepewnie. - Zostałam osobistą pokojówką Almais.
- Och… cóż… musisz się przygotować na szokujące widoki. Almais nieprzyzwoicie się prowadzi.- szepnęła cicho Clarice i zasłoniła usta zawstydzona. - Przepraszam. Nie powinnam tak mówić o mojej przyjaciółce, nawet jeśli to prawda.
- Zauważyłam. Sprzątałam jej pokoje. - El zaśmiała się. - Ale dzięki temu będę mogła się dalej uczyć i… jak widać nie ma nic przeciwko takim spotkaniom.
-To prawda…- zarumieniła się Clarice wodząc spojrzeniem po ciele pokojówki i odruchowo (acz nieświadomie) muskając palcami swoje piersi. Niestety podróż była za krótka, by El mogła wykorzystać jakoś to spostrzeżenie. Wkrótce powiem zajechali przed dziedziniec kawiarenki, niedużej ale urokliwej. Firanki w oknach, kwiatki w doniczkach na parapecie.
Prowadzona przez niziołki kawiarenka, miała kawę ciastka, żadnego alkoholu i żadnej okazji do nieprzyzwoitości. Stoliki były dobrze widoczne z każdej strony, nie było cienia w którym można było się ukryć.
- Jak tu ładnie. - El wysiadła z dorożki i podała dłoń Clarice by jej pomóc wysiąść.
- To prawda. I można wypić dwanaście rodzajów kaw.- odparła bibliotekarka rumieniąc się. - Jest tu dość cicho i spokojnie, więc mam nadzieję że nie znudzisz się w moim towarzystwie. Bo nikt tu zaczepiać nas nie będzie.
- Jeśli jeszcze się znajdzie ciastko to ja jestem w niebie. - Morgan zaśmiała się i podeszła do kawiarenki. Rozglądając się za stolikiem, przy którym mimo wszystko mogłaby pozwolić sobie na to by nieco podrażnić Clarice.
- Znajdzie się… z pewnością.- odparła ciepło bibliotekarka i zerkając na pannę Morgan spytała. - Czego szukasz?
- Wybieram stolik. - El uśmiechnęła się i poprowadziła bibliotekarkę do stolika tuż przy budynku. - Jest wybór to trzeba korzystać.
- Acha…- odparła Clarice podążając za El. Niestety nie było tu zbyt wiele miejsca na droczenie. Wkrótce zresztą zjawił się niziołek z wypomadowanymi podkręconymi wąsami i przedstawił obu niewiastom karty dań i napojów.
Elizabeth szybko zamówiła kawę i ciasto dnia po czym skupiła się na bibliotekarce.
- Jak ci minęły ostatnie dni? Jak się czujesz?
- Całkiem… spokojnie…- odparła Clarice, po czym rozgadała się opowiadając o codziennej harówce, o wizytach zadufanych w siebie uczniów w bibliotece, o przepędzaniu schadzek w jednym z działów, wreszcie o kłopotliwej przyjaciółce jaką była Almais.
El słuchała bibliotekarki popijając kawę. Przy okazji delikatnie zaczęła wodzić stopą po nodze Clarice.
- A co znów napsociła moja nową szefową?
- No… niii..ic… konkretnego.- zaczerwieniła się Clarice czując dotyk El na łydce, ale nie cofnęła nogi. - Po prostu zachowuje się nieodpowiednio i różne takie rzeczy sugeruje.
- Och...sugerowała coś ciekawego? - El uśmiechnęła się ciepło nie zaprzestając swych działań.
- Nie. Nie wydaje mi się.- pisnęła cicho Clarice czerwieniejąc się na twarzy.
Elizabeth odsunęła nogę.
- Wiesz, że chętnie bym cię porwała w bardziej ustronne miejsce?
- Niby po co? - zdziwiła się Clarice śmiejąc się z tych słów.- Nie ma po co mnie porywać? Okupu za mnie nie dostaniesz.
- By powtórzyć to co miało miejsce ostatnio u ciebie. - El zaśmiała się i odkroiła sobie nieco ciastka.
- Och… do tego trzeba mnie porywać? - zaczerwieniona Clarice niemal udławiła się swoim.
- Z tego miejsca na pewno. - Morgan zaśmiała się. - Chyba, że lubisz takie rzeczy robić publicznie.
- Co?! Oczywiście że nie ! To nieprzyzwoite!- Clarice oburzyła się na samą taką sugestię. Choć bardzo cicho.
- Żartowałam. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło.
- Ach. - odetchnęła Clarice, a El trudno było stwierdzić czy bibliotekarce ulżyło, czy raczej była… rozczarowana.
- Ale nadal… chciałabym cię porwać. - Morgan powoli przesunęła stopą po nodze bibliotekarki.
- Nie żartuj. I gdzie byś mnie porwała.- prychnęła cichutko Clarice czerwieniąc się mocno i starając się skupić na swoim cieście.
- Ta gnomia knajpka jest niedaleko… i mają pokoje na piętrze. - Elizabeth spróbowała zabrzmieć niewinnie.
- Cóż…- speszyła się Clarice.- ...sama nie wiem.
- Czyli jednak porwanie? - El pochwyciła jedną z dłoni bibliotekarki.
- Heeej… heeej…- próbowała protestować Clarice, nie stawiając jednakże oporu.
- Chodź. - El rzuciła pieniądze na zapłatę na stół i pociągnęła bibliotekarkę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - stwierdziła cicho Clarice podążając za El, zawstydzona i pobudzona przez sytuację.
- Dlatego cię porywam. - Morgan uśmiechnęła się i poprowadziła bibliotekarkę w stronę znanej sobie knajpki.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline