Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2021, 07:20   #64
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Udało się jej. Razem z Clarice znalazły się przed przybytkiem w którym El i jej “chłopak” Charles testowali łóżka.
- Wiesz… że do niczego cię nie zmuszę, najwyżej zobaczysz ciekawe miejsce, dobrze? - Morgan poprowadziła bibliotekarkę do środka. W lokalu zamówiła im kolejną porcję kawy i ciastek, oraz pokój na godzinę i poprowadziła tam Clarice.
Bibliotekarka podążyła za nią zawstydzona i zakłopotana. Coś wymamrotała w odpowiedzi, ale El nie dosłyszała co. Skrępowana sytuacją rozejrzała się po pokoju i dodała.
- Ładnie tu.
- Siadaj. - El ustawiła na stoliku zgarnięte z dołu, kawę i ciastka. - To całkiem przytulne miejsce.
- Mhmm…- mruknęła cicho Clarice przycupnąwszy na brzegu krzesełka, na którym to siedziała.
- Wiesz… jak rozmawiałyśmy, mówiłaś że chciałabyś się odwdzięczyć za ostatnie. - El zabrała się za ciastko.
- No… to dlatego zabrałam cię na ciastka?- zapytała retorycznie bibliotekarka sięgając po filiżankę.
- Cóż… to też jakiś sposób. - Elizabeth zaśmiała się.
- No właśnie.- zgodziła się Clarice.
El przesunęła stopą po nodze bibliotekarki.
- I nie masz ochoty na nic innego?
- Eee… nie? - pisnęła Clarice wyraźnie kłamiąc, gdy jej spojrzenie wędrowało po El.
- Wiesz… jesteśmy tu same. Mamy chwilę dla siebie. - Morgan dalej wodziła stopą po nodze Clarice sięgając coraz wyżej.
- No… nie wiem…- pisnęła zawstydzona i pobudzona Clarice nie wiedząc na czym zawiesić wzrok, na piersiach pokojówki czy może na klamce do drzwi. Mikstura od Almais mogła bibliotekarkę zmiękczyć, ale nie zmieniła jej natury.
- Mi to wygląda jakbyś wiedziała… podobało ci się wtedy, prawda? - Stopą El wsunęła się pod spódnicę bibliotekarki.
- Tttak.. to było miłe… ale i nagłe i nieprzyzw…- ostatnich sylab Elizabeth nie dosłyszała.
- Czyżbyś czekała na wielką miłość, która przyjdzie… oświadczy ci się i dopiero potem przyjdzie wszystko inne? - Morgan zjechała pod stół i podeszła na kolanach do Clarice, kładąc dłonie na jej kolanach.
- No… nigdy o tym nie myślałam na poważnie. Przypuszczam raczej, że to będzie jakiś młodzian z dobrego domu, który zauroczy rodzinę.- mruknęła cicho bibliotekarka nie wiedząc co właściwie ma zrobić w takiej sytuacji.
- To powinnaś nieco wychodzić i go poznać.- El podwinęła spódnicę bibliotekarki i sięgnęła dłońmi do jej bielizny, szukając rozcięcia.
- Chodzę… po prostu nie szukam… niko… niczego… w przeciwieństwie do ciebie.- wymruczała Clarice głaszcząc pannę Morgan po włosach.
- Cóż… ja też nie szukam. - Palce Morgan dotknęły kobiecości Clarice. - Ale… cieszę się takimi chwilami.
Clarice pisnęła cichutko i zadrżała, gdy El musnęła wyjątkowo obecnie wrażliwego zakątka jej ciała. To niewątpliwie przerwało jej chichot, gdy mówiła.- Ttto… zabawne… bo wydaje się… jakbyś szukała.. tu teraz.. czegoś… znalazłaś… coś… inte...reeesującego?
- Kolejny śliczny fragment ciebie. - Elizabeth sięgnęła palcami głębiej delikatnie pieszcząc kwiat kochanki.
- Jesteś… strasznie… pewna… siebie…- zachichotała Clarice napierając biodrami na atakujące ją palce i pojękując cichutko.
- A wyobraź sobie, że są pewniejsi ode mnie. - El mrugnęła do bibliotekarki pieszcząc delikatnie jej wnętrze.
- Ale mało… ładniejszych… - zamruczała rozpalonym głosem Clarice.
- Może. - El zaśmiała się, po czym rozchyliła mocniej nogi bibliotekarki. Wargami przywarła do materiału jej bielizny, pieszcząc nadal palcami jej wnętrze.
- Mhmm..- mruczała rozpalonym głosem bibliotekarka wijąc się na krześle, coraz bliższa szczytu… coraz bliższa spełnienia z pewnością nie zwracała większej uwagi na otoczenie. Aż doszła z krzykiem, aż doszła mokro.
El wysunęła palce i obliczała je dokładnie.
- Więc.. dla mnie znów tylko kawa? - Podniosła się nieco odsuwając Clarice od stołu i pocałowała bibliotekarkę w usta.
- Co? Och… ja nie potrafiłabym… przepraszam.- speszyła się bibliotekarka.
- Kiedyś trzeba spróbować. - El mrugnęła do bibliotekarki, odsunęła się od niej i usiadła na łóżku. - Trzeba sobie tylko wyobrazić co sprawia ci przyjemność i zrobić dla drugiej osoby to samo.
- Elizabeth, nie jestem w tym.. tak… śmiała czy doświadczona.- westchnęła Clarice poprawiając spódnicę, po czym usiadła obok czarodziejki. Delikatnie ujęła jej twarz w swoje dłonie i pocałowała czule w usta.
El odpowiedziała spokojnie na pocałunek pozwalając bibliotekarce narzucić swoje tempo.
- Wiem… dlatego tylko doradzam. - Uśmiechnęła się do kochanki. - Zrobisz co będziesz miała ochotę.
- Mhmm…- mruczała Clarice całując jej usta, potem policzki, a na koniec szyję. Nie posunęła się jednak dalej.
El ujęła jedną z jej dłoni i ułożyła na swojej okrytej koszulą piersi.
Pomrukując cicho bibliotekarka pieściła i masowała pochwyconą krągłość czarodziejki. Delikatnie ściskała, ale nie sięgnęła głębiej. Po chwili oderwała się od ust El mówiąc.
- Przyjemnie ci było?
- Nadal jest - Morgan uśmiechnęła się ciepło do Clarice.
- Cieszy mnie to…- zamruczała zawstydzona bibliotekarka lekko odsuwając się od El.
- I jest to jakiś krok na przód. - Morgan nachyliła się i pocałowała w policzek Clarice. - To co… wracamy na uczelnię, czy może spacer?
- Możemy się przespacerować… w drodze na uczelnię. - doprecyzowała Clarice.
- Dobrze. To po drodze kupię sobie coś do jedzenia… jeszcze nie wiem jak o takie rzeczy prosić Almais. - El westchnęła i zaczęła poprawiać swój strój. Czuła gorąc w swym ciele. Pragnęła więcej, ale… i tak to był postęp.


Clarice pomogła pannie Morgan przy zakupach, znając najlepsze sklepy sprzedające solidny towar po sensownych cenach. Nic więc dziwnego, że przejęła inicjatywę podczas tych zakupów. Niemniej nawet ona nie wiedziała, czego potrzeba El do pracy na nowym stanowisku. Na razie Morgan wystarczyło, że miała nieco jedzenia dla siebie, o kawie i innych rzeczach jednak pogada z Almais. Wracając porozmawiała jeszcze nieco o książce dla profesora, którą zaczęła czytać. Clarice miała wiedzę na temat przeszłości miasta, choć nie tak dogłębną i raczej dotyczącą ostatnich osiemdziesięciu lat. O tym potrafiła pogadać… dalszą historię miasta znała tylko fragmentarycznie.
Elizabeth to wystarczyło. Podopytywała też nieco bibliotekarkę o Uptown i tak wspólnie dotarły do uczelni.
Tam rozdzieliły się. Clarice miała obowiązki związane z biblioteką, a El… w sumie nie wiedziała co ma zrobić. Almais jako pracodawczyni nie sprawdzała się dobrze, jeśli chodzi o wyznaczanie obowiązków.
Elizabeth skorzystała z chwili by odpisać na list i zanieść je na pocztę. Napisała rodzicom, że została prywatną pokojówką czarodziejki. To może ich nieco uspokoi, bo to jednak kobieta. Uprzątnęła jeszcze nieco łazienkę.
Na tym zajęciu przyłapała ją Almais, wchodząc do łazienki. Zdążyła już na siebie narzucić satynowy szlafrok, dla wygody. Bo nadal miała trzewiki na stopach oraz pończochy. Reszty dostrzec El nie mogła.
- Więc… jak ci poszło na randce?- zapytała zaciekawiona poprawiając okulary.
- Spokojnie. - Elizabeth wycisnęła szmatkę do wiadra. - Clarice to jednak… Clarice, ale pomalutku się do mnie zbliża. A jak ci minął dzień, Pani?
- Na obowiązkach niestety. Teraz też będę zajęta tym.- wyjęła z kieszeni szlafroka metalową różdżkę rozdwajającą się na końcu na dwa końce. Wykutą z jakiegoś stopu metalu.- Analiza tego trochę mi zajmie. Wpadnie tu pewien czarodziej… zajmiesz się nim? Metodę zostawiam tobie.
- Dobrze…. Czy życzysz sobie jakiejś kawy? Kolacji? - Morgan schowała sprzęty do sprzątania w szafce z zaciekawieniem zerkając na trzymany przez Almais przedmiot. - To różdżka?
- Nie bardzo. To kamerton. Zazwyczaj są używane w muzyce, ale wykonane z odpowiednich stopów mogą posłużyć magowi do dostrojenia jego czaru zamiany czarów do innego planu egzystencji. Nie wiem do którego dostraja ten. O ile w ogóle dostraja.- odparła półeflka przyglądając się przedmiotowi. - Ugh… dywinacja nie moją mocną stroną.
- A kim jest ten mag? Czy mam się go po prostu pozbyć by co nie przeszkadzał? - El uśmiechnęła się ciepło.
- Raczej zatrzymać na razie… będę go potrzebowała później. - zadumała się Almais chowając różdżkę. - Mam do niego kilka próśb, ale wpierw muszę rozpracować tą różdżkę.
- Rozumiem. - El uśmiechnęła się. - Przynieść coś do jedzenia?
- Nie… nie trzeba. Kawa wystarczy i może ciastka dla gościa.- odparła po namyśle półeflka.
El przytaknęła ruchem głowy.
- To zaraz wracam. - Z pokoju zabrała jeszcze list i po chwili namysłu obejrzała się na Almais. - Przyjaciel… zaprosił mnie do teatru… ach i jutro chyba jest wyprawa, czy… potrzebujesz mnie któregoś wieczoru?
- Nie. Nie wydaje mi się. - zamyśliła się magiczka. - Może później, ale na razie nie… Rano to co innego?
- Rano jestem w pełni do twojej dyspozycji. - El zgarnęła jeszcze przybory do pisania. - Zaraz wracam.
- Nie śpieszy mi się. Zamknę się w sypialni… z książkami.- westchnęła półelfka kierując się tego właśnie pokoju.
Morgan skorzystała z tej okazji by napisać do Charlesa i zaproponować niedzielę i z oboma listami udała się na pocztę.
Po załatwieniu tej sprawy zostało jej wykonanie obowiązków. Wieści musiały się szybko rozchodzić po uczelni, skoro naczelna kucharka nie robiła jej wyrzutów gdy wydawała kawę i ciasteczka. El podziękowała jej i tacą wróciła do pokoi Almais, już zajętą badaniami. Pozostało więc zająć się przygotowaniami na gościa.
Morgan podała czarodziejce kawę, układając na jej talerzyku kilka ciastek. Sama, nadal w stroju, w którym była na randce uprzątnęła salonik i nakryła stolik.


Gość Almais zjawił się wkrótce… jego wejście poprzedziły dziwne efekty. Zrobiło się bowiem ciemniej, światła jakoś tak pogasły. Cienie się pogłębiły. Mrok wypełnił kąty. El nie usłyszała jak wchodzi, dostrzegła go dopiero jak zamknął drzwi. Był to wysoki chudy mężczyzna, ubrany na szaro… i otoczony pełzającymi smugami ciemności. Płaszcz jaki miał na sobie wykonany był z drogich materiałów i haftowany przez artystę.
- Dobry wieczór. - Morgan skłoniła się mężczyźnie. - Jestem Elizabeth i jestem osobistą pokojówką pani Almais. Pani teraz pracuję, ale prosiła by Pan zaczekał.
- Mój czas jest bardzo cenny. Może lepiej jak przyjdę później?-zapytał mag wyraźnie niezadowolony z powodu tego co usłyszał.
- Och to z pewnością nie potrwa długo. - El zrobiła zasmuconą minę. - Może napiję się Pan kawy? Szkoda by marnował Pan czas poświęcony na przyjście tutaj.
- Skoro tu już jestem, to mogę się napić.- postanowił po chwili namysłu mag siadając w wygodnym fotelu.
Elizabeth stanęła naprzeciwko i nachyliła się głęboko nalewając kawę, tak by mag mógł zawiesić wzrok na jej dekolcie.
- Czarna, z mlekiem? Może cukru? Są też ciasteczka jeśli Pan sobie życzy.
- Hmm…- zawiesił spojrzenie na jej piersiach wynurzających się delikatnie spod stroju.- Odrobinę cukru. Bez mleka. Czarna jak noc.
- Oczywiście. - Elizabeth dodała odrobinę cukru, zamieszała i podała filiżankę mężczyźnie. - Z przyjemnością dotrzymam panu towarzystwa, jeśli nie ma Pan nic przeciwko.
- Nie bardzo wiem jak niby planujesz mi tego towarzystwa dotrzymać. Kawa mi wystarczy… ciasteczka nie są w moim guście.- odparł żartobliwie czarownik.
- Mogę na przykład zjeść ciasteczko. - El pozwoliła sobie na żart. - Mogę też spróbować zabawić Pana rozmową, lub stać obok i ładnie się prezentować.
- Możesz… nie powiem twojej pani jeśli zjesz parę. Nie jestem pewien czy nadaję się na zabawianie rozmową. A i nie widzę powodu, byś musiała tu stać i… prezentować się. Szkoda ładnych nóżek na to. - odparł czarownik upijając nieco kawy.
- Potraktuję to jako przyzwolenie by usiąść. - El dygnęła i zajęła miejsce naprzeciwko maga, pozwalając mu nacieszyć wzrok jej nogami, podczas gdy sama sięgnęła po ciastko, nachylając się. - Nie wiem czemu miałby Pan się nie nadawać, to bardziej pytanie czy ja podołam.
- Jestem tego całkowicie świadom panienko.- mruknął czarownik wędrując spojrzeniem po ciele El.
- Że mi się nie uda? - El oparła się o podramiennik, prezentując swoje ciało przed magiem.
- Że nie mamy tematów na rozmowy.- odparł uprzejmie gość Almais.
- Cóż… ja jestem bardzo ciekawa Pana osoby, ale nie zapytam bez przyzwolenia. - Morgan pozwoliła by okruszek spadł jej na dekolt, zrobiła przepraszającą minę i wyjęła go, tak jak to dziewczyny z Pączka miały w zwyczaju.
- Callus Valefort, jest wykładowcą szkoły cienia. To podszkoła iluzji. Cenionym pracownikiem tej instytucji.- przedstawił się czarownik.
- Och i to tą szkoła magii sprawia iż otaczają Pana cienie? - El uśmiechnęła się do mężczyzny. - Nie czułabym się pewnie gdyby to za mną wędrował mrok. - Jej wzrok przesunął się na nogi mężczyzny, wokół niektórych jeszcze niedawno pełzały cienie, pozwalając by jej spojrzenie zawisło też na innej części męskiego ciała.
Szkoda że szata i cienie ukrywały przed nią te detale.
- Każdy ma swój gust panienko, każdy ma swoje… powołanie. Stronę magii, do której ciąży. Moją jest mrok i cienie.- odparł mężczyzna.
- Może moje zdanie nie jest wiele warte, ale dla mnie ta aura jest niesamowita. Bo na niewielu magach na uczelni tak bardzo widać ich… pasję. - El sięgnęła po kolejne ciasteczko. Była ciekawa na ile znajomość takiej magii mogłaby jej pomóc w jej innych zadaniach.
- Doprawdy? Nie wiem… nie przyglądałem się im.- zadumał się mężczyzna.
- Ja miałam przyjemność pracować dla kilku nim pani Almais przyjęła mnie do siebie. - Morgan wgryzła się w ciasteczko ciesząc się tą niewielką kolacją. - Przyznaję też że zaskoczył mnie Pan… ten cień, mrok zdaje się być tak realny. Jakby to pomieszczenia wkroczyła czarna mgła. A jednak to szkoła iluzji?
- Wiesz coś o szkołach magii? - zapytał mężczyzna wyjątkowo podejrzliwie. Niepokojąco wręcz.
- Tyle ile może wiedzieć osoba sprzątająca sale wykładowe, o wdzięcznych nazwach katedr powiązanych ze szkołami. - El zaśmiała się cicho. - Nazwy są dosyć sugestywne, czyż nie? Szkoła iluzji… ma chyba związek z iluzją. Ale nie… nie mam o nich większego pojęcia.
- Tak… ma… ale nie masz co męczyć tym swojej ślicznej główki. To tak naprawdę obchodzi tylko czarodziei.- zaśmiał się cicho Callus i spojrzał w kierunku drzwi do sypialni Almais. - Nie spieszy się jej.
- Spieszy. - El także powędrowała wzrokiem w stronę drzwi. - Pani bardzo zależało na spotkaniu z Panem i chciała swą pracę skończyć jak najszybciej.
- Niemniej…- mruknął mężczyzna stukając palcami o blat stołu.- … i tak jej to schodzi. Może lepiej byłoby przełożyć spotkanie? Przekażesz to swojej pani?
- Nie mam mocy by Pana zatrzymać jednakże… z przyjemnością bym Pana tu zatrzymała? - El nachyliła się i sięgnęła do imbryka. - Może jeszcze jedna filiżanka kawy nim podejmie Pan decyzję o przełożeniu terminu spotkania?
- Niech będzie jeszcze jedna. - przyznał czarownik.
Elizabeth wstała z fotela. Przykucnęła przed fotelem maga, pozwalając by cień otoczył jej ciało i dolała mu ostrożnie kawy.
- To bardzo dobra… kawa.- mruknął mężczyzna hipnotyzowany jej dekoltem.
- Yhym… i szkoda by się zmarnowała, prawda? - El odstawiła imbryk i oparła dłonie o kolana maga, ciekawa jego reakcji.
- Kawa? - zapytał mag przyglądając się nieco zaskoczony pokojówce Almais.
- To ją pan pochwalił czyż nie? - Palce Morgan wodziły powoli po kolanach maga.
- Tak… w sumie to pochwaliłem… kawę…- mruknął mężczyzna zaskoczony zachowaniem El i pozwalając jej wodzić palcami po napiętych udach.
- Czy życzy pan sobie bym przestała? - Palce El powędrowały nieco dalej sięgając do ud gościa.
- To zależy co planujesz…- Morgan poczuła i zobaczyła jak chwyta ją za dłonie i władczo przesuwa je na swoje podbrzusze. Nie widziała przez cienie, ale czuła twardą wypukłość do której ją doprowadził.
Elizabeth poszukała po omacku zapięcia spodni mężczyzny drugą dłonią pieszcząc jego wypukłość przez materiał.
- Kto wie… - Uśmiechnęła się lubieżnie do mężczyzny.
- Ty wiesz…- mruknął rozpalonym wzrokiem wodząc po El i pozwalając uwolnić swoją męskość z okowów spodni. Jej czubek wynurzył się z cieni, niczym zaciekawiona rybka.
El zaczęła pieścić ją obiema dłońmi spoglądając na maga. Miała go zatrzymać, ale czy na pewno musiała to robić? A na ile miała ochotę? Nachyliła się i ucałowała rosnącą męskość. Czarownik nie protestował czując dotyk jej ust na swoim ciele. Niewątpliwie mu się to podobało. A El… musiała szybko podjąć decyzję. Od niej co prawda zależało jak daleko posunąć sytuację… ale też nie mogła zatrzymać się w pół kroku. Musiała sama określić granicę swoich działań i bezwzględnie się jej trzymać. El podjęła jednak decyzję nim się nachyliła i teraz objęła mężczyznę wargami. Pieściła go powoli, chcąc kupić czas dla Almais.
Powolna pieszczota chyba mu się podobała, bo to co czuła na języku prężyło się jak żołnierz na paradzie. Mag… nie popędzał jej, ani nie wymuszał nic więcej. O czasu do czasu głaskał ją pogłowie. Z drugiej strony… ile jeszcze czasu potrzebuje Almais?!
Elizabeth wiedziała, że prędzej czy później doprowadzi kochanka. Sam gorąc w jej ciele sprawiał, że jej ruchy stawały się coraz bardziej intensywne i nerwowe.
I jego oddech stawał się coraz cięższy, aż w końcu… poczuła smak zwycięstwa. Ciało jej kochanka uległo. El spiła go niespiesznie znów kupując nieco czasu, a potem wylizała męskość i swoje wargi.Uśmiechnęła się lubieżnie do kochanka.
Jej “perfekcjonizm” został nagrodzony uśmiechem ze strony maga i w końcu… drzwi do sypialni półelfki się otworzyły i gospodyni stanęła w nich, okryta długim acz obcisłym szlafrokiem. Bardziej… reprezentacyjnym.
- Wybacz że musiałeś tyle czekać. Mam nadzieję, że się nie nudziłeś?- zapytała figlarnie.
- Nie… ależ skąd.- odparł mag pospiesznie chowając swój delikatny organ pod ubranie.
El wyprostowała się skłoniła Almais.
- Czy życzysz sobie czegoś, Pani? - Spytała uśmiechając się do gospodyni.
- Nie… w zasadzie to masz wolne na resztę wieczoru.- zadecydowała Almais i uśmiechnęła się do czarownika. - Zapraszam tutaj, sprawa w której potrzebuję twojej rady wymaga dyskrecji.
- Rozumiem.- odparł Callus podążając do komnaty. - Znowu coś z planami egzystencji? Wiesz… według mnie powinnaś trzymać się przechodnich. Zapuszczanie się dalej, bywa niebezpieczne.
- Mój drogi… plany przechodnie są dobrze zbadane. Nie znajdę tam okazji do nowych odkryć.- stwierdziła wesołym tonem zamykając za nim i za sobą drzwi do sypialni.
El zabrała się za sprzątanie. Miałam plan na swój wieczór. Przetestować płyn na niewidzialność. Ale trzeba było pozwolić magom zająć się sobą.
Zamknięte drzwi nie pozwalały stwierdzić co robią, tym bardziej że grube drewno tłumiło dźwięki. Niemniej sądząc po stroju Almais, mężczyzna szybko stamtąd nie wyjdzie.
Elizabeth przebrała się w spodnie, narzuciła płaszcz. Do torby przy pasie spakowała wytrychy, miksturę niewidzialności i rękawiczki. Narzuciwszy na głowę kaptur opuściła pokoje Almais.


Miała plan na tę noc, plan niebezpieczny. Uczelnia była bowiem miejscem potężnych magicznych zaklęć, także takich które rzucono na budynki. Musiała być ostrożna, także z magią. Był już późny wieczór. O tej porze należało się przygotować do snu, gdyż wkrótce mieli wyjść ze swych skrytek mechaniczni strażnicy. Miała na oko godzinę nim na swoje plany. Elizabeth przekradła się do sąsiedniego budynku i zatrzymała niedaleko wejścia sprawdzając czy te jest strzeżone. Jeśli tak, miała plan wkraść się jak ostatnio.
Elf nadal tam był, nadal stróżował niczym pies podwórzowy. Pozostało więc przemknąć się i mieć nadzieję, że nie zostanie przez niego złapana. Tylko musiała wyczekać okazji… oby szybko się nadarzyła. El czekała ukryta w krzakach. Wolała nie ryzykować wchodzenia przez okno… tak długo jak nie będzie to konieczne.
Musiała wykazać się cierpliwością. I stalową wolą, bowiem okazja szybko się nie nadarzyła. Dopiero pod koniec uwaga elfa została zajęta przez rozmowę z pewną damą. I wtedy El bezpiecznie się prześlizgnęła… mając świadomość, że w drodze powrotnej zmierzy się już z czujnymi mechanicznymi strażnikami.
Elizabeth skryta pod pelerynką starała się niepostrzeżenie przemknąć do pokoju, który ostatnio odwiedzała masażystka.
Dobrze pamiętała drogę, wryła się jej w pamięć. Więc szybko pomknęła w kierunku siedziby owego maga, która o tej porze… był już zamknięta. A przynajmniej drzwi były. El użyła szybko zaklęcia by sprawdzić czy ktoś jest w środku.
Wyczarowana dziurka przyniosła snop światła, ktoś zdecydowanie był w środku. A szybkie zerknięcie pozwoliło stwierdzić, że ten ktoś pracuje właśnie przy biurku. Pochylona sylwetka nie pozwalała za bardzo dojrzeć detali dotyczącego owego ktosia, ale z pewnością był to gospodarz lokum. El zaklęła w myślach. Starała się dojrzeć jakiś szczegół, który zdradziłby jej czym zajmuje się ten mag i jak ma na nazwisko. Niestety mijające minuty niewiele zdradziły. Strój był… niewyróżniający się za bardzo, zapewne taki domowy. Za to miał… rudego kota, co bynajmniej nie wróżyło za dobrze pannie Morgan. Wątpiła bowiem, by było to zwykłe zwierzę. Raczej chowaniec. Dostrzegła tą istotę, gdy mag wstał od biurka, a potem zgasił lampę naftową i udał się do sypialni.
To była jej szansa tylko… co zrobić z kotem. Postanowiła zaryzykować i rzuciła na siebie czar przebrania starając się upodobnić do masażystki, którą widziała ostatnio. Potem zabrała się za otwieranie drzwi wytrychami od Duncan nasłuchując czy mag już zasnął.
Dobrze że miała przy sobie, te mistrzowskie wytrychy bo zamek okazał się zaskakująco ciężki do otwarcia. Pierwsza próba się nie powiodła, ale po kolejnej usłyszała owo piękne “click”. I drzwi stanęły otworem przed panną Morgan.
Elizabeth odczekała chwilę nasłuchując nim uchyliła je obserwując reakcję kota. Ta była niestety przewidywalna. Kot odpoczywał na biurku zwinięty w kulę lecz usłyszawszy skrzypienie drzwi od razu odwrócił głowę w ich kierunku.
- Część malutki. - El udała głos masażystki na tyle na ile go zapamiętała. - Zapomniałam o czymś. Zgarnę to i znikam.
Podeszła sprawnym krokiem do biurka. Potrzebowała tylko nazwiska. Nazwisko, jakiś tytuł i zwiewa.
Dostrzegła je… na samym wierzchu, bowiem mag pracował nad rękopisem pracy naukowej dotyczącej piromancji. Gregor Kasthiakis. Kot wstał i lekko zjeżył się przyglądając się dziewczynie podejrzliwie, ale nie zachowywał się agresywnie.
- Pa pa. - El pomachała kotu i postanowiła opuścić pokój. Wolała nie ryzykować spotkania z magiem.
Zamknęła drzwi za sobą, odetchnęła z ulgą i spięła się słysząc znajome metaliczne zgrzyty. Automatony patrolujące uczelnię w nocy, właśnie zaczęły swoją robotę.
Westchnęła ciężko i spróbowała się przemknąć do znanego sobie okna by z niego znów wylądować na krzaku róż.
Wymagało to pośpiechu, bo już słyszała jak jeden z nich wchodzi po schodach, ale znów… miała szczęście, przynajmniej do czasu zetknięcia się kolczastym krzewem. Zdecydowanie za często musiała się porywać na takie desperackie kroki. I prawie została przyłapana przez automatona, gdy wyplątywała się z krzaka i desperacko chowała w cieniu budynku.
Przez dłuższą chwilę łapała oddech starając się uspokoić. Czekało ją jeszcze dotarcie do drugiego budynku magów i do Almais.
Oznaczało to lawirowanie pomiędzy kilkoma automatonami, które to wędrowały po całym kampusie i wewnątrz budynków. Nic trudnego, wszak robiła to już parę razy. Znała nieco ich trasy… nic trudnego, ale zawsze tym razem mogło coś pójść nie tak. Więc szła ostrożnie. Często robiła przerwy starając się wyczekać ten najlepszy moment. Ważne by dotrzeć do celu a nie by być tam szybko. Wszak Almais pewnie miło spędzała czas ze swym gościem. Musiała tylko pamiętać by tuż przed wejściem odczarować swą postać.

Udało się. Czasami było niepokojąco blisko złapania, ale El udało się prześlizgnąć między spojrzeniami mechanicznej ochrony uczelni. Z bijącym sercem dotarła do lokum swojej pani i otworzyła drzwi kluczem zabranym z niedużego stoliczka przy drzwiach. Dopiero zamykając je poczuła się bezpieczna, słysząc cichy zgrzyt metalicznych przegubów strażnika za nimi.


Zerknęła czy drzwi do sypialni Almais są nadal zamknięte i jak się okazało, nie były. Zabrała swój szlafrok i udała się pod prysznic. Przyjemnie było mieć własny osobisty prysznic tylko dla siebie, a nie korzystać ze wspólnego. Przyjemnie było mieć zawsze ciepłą wodę, nawet jeśli rano trzeba będzie ten prysznic wyszorować.
Ubrana w szlafrok i pachnąca zajrzała do pokoju Almais, ciekawa czy mag został u nich na noc. Powitał ją widok zgrabnego zadka półelfki, bowiem czarodziejka spała na brzuchu w krótkiej koszulce nocnej… sama.
Morgan zawahała się. Niby Almais zapraszała ją do swojego łóżka, ale czy naprawdę mogła? Podeszła do odsłoniętej pupy i przesunęła po niej palcami.
Odpowiedzią był senny pomruk i poruszenie się ciała półelfki. El delikatnie zacisnęła na niej palce i nachyliła się do ucha Almais.
- Mogę się przyłączyć? - Spytała, przesuwając wargami po uchu gospodyni.
- Mhmmm…- mruknęła sennie szpiczastoucha.
El zdjęła z siebie szlafrok, odłożyła go starannie na stoliku obok łóżka i wsunęła się pod kołdrę obok półelfki, przykrywając przy okazji jej odsłonięte pośladki.
 
Aiko jest offline