08-01-2021, 10:53
|
#455 |
| Cytat: “Kimże jest ta, która świeci z wysoka jak zorza, piękna jak księżyc, jaśniejąca jak słońce, groźna jak zbrojne zastępy?” Pieśń nad Pieśniami 6, 10 | Piątek, 5 sierpnia. Północ. Płock.
Inkwizytorzy postanowili wyruszyć w nocy. Czas nie działał na ich korzyść. Ponieważ potrzebowali się wyspać, to zorganizowano wozy. I wtedy okazało się, że gdzieś zniknął Gerge. Anna, która niemal zasypiała bez rytuału jakim obdarzył ich kilka nocy wcześniej Fyodor teraz ożywiła się. Strach o jej… strasznym było to, że nie potrafiła odnaleźć dobrego słowa oddającego kim dla niej stał się Gerge. Nie był on już tylko obrońcą i strażnikiem. Był czymś więcej niż przyjacielem. Jednak czy godziło się tak o nim myśleć? Wprawdzie jego zakon nie nakładał na swych członków ślubów czystości, ale jej zakon miał na ten temat zgoła odmienne zdanie.
Myślała o nim bez ustanku. Wspominała to co razem robili. W jej umyśle pojawiały się obrazy. Na przemian niewinnego kwiatka, jaki od niego otrzymała w dniu wspomnienia św. Anny ze wspomnieniem w którym wdzierał się w nią, a ból mieszał się z przyjemnoscią.
Po chwili doszło wspomnienie wizji. Tej zmarłej kobiety. W Burdelu. Wizje się przeplatały. Tańczyły ze sobą. W pewnym momencie widziała Gergego splecionego w miłosnych uściskach z Teresą. Tą teresą, która zmarła poprzedniego wieczoru. Coś ukuło jej serce. Zazdrość? Piękna kobieta z wizji spojrzała nagle w twarz Anny i nie przerywając aktu cielesnego z jej… z jej Gergem powiedziała z uśmiechem na ustach w stronę zakonnicy: - Chodź do mnie. Czekam. ***
Czerwony brat skończył modlitwę. Wiedział, że będą musieli oczyścić Płock z sił nieczystych. Samo opuszczenie miasta było dobrym pomysłem, choć moment dla niego był wyjątkowo nietrafiony. Toczyła się tu walka o rząd dusz. Walka jaką zdaje się tylko oni przegrywali. Oni jako inkwizycja. Ale też on ze swoich osobistych powodów. I wtedy to poczuł. Wzywała go. W myślach przeklął cały poprzedni dzień. *** Suchodół. Posiadłość Czarneckich .
W wielkim fotelu siedziała stara kobieta. Wysuszona. Skurczona i pomarszczona. Wyglądała niemal jakby ktoś rzucił mały konar drzewa na mebel. - I jak synkowie, jakie wieści - rzekła słabym głosem gdy swoim ślepym okiem “patrzyła” w płomienie kominka. - Nie udało się. Zabrał księdza - powiedział chłopak może kilkunastoletni. Klęczał posiniaczony. Z jego ramienia nadal sterczałą wyłamana kość, ale zdawał się nie czuć bólu. W pokoju było jeszcze dwóch stojących i jeden, który leżał na stole i jęczał. Ten ostatni miał poparzoną całą lewą stronę ciała.
- Znajdziecie go. Znajdziecie księdza, bo nam pomógł. Honor każe spłacić dług, a dzięki niemu nie warczymy tu na siebie. Jedno jest pewne, gdziekolwiek zabrał go Wiatrowy znajdziemy tam też Dalegora.
Starowinka sapnęła kilka razy, po czym splunęła na podłogę. - Zawiadomcie jego ludzi. Trzeba słać wiadomość do Płocka o tym co się stało.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
| |