Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2021, 21:31   #11
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Słuchając wywodu Ralf von Hiendenmit Iolanda lekko uśmiechnęła się.
Ralf zawsze dużo mówił. Musiała przyznać, że w czarujący sposób.
- Dobrze. Wypytaj tego de Riverę. Zobaczymy co powie - powiedziała uśmiechając się do mężczyzny. - Będę Ci bardzo wdzięczna.
To był miód na uszy szlachcica i baronessa dobrze o tym wiedziała.
- A teraz wybaczy mi, jestem umówiona - pożegnała się zostawiając go z pytaniami "z kim?", " gdzie?"

Joao zamówił już powóz toteż nie zmokła wcale. Służacy pomógł jej wsiąść, a gdy drzwi zamknęły się stangret strzelił z bata i zaprzęg ruszył.
Zatrzymał się przed drzwiami rezydencji de Truvilleów.

Iolanda pewnym i dostojnym, a także płynym i pełnym wdzięku krokiem przekroczyła progi domostwa de Truvillów. A choć na dworze siąpiło ona sama wyglądała jakby deszcz ją omijał.
- Panie de Truville - przywitał gospodarza delikatnym dygnięciem i nieznacznie wysunęła w jego stronę dłoń. - Cieszę się, że możemy się spotkać - dodała kurtuazyjnie w estalijskim, wszak oboje owym językiem posługiwali się.

Bertrand kurtuazyjnie skłonił się przed szlachcianką i z kurtuazją ucałował jej dłoń.
- Jest mi niezmiernie miło, że odwiedziłaś moje skromne progi baronowo. W rodzinnych włościach na pewno ugościłbym cię godniej, jednak pozwalam sobie zaprosić cię na skromną kolację.
Podszedł do nich lokaj w liberii, który zaprowadził oboje szlachiców do salonu dwupoziomowej kamienicy, aktualnie siedziby Bertranda, gdzie czekał na nich stół zastawiony głównie rybami i owocami, a także butelka dobrego bretońskiego czerwonego.
- Chętnie przyjmę twe zaproszenie. W tych dalekich stronach to niezwykle móc spotkać się z przedstawicielami tak znakomitego rodu - obowiązkowa wymiana uprzyjmości trwała nadal, a Iolanda korzystając z pomocy lokaja, który podsunął jej krzesło, zajęła swoje miejsce.
- Dziękuje baronowo, twój ród jest mi dobrze znany - Bertrand starał się kończyć pustą wymianę uprzejmości. Nasze posiadłości nie są daleko od siebie, choć po różnych stronach granicy.
- Och ta polityka która przygnała nas daleko od domu…- westchnął zastanawiając się jak wiele baronowa wie o kłopotach w które popadł jego ród - choć powiadają że Lustria to kraina możliwości dla śmiałych i pomysłowych, czyż nie?
- Albo miejsce gdzie jeszcze łatwiej stracić fortunę oraz życie - odpowiedziała Iolanda wybierając jeden z egzotycznych owoców. Przez chwilę obracała go w dłoni, a po chwili sprawnym cięciem pozbawił części skórki. - Nie nadające się dla dam. Wiele można powiedzieć o Lustrii. Wszystko będzie i prawdą i fałszem
Betrand skinał głową, podczas gdy służący zaproponował baronowej nalanie wina.
-Zaiste, wiemy, że w Nowym Świecie jest wiele niebezpieczeństw...powiadasz Pani że nie jest do miejsce dla dam, jednak tu przybyłaś, co dobrze świadczy o twojej odwadze… (lub desperacji - pomyśłał).
A Ty siostrę tu przywiozłeś - dodała w myślach podnosząc kielich napełnio przez sługę lekko ku górze.
- Wypijmy zatem za ten Nowy Świat - a gdy oboje dopełnili toastu znów się odezwała - jak go znajdujesz? Wszak jesteś, panie de Truville, dłużej tu niż ja.
-Wcale nie tak długo, nie będzie więcej niż pół roku. Nie widziałem wiele poza Portem i najbliższą okolicą gdzie wybrałem się parę razy na polowania, dużo tu interesujących ludzi z całego świata, choć wielu też desperatów i awanturników na których trzeba uważać. Natomiast te historie o Amazonkach i jaszczuroludziach pilnujących starożytnych skarbów wzbudzają ciekawość, prawda?
- Pobudzają wyobraźnię i nie tylko. To dla takich rzeczy ludzie tu przybywają. By na własne oczy przekonać się, że to prawda te skarby, te Amazonki i tak dalej. Jedną z nich będzie można dzisiaj zobaczyć. Wybierasz się panie de Truville tam? Z siostrą?

- Tak wybiorę się, chętnie zobaczę przedstawicielkę tego intrygującego ludu o którym krąży tyle dziwacznych historii….. ja z kolei słyszałem od Izabeli, że rozważasz Pani udział w wyprawie organizowanej przez wicehrabinę de Limę, którą ma dowodzić Carlos de Rivera?

- Owszem. Ta wyprawa bardzo mnie interesuje. Rozważam udział w niej. Pod warunkiem, że będzie odpowiednio przygotowana - mówiąc to baronessa nałożyła sobie na talerz rybę. - Tak z ciekawości. Długo planujesz tu panie pozostać? Wynajęcie kamienicy musi sporo kosztować.

Bertrand westchnął widząc że konwersacja wchodzi na trudny dla niego temat.
- Z przyczyn politycznych prawdopodobnie będę musiał pozostać jeszcze jakiś czas w Lustrii. Jeśli zas chodzi o wyprawę to rozmawiałem dzisiaj z de Riverą i może ona oznaczać kilka tygodni przedzierania się przez dżunglę, w większości pieszo, więc myślę że trzeba do tego podejść rozważnie. Ja służyłem w armii bretońskiej, więc trudne podróże nie są mi obce, czy ty Pani masz zaś w tej kwestii jakieś doświadczenie? Moja siostra wpadła na pomysł że również wyruszy na tę wyprawę, powołując się na waszą rozmowę na ten temat.

Iolanda przewróciła oczami.
- Znam bretońskich generałów co to na myśl o przemarszu przez las już mdleją. Pańska siostra ma więcej hardosci w sobie niż oni. Także o nią się proszę nie martwić. Tak samo jak i o mnie.

-Oczywiście baronowo, nie wątpię w Pani mądrość i odwagę, by poradzić sobie na tego rodzaju wyprawie. Co do mojej siostry, jest ona odważną osobą, ale jaki był ze mnie starszy brat gdybym nie martwił się o jej bezpieczeństwo? Właściwie to powinienem wydać ją dobrze za mąż, co w takim miejscu nie jest łatwe - westchnął. - Mam wrażenie że ten cały de Rivera przypadł jej do gustu…

- Małżeństwa. Mariaże. Ciężki temat, prawda? - Ioland uśmiechnęła się krzywo. - Panna bez posagu nie ma co liczyć na odpowiedniego kawalera. A ta z posagiem może być łatwym celem dla łowców fortun.

Bertrand zawahał się i jakby nawet nieco zaczerwienił:
- Muszę przyznać że aktualnie moja rodzina nie dysponuje zbyt wielkim posągiem, ale Izabela jest obdarzoną urokiem i wdziękiem młodą damą, no i oczywiście pochodzącą ze znamienitego rodu.

- Uroda przemija panie de Truville - tę prostą ludową mądrość baronessa przedstawiła jak jakąś wiedzę tajemną. - I co wtedy zostaje? Nic. - Rozłożyła dłonie na boki i uniosła nieco lewą brew ku górze. - Zupełnie nic. A kapitan de Rivera… - zrobiła dłuższą przerwę popijąc z kielicha. - Jeżeli chce pan siostrze go hmmm… wybić z głowy… to najlepiej zrobi to pan pokazując jej go w całej okazałości. Dzień i noc. A gdzie jest najlepsza okazja ku temu? Na wyprawie.

Bertrand zmrużył oczy, zastanawiając się czy baronowa sobie z niego nie kpi.
-Możliwe, chociaż ktoś inny by powiedział że w takiej sytuacji nie powinno się dawać możliwości do przebywania im dwojgu zbyt dużo w swojej obecności. Ale na pewno wyprawa byłaby okazją by lepiej poznać tego szlachica-awanturnika - jeśli zakończy się sukcesem, wróci w glorii chwały, podobno jak inni którzy za nim podążą. A planujesz Pani zabrać w tę podróż liczną świtę, jeśli mogę się zapytać? Mi będzie towarzyszyć na pewno kilku zbrojnych.

- Jeżeli się wybiorę, - Iolanda de Azuara wyraźnie zaakcentowała pierwszy wyraz - to również w towarzystwie kilku zbrojnych i pana Arrarte.

-Słusznie - skwitował de Truville. - Na pewno biorąc pod uwagę co słyszałem o tej krainie nie polegałbym jedynie na ludziach Rivery do obrony. Ja też nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji o wyprawie, choć skłaniam się ku niej, muszę też zdecydować czy pozwolić wybrać się na nią mojej siostrze, to czego droga baronowo wydajesz się mnie namawiać. - wyszczerzył się nieco wyzywająco.
Iolanda przybrała minę niewiniątka
- Nie przedstawiałam jeszcze najważniejszego argumentu - w jej oczach pojawiły się wyniki wesołosci, które wyraźnie kontrastowały z przybraną wyrazem twarzy. - Jeżeli tu zostawisz siostrę, to kto będzie o nią dbać? Służba? Wątpię. Ty jesteś gwarantem jej bezpieczeństwa. Jej i jej czci.

-No tak, dziękuje, muszę przyznać że historie które słyszałem o tej krainie budzą moją ciekawość. Chętnie zapolowałbym na te jaguary i inne bestie o których opowiadają.

- To takie ekscytujące. Ekscytujące i podniecające. Te historie i świadomość, że samemu można to przeżyć, zobaczyć, dotknąć - mówiąc to baronessa wyglądała na naprawę podekscytowaną. Zupełnie jakby oczyma wyobraźni widziała już te sceny.

- Tak, myślę że wrażeń nam nie zabraknie a i też moja szpada nie będzie się nudzić. - Z uśmiechem wzkazał na wiszącę na ścianie pięknie wykonane ostrze.

Iolanda znów przewróciła oczami słysząc o mężczyznach i ich szpadach. Zaraz jednak wzrok jej powędrował we wskazanym kierunku.
- Piękne ostrze - dodała z podziwem.

- Zaiste, nie raz służyło mi w pojedynkach i w boju. Jeśli wyruszymy razem na wyprawę, będzie bronić i ciebie - odparł z dumą Bertrand.

- Dziękuję panie de Truville. To bardzo szlachetne z Pana strony - powiedziała baronessa. Na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech, a policzki pokryły się delikatnym pąsem. - Oferować ochronę kobiecie gdy ma się pod swoimi skrzydłami jeszcze siostrę. Bardzo szlachetne.

- W końcu szlachectwo zobowiązuje - odparł z promienistym uśmiechem bretończyk.

Iolanda uniosła swój kielich ku górze.
- Pańskie zdrowie panie de Truville. Szlachetnego mężczyzny - dodała z pełnym uznaniem.

- I zdrowie Pani baronowo, odważnej damy. - Bertrand odwzajemnił toast. Musiał przyznać że Iolanda zrobiła na nim dobre wrażenie, była bystra i wydawała się wiedzieć czego chce. Nie dziwił się więc plotkom o ilości adoratorów których odprawiła, choć oczywiście nie była już w optymalnym do zamażpójścia wieku.
Reszta rozmowy minęła im na przyjemnych i mało kontrowersyjnych tematach.

Opuściwszy gościnne progi domostwa pana de Truville baronessy de Azuara udała się tym samym powoze i tą samą drogą do karczmy w, ktorej od dwóch tygodni rezydowała ze swoją świtą szukając sposobu udania się w głąb lądu. Musiała przyznać sama przed sobą, że wypraw wiceharbiny byłaby bardzo korzystna dla niej. Należało więc dołożyć wszelkich starań aby się tam móc znaleźć.

W międzyczasie można było przyjrzeć się lokalnej florze i faunie. Co akurat było możliwe jutro i Iolanda panowała wybrać się na targ. Kupować rzekomej Amazonki nie zamierzała. Ale zawsze warto ją było zobaczyć.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline