Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2021, 19:42   #152
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - 2519.I.24; ftg (8/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Różana; zamtuz “Nocna przygoda”
Czas: 2519.I.24; Festag (8/8); noc
Warunki: garderoba Oleny, cisza, ciepło, półmrok na zewnątrz ciemno, sztorm, zamieć, siar.lód


Versana, Łasica, Brena, Olena



- Ale… Ale to jest burdel! - gdy Łasica już ich przyprowadziła na miejsce to widocznie Brena rozpoznała co to za miejsce.

- A co innego będzie otwarte o tej porze?! Jak nie chcesz to wracaj! - siostra krzyczała jakby poczuła się nieco urażona taką uwagą. Ledwo wyskoczyły na ulicę a w parę chwil zerwał się taki wicher, że właściwie zrobił się prawdziwy sztorm. Wicher ciął śniegiem jak pejczem i bez trudu miotał wiotkimi dla niego istotami. Zupełnie jak parę dni temu gdy Versana z Łasicą wracały po wizycie na statku Rose. Teraz też pozostanie na otwartej przestrzeni ulic jakimi śmigał wicher i pchane nim tabuny śniegu zrobiło się zwyczajnie niebezpieczne. Ale jak to krzyknęła Łasica skutecznie powinien zatrzeć wszelkie ślady włamania. Przynajmniej te na zewnątrz. No ale jeszcze musiały to przeżyć. Do kamienicy van Drasenów był spory kawałek a i obecność Nadji mogła być różnie interpetowana przez starszą kucharkę. To nie było problemem bo ulicznica przekrzykując wicher powiedziała, że “zna miejsce”. No ale jak zauważyła Brena to miejsce to był po prostu zamtuz. Jednak nie bardzo miały siły i możliwości aby wybrzydzać. Więc Łasica dobijała się aż ktoś jej otworzył. Jak się okazała tu też miała jakich znajomych. A i przyjemnie było się odciąć drzwiami i ścianami w ogrzanym świetle i wnętrzu od tej zamieci na zewnątrz. Tak Łasica poznała ich z zielonooką blondynką jaka tutaj pracowała no i była jej koleżanką.





- Dziewczyny, to jest Olena. Ola jest tak kochana, że zgodziła się nam załatwić kąt do spania. A to Olu są moje siostry. Ver jest moją panią a Brena… No właściwie też. - gdy już jakiś strażnik otworzył im drzwi, otrzepały się ze śniegu no i odczekały aż ta zapowiedziana koleżanka do nich zejdzie to Łasica mogła sobie przedstawić całą czwórkę z typową dla siebie niefrasobliwością.

- Dorobiłaś się dwóch sióstr i do tego dwóch pań? No nieźle działasz. Cześć, chodźcie ze mną, pokażę wam co i jak. - wyglądało na to, że dziewczyny znają się na stopie całkiem towarzyskiem bo gdy Olena już się zorientowała kto i po co ją wezwano zaprowadziła ich przez jakieś schody, piętra i korytarze. Przy okazji uprzedziła, że nie może z nimi zostać bo wieczór i noc przed Festag no to dla nich żniwa. I przy okazji właśnie dlatego mogły spać w pokoju jaki dzieliła z koleżanką. Tym sposobem trafiły do małego pokoiku z dwoma łóżkami, szafami i mnóstwem kobiecych ubrań i kosmetyków. Tam Olena musiała się z nimi pożegnać. Pokój właściwie wyglądał jak garderoba, przebieralnia i kosmetyczka gdzie dziewczyny mogły się przygotować do występu albo doprowadzić do porządku po. Łóżka były dość wąskie więc od biedy mogły się zmieścić dwie osoby trzy to już nie bardzo.

- To co siostrzyczki? Idziemy spać? Czy najpierw pozwolicie mi okazać swoją siostrzaną miłość? I musimy oblać ten skok! Udało się! - gdy już Ola poszła do swoich obowiązków Łasica objęła jednym ramieniem każdą ze swoich sióstr i tak zapytała kosmato coś jakoś chyba nie bardzo mając ochotę zgasić światło i pójść grzecznie spać. Zwłaszcza, że miały co świętować!




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Rynkowa; Karczma “Sierp i młot”
Czas: 2519.I.08; Festag (8/8); zmierzch
Warunki: gwar gości, ciepło, półmrok na zewnątrz jasno, sil.wiatr, gęsty śnieg, lodowato


Versana, Łasica, Brena, Dana



Przez to świętowanie i obfity w wydarzenia noc, wieczór i cały dzień to chyba by zaspały. Przecież miały co odsypiać. Właściwie odkąd wczoraj rano Nadja tak ochoczo i słodko zgłosiła się do służby w domu van Drasen to prawie non stop się coś działo. Zadzierzgnięcie wspólnych, siostrzanych więzów z Breną w łazience, szykowanie się do zboru, sam zbór. Potem spotkanie z Rose, wreszcie włam u Grubsona no i końcówkę w “Nocnej przygodzie” w pokoju Oleny. I właśnie Olena ich obudziła gdy wracała nad ranem. W samą porę by się zebrać do kolejnego dnia. Chociaż wcale nie było to takie łatwe.

- O, Ola… - powiedziała jeszcze mocno zaspana Łasica leniwie przecierając twarz palcami powiedziała jakby widok blondynki coś jej przypomniał. - To właśnie dla Ver jest ta peruka co gadałyśmy. To jak masz to możesz dać. - łotrzyca wskazała blondynce na czarnulkę jaka też właśnie przerabiała ten ciężki etap wstawania do kolejnego dnia. - I widzisz Ver to właśnie ta moja koleżanka co ci mówiłam, że może mieć te peruki. A w ogóle to Ola świetnie gra, tańczy, śpiewa, występuje no i nie stroni by poznawać się na zapleczu bliżej z publicznością za skromną opłatą. I nic nie jest tak pruderyjna by mieć coś przeciwko zaznajomieniu się ze ślicznotkami. Sama sprawdzałam. - niejako zareklamowała przyjaciółce wdzięki i talenty swojej blondwłosej koleżanki. Ta roześmiała się rozbawiona ale nie protestowała.

- Aha. To dla ciebie? No to chodź, przymierzysz sobie od razu. - Olena podeszła do jakiejś szafki, otwarła ją i wyjęła blond perukę. Nawet podobną do włosów jakie miała ona sama. Bo jak to w nocy zdradziła Łasica to blondynka miała w sobie sporą domieszkę kislevskiej krwi.

I jakoś w końcu się doprowadziły do pionu z drobną pomocą sympatycznej gospodyni. I wyszły na ten zimny i zaśnieżony świat zewnętrzny. Przynajmniej ten nocny sztorm się skończył. Ale dalej wiał silny wiatr a do tego z nieba sypało gęstym śniegiem. Więc chociaż nie było tak ekstremalnie jak w nocy to nadal było ostro. Szło się ciężko przez ten wiatr co wymiatał ulice z luźnego śniegu i rzucał nim w twarz tak samo jak tym co sypał z nieba. A widoczność była ograniczona może do jednego budynku dookoła. Dobrze, że wiedziały dokąd iść. I w tych porywach wiatru i śniegu weszły do “Sierpa i młota”.

Znów było przyjemnie wejść do środka. A tutaj gości było niewiele. W końcu to była pora gdy większość udawała się do świątyń oddać cześć dobrym bogom. Ale to niejako ułatwiało przeczesanie głównej sali w poszukiwaniu właściwej osoby. A znalezienie samotnie siedzącej, młodej łowczyni nie było takie trudne.

- To ona? Ładniutka. Myślisz, że cierpi na nadmiar samotności w tej dziczy? Mogłabym jej w tym pomóc jeśli by miała ochotę. - siostra o granatowych włosach szepnęła cicho do tej o czarnych gdy już zlokalizowały Danę. Ona ich zresztą też chociaż z całej trójki to tylko z Versaną rozmawiała wcześniej.

- Pochwalony. - przywitała się łowczyni gdy trójka kobiet dosiadła się do jej stołu. Tropicielka jadła swoje śniadanie z kaszą w roli głównej. No i matrwiła się tą pogodą. Trudno było myśleć o powrocie w las jak taka zamieć panowała na zewnątrz. A z powodu Grubsona z karlikami było u niej krucho. Może by uzbierała na kolejny nocleg. Albo by przeniosła się do któregoś pustostanu. Umiała sobie poradzić w przetrwaniu w dziczy to i tutaj by sobie poradziła. Z tego co mówiła jej sytuacja materialna od zeszłego tygodnia nie uległa zasadniczej poprawie.

- Jeśli to cię pocieszy to miał włamanie w magazynie. Podobno nieźle go obrobili. - Łasica powiedziała pocieszającym tonem. Tropicielka spojrzała na nią trochę zaskoczona.

- Tak? Dobrze mu tak. Ma za swoje. - mruknęła bez nienawiści ale było widać, że jakoś nie zasmuciła jej ta wiadomość.

- A jakaś kryjówka w lesie w pobliżu miasta… - zastanowiła się nad pytaniem Versany. To przykuło jej uwagę. W końcu stwierdziła, że jest. Nawet kilka. Właściwie to nawet całkiem sporo. Ot zależy co kto uważa za “kryjówkę” i “blisko”. To by Versana musiała doprecyzować czego potrzebuje. Jakaś dziupla w drzewie na drobiazgi czy coś wielkości ziemianki czy w ogóle kryjówka na długotrwałe zamieszkanie. No i blisko to kwadrans od miasta, godzina, czy pół dnia. Z tego co mówiła wydawało się, że dość dobrze zna okolicę poza murami miasta ale nawet nie bardzo miała jak wytłumaczyć co jest co komuś kto tam nie był. Musiałaby wziąć za rączkę i tam zaprowadzić. A z rana jak jeszcze było ciemno słyszała psy. A przez okno bez trudu rozpoznała obławę. Jakas grupka zbrojnych z psami. Była pewna, że kogoś szukali ale nie zaglądali do karczmy tylko poszli gdzieś dalej.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.I.08; Festag (8/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło na zewnątrz jasno, sztorm, zamieć, siar.mróz



Versana, Kamila, Madeleine, Annemette, Naji



No i znów się zgromadziły razem jak kilka dni temu. Tym razem Versana z Malcolmem zajechała by zabrać poetkę. Naji nie ukrywała, że gdyby po nią nie przyjechali to darowałaby sobie wyłazić w taki sztorm. Bo w połowie dnia sztorm wrócił z tą samą siłą co nocą. Wydawało się, że młode szlachcianki znalazły się u Kamili tylko dlatego, że i tak były na zewnątrz w świątyni. Więc i tak i tak musiały wsiąść do karoc i powozów by wracać. To już mogły podjechać na spotkanie na jakie były umówione. Ale było widać, że pogoda władcy zimy na każdej z nich odcisnęła piętno. Więc atmosfera i humor z początku niezbyt dopisywały. Chociaż gospodyni robiła co mogła by ratować sytuację. Gościom podano gorącą herbatę i ciasteczka no i w samej bibliotece przyjemnie się siedziałow wygodnych fotelach gdy od kominka było przyjemne, ożywcze ciepło. Właśnie takiej pogody obawiała się Dana dlatego od rana zwlekała z powrotem do siebie.

- A jak sprawy naszego teatru? - nieśmiało zagaiła Kamila jak tylko zapewniła, że goście mogą zostać tak długo jak tylko zechcą aby przeczekać ten sztorm od jakiego skrzypiały okna i okiennice.

- Ja poprosiłam Thomasa i wstępnie się zgodził. Myślę, że będziemy mogli się nieco dołożyć do tego funduszu. - pani von Ritter pozwoliła sobie zacząć od pierwszej dobrej wiadomości tego sztormowego południa. Co wywołało uśmiechy na pozostałych twarzach.

- Ja również poprosiłam papcia i się zgodził. Ale powiedział, że najpierw chciałby zobaczyć ten teatr na własne oczy. Obawia się, że to jakaś rudera co się rozpadnie przy mocniejszym wietrzyku i jakiś kant. - Kamila zgłosiła swój udział finansowy w tym przedsięwzięciu. Ale jednak z pewnym ojcowskim zastrzeżeniem.

- To chyba Versana miała znaleźć miejscówkę. - Nija całkiem chętnie racząca się burgundem z rżniętego szkła niedbale wskazała na siedzącą niedaleko czarnowłosą członkinię ich rodzącego się klubu miłośników sztuk teatralnych. Pozostała czwórka spojrzała pytająco na czarnowłosą wdowę.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Folwarczna; karczma “Czarny kot”
Czas: 2519.I.08; Festag (8/8); południe
Warunki: półmrok, gwar gości, ciepło na zewnątrz jasno, łag.wiatr, gęsty śnieg, mroźno


Versana i Łasica



- Jej no gdzie ona jest? Chyba nie przymarzła gdzieś do tej swojej kapliczki… - Łasica z roczarowaniem opuściła głowę gdy do środka wszedł kolejny gość i po raz kolejny nie była to tak przez nich wyczekiwana właścicielka bojowego młota o blond włosach.

Obawa nie była bezzasadna bo Ulryk dął dzisiaj na ten świat ile sił w boskich płucach. Strach było wychodzić na zewnątrz. Ale chociaż ten sztorm udało się Versanie przeczekać w rezydencji van Zee a teraz wyraźnie się uspokoiło. Po prostu padał śnieg. Ale dość gęsto sypał. Jak wiatr się uspokoił to chociaż ta zadymka się skończyła. No ale Louisa Kruger coś się nie pokazywała. Czyżby to przez tą pogodę? Właściwie to nie były umówione na jakąś konkretną porę. Ot jak sigmarytka kończyła oddawać cześć swojemu patronowi to wracała do “Kota”. A tam już na nią czekały dwie kultystki gotowe uatrakcyjnić jej odpoczynek w łóżku i nie tylko w łóżku. Tak naprawdę to było to dopiero ich trzecie spotkanie. Tydzień temu Louisa powitała ich przesłuchaniem ledwo siadła do stołu. A dw atygodnie Nadja udawała słodką kelnerkę a Versana kupca szukającego eskorty. A wydawało się to tak dawno temu. Jednak wówczas blond lwica jak ją czasem nazywała Łasica wracała jakoś mniej więcej w tą porę. Więc już powinna tu być. A coś nie było jej ani widać ani słychać.

- To póki jej nie ma… Obgadujemy tych kogo nie ma? - łotrzyca o granatowych włosach widząc, że nic nie poradzi czy ta ich ulubiona sigmarytka zaraz wejdzie czy nie zagaiła do przyjaciółki by jakoś urozmaicić im czas czekania.

- Jak było u jaśnie państwa? Wyrwałaś nam jakąś nową szlachciankę? Ale za jakąś fajną służącą też bym nie grymasiła. - zaczęła się wesoło i z przekorą dopytywać co się działo odkąd rozstały się rano po spotkaniu z Daną.

- A widziałaś wczoraj naszą Wiewióreczkę? I w nocy! Była wspaniała! Myślę, że ona się jeszcze rozkręci, ma do takich zabaw prawdziwy dryg. Tylko jeszcze brak jej wprawy i śmiałości. Ale wkrótce będzie naszą pełnoprawną siostrą i to prędzej niż później! - roześmiało się wesoło gdy widocznie znajomość z pokojówką Versany bardzo przypadła jej do gustu i wczorajszą noc, wieczór i dzień wspominała bardzo miło.

- A co myślisz o Rose? Widziałaś jak ją pytałam o siostrzeństwo? Właściwie to nie mówiła, że coś ma przeciwko co nie? Myślisz, że mogłaby zostać naszą siostrą? Zrobić sobie tam na dole węża i w ogóle? Jakby się udało to już by nas było cztery! - aż klasnęła w dłonie gdy zdradzała swoje nadzieje jakie miała co do tej nietuzinkowej pani kapitan jaką przez ostatnie dni poznały od prywatnej a nawet łóżkowej strony. Odwróciła głowę do wyjścia bo ktoś wszedł ale to znów nie była Louisa. Wyraźnie się już spóźniała.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.24; Festag (8/8); ranek
Warunki: jasno, ciepło, cisza na zewnątrz jasno, gęsty śnieg, sil.wiatr, lodowato



Sebastian



Ten cały Gustav nie umarł przez noc. Ale jak rano Sebastian wstał to nadal wyglądał na kogoś w ciężkim stanie. Miał bardzo nereguralny oddech. Jego pierś powoli unosiła się jakby ćwiczył głębokie wdechy a potem powoli opadała. Co kontrasotwało z tymi szybkimi, płytkimi oddechami z jakimi obie dziewczyny przyprowadziły go wczoraj. Miał mokre czoło jak od gorączki. Ale chociaż miał nieco wyżsżą temperaturę to trudno to było uznać za gorączkę. Zwłaszcza wywołującą takie poty. No i zapach wciąż bił od niego mało przyjemny. Widocznie trochę czasu minęło od ostatniej kąpieli.

Zmienił mu opatrunki a rany wyglądały dobrze. Nie wdało się w nie żadne zakażenie. Przy takim mrozie to nie było dziwne. Gdy w dzień obejrzał te rany uznał, że są świeże. Nawet nie zdążyły się zacząć goić. Musiał je otrzymać najdalej wczoraj. No i te otarcia. W dzień odkrył, że na kostkach też je ma. Tak jakby miał skrepowane ręce i nogi. I to tak raczej przez dłuższy czas bo te otarcia to był drobiazg. Ale musiały powstać już jakiś czas temu. Zdecydowanie wcześniej niż ta szarpana rana na łydce i postrzał na barku.

Gustaw nie odzyskiwał przytomności. A te dziewczyny co go wczoraj przyprowadziły jakoś nie przychodziły. Nie było wiadomo czy w ogóle przyjdą. W nocy był sztorm i zamieć śnieżna. Aż cały dom trzeszczał w posadach jakby gniew Ulryka miał go zmieść do samego morza. Ale i rano było niewiele lepiej. Wstał dzień to zrobiło się jaśniej. Ale wiatr chociaż nie był sztormowy to dalej zamiatał ulice powodując zadymkę. Nie zachęcało to za bardzo do opuszczania ogrzanego wnętrza domostwa.

W końcu usłyszał stukanie do drzwi zewnętrznych i jak otworzył do weszła jakaś kobieta. Wraz z nią wdarł się do środka śnieg smagany silnym wiatrem póki gospodarz nie zamknął drzwi. Dopiero gdy dziewczyna zaczeła zdejmować czapkę, szal i rozpięła zaśnieżone futro rozpoznał tą brunetkę co wczoraj u niego była.

- Pochwalony Sebastianie. Co za pogoda. Ktoś musiał nieźle rozgniewać bogów, że zesłali na nas taką pogodę. Tak kapłan dzisiaj mówił w świątyni. - powiedziała gdy odwieszała czapkę na wieszak. Wydwała się nieco zmęczona tym zmaganiem z tą zimową aurą jaka buszowała na zewnątrz.

- I jak on się czuje? Żyje? Nie wyglądał wczoraj zbyt dobrze. Bałam się, że nam umrze na rękach. - spojrzała nieco z obawą na drzwi do izby gdzie wczoraj z koleżanką zaniosła nieprzytomnego mężczyznę.

- On chyba ma kłopoty. Szukali go dzisiaj. Strażnicy. I jakieś podejrzane typy. Mieli psy i w ogóle. Ale mama z nimi rozmawiała a nic jej o nim nie powiedziałam. To ona im też nie. - powiedziała patrząc z obawą na młodego cyrulika.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Zbożowa; kryjówka Aarona
Czas: 2519.I.24; Festag (8/8); południe
Warunki: jasno, ciepło, cisza na zewnątrz jasno, gęsty śnieg, łag.wiatr, mroźno


- No wejdź, wejdź bo zimno wpuszczasz… - burknął zarośnięty kolega z kultu. Jakoś nie bardzo sprawiał wrażenie wykształconego magistra. Prędzej na jakiegoś włóczęgę. Aż trudno było uwierzyć, że ten łachmaniarz zna język klasyczny i włada sztuką tajemną. Na razie wpuścił gładko ogolonego kolegę do środka i zamknął za nim drzwi. W dzień robiło się gorzej i gorzej aż w końcu wiatr znów przybrał sztormową siłę i spuścił na miasto zamieć. Nie było co myśleć o wychodzeniu na zewnątrz bez absolutnej potrzeby. To było proszeniem się o kłopoty. Na szczęście Sebastian był dość luźno umówiony z Aaronem to nic się nie stało jak przyszedł w samo południe czy trochę przed albo po. Akurat jak ten sztorm się skończył i zrobiło się na zewnątrz snośniej.

- No. Widzisz? Nie zapomniałem. Wziąłem się za to. A ty? Masz ten rum? Obiecałeś, że przyniesiesz. Akurat mnie suszy. Dziabnąłbym coś. - powiedział prowadząc gościa do głównej izby a potem do kuchni. Tylko tutaj było całkiem ciepło bo w piecu było porządnie napalone. W kuchni było chyba całe minimum do życia potrzebne Aaronowi. Łóżko, stłół, resztki po jedzeniu no i oczywiście puste butelki. Któraś nawet wpadła mu pod nogi to ją kopnął bez większego zastanowienia. Ale jednak na tym stole była otwarta księga jaką wczoraj dostał od cyrulika. I nawet jakieś kartki już zapisane ręcznie. Trochę był kłopot z drugim wolnym krzesłem to gospodarz złapał jakiś gar jaki zajmował to krzesło i po chwili zastanowienia co z nim zrobić postawił go na podłogę i nogą wsunął pod stół.

- Wybacz. Rzadko mam gości. - powiedział przepraszającym tonem po czym wskazał na właśnie zwolnione krzesło. - To co? Gość w dom to szkło na stół co? - zaśmiał się trochę nerwowo i podszedł do kredensu. Tam chwilę oglądał kubki szukając chyba czegoś czystego. Coś znalazł bo z nim wrócił do stołu i postawił go przed gościem. Po czym nalał czegoś o barwie i zapachu wiśniowej nalewki.

- Napij się. Dobrze ci zrobi na taki mróz. Rozgrzewa. - poradził przyjaźnie i sam zademonstrował jak się pije wychylając ze swojej szklanki z połowę jej zawartości za jednym zamachem.





- A to… - gospodarz wskazał sękatą grabą na otwartą księgę. Po czym poczochrał się po czuprynie. Widocznie nie pomogło bo podobnie podrapał się po brodzie. - To trudne. Mądry język. Dawno takiego nie używałem. Od Kolegium. I dużo tego. Sam zobacz. Przecież nie będę tego pisał od nowa litera w literę co? To by z rok zajęło. Zrobię ci taki konspekt dobra? Taki skrót. Jak coś cię będzie bardziej interesować to najwyżej się to sprawdzi z oryginałem. Tak będzie szybciej. Taki konspekt to może uda się w tydzień zrobić. Jak dobrze pójdzie. - Aaron mimo mało przyjemnej dla oka aparycji zarośniętego dzikusa jak chciał potrafił się wyrażać jak człowiek wykształcony na wysokich szkołach. Ale z ilością materiału miał rację. Tłumaczenie słowo w słowo byłoby tożsame z przepisaniem księgi na nowo. To mogło zając całe miesiące.

- A właściwie po co ci ta księga? Co z niej chcesz wyciągnąć? To mi łatwiej będzie tłumaczyć jak będę wiedział czego szukać. - wskazał na otwartą księgę jaka była otwarta na początkowych stronach. I do końca była jeszcze cała cegła nieruszonych kartek.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline