Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2021, 21:43   #51
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Brunatna uznała widać, że krzyki niosące się od odległego o dobrych kilkaset metrów klasztoru nie mogą wpłynąć na jej plany, bo ruszyła w gęstwinę wkrótce znikając pozostałym z widoku. Nawet chaszcze swoim ruchem nie wskazywały miejsca, gdzie może się ona w danej chwili znajdować. Las, sądząc po sprawności z którą się poruszała, musiał być jej drugim domem.

Semen nie poszedł w jej ślady tylko dla tego, że wiedział, iż nie jest w stanie tak sprawnie skryć się wśród paproci. Nie mniej jednak nie miał zamiaru wyłazić na pustą przestrzeń, wystawiać się na ewentualny strzał potencjalnie skrytym za murami kusznikom. Wolał z tyłu obserować poczynania innych „zwiadowców”. Bombastus świadom tego, że w skrytym podejściu żaden z niego pożytek, postanowił iść w jego ślady. Obaj stanęli na skraju lasu z gęstwiny podziwiając ostrożnie ruszającego Svena, Doriana i Brigit. Ci ruszyli skrajem traktu wiodącego prosto przez mały drewniany mostek, jak z łuku strzelił na klasztorne podgrodzie i widoczną wyraźnie bramę. Przez chwilę. Później Brigit i Sven, jako autochtoni, przejęli przywództwo idąc skrycie opłotkami pola Mathiasa Rabe, ogrodem Matyldy Ohmann i pod płotem Dressmanów i „Trzeciego” Karla. Tak dotarli na czworakach niemal do samej bramy skryci przy żywopłocie, okryci pasmami porannej mgły i snujących się jeszcze po pogorzelisku dymów. Wystarczająco blisko by ujrzeć dziedziniec.

Miejsce kaźni.

Sven był klasztoru najbliżej, wiedziony nie tyle zdrożną ciekawością a troską o swoich bliskich. Przez to pierwszy dojrzał prowizoryczną, uczynioną z drewnianego szkieletu dla winorośli okalającej dziedziniec klasztorny, szubienicę. Szubienicę na której wisiało społem kilkoro wieśniaków i dwóch zbrojnych. Sven zamarł widząc skrępowane z rękoma z tyłu, stojące na palcach walcząc o każdy oddech, postaci. Nawet z takiej odległości nie mógł ich pomylić z kimkolwiek innym. Thomas i Gunter, jego synalkowie, ledwie niedorostki. Zawsze pierwsze w wiosce do bitki i wszelkiej innej psoty. Zawsze zadzierżyste, kolczaste, przekorne i niepokorne. Ale kochane. Jego. Teraz jednak wylękłe, spłakane. Bezradne i pewne niemal śmierci. Tak jak i kilkoro innych dzieciaków. Wszystkich ich znał Sven, młokosów którzy psotami nie raz dali mu się we znaki. Teraz jednak serce rwało się mu z piersi by ich ocalić. Albo choć Thomasa i Guntera. Dwaj zbrojni byli ludźmi Lorda Jonasa. Ich profesje i barwy można było wyczytać po pancerzach, jakach, pustych jaszczurach wiszących u pasa i poszarpanych, znaczonych świeżymi ranami skórzniach z trzema czarnymi orłami - znakami tego komu służyli. Nie mieli oni prawa przyjść dzieciakom z odsieczą bo jak i one spętani z rękoma za plecami i powrozami na szyjach wisieli z desperacją walcząc o każdy oddech. Do płotu stało uwiązanych pięć wierzchowców. Trzy ciała w barwach Lorda Jonasa wskazywały na to, że zbirom bawiącym się na dziedzińcu z oddziału „pościgowego” nie umknął nikt.

Siedzieli rozwaleni na pozdejmowanych z koni siodłach, wyraźnie pewni swego. Było ich co najmniej ośmiu, bo tyle siodeł zwalili pod ścianą. Choć tylko połowa ich zajęta była przez siedzących na nich siepaczy. A ci sprawiali wrażenie wyraźnie rozluźnionych i pewnych siebie. Uzbrojeni jak najlepszy komunik najemniczy: w kolcze pancerze pamiętające lepsze czasy, z tarczami, mieczami i długimi nożami. Zatknięte za pasem buławy i oparte o łęk siodła topory dopełniały obrazu. I czarne płaszcze z purpurową kometą o dwu ogonach. Sigmaryccy słudzy. Wołali do kogoś, kogo przez rozwartą na oścież bramę widać nie było, gdzieś za krużganek dziedzińca, do ogrodów. Z tamtąd też dochodził krzyk. Krzyk błagalny. Przejmujący. Pełen cierpienia i boleści.

- Litości!!!! Błagam, zmiłujcie się!!!!

Krzyk, który spłoszył żerujące na padlinie wrony i kruki.

***


Semen i Bombastus skryci na skraju gęstwiny obserwowali z odległości Doriana, Svena i Brigit, którzy skradali się do klasztornej bramy idąc opłotkami spalonej osady. W końcu stracili ich z widoku i jedynie domyślali się, gdzie mogą się znajdować.

Trwało to wystarczająco długo, by Semen poszukał zwalonego konaru i siadł na nim spokojnie czekając na rozwój sytuacji. I pewnie siedział by tak długo, gdyby nie zwróciły jego uwagi nagle zrywające się na skraju osady kruki. W miejscu, gdzie nie miało prawa być Doriana, Brigit i Svena…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline